Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Za nami 12 miesięcy fatalnych dla złotego, który tak słaby nie był od prawie sześciu lat, i to mimo świetnych wyników naszej gospodarki. Za wielkiego przegranego uważa się szefa NBP Adama Glapińskiego, na którego spadła zasłużona krytyka za lekceważenie sygnałów o rozpędzającej się inflacji i podporządkowanie banku centralnego politycznym celom rządu – choć prezes desperacko broni wersji, że nie mógł skuteczniej zapobiec tak szybkiemu wzrostowi cen.
Największymi przegranymi są jednak obywatele. I ci, których dobijająca do 8 proc. inflacja zmusiła już do skromniejszych zakupów, oszczędzania prądu oraz niedogrzewania domów, i ci, którym jedynie uszczknęła kawałek uczciwie wypracowanej podwyżki. Rządowe opowieści o płacach, które wciąż rosną szybciej od inflacji, mijają się z realiami życia milionów Polaków, którzy w 2021 r. podwyżki widzieli tylko w Wiadomościach TVP. Jeszcze gorsza jest arogancka narracja z gatunku „a przecież mógł zabić”, na dodatek z krótkim terminem przydatności, bo ostatnie podwyżki stóp procentowych mogą nie wystarczyć do powstrzymania inflacji, którą podsyci teraz skok cen prądu i gazu. Odczujemy je za to w coraz wyższych ratach kredytów.
2022 r. dla wielu z nas będzie zatem rokiem zaciskania pasa, choć rząd i NBP zapewne będą nas nadal przekonywać, że ciśnie nas tam z przejedzenia.©℗