Dzieci bez podwórka

Nie mogą wychodzić bez opieki rodzica. Zamknięto im szkoły, świetlice. Pozostał dom: miejsce nie dla wszystkich bezpieczne.

13.04.2020

Czyta się kilka minut

 / ALFONSO CACCIOLA / GETTY IMAGES
/ ALFONSO CACCIOLA / GETTY IMAGES

Rozmawiają przez telefon, inaczej nie mogą. Jacek mówi, że się boi. Ania pyta, czy umie to nazwać. Jacek zaczyna nazywać. Boi się, że się zarazi i umrze albo spotka to jego rodziców. Boi się biedy, braku kontaktu ze znajomymi. Boi się, bo nie wie, kiedy to się skończy. Boi się, że jego kolegom coś się stanie i już ich nie zobaczy. Boi się, że będzie musiał oddać psa, bo zabraknie pieniędzy na karmę. Ania boi się o Jacka.

Jacek ma 12 lat. Ania jest wychowawczynią w Placówce Wsparcia Dziennego w niedużym mieście na Śląsku. Takie miejsca popularnie nazywa się świetlicami środowiskowymi. Dla dzieci, często z tzw. trudnych rodzin, świetlice są bezpiecznym, wspierającym miejscem. Na to, w którym pracuje Ania, dzieci mówią „Chatka”. Od 16 marca Chatka jest zamknięta. Podobnie jak szkoły i wiele poradni. Od 1 kwietnia osoby poniżej 18. roku życia nie mogą same wychodzić z domu. O wsparcie trudno: kuratorzy, asystenci rodziny, psychologowie pracują głównie przez telefon albo przez okno. W ten sposób spotykają się z podopiecznymi. To dla większości dzieci stres. Dla wielu podopiecznych Ani to też zagrożenie. Bo dom, w którym dzieci są zamknięte, nie dla wszystkich jest miejscem bezpiecznym.

Chatka

Normalnie placówka Ani jest otwarta od 13 do 18, dzieci przychodzą tu po szkole. – Pomagamy w nauce, w zadaniach domowych – opisuje wychowawczyni. – Prowadzimy zajęcia plastyczne, treningi umiejętności społecznych. Często wychodzimy na dwór. Tak wygląda nasz codzienny rytm. Dzieciaki dostają też obiad, dla części jedyny ciepły posiłek w ciągu dnia. Raz na dwa tygodnie jest dzień indywidualnych konsultacji z psycholożką, raz na miesiąc socjoterapia.

W Chatce jest 25 miejsc, dzieci są zapisywane przez rodziców. Część po prostu nie daje sobie rady z zapewnieniem pełnej opieki, choćby ze względu na pracę. Ania śmieje się, że są bezpłatną niańką albo przechowalnią bagażu. – Jest też piątka dzieci z Ukrainy. Rodzice przyjechali tu za chlebem, a one często nie mogą się odnaleźć. Nowe środowisko, nowy język – mówi Ania.

– Jak sobie teraz radzą? – pytam.

– Wszystkie są w dużym lęku. Większość moich podopiecznych ma od 7 do 12 lat. To są bardzo różne obawy. Młodsze nie rozumieją, dlaczego nie mogą się spotkać, zorganizować urodzin, ani nawet rozdać cukierków w klasie. Boją się, że tak już będzie zawsze.

– A starsze?

– Nawet jeśli wiedzą, co się dzieje, czują napięcie między rodzicami. Jeśli cztery osoby żyją w trzydziestometrowej kawalerce, to nie ma szans, żeby schować swoje lęki, spokojnie porozmawiać. A stres rodziców przechodzi na dzieci.

Resztę, ponad dziesięć miejsc, zajmują dzieci z rodzin zagrożonych wykluczeniem. To domy, w których pojawia się alkohol, przemoc, dzieci nie mają odpowiedniej opieki. Część rodzin ma założoną niebieską kartę. O te Ania martwi się najbardziej. – Teraz sprawcy mają swoje ofiary w klateczce. Dziecko, zgodnie z prawem, nie może nawet przeczekać w krzakach, aż ojciec albo matka wytrzeźwieje i się uspokoi. Nawet „normalny” rodzic boi się o swoją pracę, życie, dochodzi obowiązek opieki nad dzieckiem przez cały dzień. To powoduje złość, poczucie bezradności, frustrację. Niektórzy rozładowują emocje alkoholem albo przemocą. Ci, którzy stosowali ją na co dzień lub mają problem z uzależnieniem, nie przestali tego robić z powodu pandemii.


Czytaj także: Korona sprawdza - rozmowa z Bogdanem de Barbaro


Ania i cały zespół PWD robi, co może. Placówka ma jeden telefon służbowy, więc wychowawczynie podały dzieciom prywatne komórki. Tylko że to nie wystarcza, bo podstawową rolą Chatki była opieka. Dzieci spędzały tam kilka godzin, wracały do domu najedzone i z odrobionym zadaniem domowym. Tego nie da się zrobić przez telefon.

– Wiem, że w kilku rodzinach jest naprawdę źle. Część jest z tzw. terenów rewitalizowanych. Z familoków, tłumacząc na śląski. To jest dysfunkcyjne środowisko, gdzie nikt nie zadzwoni po policję. Naprawdę boję się, że ktoś straci życie.

– Dzieci mówią o tym wprost?

– Przemoc zawsze jest tajemnicą domu. Zbudowanie z dzieckiem takiej relacji, by podzieliło się tym przez telefon, trwa latami. Ale z kilkoma podopiecznymi mamy takie relacje. Niektórzy mówią wprost: tata pije, mama płacze, tata bije mamę, tata krzyczy na nas.

Inne dzieci mówią, że wszystko jest dobrze. Ania słyszy po tonie. Po tym jak dzieci przedłużają samogłoski. „Jeeest dooobrze… Czytaaamy ksiąąążki…”. I wie, że dobrze nie jest. – Jeśli mam konkretną informację, dzwonię na policję, do kuratora, asystenta rodziny. Poza tym możemy tylko wspierać. Być. Ostatnio rozmawiałam z sześcioletnią dziewczynką. Mama ustawiła jej kamerkę i Skype’a. Ona się tak zawstydziła, że nie odezwała się ani słowem. Ale chciała, żebym ja opowiadała. Więc opowiadałam o spacerze z moimi psami, że mnie ciągną, bo mają razem osiem łapek i ponad 70 kilogramów.

– A jak podopieczni radzą sobie ze szkołą online?

– Ostatnio tłumaczyłam ułamki przez telefon.

Kiedy inni pójdą spać

Pandemia wpływa na nasz stan psychiczny. Pierwsze dramatyczne efekty tego wpływu już widać. 31 marca w Orzeszu, kilkadziesiąt kilometrów od placówki Ani, prawdopodobnie doszło do rozszerzonego samobójstwa. Według wstępnych ustaleń ojciec najpierw udusił swoją córkę, ciężko ranił żonę, następnie podpalił dom i popełnił samobójstwo.

By zapobiegać podobnym tragediom telefon zaufania dla dzieci prowadzony przez Fundację Dajemy Dzieciom Siłę od 1 marca 2020 działa całodobowo. Wystarczy zadzwonić pod 116 111. Tylko w marcu eksperci z fundacji odebrali 5239 połączeń.

– To odpowiada miesięcznej średniej – mówi Dominika Doleszczak, psycholog, jedna z koordynatorek telefonu zaufania. – Mamy za to prawie dwa razy więcej maili niż zwykle. Dla wielu dzieci to teraz jedyna forma komunikacji, która zapewnia prywatność. Rozmowy są też dłuższe.

– I trudniejsze?

– Tak. Wiele dotyczy trudów samej pandemii. Dokuczliwej nudy, lęków, stresu związanego ze szkołą i egzaminami. Obawy o relacje, rozpad związków. I oczywiście problemów w rodzinie. To wcale nie dotyczy tylko domów dysfunkcyjnych. Nagle wszyscy są zamknięci razem, cierpią przez brak prywatności, przestrzeni. Ale więcej jest też osób dzwoniących w poważnym kryzysie.

W marcu 76 telefonów wymagało interwencji ratującej życie. Najczęściej były to przypadki fizycznej przemocy domowej albo próby samobójcze. – Mieliśmy przeciętnie jedną taką interwencję dziennie. Dzisiaj są trzy, cztery. Prowadzimy rozmowy jedna za drugą, nawet w nocy. Wiele dzieci czeka na to aż wszyscy w domu pójdą spać. Można mieć wrażenie panującego mroku, ale oczywiście są też rozmowy pozytywne. O zakochaniu, o przyjemnych emocjach, dumie, radości, odwadze. Te telefony nam też dają dużo energii – mówi Doleszczak.

Jeszcze gorzej po powrocie

Także psychoterapeuci sygnalizują nasilenie się objawów u pacjentów.

Można to zrozumieć: wielu wypadło z rytmu regularnej terapii. Nie ma tu mowy o żadnym kryzysie, ale już dzisiaj warto wziąć pod uwagę koszty psychiczne tej pandemii, zwłaszcza u najmłodszych.

– Mamy w szpitalu mniej pacjentów niż zwykle – mówi dr hab. Barbara Remberk, krajowa konsultantka w dziedzinie psychoterapii dzieci i młodzieży, kierowniczka kliniki w warszawskim Instytucie Psychiatrii i Neurologii. – Podobnie było w okresie strajku nauczycieli, co wskazuje na szkołę jako przyczynę wielu napięć. Sytuacja jest precedensowa, więc nie można dzisiaj przewidywać przyszłości. Ale mam poważne obawy.

Obawy dr Remberk nie dotyczą tylko przemocy domowej, obostrzeń i obecnej sytuacji: – Boję się momentu powrotu do szkoły. Zróżnicowanie opieki rodzicielskiej wpłynie bardzo mocno na wyniki w nauce. Dzieci, które dostaną wsparcie w nauce, wrócą do szkoły w normalnym trybie. Te, które tego wsparcia nie dostawały już wcześniej, będą miały jeszcze większe trudności.

– Dzieci w naszej placówce mają ogromne zaległości. Zdarza się, że w czwartej klasie nie potrafią dobrze czytać – tłumaczy Ania. – Godziny w Chatce były szansą na zmniejszenie tego dystansu. Ich domy często nie są w stanie przejąć tej roli. I to nie tylko wina rodziców, ale często np. braku sprzętu – na cały dom jest jeden komputer albo nie ma go wcale. Problemem może być też nasilenie uzależnień, zwłaszcza behawioralnych: od internetu, gier komputerowych, mediów społecznościowych. Dzisiaj dla wielu młodych ludzi są one jedynym oknem na świat, jedynym sposobem ucieczki od sytuacji w domu.

Tych konsekwencji nie sposób oszacować. Ale można im przeciwdziałać. Jak? – Dawać dzieciom uwagę i czas – mówi Ania. – Tłumaczyć sytuację stosownie do wieku. Nie robić tajemnic. Jeśli dziecko widzi rodziców szepczących nerwowo, czuje napięcie. I dopisuje własne scenariusze, często gorsze niż rzeczywistość. ©

Imię Ani zostało zmienione ze względu na prywatność jej podopiecznych.

CZYTAJ WIĘCEJ:

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter „Tygodnika Powszechnego”, członek zespołu Fundacji Reporterów. Pisze o kwestiach społecznych i relacjach człowieka z naturą, tworzy podkasty, występuje jako mówca. Laureat Festiwalu Wrażliwego i Nagrody Młodych Dziennikarzy. Piękno przyrody… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 16/2020