Egipt: wybory bez wyboru

Zwycięzca zaczynających się w poniedziałek wyborów prezydenckich znany był jeszcze zanim zostały one ogłoszone. To panujący od czterech lat Abdel Fatah el-Sissi. Niewiadomą jest tylko frekwencja i to, czy Sissi zbliży się do osiągniętego w 2014 roku wyniku prawie 97 proc. głosów.

24.03.2018

Czyta się kilka minut

Prezydent Egiptu Abdel Fatah el-Sissi, grudzień 2017 r. / Fot.  Khaled DESOUKI / AFP/EAST NEWS
Prezydent Egiptu Abdel Fatah el-Sissi, grudzień 2017 r. / Fot. Khaled DESOUKI / AFP/EAST NEWS

W 2014 roku 64-letni marszałek polny Sissi wygrał wybory prezydenckie, ale rzeczywistą władzę sprawował już od lata roku 2013, kiedy to stanął na czele zbrojnego puczu, który obalił pierwszego prezydenta Egiptu, wybranego w wolnych wyborach Mohammeda Mursiego. A w zasadzie Sissi rządził już od 2011 roku, kiedy w wyniku ulicznej rewolucji w Kairze i Arabskiej Wiosny, która przetoczyła się przez cały Maghreb i Bliski Wschód, odsunięty od władzy został panujący od 1981 roku dyktator Hosni Mubarak. Sissi zasiadał wówczas w Najwyższej Radzie Sił Zbrojnych, która przejęła kontrolę nad krajem i rządziła do zwycięskich dla Mursiego wyborów prezydenckich w 2012 roku. Potem Sissi był u niego ministrem obrony, a po obaleniu Mursiego przejął całą władzę w państwie i zdusił oraz zdeptał wszystko, co wyrosło w rewolucyjnych czasach Arabskiej Wiosny.

Wiosny już nie ma

Rozpoczynające się w poniedziałek wybory (potrwają do środy) najlepiej pokazują, jak niewiele zostało z Arabskiej Wiosny sprzed siedmiu lat, która natchnęła Bliski Wschód nadzieją, że tyranię i tam uda się zastąpić demokracją. Zamiast wolności zatriumfowały przemoc i zniszczenie. Wojny domowe w Libii, Syrii i Jemenie przemieniły te kraje w państwa upadłe, zawłaszczone przez wszelkiej maści fanatyków i pospolitych przestępców, przemytników i handlarzy żywym towarem. Rozgorzały na nowo stare waśnie między Arabią Saudyjską, Iranem i Turcją. Tylko w Maroku i Tunezji zapanowała może większa swoboda.

W Egipcie po dyktaturze Hosniego Mubaraka przeprowadzono wolne wybory, a w ich wyniku stery państwa przejęli Mohammed Mursi i jego Bracia Muzułmanie. Wystarczył rok, a na kairskich ulicach doszło do nowej rewolucji, tym razem wymierzonej w Mursiego i wspierających go muzułmańskich radykałów. Do akcji, przy aplauzie ulicy, znów wkroczyło wojska i zapanowała tyrania Abdel Fataha el-Sissiego. 

Wojskowi rządzą Egiptem nieprzerwanie od rewolucji Wolnych Oficerów z 1952 roku, kiedy Gamal Abdel Nasser z towarzyszami obalił króla Faruka, a monarchię zastąpił republiką. Po śmierci Nassera nastał Anwar Sadat, a gdy ten został zabity w zamachu w 1981 roku, przyszła kolej na Hosniego Mubaraka. Wszyscy byli oficerami, a przejąwszy władzę zamiast mundurów nosili czasem garnitury. Żaden jednak z wojskowych dyktatorów Egiptu nie rządził tak surowo i tak zupełnie nie zawracając sobie głowy pozorami jak Sissi.


STRONA ŚWIATA – czytaj analizy i reportaże Wojciecha Jagielskiego w specjalnym serwisie „Tygodnika Powszechnego” >>>


Arabska Wiosna dla niego nie była żadną rewolucją, lecz rokoszem, awanturą, wywołaną przez „wrogie siły z zagranicy”, by zaszkodzić Egiptowi, osłabić świat arabski i muzułmański. Była przekleństwem, które pogrążyło Egipt w bałaganie, zamachach bombowych, przemocy i biedzie. Za swoje najważniejsze zadanie egipski prezydent uważa zaprowadzenie nowego porządku i zapewnienie, by nikt więcej już mu nie zagroził. W siódmą rocznicę Arabskiej Wiosny pochodzący z Kairu Sissi zapowiedział: „Nigdy do czegoś podobnego nie dopuszczę. To, co się zdarzyło siedem lat temu nigdy się już nie powtórzy. Ostrzegam! Ci, którzy mimo to mieliby ochotę zagrozić bezpieczeństwu Egiptu, najwyraźniej mnie nie znają. Prędzej zginę niż na to pozwolę. Boję się tylko Najwyższego! I nie jestem jednym z polityków, którzy tylko potrafią mielić jęzorem”.

Odkąd stanął na czele państwa powtarza, że wolności i demokracja muszą ustąpić pierwszeństwa porządkowi, stabilizacji i gospodarce. I będzie tak, póki nie naprawi tego wszystkiego, co zepsuła Arabska Wiosna. Jej przywódcy gniją dziś w więzieniach. Podobnie jak zdelegalizowani Bracia Muzułmanie. I Mursi, wyniesiony przez kairską rewolucję do godności prezydenta. Odkąd nastał Sissi za kratki trafiło ponad 60 tysięcy ludzi. Wyszedł za to z więzienia, wtrącony tam przez rewolucjonistów Hosni Mubarak. Został oczyszczony ze wszystkich zarzutów i 90 urodziny będzie świętował w maju na spokojnej, politycznej emeryturze. Sissi uważa, że ulegając Zachodowi i dopuszczając innych pretendentów do wyborów w 2005 roku, Mubarak niepotrzebnie okazał słabość czy rozzuchwalił opozycję, która sześć lat później go obaliła.

Sissi z żadną opozycją patyczkować się nie zamierza. Uliczne demonstracje są zakazane. Wojsko i tajna policja nieprzerwanie pacyfikują wioski w północnej części półwyspu Synaj, gdzie według komunikatów rządowych mają swoje kryjówki mudżahedini z Państwa Islamskiego i bojówki zdelegalizowanych Braci Muzułmanów. Urzędnicy i tajna policja zastraszyli i zakneblowali dziennikarzy, związali ręce pozarządowym organizacjom, wspierającym demokrację, swobody obywatelskiej i prawa człowieka. Na początku marca w Al-Alamejn prezydent zapowiedział, że jako zdrada państwa będą karane dziennikarskie artykuły i audycje, które zostaną uznane za szkalujące lub obraźliwe dla wojska i policji. A prokurator generalny Nabil Sadik zamierza stawiać przed sądem miejscowych i zagranicznych dziennikarzy za rozpowszechnianie wiadomości nieprawdziwych oraz szkodzących reputacji Egiptu i jego interesom. Pod koniec lutego prokuratura wszczęła też śledztwo wobec kilkunastu opozycyjnych polityków i prawie dwustu działaczy praw człowieka i postaci znanych z życia publicznego, którzy wezwali do bojkotu marcowych wyborów. Grozi im oskarżenie o zdradę państwa i próbę obalenia prawowitych władz.

Rywale się wycofują

Zwykle skłócona egipska opozycja zgodnie wezwała do bojkotu prezydenckiej elekcji, kiedy okazało się, że żaden przeciwnik panującego przywódcy nie zostanie do niej dopuszczony. Jeszcze pod koniec zeszłego roku, zanim nawet ustalono datę wyborów, aresztowany i skazany na sześć lat więzienia został płk Ahmed Konsowa za to, że zapowiedział udział w wyborach prezydenckich, nie pytając dowództwa armii o zgodę. W styczniu, za to samo aresztowany został były szef sztabu armii egipskiej, generał-major Sami Anan.

Siedemdziesięcioletni Anan był zastępcą Sissiego w Najwyższej Radzie Sił Zbrojnych, która rządziła Egiptem po upadku Mubaraka i uważany był za potencjalnie najgroźniejszego rywala w marcowych wyborach. Zaraz po aresztowaniu Anana, z udziału w wyborach wycofał się były premier (u Mubaraka) i były generał lotnictwa 76-letni Ahmed Szafik. Zamiar uczestniczenia w walce o prezydenturę zgłosił w Dubaju, gdzie mieszka. Natychmiast został deportowany do Kairu przez władze sprzymierzonych z Egiptem Zjednoczonych Emiratów Arabskich, a w egipskiej stolicy, po nocnej rozmowie z przedstawicielami miejscowego rządu, Szefik, który w 2012 roku przegrał z Mursim o niespełna milion głosów (ludność Egiptu przekroczyła sto milionów), rozmyślił się i oznajmił, że nie nadaje się jednak na prezydenta.

Zaraz po nim wycofał się lewicowy działacz praw człowieka i adwokat, 45-letni Chalid Ali. W 2012 roku też walczył o prezydenturę, ale nie zdobył nawet procenta głosów. Tym razem wycofał się, uznając, że wobec stronniczości władz wybory będą zwykłą farsą. I tak zapewne nie zostałby do nich dopuszczony ponieważ w zeszłym roku został skazany na trzy miesiące za „nieobyczajne zachowanie”. Poszło o środkowy palec, jaki pokazał przedstawicielom władz po wygranym z nimi procesie o oddanie Arabii Saudyjskiej dwóch wysp, zamykających wejście do czerwonomorskiej Zatoki Akaba. Mimo przegranego procesu, rząd i tak oddał wyspy Saudyjczykom.

Po Alim, z identycznych powodów, wycofał się Mohammed Anwar Sadat, krewny byłego prezydenta, o którym mówi się, że teraz i tak zamierzał jedynie zdobyć rozgłos, a o władzę zechce powalczyć dopiero w 2022 roku, kiedy Sissiemu skończy się druga i ostatnia kadencja. Przyszłe plany Sadata też mogą spalić na panewce, bo już dziś w Kairze głośno mówi się o tym, że po reelekcji Sissiego jego zwolennicy w parlamencie wykreślą z konstytucji zapis ograniczający prezydenckie kadencje. 

Wreszcie w lutym aresztowany został ostatni z możliwych, poważnych kandydatów, 66-letni Abdel Moneim Abul Fotuh, muzułmański konserwatysta, bliski Braciom Muzułmanom, który w 2012 roku, w pierwszej turze wyborów zdobył prawie jedną piątą głosów. Teraz został aresztowany i oskarżony o knucie antyrządowego spisku z Braćmi Muzułmanami i o terroryzm. Fotuh został aresztowany zaraz po tym, jak z Kairu wyjechał szef amerykańskiej dyplomacji Rex Tillerson, który uczulał Sissiego, że Waszyngton przywiązuje wielkie znacznie do uczciwych wyborów i przestrzegania demokracji.

Równy chłop i przyzwoitka

Ledwie jednak Tillerson wrócił z bliskowschodniej i afrykańskiej podróży do Waszyngtonu, a został wyrzucony z pracy przez prezydenta Donalda Trumpa, który nazywa Sissiego „równym chłopem” i zaprasza go do Białego Domu (Obama nigdy go tam nie wpuścił). Trump nie zaprząta sobie głowy zaprowadzaniem demokracji w Afryce czy w świecie arabskim i podobnie jak Sissi uważa, że w tej części świata najważniejsze są stabilizacja i porządek. Nie obawiając się krytyki ani sankcji ze strony Zachodu (od 1979 roku, gdy Egipt zawarł wynegocjowany przez Amerykanów pokój z Izraelem, same USA co roku udzielają Egiptowi 1,3 mld dolarów pomocy), Sissi postanowił nie dopuścić do wyborów żadnych rywali, żeby jasno dać do zrozumienia Egipcjanom i opozycji, że dla obecnej władzy w Kairze nie ma i w najbliższych latach nie będzie po prostu alternatywy. Nikt nie powinien mieć co do tego żadnych złudzeń.

Zdając sobie jednak sprawę z przewrażliwienia Zachodu na punkcie pozorów demokracji, Sissi zdecydował się na ustępstwo i na kwadrans przed upływem terminu rejestracji kandydatów do wyborów, zapisano do nich jednego, jedynego rywala, nikomu szerzej nieznanego Musę Mustafę Musę, przywódcę niewielkiego partii „Jutro”, która dotychczas zbierała podpisy pod listami poparcia dla Sissiego. Egipcjanie, przynajmniej ci, którzy interesują się wyborami, wciąż zachodzą w głowę, jak Musie udało się w jeden tydzień zebrać 47 tys. podpisów wyborców, popierających jego kandydaturę (ordynacja nakłada na każdego kandydata na prezydenta zebranie co najmniej 25 tys. podpisów, przy czym co najmniej po tysiąc w 15 z 29 egipski prowincji) skoro cała jego partia liczy niewiele ponad 40 tys. członków. Tym bardziej, że na pierwszy wiec wyborczy Musy w Kairze na początku marca nie przyszedł nikt poza garstką dziennikarzy. Na drugi, w połowie marca, przyszło około trzydziestu ludzi. Musa nie urządza konferencji prasowych, nie korzysta z czasu, przysługującego mu na antenie rządowej telewizji, odmówił nawet udziału w debacie z prezydentem, tłumacząc, że sprzeciwianie się i publiczne krytykowanie przywódcy państwa byłoby czymś wysoce niestosownym. Wszystko to utwierdza Egipcjan w przekonaniu, że Musa zgodził się pełnić w wyborach rolę przyzwoitki, mającej uwiarygodnić wygraną Sissiego.

Dawaj Sissi

Niewiadomą pozostała tylko frekwencja, ale i o to troszczą się zwolennicy Sissiego. Rządowa telewizja przekonuje, że udział w wyborach jest nakazem religijnym, a absencja – aktem zdrady. Rządowe gazety agitują do wyborów, twierdząc, że nie zagłosują w nich tylko tchórze i zdrajcy. W 2014 roku frekwencja wyborcza wyniosła 47 proc. Podobny wynik i teraz zadowoliłby Sissiego.

W Kairze, czerwonomorskim el-Khusseir i w Asuanie ulice miast udekorowane są wyłącznie plakatami Sissiego. „Jalla! Sissi! Jalla!” („Dawaj! Sissi! Dawaj!”) – zagrzewają do walki kolorowe hasła pod fotografiami prezydenta. Poza oficjalnymi wystąpieniami z okazji państwowych uroczystości, Sissi kampanii wyborczej w zasadzie nie prowadzi. Nie musi. Ludzie go popierają. Wygrałby wybory nawet gdyby dopuścił do nich rywali. Egipcjanie wierzą mu, że zwalczy rodzimych muzułmańskich fanatyków i dżihadystów, którzy z Syrii i Iraku przekradli się ponoć na półwysep Synaj. W 2015 roku zestrzelili tam rosyjski samolot wiozący turystów z wakacji w Szarm el-Szejk. Zginęło 224 ludzi, a turystyka, jeden z filarów gospodarki, dopiero teraz zaczyna się podnosić po tamtym ciosie. W listopadzie mudżahedini z Państwa Islamskiego napadli na Synaju na suficki meczet i wymordowali ponad 300 wiernych. Odkąd nastał Sissi, w Egipcie doszło do ponad półtora tysiąca ataków partyzanckich i terrorystycznych zamachów.

Kto wie, czy nie trudniejszym i niewdzięczniejszym zadaniem jest dla Sissiego przywracanie do życia egipskiej gospodarki. Dwa lata temu dostał z Międzynarodowego Funduszu Walutowego 12 miliardów dolarów pożyczki. W zamian za to musiał wycofać się z obowiązujących od lat dotacji do cen podstawowych towarów, zgodzić się na płynny kurs egipskiego funta, wprowadzić oszczędności w budżecie, podatek od towarów i usług. Ekonomiści twierdzą, że gospodarka już złapała oddech, ale zanim nastąpi odczuwalna dla ludzi poprawa, muszą ścierpieć drożyznę, inflację i bezrobocie, dokuczliwe zwłaszcza wśród ludzi młodych. Bolesne reformy sprawiły, że wielu Egipcjan narzeka, że żyje im się dziś biedniej niż kiedy wybierali sobie Sissiego na prezydenta. Przeprowadzony w połowie pierwszej czterolatki sondaż pokazał, że poparcie dla prezydenta z prawie stuprocentowego spadło poniżej siedemdziesięciu procent. Kolejnych sondaży już nie przeprowadzono.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej