Dwa kroki za królem

Ślub księcia Williama i panny Kate Middleton niesie za sobą zjawisko, które w Wielkiej Brytanii określa się jako fairytale effect, czyli oddziaływanie bajki.

26.04.2011

Czyta się kilka minut

Ów "fairytale effect" ma potężną moc: jak wynika z niedawnego sondażu, aż 59 proc. Brytyjczyków to właśnie Williama widziałoby najchętniej w przyszłości na brytyjskim tronie. Uważają, że to William - a nie książę Karol, jego ojciec - powinien zająć kiedyś miejsce królowej Elżbiety II, panującej od przeszło pół wieku. 29-letni William zawsze był lubiany, a zbliżający się ślub przydał mu jeszcze splendoru.

Kate, przyszła królowa

I nie tylko jemu. Narzeczonej księcia i - jeśli nie zajdzie nic nieprzewidzianego - przyszłej królowej opinia publiczna przyznała trzecie miejsce w gronie najpiękniejszych królewskich panien młodych: po Grace Kelly (która z chwilą zamążpójścia stała się księżną Gracją Patrycją z Monako) oraz Ranii, obecnej królowej Jordanii.

Ale nie to jest najważniejsze. Do dziś gorąco kochana księżna Diana, matka Williama - dla wielu Brytyjczyków symbol urody, wdzięku i elegancji - za sprawą Kate spadła na czwartą pozycję. Ma to swoją wymowę.

Mimo to uznanie, jakim cieszy się Kate, jest dyskretne i powściągliwe. Naród nie popadł w uwielbienie i histerię - jak miało to miejsce 30 lat temu, gdy Brytyjczyków opanowała istna "dianomania". Nie ma mowy o "kate’omanii". Gazety nie rozpisują się na temat strojów Kate, nie lansują jej fryzur, nie śledzą każdego kroku jej rodziców i rodzeństwa, nie wysyłają za nią tabunu paparazzich. Nie rozpamiętują też każdego etapu jej życia ani nawet ważnych momentów w jej związku z Williamem - choć młoda para jest ze sobą już od ośmiu lat.

Oboje studiowali na uniwersytecie St. Andrews w Edynburgu i tam się poznali, u progu studiów. Owszem, codziennie we wszystkich mediach są wiadomości o przygotowaniach i stałe rubryki informacyjne. Ale to wszystko.

Późna konfirmacja

Dzieje się tak nie bez przyczyny. Z jednej strony, młoda para nie stwarza po temu okazji. Więcej: całym swym zachowaniem daje odczuć, że wcale sobie tego nie życzy. William i Kate nie od dziś starają się trzymać prasę na dystans, a gdy dziennikarze brukowców próbowali posunąć się za daleko, spotykali się ze stanowczym protestem. Z drugiej strony, po doświadczeniach z Dianą - gdy prasę, nachalnie szukającą sensacji, obciążono współwiną za jej tragiczną śmierć - gazety same nabrały nieco powściągliwości. Dziś są bardziej ostrożne.

Jedynym więc aspektem przedślubnych przygotowań, który został bardziej szczegółowo odnotowany, stała się konfirmacja Kate - słaba pożywka dla tabloidów. Społeczeństwo dowiedziało się więc, że Kate jest ochrzczona, ale nie została konfirmowana, i że teraz konfirmacji dokonał Richard Chartres, biskup Londynu.

Biskup, znany m.in. z zaangażowania na rzecz ochrony środowiska, jest bliskim przyjacielem księcia Williama. To on w czasie ślubu, który odbędzie się w piątek 29 kwietnia - zgodnie z tradycją, w Opactwie Westminsterskim - wygłosi kazanie. Konfirmację Kate odebrano zaś, i słusznie, jako rzecz oczywistą, w kategoriach przygotowania do przyszłych obowiązków, bo z chwilą wejścia do rodziny królewskiej będzie musiała często brać udział w uroczystościach religijnych.

Trzy żołędzie w herbie

Niewiele więcej uwagi poświęcono herbowi, jaki dla Kate zaprojektowali specjaliści od heraldyki. Gazety zamieściły oczywiście reprodukcje projektu, koncentrując się na omówieniu symboliki poszczególnych elementów. A więc: trzy gałązki dębu, każda z żołędziem, mają symbolizować trójkę rodzeństwa Middleton: Kate, siostrę Philippę i brata Jamesa. A w domyśle: siłę jej więzów rodzinnych. To ważne, bo - zdaniem specjalistów od spraw dworu - mocne oparcie w rodzinie stanowi główne źródło spokoju i zrównoważenia Kate.

Opracowanie herbu było potrzebne, bo własnego rodzina Middleton nie posiada. Inaczej niż Diana, która wywodziła się ze starej arystokratycznej rodziny Spencerów, Kate pochodzenie ma skromne. Jak można się dowiedzieć z publikowanego w gazetach niedługiego drzewa genealogicznego, jej przodkowie po stronie matki to górnicy, a po stronie ojca - urzędnicy niewysokiego szczebla. Dopiero jej rodzice - Michael, niegdyś pilot, i Carole, stewardesa - dorobili się dużego majątku, na wysyłkowej sprzedaży urządzeń i akcesoriów na przyjęcia ogrodowe.

Kate i Diana

"Kiedy Kate Middleton, u boku księcia Williama, wypełniała swe oficjalne obowiązki, jej pomieszanie niewątpliwie dowodziło stresu, jakiego musi doświadczać w ostatnich tygodniach przed ślubem. Nie była to jednak nieśmiała, niepewna siebie Lady Di. Kate - opanowana, spełniona, wytworna, emanująca wiarą w siebie - wykazuje wszystkie cechy, które tak bardzo ceni sobie społeczeństwo brytyjskie" - pisze londyński dziennik "Daily Telegraph". I dalej: "Choć nie bez niepokoju, Kate wchodzi w swą nową rolę, przyjmując wprowadzenie do Firmy (tak Brytyjczycy potocznie nazywają rodzinę królewską - red.) z radością, w sposób, jakiego nigdy nie umiała osiągnąć jej nieszczęśliwa poprzedniczka".

Dziennikarka "Daily Telegraph" nie jest odosobniona w mniemaniu, iż Kate pod każdym względem różni się od księżnej Diany. Dlatego, jak wynika z rozmaitych, licznych w poważnej prasie ocen i spekulacji, nie powinna borykać się z takimi problemami - i z sobą, i z otoczeniem - z jakimi musiała dawać sobie radę Diana.

Na jej odmienność składa się wiele elementów: inne usposobienie, różnica wieku (Kate ma 29 lat; Diana w chwili ślubu miała lat 19), odmienne zaplecze rodzinne (Diana, zdaniem znawców tematu, nigdy nie miała w swej rodzinie takiego wsparcia, na jakie może liczyć Kate), czas narzeczeństwa. Karol i Diana znali się krócej, a ich małżeństwo, jak sugerował jeden z komentatorów, mogło być raczej efektem "panicznego poszukiwania żony" przez księcia Walii niż związku z pełnego przekonania. Książę w chwili ślubu miał blisko 33 lata i spekulacje, z kim może czy powinien się ożenić, nie schodziły z łamów prasy.

Pierścień dwóch kobiet

Fundamentalna różnica między Dianą a Kate jest jednak, w ocenie ludzi bliskich rodzinie królewskiej, zupełnie innej natury. Chodzi o wsparcie ze strony przyszłego męża. Diana, jak się uważa, nie mogła liczyć na pomoc i zrozumienie Karola. Była zdana na siebie. Książę William zaś pod tym względem całkowicie różni się od ojca.

"Przyszły mąż, który wspiera, zachęca i dodaje pewności siebie - to jest najważniejsze. Nieżyjąca teściowa Kate uważała, być może niesłusznie, że nigdy wsparcia nie miała. Książę William jednak ma wszystkie te ważne cechy i dlatego młoda kobieta, którą widzimy u jego boku, jest tak spokojna i zrównoważona" - tak uważa Patrick Jephson, który był osobistym sekretarzem księżnej Diany w trudnych dla niej latach 1988-96.

Co ciekawe, pierścionek zaręczynowy - szafir otoczony diamentami - który można podziwiać na dłoni Kate na oficjalnym portrecie młodej pary, to pierścionek zaręczynowy Diany. Ofiarowanie go Kate miało, według Williama, znaczenie symboliczne: "Połączenie dwóch najważniejszych w moim życiu kobiet". Co jednak nie oznacza, dodał książę, że Kate powinna naśladować Dianę. Choć wielu uważa, że pożądane byłoby, aby miała taką jak Diana umiejętność nawiązywania kontaktu z każdym człowiekiem - od wielkich do maluczkich.

Deszczowy kwiecień

Ślub Williama, tak jak wszystkie ważne wydarzenia na dworze - chrzciny, wesela, jubileusze - powinien przydać monarchii popularności i splendoru. Będzie niczym symboliczne wymazanie wielkiego zachwiania, które nastąpiło po śmierci Diany. Żałobna histeria, w jaką popadło wówczas całe bez mała społeczeństwo, obróciła się przeciw rodzinie królewskiej, którą uznano za przyczynę nieszczęść uwielbianej księżnej. Tylko umiejętna interwencja ówczesnego premiera Tony’ego Blaira i roztropne postępowanie samej Elżbiety II (znakomicie pokazane w filmie "Królowa") odwróciło nieprzychylne nastroje. Parę lat później, w 2002 r., gdy obchodzono "złoty jubileusz" 50-lecia rządów królowej, badania wykazały, iż monarchia ma pełne poparcie ponad 80 proc. jej poddanych.

Ci, którzy uważają, że monarchia jest instytucją przestarzałą, niedostosowaną do współczesności, kosztowną i niepotrzebną, są więc w zdecydowanej (choć głośnej) mniejszości. Świadczy o tym także niewielka liczebność Republic: najbardziej aktywnej antymonarchistycznej grupy nacisku. Jej szef Graham Smith chwalił się ostatnio, że w związku z przygotowaniami do królewskiego ślubu Republic zyskuje coraz więcej członków. Ale i tak jest to zaledwie 14 tys. ludzi: liczba zupełnie nieznacząca. Ważniejsze, że idee antymonarchistyczne mają gorących zwolenników wśród części establishmentu i polityków - aby wymienić wieloletniego przywódcę lewego skrzydła Partii Pracy Tony’ego Benna, aktorkę Glendę Jackson czy reżyserów Mike’a Leigh i Kena Loacha.

Mimo popularności monarchii i widowiskowości ceremonii nie sposób jednak ocenić, ile osób może zgromadzić się na trasie przejazdu orszaku weselnego i ile obejrzy ślub w telewizji. W 2002 r. jubileusz królowej śledziło jakieś trzy czwarte Brytyjczyków. Ten rekord jest zapewne nie do powtórzenia - głównie dlatego, że niezbyt trafnie wybrano datę ślubu. Koniec kwietnia może być chłodny i deszczowy. Poza tym 29 kwietnia będzie wolny od pracy, a że wchodzi między dwa długie weekendy, wielkanocny i pierwszomajowy, niejeden Brytyjczyk nie oprze się pokusie wyjazdu na dłuższy urlop.

Party na Downing Street

Na pewno mniejsze niż zwykle jest zainteresowanie "street parties" (przyjęciami ulicznymi). To specyficznie brytyjska forma świętowania ważnych wydarzeń. Zamyka się ulice, rozstawia i zastawia stoły, sąsiedzi wspólnie bawią się, jedzą, śpiewają. Tradycja sięga okresu po podpisaniu traktatu wersalskiego (1919 r.), gdy "herbatkami na cześć pokoju" chciano wyrazić radość z końca I wojny światowej. Przykład daje premier David Cameron, który nie tylko zachęca ludzi do organizowania przyjęć, a władze gminne do wydawania zezwoleń, ale sam organizuje party na Downing Street. Nie trzeba jej zamykać dla ruchu, bo i tak zawsze jest zamknięta. Grupa Republic też szykuje imprezę: wprawdzie w centrum Londynu, ale nie w prestiżowej dzielnicy Covent Garden, o co się pierwotnie starała. Będzie to party antymonarchistyczne, pod hasłem władzy dla ludu.

Brytyjczycy nie chcą likwidować monarchii, ale coraz częściej słyszy się głosy, że należy ją zmodernizować. Być może nie byłby to temat palący, gdyby nie fakt, że w Londynie rządzi dziś koalicja, w której zasiada reformistycznie nastawiona partia Liberalnych Demokratów. Przy okazji królewskiego ślubu, gdy monarchii poświęca się więcej uwagi niż zwykle, nastąpiło w tej sprawie wyraźne przyspieszenie. Keith Vaz, labourzystowski deputowany do Izby Gmin, zdążył już nawet złożyć w parlamencie projekt zmian. Chodzi o znowelizowanie definiującego zasady sukcesji Act of Settlement, pochodzącego z początku XVIII w.

Zwolennicy zmian obstają przy wycofaniu dwóch punktów. Pierwszy mówi, że monarcha nie może poślubić osoby wyznania rzymskokatolickiego (to, że sam, jako Najwyższy Zwierzchnik Kościoła Anglii, musi być anglikaninem, jest oczywiste i niepodważalne). Drugi przewiduje dziedziczenie tronu w linii męskiej. Zabiegi koncentrują się wokół tego drugiego, bo, w przeciwieństwie do kwestii religii, sprawa płci suwerena jest dla ideologów równości, posługujących się koronnym argumentem zwalczania dyskryminacji, absolutnie pierwszoplanowa.

Pytanie o sukcesję

Orędownikiem tych zmian jest wicepremier Nick Clegg, lider Liberalnych Demokratów. Premier Cameron się nie sprzeciwia, ale też sprawy nie wspiera, uważając, że dziś ważniejsza jest gospodarka i reformy społeczne. Wiadomo też, że zmian nie da się przeprowadzić szybko. Monarcha jest głową państwa również w 15 krajach Commonwealthu - brytyjskiej Wspólnoty Narodów - i każdy z nich musiałby przeprowadzić analogiczny proces legislacyjny. W dodatku niektóre, zwłaszcza tak ważne jak Kanada i Australia, są zmianom przeciwne.

Zapewne zanim do jakichś zmian dojdzie (o ile dojdzie w ogóle), Wielka Brytania stanie wobec pytania: co po Elżbiecie? I kiedy? Czy 85-letnia królowa, która rządzi już blisko 59 lat, zdecyduje się na abdykację? 33 proc. jej poddanych uważa, że nie należy z tym zwlekać: królowa powinna zrzec się tronu w ciągu najbliższych dwóch lat. Ale jeśli tak się stanie, to czy jej miejsce zajmie następca tronu Karol czy też młody William?

62-letni już Karol czeka na swoją kolej bardzo długo, jak mało który pretendent do tronu. Mało prawdopodobne więc, aby był gotów z niego zrezygnować. To jednak rodzi kolejne pytanie: jakim będzie monarchą? Jego biograf Jonathan Dimbleby daje do zrozumienia, że gorset ograniczeń, które uniemożliwiają monarsze nawet wypowiadanie się na tematy polityczne, nie mówiąc już o działaniach, byłby trudny do zniesienia dla Karola - zainteresowanego światem i aktywnego. Cotygodniowe konsultacje z premierem czy obowiązki reprezentacyjne to dla niego, jak się zdaje, za mało. Wcale więc nie wiadomo, czy jako Karol III nie szukałby dla siebie jakiejś "furtki". To zresztą powoduje, że grupa Republic darzy Karola wyjątkową niechęcią, zarzucając mu łamanie obowiązujących zasad.

Miejsce u boku męża

A jak do swoich nowych obowiązków dostosuje się Kate? Zdaniem znawców spraw dworu, styl, w jakim to zrobi, będzie miał wpływ na cały sposób funkcjonowania brytyjskiej monarchii: czy będzie to styl "celebrycki", czy też poważny, tak jak należy. Niejeden chciałby, aby wróciło dawne. "Bardziej niż kiedykolwiek - uważa wspomniany Patrick Jephson, dawny sekretarz księżnej Diany - potrzeba nam takich królewskich postaci jak królowa-matka Elżbieta czy królowa Maria (żona Jerzego V, jedna z postaci filmu "Jak zostać królem" - red.). Trzeba wrócić do dyskretnego stylu lat 30. i 40.".

Z tego punktu widzenia panna Kate zbiera, jak dotąd, same pochwały. Przyjaciele, ale także znający ją ludzie dworu zgodnie podkreślają, że swą obecną i przyszłą rolę widzi jasno i jednoznacznie: jako wsparcie i pomoc dla męża - dziś księcia, a kiedyś króla. Zna swoje miejsce u jego boku. "Zawsze jest dwa kroki za Williamem" - mówi jeden z przyjaciół.

William, który w szkole i w wojsku wykazywał się nieudawaną skromnością, chciałby, jak ocenia komentator BBC, przeprowadzić "decelebryfikację" dworu. Kate zaś doskonale nadaje się do pomocy w takim dziele. Bo, mówi Patrick Jephson, "jako osoba wyszkolona w handlu detalicznym" - to aluzja do firmy rodziców - "wie dobrze, iż z magią królewskiej reputacji jest jak z każdą marką: trudno ją zdobyć i strasznie łatwo stracić".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, współpracowniczka działu „Świat”.

Artykuł pochodzi z numeru TP 18/2011