Efekt Kate

Zaczęło się końcowe odliczanie przed narodzinami dziecka księcia Williama i księżnej Kate. Według „Washington Post” będzie to „najsłynniejsze dziecko na świecie”. „Królewska gorączka” przekroczyła granice Wielkiej Brytanii.

08.07.2013

Czyta się kilka minut

Pokrowiec na iPhone'a /
Pokrowiec na iPhone'a /

Kanadyjczycy chcą podświetlić wodospad Niagara, jeśli urodzi się chłopczyk, na niebiesko; jeśli dziewczynka, na różowo. Amerykanie zaczęli sezon imprez celebrujących narodziny. Finowie wysłali do Pałacu Buckingham wyprawkę. Pani premier Australii szydełkuje kangura w prezencie dla malucha. Królewska obsesja ogarnia świat – i ma autentyczny wpływ na sprawy wcale poważne.

PO PIERWSZE, GOSPODARKA

Już ślub księcia Williama z Kate Middleton w 2011 r. był wielkim wydarzeniem. Odtąd mówi się, że czego Kate nie dotknie, zamienia się w złoto. Co oznacza głównie, że jakąkolwiek sukienkę nie włoży, to wiadomo, że ten model sprzeda się w mgnieniu oka. Fakt, że księżna nosi ubrania z kolekcji takich brytyjskich firm jak Reiss czy L.K. Bennet, otworzył im drogę do podboju m.in. USA. A materialne korzyści odnosi też dwór: gdy w Pałacu Buckingham wystawiono suknię ślubną Kate, do kasy fundacji Royal Collection wpłynęło 8 mln funtów.

Nie inaczej będzie z królewskim potomkiem. Według Centre for Retail Research, brytyjska gospodarka może spodziewać się „zastrzyku” w wysokości 240 mln funtów. Na sam alkohol Brytyjczycy planują wydać 63 mln funtów. Do tego jedzenie na przyjęcia i imprezy, które odbędą się w parkach, ogrodach i zwykłych domach. Plus pamiątki: kubki, talerze, ubranka dla niemowląt – wszystko z królewskimi emblematami. Wiadomo już też, że do Londynu zjedzie więcej turystów. Biuro podróży w Adelajdzie (Austrialia) odnotowało 80 procent więcej rezerwacji na wycieczki do Londynu.

Wcześniej także książęcy ślub w 2011 r. i jubileusz Elżbiety II w 2012 r. generowały niebagatelne zyski. Ale to były wydarzenia jednorazowe. A dziecko będzie rosło: będzie zmieniać ubranka, po butelce na mleko przyjdzie czas na talerzyk i sztućce itd., itp. Producenci rowerków już zastanawiają się, jak włączyć się w komercyjne szaleństwo wiernych poddanych, choć przecież zanim mały książę czy księżniczka wsiądą na rower, minie kilka lat.

W każdym razie narodziny królewskiego dziecka przypieczętują udaną transformację monarchii w dobrze sprzedającą się markę. W borykającej się z recesją Wielkiej Brytanii to ważne: okazuje się, że królowa to więcej niż tradycja i symbol. To czynnik jednoczący obywateli (widać było to rok temu, podczas jubileuszu Elżbiety II) i istotnie wpływający na kraj: na nastroje i stan gospodarki.

KRÓLEWSCY JANKESI

Tymczasem, choć może trudno to sobie wyobrazić, w związku z szeroko pojętą „królewskością” większe nawet szaleństwo niż Brytyjczyków ogarnęło Amerykanów. Już majowa wizyta księcia Harry’ego w Waszyngtonie była wydarzeniem – nie tylko z powodów politycznych, ale też piorunującego efektu, jaki Harry wywarł na młodych pracownicach Kapitolu: wpadły w histerię, jak na rockowym koncercie.

W Stanach, podatnych na kulturę celebrycką, „efekt Kate” jest szczególnie widoczny. Teraz, przed porodem, księżna i wszystko, co jej dotyczy, nie schodzi z czołówek gazet i programów telewizyjnych. Amerykański program śniadaniowy „Today” pochylił się nawet nad tym, jak na dziecko zareaguje Lupo, pies książęcej pary. Ale to może nie powinno być niespodzianką, skoro ślub Kate i Williama śledziło przed telewizorami 30 mln Amerykanów.

Emocje udzielają się także Kanadyjczykom i Australijczykom. Premier Julia Gillard, nieraz krytykowana za brak instynktów przypisywanych kobietom (jak np. urządzanie domu), teraz zabrała się za szydełkowanie zabawki dla dziecka Kate i Williama. Nie omieszkała przy okazji podkreślić, że mimo wielkiego szacunku dla królowej uważa, iż Australia powinna być republiką. Kangurek, podobnie jak trwające już w USA imprezy przed-urodzinowe, nie oznacza raczej nic więcej ponad zainteresowanie królewską rodziną traktowaną jak swego rodzaju celebryci. Na politykę to się jeszcze nie przekłada.

LUDZIE TACY JAK MY

Członkowie królewskiej rodziny stają się więc gwiazdami popkultury. Artykuły o tym, co jedzą i noszą, pojawiają się w tych samych rubrykach, co doniesienia o sławach Hollywoodu. Królewskość zawsze fascynowała – to nic nowego. Ale brytyjska monarchia zdecydowanie nabrała ostatnio ludzkich cech, a małżeństwo Williama z Kate („dziewczyną z ludu”) jest tu istotnym czynnikiem. Taki związek księcia, który jest drugi w kolejce do tronu, byłby niemożliwy jeszcze w poprzednim pokoleniu. Podobnej swobody wyboru nie miał jego ojciec, któremu żony szukano wśród dziewcząt z najlepszych arystokratycznych rodzin.

Teraz wraz z Kate do królewskiej rodziny zbliżyli się jej bliscy: rodzice (prowadzący firmę produkującą akcesoria na przyjęcia) i siostra, Pippa Middleton, brylująca na wszystkich ważnych wydarzeniach towarzyskich i na okładkach kolorowych magazynów.

Tymczasem zwykła Kate doskonale sprawdza się na królewskim dworze, podziwiana za wyczucie stylu, maniery i naturalny urok. W nieunikniony sposób jest porównywana z matką swego męża, księżną Dianą – uwielbianą na świecie „królową ludzkich serc”. Podobnie jak Diana, stała się ikoną stylu: każda jej kreacja jest odnotowywana i analizowana. Zamierza też wychowywać dzieci w podobny sposób jak Lady Di.

Księżna Diana jako matka przełamała wiele sztywnych zwyczajów królewskiej rodziny: dzieci rodziła w szpitalu, nie w pałacu. Później dbała, by spędzać z nimi jak najwięcej czasu. Teraz Kate wybrała na poród ten sam szpital (już oblężony przez dziennikarzy i ochronę), w którym na świat przyszedł jej mąż w 1982 r. . Wiadomo, że chce, aby przy porodzie były z nią matka i siostra. Dla zwykłych zjadaczy chleba to nic nadzwyczajnego, ale w realiach monarchii to kontrowersyjne: oznacza, że matka księżnej, niemająca ani grama błękitnej krwi, pozna płeć następcy tronu wcześniej od królowej.

Wiadomo też, że podobnie jak Diana, Kate będzie starała się, by dziecko miało możliwie normalne dzieciństwo, z jak najmniejszą liczbą ograniczeń. Ale jednocześnie poszanowana ma być tradycja – informacja o narodzinach będzie ogłoszona nie na Twitterze, ale na specjalnej tablicy przed Pałacem Buckingham. I będzie salwa z ponad 40 dział.

SUPERDZIECKO

William i Kate uznali, że nie poznają wcześniej płci dziecka. Trwają więc zakłady: chłopiec czy dziewczynka (dla monarchii to bez znaczenia: zarówno wnuk, jak i wnuczka Elżbiety II będą mieli prawa do dziedziczenia tronu). Można też postawić zakład, jakiego koloru włosy będzie mieć dziecko. Stawka, że maluch będzie rudowłosy, wynosi 8 do 1. Na to, że będzie mieć włosy blond lub brązowe – 2 do 1. Można też robić zakłady, jak długo potrwa poród i ile dziecko będzie ważyć. I oczywiście: jak będzie miało na imię. Na razie najczęściej obstawiane są Robert, John i Anne (na marginesie: Amerykanie dla dziewczynki preferowaliby imię Diana). Ale którekolwiek zostanie wybrane, w Wielkiej Brytanii można spodziewać się wysypu dzieci z tym samym imieniem.

Choć więc znaków zapytania wokół potomka jest dużo, jedno jest pewne: bez względu na to, jak bardzo Kate będzie o to zabiegać, nie będzie to zwyczajne dziecko, podobnie jak Elżbieta II nie będzie zwyczajną prababcią. Ukazała się już nawet książeczka pt. „Ciii! Nie budzić królewskiego dziecka” – o perypetiach malucha, którego ciągle budzi zmiana warty przed pałacem lub szczekanie słynnych corgi – psów królowej.

Na okładce książki upamiętniono zresztą także królową: skacze na spadochronie, tak jak sportretowano ją podczas ubiegłorocznej ceremonii otwarcia olimpiady w Londynie. Skaczą też pieski, również na spadochronach, a do piersi królewskiej prababci przypięte jest dziecko.

I tak oto, jeszcze przed narodzinami, królewskie superdziecko wchodzi do popkultury. 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działu Świat, specjalizuje się też w tekstach o historii XX wieku. Pracowała przy wielu projektach historii mówionej (m.in. w Muzeum Powstania Warszawskiego)  i filmach dokumentalnych (np. „Zdobyć miasto” o Powstaniu Warszawskim). Autorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 28/2013