Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Wraca do mnie ten cytat, gdy czytam o estetyzmie Nałkowskiej, dla piszących o niej równoznacznym często z brakiem wrażliwości. Dbałość o formę? Oczywiście. Obojętność wobec tragedii? Ależ skąd! I nie dziwi mnie, że to właśnie Nałkowska poprzedziła słowem wstępnym książkę Marka Edelmana "Getto walczy", opublikowaną pod koniec 1945 roku w Warszawie przez Centralny Komitet Bundu.
"Książeczkę tę, której maszynopis przyniósł mi nieznajomy, młody autor, jeden z przywódców żydowskiego Powstania, przeczytałam jednym tchem, nie odrywając się od niej ani na chwilę. (...) Jego nieliterackie opowiadanie osiąga to, co udaje się nie wszystkim arcydziełom. Daje w słowie poważnym, celnym, powściągliwym, wolny od frazesu protokół zbiorowego męczeństwa, utrwala mechanizm jego przebiegu. Jest także autentycznym dokumentem zbiorowej mocy ducha, ocalonej z największej klęski, jaką znają dzieje narodów".
Raport Marka Edelmana, dedykowany pamięci Abraszy Bluma, którego Edelman nazywa "duchowym ojcem zbrojnego oporu", został teraz przypomniany w zbiorze tekstów, dających - jak pisze wydawca - "świadectwo potwornym czasom, które oby nigdy więcej nie powróciły". Najobszerniejszą częścią książki jest szkic historyczny Władysława Bartoszewskiego "Los Żydów Warszawy 1939-1943", opublikowany po raz pierwszy w latach 80. Dopełnieniem - garść dokumentów. Odkryciem - ogłoszony w 1960 roku w warszawskim tygodniku "Stolica" zapis spaceru Bartoszewskiego i Edelmana szlakiem powstańczych walk żołnierzy Żydowskiej Organizacji Bojowej, a także zapomniana rozmowa Bartoszewskiego i Edelmana, opublikowana w 1963 roku, w dwudziestą rocznicę powstania w Getcie, na łamach "Cahiers Pologne-Allemagne", przełożona teraz przez Paulę Sawicką. Uzupełnieniem: kalendarium losów warszawskich Żydów w latach 1939-1943 oraz poszerzone indeksy nazwisk i nazw organizacji.
"Nie znałem go, gdy wybuchło powstanie w Getcie - pisze dziś Władysław Bartoszewski w szkicu wspomnieniowym "Mój Edelman". - Słyszałem, że w Żydowskiej Organizacji Bojowej jest jakiś Marek, ale go nie znałem. A przecież byliśmy tak blisko siebie. Ledwie kilkadziesiąt metrów, tyle że przedzielonych murem. On na Bonifraterskiej dowodził heroiczną walką dziewczyn i chłopców z ŻOB, ja zaś tuż-tuż, na ul. Mławskiej miałem lokal konspiracyjny, w którym spotykałem się z »Berezowskim« - dr. Leonem Feinerem, wiceprzewodniczącym »Żegoty« i jednym z działaczy Bundu". Mur, który dzielił współautorów książki, był całkiem realny, ale i trochę symboliczny. Spotkali się dopiero po wojnie. "Dla moich rodaków ze starszych pokoleń - wspomina Bartoszewski - »Żyd« to był ktoś obcy, nie zawsze wrogi, ale obcy. Teraz to się powoli zmienia - i dobrze. Ja zaś, rozmawiając z Markiem Edelmanem, wiedziałem, że jest mi bliższy od wielu tzw. rdzennych Polaków. Nie byliśmy przyjaciółmi. Ufaliśmy sobie. Uderzała mnie jego suwerenność duchowa. Uderzała mnie skromność, powściągliwość jego sformułowań. Bohater, który robił wszystko, by nikt go nie nazywał bohaterem".
Książka została bogato zilustrowana. Na archiwalnych zdjęciach są twarze, sceny uliczne, willa nad Wannsee, gdzie odbyła się narada w sprawie "ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej", niemiecka tablica przy wejściu do getta. Jest też fotografia, która każe wrócić do przywołanego na początku cytatu z Nałkowskiej. Ponad dachami Warszawy, ujętymi od strony Mostu Poniatowskiego, widać chmurę dymu znad dzielnicy żydowskiej. Ten dym nie do końca się rozwiał. (Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2010, ss. 372. Wydawca: Małgorzata Maruszkin. Seria Literatura faktu PWN.)