Dylemat lada chwila zniknie

Zbigniew Gluza, założyciel Ośrodka KARTA: Wykorzystywanie II wojny do walki o dominację - wewnętrzną lub zewnętrzną - jest dziś w Europie dziwacznym anachronizmem. Kierowanie krajem nie polega na budowaniu polityki historycznej. Rozmawiał Michał Olszewski

08.09.2009

Czyta się kilka minut

Michał Olszewski: Czy pamięta Pan ze szkoły piosenkę patriotyczną "Wspomnienie"?

Zbigniew Gluza: Nie, proszę przypomnieć.

Na przykład taki fragment: "Patrzysz w niebo, widzisz błękit / i lecący sznur łabędzi / i do szkoły znów spokojnie możesz iść / Ale wtedy, ale wtedy zamiast białych łabędzi / czarne skrzydła samolotów / i huk bomb, wystrzały bomb". Dzieci płakały przy tym na lekcjach.

Myśmy na pewno tego nie śpiewali, zapamiętałbym - i takich wzruszeń nie było. Może dlatego, że urodziłem się w 1955 r. i chodziłem do szkoły w czasach "małej stabilizacji". II wojna światowa stała się już wtedy czymś zasadniczo celebracyjnym, przeznaczonym na potrzeby systemu komunistycznego i jego propagandy. Owszem, zdarzały się akademie ku czci, w których uczniowie z przejęciem występowali - ale generalnie ja i moi rówieśnicy nie widzieliśmy w wojnie niczego żywego. Oglądało się ją z dystansu, z daleka, na nudnych lekcjach historii, jak coś, co nie porusza emocji.

A przecież zaczął Pan edukację niecałe 20 lat po zakończeniu wojny, kiedy jej ślady widać było na każdym kroku... Wydaje mi się, że dla pokolenia, które trafiło do szkół jeszcze 20 lat później, II wojna światowa była paradoksalnie czymś znacznie żywszym, może za sprawą PRL-owskiej popkultury, komiksów, filmów. Tę piosenkę śpiewało się na początku lat 80.

Mój przypadek jest paradoksalny, ale myślę, że też w jakimś stopniu charakterystyczny dla poststalinowskiego pokolenia. Ojciec, żołnierz AK, przeszedł przez cztery niemieckie obozy koncentracyjne; był w Auschwitz, Buchenwaldzie, Flossenburgu i Mülsen. W momencie aresztowania miał 24 lata. Przeżył wojnę w niezłej kondycji, choć z raną po postrzale, ale zdaje mi się teraz, że z obozu nigdy w pełni nie wyszedł. W każdym razie, w przeciwieństwie do wielu świadków tej historii, nigdy nie bał się o niej mówić, chętnie i dobrze opowiadał. Ja natomiast słuchałem go tak, jakby wygłaszał coś nierzeczywistego, bez związku z realnym światem. Nie nawiązała się poprzez to żadna więź między nami, nie potrafiłem zrozumieć, że jego opowieść odnosi się do czegoś, z czego sam wyrastam... Że to nie kolejna obowiązkowa czytanka, ale opis doświadczenia, które naznacza także następne pokolenie. Ta historia była dla mnie wówczas zupełnie martwa, kojarzyła się jedynie z oficjalną celebrą.

Kiedy Ojciec umarł, nie pozostały po tych opowieściach żadne ślady. Nikt z nas wcześniej niczego nie zapisał, za późno postanowiłem nagrać tę opowieść... Potem dopiero zrozumiałem, co to znaczy, że przeszłość odchodzi wraz z człowiekiem. Moja policealna niechęć do historii była tak wielka, że celowo wybrałem studia politechniczne, aby nie mieć do czynienia z pozorem humanistyki. To zmieniło się dopiero w czasie "Karty" podziemnej, gdy zaczęliśmy sobie stawiać pytania o sens "własnej" historii.

Na tyle mocno, że powinien się Pan cieszyć z rosnącego zainteresowania tamtą tematyką.

Tak, jako osobę prowadzącą ośrodek dokumentujący doświadczenie społeczne XX wieku - cieszy mnie ta nagła koniunktura. Chociaż to nie jest takie proste. Bo źle się dzieje, gdy historia z powodów politycznych zaczyna dominować nad teraźniejszością. A tak się zdarza w ostatnich latach. Wykorzystywanie II wojny do walki o dominację - wewnętrzną lub zewnętrzną - jest w obecnej Europie dziwacznym anachronizmem. Kierowanie krajem nie polega na budowaniu polityki historycznej - ta potrzebna jest społeczeństwu, do radzenia sobie ze sprawami pozostałymi z przeszłości. Historia jako oręż polityczny staje się czasem groteską.

II wojna zawsze służyła celom politycznym.

Owszem, tyle że po 1989 r. nastąpiło wyraźne przesunięcie akcentów w jej postrzeganiu. Przestaliśmy mówić o Niemcach jako jedynych sprawcach wojny, nasza zbiorowa uwaga zwróciła się na Wschód. Wcześniej II wojna była kreowana na fundament Peerelu, całe 45 lat upłynęło na propagandowym fetowaniu czerwonego zwycięstwa nad nazizmem i utrzymywaniu strachu przed Niemcami. Teraz, w następstwie postawy Rosji, dyskusja o wojnie znów ma charakter starcia wrogiej propagandy. A przecież pamięć o wojnie powinna służyć innym celom.

Jakim?

Kilka lat temu zastanawialiśmy się w KARCIE nad sposobem dotarcia do kilkuset polskich więźniów Mauthausen-Gusen i zapisania ich pamięci. Niezwykle nas zaskoczyło, w jak wielu przypadkach opowiadali swoją historię po raz pierwszy - i to tak, jakby tamten wstrząs przeżywali właśnie teraz. Dla młodych ludzi, którzy przyjmowali relacje, było to niesłychanie mocne doświadczenie, jak dotknięcie kataklizmu. Właśnie: jeśli nasze powroty do historii mają mieć sens, niech będzie to przywołanie pamięci najżywszej. Wtedy podziała na wyobraźnię kolejnych pokoleń Polaków.

Mówi Pan, że w sferze oficjalnej nastąpiło przesunięcie akcentów, ale język - jaki dobiega podczas oficjalnych uroczystości spod pomników i obelisków - nadal przypomina ten z akademii peerelowskich.

To chyba nawet nie jest efekt dominacji celów propagandowych, jak to było w Peerelu, ale skupienia się na takich uogólnieniach, że to już nie jest na ludzką miarę, nie dotyczy pojedynczego człowieka. Mimo że w istocie rzeczy - właśnie dotyczy. Stąd poczucie nieadekwatności i częste wrażenie jałowej celebry. Oficjalny język, jaki tu słyszymy, w tym sensie przypomina Peerel, że ma w sobie podobną koturnowość - ktoś, kto mówi, ma obojętny stosunek do przekazu. Nieważne: wierzy czy nie wierzy w wypowiadane słowa, mówi, bo dlaczegoś musi...

Stąd moje rozczarowanie 70. rocznicą wybuchu II wojny. Ośrodek KARTA wraz z Domem Spotkań z Historią proponował w tym kontekście rzecz najważniejszą: upodmiotowienie tamtej, "straconej" generacji. Na placu Piłsudskiego w Warszawie stoi instalacja memoriałowa, która mogłaby być podstawą szerokiej, ogólnopolskiej rozmowy i akcji społecznej... Ale dyskutujemy tylko o Putinie.

Wspomnieliśmy wcześniej o modzie na wojnę. Nie tylko politycy są nią zainteresowani. Zniknęła piosenka o "czarnych skrzydłach samolotów", ale zamiast niej mamy zespół Sabaton, dzięki któremu młodzi ludzie zaczęli kojarzyć bitwę nad Wizną. Wojna stała się modna wśród młodzieży.

Tak pewnie musi być. Jest Muzeum Powstania Warszawskiego i jego inspiracje, więc na wyobraźnię działa lato 1944. Jest "Katyń" Wajdy, więc zaczynamy rozpoznawać zdarzenia z wiosny 1940. Zasadniczo ważny jest sposób przełożenia historii na język współczesny. Ale to "przekładanie" wywołuje też lawinę infantylizmu - wysoka cena flirtu z popkulturą. Trudno uwierzyć przebranemu za ułana chłopakowi, który z wysokości konia z ekscytacją opowiada, jak dzięki rekonstrukcji poczuł "prawdę o wojnie z bolszewikami". Aż chciałoby mu się za karę zaaplikować... odczucie tamtej prawdy. Tak jak kandydatom na powstańców warszawskich zalecałbym wejście w prawdziwe szambo kanałów.

To ostatnia chwila, by dać więcej miejsca świadkom tamtych zdarzeń. Na razie proporcje są oczywiste: politycy spychają w cień ofiary.

Świadomi świadkowie II wojny są statystami, jak zawsze dotąd. Odbierają medale, czasem coś powiedzą. Jeszcze chwila, a zniknie dylemat ich obecności. Właśnie minęła ostatnia okrągła rocznica, w trakcie której są z nami.

Zbigniew Gluza (1955) jest założycielem Ośrodka KARTA, najważniejszej pozarządowej instytucji zajmującej się badaniem historii najnowszej Polski i Europy Wschodniej. W 2001 r. otrzymał Medal św. Jerzego.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 37/2009