Dzień po końcu świata

Joanna Rajkowska zajmuje się miejscami, gdzie została zakodowana pamięć, której nie dostrzegamy lub wypieramy. Stara się ten brak przekuć w namacalną obecność.

31.05.2021

Czyta się kilka minut

Instalacja Joanny Rajkowskiej „Rhizopolis” w Zachęcie / ANNA ZAGODZKA / CC BY-SA
Instalacja Joanny Rajkowskiej „Rhizopolis” w Zachęcie / ANNA ZAGODZKA / CC BY-SA

W sali panuje półmrok. Dopiero po chwili można dostrzec, że większość pomieszczenia zajmują korzenie drzew – są bezpośrednio nad głowami zwiedzających, a podłoga została wysypana ziemią. Wszystko jest tu fizycznie namacalne: skrzypiące pod butami podłoże, unoszący się zapach. Bez problemu można dotknąć korzeni. Znaleźliśmy się w świecie bez słońca, widoku nieba, wiatru.

Warszawska Zachęta pokazuje najnowszą pracę Joanny Rajkowskiej ­„Rhizopolis”. Artystka zaprosiła widzów do świata po katastrofie klimatycznej. Do rzeczywistości, która – co uświadamia pandemia COVID-19 – staje się coraz bardziej realna.

Wkraczając w miejską przestrzeń

W 2002 r. w samym centrum Warszawy, na skrzyżowaniu Alej Jerozolimskich z Nowym Światem, Rajkowska ustawiła sztuczną palmę. Jej widok zaskakiwał, budził zdumienie. W innym miejscu ta palma nie zostałaby nawet zauważona – przestrzeń ówczesnych miast była nieustannie zawłaszczana przez reklamy, czasami przedziwne. Jednak stanęła w jednym z najbardziej prestiżowych miejsc w stolicy.

Sztuczność plastikowego drzewa połączona z tytułem pracy – „Pozdrowienia z Alej Jerozolimskich” – sprawiły, że dzieło Rajkowskiej mogło się kojarzyć z popularnymi, sztampowymi kartkami pocztowymi wysyłanymi z jakiegoś odległego kraju. Narzucało się pytanie: po co ją ustawiono? Palma nie pełniła przecież żadnej użytkowej funkcji. Niczego nie reklamowała, do niczego nie zachęcała. Była tylko sztucznym drzewem ustawionym w środku wielkiego miasta. Owszem, w zamierzeniu artystki przywoływała dawno wypartą pamięć o XVIII-wiecznej żydowskiej osadzie, do której prowadziła ta droga. Ale bezinteresowność pracy budziła niepokój, skłaniała do stawiania pytań.

Szybko też inni zaczęli palmie przypisywać własne znaczenia. Za swoją uznały ją pielęgniarki strajkujące przed siedzibą premiera w 2007 r. W 2011 r. zawieszono na niej kefiję – przypominając o konflikcie palestyńsko-izraelskim. W kolejnym roku wykorzystali ją anarchiści, protestując przeciw skrajnej komercjalizacji mistrzostw świata w piłce nożnej. Palma przenosiła się w centrum wydarzeń, tego, co tu i teraz.

Pięć lat później w Warszawie, na placu Grzybowskim, przy jednym z najważniejszych stołecznych kościołów, Wszystkich Świętych, przy synagodze i ostatnich pozostałościach zabudowy warszawskiego getta, ale też nowoczesnych biurach i PRL-owskich blokach artystka stworzyła sztuczny staw. W przestrzeni naznaczonej przeszłością, także trudną – to przy tym kościele działała antysemicka księgarnia Antyk – a jednocześnie pozbawionej tożsamości. „Dotleniacz”, jak staw nazwała artystka, stał się miejscem ważnym dla okolicznych mieszkańców. Uznali go za swój: tu spotykali się i odpoczywali. A potem wystąpili – nieskutecznie niestety – w obronie pracy artystki, gdy władze miasta postanowiły po swojemu zrewitalizować plac.

Zaufanie, nieufność

„Pozdrowienia z Alej Jerozolimskich” i „Dotleniacz” przestały być traktowane jako projekt autorski. Zostały przejęte, uznane za własność społeczną. Sama Rajkowska podkreślała: „Wiedziałam, że wchodząc w przestrzeń publiczną będę miała do czynienia z bogactwem kontekstów, milionem narracji, konfliktów, wizji. Próba wprowadzenia w to bogactwo jeszcze jednego wątku, jeszcze jednego znaczenia to działanie skazane na porażkę. Jedyne, co mogłam zrobić, to zaproponować pewną ramę, wewnątrz której ludzie sami usytuowaliby własne narracje”.

Podobnie oswojone zostało „Pisklę” – rzeźba ustawiona w 2019 r. w londyńskim Regents Park. To wielkie jajo ptaka, kosa, o niebieskawym kolorze skorupy. Praca emituje dźwięki wykluwającego się pisklęcia. Można usłyszeć początki nowego, bezbronnego życia: bicie serca, ćwierkanie, wreszcie uderzanie dziobem w skorupę. A cała powierzchnia rzeźby wibruje, co dodatkowo podkreśla jej delikatność. „Pisklę” przypomina o kruchości istnienia, ale też o obecności innych: ptaków, które mieszkają z nami w miastach, o czym często zapominamy.

Nie wszystkie projekty w przestrzeni publicznej udało się artystce zrealizować. Taki los spotkał projekt „Wulkan Umeå”, czyli budowę w szwedzkim miasteczku w 2006 r. 15-metrowego stożkowego wzniesienia. Ta dominująca w kraj­obrazie konstrukcja miała stać się miejscem lokalnych spotkań, przełamywania izolacji i budowania wspólnoty. Została jednak odrzucona przez mieszkańców. Projekt wywołał konflikt, ujawnił lęki i obawy.

Nie udał się również projekt przygotowany dla Poznania. Rajkowska chciała w przestrzeń miasta wprowadzić element dobrze znany z Bliskiego Wschodu, ale tu nieobecny, chociaż społeczność muzułmańska żyje w tym mieście – nadać nieczynnemu już kominowi dawnej fabryki papieru kształt minaretu. Zamysł wywołał ostre spory. „Minaret” pokazał, jak trudno uzyskać zgodę na obecność w przestrzeni publicznej mniejszości, zwłaszcza tak odmiennej.

Pod znakiem zapytania stała wreszcie realizacja nowego pomysłu – kolejne „Pisklę”, tym razem wielkie jajo szpaka, błękitne, w czarno-purpurowe plamki, które ma się znaleźć na tzw. placu pięciu rogów w Warszawie, czyli u zbiegu ulic Chmielnej, Szpitalnej i Brackiej (obecnie jest tam wytyczany plac). Ostatecznie wojewódzki konserwator wyraził zgodę na ustawienie tam rzeźby Joanny Rajkowskiej.

Spotkania

Joanna Rajkowska podkreśla, że zajmuje się miejscami, gdzie została zakodowana pamięć, której nie dostrzegamy lub wypieramy. Artystka stara się ten brak przekuć w obecność. Powstają prace-powidoki, w których pamięć uruchamia „obraz, nakładając nań marzenia o czymś, co mogłoby się wydarzyć, klisze innych obrazów i sytuacji”.

„Pozdrowienia z Alej Jerozolimskich” czy „Dotleniacz” zaważyły na odbiorze publicznym artystki. Jednak jej twórczość jest znacznie bardziej różnorodna. Warto pamiętać chociażby o pracach z lat 90. dotykających problematyki ciała. Jest też autorką bardzo osobistych, wręcz intymnych dzieł, jak „Urodzona w Berlinie” z 2012 r. – filmu o powolnym wrastaniu w miasto, w którym zamieszkała. O ciąży z towarzyszącą jej radością, ale też niepewnością, wreszcie o narodzinach dziecka. Chwili szczęścia i dramatu – u małej Rosy zdiagnozowano nowotwór oczu. Wreszcie walki – jej, artystki, ale też emigrantki – o leczenie córki w stolicy Niemiec.


Czytaj także: Piotr Kosiewski: Palma w środku miasta


Dwa lata później powstała inna praca wideo „Mój ojciec nigdy mnie tak nie dotykał” – dotycząca relacji rodzinnych. Jak podkreśla Joanna Rajkowska, w pewnym momencie sobie uzmysłowiła, że nie zna dotyku własnego ojca, jego rąk, temperatury ciała. I nie będzie mogła o nich wspominać, gdy kiedyś ojca zabraknie. Zorganizowała zatem spotkanie, na którym powoli, cierpliwie się dotykają. Niczym osoby niewidome artystka i jej ojciec za pomocą rąk poznali swoje ciała, rysy twarzy, napięcia mięśni, sprężystość skóry. Po latach wrócili do sytuacji, która powinna zaistnieć w dzieciństwie.

Przed końcem

Rajkowska od dawna zwraca uwagę na problemy klimatyczne. W 2017 r. przed Teatrem Powszechnym w Warszawie ustawiła instalację „Ja do waszego nieba nie wejdę”. Z korzeni wyciętych drzew powstał monumentalny mur-barykada. Praca była odpowiedzią na tzw. lex Szyszko – protestem, ale też przypominała o skali zniszczeń i bezsilności wobec działań rządzących. Zwracała uwagę na działania, które przybliżają nas do katastrofy ekologicznej.

Instalacja „Rhizopolis” w Zachęcie pokazuje rzeczywistość, w której ona się już dokonała. Artystka stworzyła krainę znajdującą się pod lasem. Przestrzeń pozwalającą na egzystencję po upadku świata, który znamy. Miejsce schronienia dla ocalałych. Ten podziemny świat wymusza też koegzystencję z innymi jego gospodarzami, przede wszystkim z drzewami, pod korzeniami których przyszło ludziom żyć. Tu nie ma miejsca na ludzką dominację, a nasza sprawczość i siła zostały podważone przez katastrofę, której byliśmy sprawcami.

„Bo »Rhizopolis« to katastrofa nie tyle człowieka, co katastrofa ekosystemów” – podkreśla Rajkowska w wywiadzie dla portalu Onet.pl. Jeśli powierzchnia Ziemi „niezdolna będzie do utrzymania nas przy życiu, to oznacza, że miliardy gatunków zostaną skazane na zagładę. Klęska na skalę globalną”. I dodaje: „Niewyobrażalna różnorodność życia przestanie istnieć. A nie jedynie homo sapiens. Więc nie o przyszłość człowieka tu chodzi. Nasza empatia jednak jest na tyle monogatunkowa, że jeśli nie poruszymy tematu naszej własnej nędzy, to nic się w nas nie wydarzy”.

„Rhizopolis” jest scenografią zbudowaną do futurystycznego filmu. Niezmiernie realistyczną. Odczuwamy ją wszystkimi zmysłami: od wzroku, który powoli musi przyzwyczajać się do przebywania w półmroku, poprzez dotyk czy słuch. Węch wreszcie: zapach drzew, ziemi.

W tej przestrzeni brakuje tylko aktorów. Okazują się zbędni. W rolę mieszkańców nowego świata wcielają się – nieświadomie – odwiedzający wystawę. W kolejnym pomieszczeniu wyświetlany jest obraz z kamer ukrytych między korzeniami drzew. Nie odtwarza obrazu w czasie rzeczywistym, lecz z pewnym opóźnieniem. Jeżeli ktoś dłużej będzie oglądał ten pokaz, to zobaczy własną postać. Siebie jako mieszkańca ­Rhizopolis, podziemnego świata stworzonego po końcu świata, jaki znamy.

Joanna Rajkowska, RHIZOPOLIS, Zachęta – Narodowa Galeria Sztuki w Warszawie, ekspozycja czynna do 8 sierpnia br., kuratorka: Aneta Szyłak

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk sztuki, dziennikarz, redaktor, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Laureat Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy za 2013 rok.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 23/2021