Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Oczywiście, może to mieć wagę życia bądź śmierci dla czarnych mieszkańców prowincji Darfur w zachodniej części kraju, którzy póki co przetrwali mordy, gwałty i rabunki dokonywane tam od miesięcy przez arabskie bojówki związane z reżimem w Chartumie. W imię wprowadzania w państwie prawa koranicznego zginęło tam już - wedle różnych szacunków - od 100 do 300 tys. osób, a ok. 2 mln w obawie przed czystkami etnicznymi uciekło z kraju i wegetuje w obozach uchodźców.
Lecz ważne jest i to, że decyzja Rady Bezpieczeństwa może mieć wagę precedensu kluczowego dla przyszłości ścigania przez społeczność międzynarodową - reprezentowaną właśnie przez Trybunał - sprawców najpoważniejszych zbrodni i naruszeń praw człowieka. Oto pod rezolucją tą - de facto uznającą tak istnienie, jak znaczenie Trybunału - podpisały się (albo przynajmniej nie sprzeciwiły się jej uchwaleniu) państwa dotąd sprzeciwiające się tej instytucji. Chodzi zwłaszcza o Rosję i Chiny (same winne takich naruszeń) oraz o Stany Zjednoczone (obawiające się z kolei wykorzystywania Trybunału do oskarżania amerykańskich polityków i żołnierzy uczestniczących w akcjach interwencyjnych w świecie). Wymuszoną właśnie przez Waszyngton ceną jest zastrzeżenie, że przed Trybunałem nie mogą być w tym przypadku stawiani obywatele państw biorących udział w misjach ONZ na terenie Sudanu - nawet jeśli dopuściliby się tam zbrodni, będą mogli być sądzeni jedynie przez rodzimy wymiar sprawiedliwości. Ale warto było zapłacić. Przeciwnicy Trybunału siłą rzeczy nie będą mogli być już tacy nieprzejednani. A zwolennicy dostali do ręki ważki argument. Teraz rzecz w tym, by rezolucję udało się wyegzekwować - choćby przy użyciu sankcji ekonomicznych wobec Chartumu, ogłoszonych niedawno przez ONZ z inicjatywy, co też znamienne, właśnie Stanów Zjednoczonych.