Duma i zniszczenie

Z attyki ratusza w ukraińskim Buczaczu runęła część figury wyrzeźbionej przez Johanna Georga Pinsla. To ostatni akt destrukcji dwunastu dzieł genialnego artysty, które istniały tam jeszcze w 1990 r. Podjęliśmy próbę odtworzenia ich losów.

03.08.2023

Czyta się kilka minut

Johann Georg Pinsel, „Samson rozrywa paszczę lwa”, ok. 1750 r. Wystawa „Mistrz Pinsel – legenda i rzeczywistość”  we Lwowskiej Galerii Sztuki im. Borysa Woźnickiego, lipiec 2013 r. / IVAN VIERBICKI / DOMENA PUBLICZNA
Johann Georg Pinsel, „Samson rozrywa paszczę lwa”, ok. 1750 r. Wystawa „Mistrz Pinsel – legenda i rzeczywistość” we Lwowskiej Galerii Sztuki im. Borysa Woźnickiego, lipiec 2013 r. / IVAN VIERBICKI / DOMENA PUBLICZNA

Luwr, 22 listopada 2012 roku. W jednym z najsłynniejszych muzeów świata odbywa się wernisaż wystawy rzeźb Johanna Georga Pinsla, wybitnego XVIII-wiecznego artysty działającego na ziemiach ruskich Rzeczypospolitej. Dwadzieścia siedem prezentowanych dzieł pochodzi przede wszystkim ze zbiorów ukraińskich, pojedyncze z Wrocławia i Monachium. Obecny na wernisażu minister kultury Ukrainy w swoim przemówieniu podkreśla, że dzięki wystawie Pinsla „ukraińska sztuka wchodzi w krąg sztuki światowej”.

Media nad Dnieprem z entuzjazmem piszą o „ukraińskim ambasadorze”, „naszej dumie” i „promocji Ukrainy w świecie”. Nastroje dobrze oddaje artykuł z popularnego pisma: „Dzięki wystawie w Luwrze ukraiński mistrz stanie się takim samym kluczem do kultury ukraińskiej, jakim dla sztuki Włoch są geniusze renesansu, a impresjoniści – dla sztuki Francji. (...) Prace Pinsla są na podobnym mistrzowskim poziomie, jak uznane światowe arcydzieła rzeźby swego czasu. Odwiedzający Luwr powinni wyciągnąć odpowiednie wnioski nie tylko na temat sztuki ukraińskiej, ale Ukrainy w ogóle”

Wystawy w Paryżu nie byłoby, gdyby kilka lat wcześniej pewien francuski biznesmen, prowadzący interesy we Lwowie, nie zobaczył w tamtejszych muzeach prac Pinsla i nie zachwycił się nimi. Ich zdjęcia pokazał znajomemu, Guilhemowi Scherfowi, kierownikowi działu rzeźby w Luwrze. Ten – jak sam potem wyznał – przeżył szok. Dzieła zdradzały rękę wielkiego mistrza, o którym nigdy nie słyszał.

W 2009 r. kilku pracowników Luwru wyruszyło do Lwowa na rekonesans. Okazał się on na tyle udany, że po trzech latach w Paryżu otwarto wspomnianą wystawę: „Johann Georg Pinsel: rzeźbiarz baroku na Ukrainie XVIII w.”. Później, w 2016 r., została ona pokazana również w wiedeńskim Belwederze. Nieznany szerzej artysta wszedł na europejskie salony.

Tajemniczy mistrz

Mimo wysiłków historyków o Pinslu wciąż niewiele wiadomo. Pod koniec lat 40. XVIII w. pojawił się nagle na dworze magnata Mikołaja Potockiego w Buczaczu, wówczas znaczącym mieście na Podolu. Nie wiemy jednak, ani skąd przybył, ani gdzie się wcześniej kształcił. Imię i nazwisko wskazują, że mógł być Niemcem, a cechy jego warsztatu nawiązują do rzeźby południowoniemieckiej. Aż do śmierci około roku 1761 tworzył głównie prace sakralne dla kościołów na Podolu i ziemi lwowskiej. Jego dzieła ozdobiły wiejskie kościoły m.in. w Horodence, Hodowicy, Budzanowie, Mariampolu i Bohorodczanach. Pracował również we Lwowie, gdzie wykonał rzeźby w attyce greckokatolickiej katedry św. Jura i krucyfiks dla rzymskokatolickiego kościoła św. Marcina.

Prace Pinsla charakteryzują się dynamiką, ekspresją i naturalizmem, co szczególnie dobitnie widać na pełnych emocji twarzach stworzonych przez niego postaci oraz ich obfitych szatach. Pełne dramatyzmu drewniane rzeźby sprawiają wrażenie, jakby żyły i posiadały dusze.

Pinsel zapoczątkował nurt nazwany potem lwowską szkołą rzeźby, który po śmierci mistrza rozwijali jego uczniowie. Historycy sztuki podkreślają, że było to zjawisko niezwykle oryginalne w ówczesnej Europie. Paradoksem jest, że ten wybitny artysta tworzył swoje dzieła głównie na potrzeby prowincjonalnych kościołów na kresach Rzeczypospolitej. Prof. Jan Ostrowski, były dyrektor Zamku Królewskiego na Wawelu i znawca twórczości Pinsla (to on opracował katalog jego wystawy w Luwrze), uznaje, że był to artysta „o takiej skali talentu, że gdyby pracował w jednym z liczących się ośrodków europejskich, stałby się indywidualnością uznaną w dziejach sztuki powszechnej”.

Ukraiński Michał Anioł

Po swojej przedwczesnej śmierci Pinsel został zapomniany na dobre półtora stulecia. Jego fenomen dostrzeżono i zaczęto badać dopiero w II Rzeczypospolitej; powstało wówczas kilka studiów o jego twórczości oraz o rzeźbie lwowskiej.

Po 1945 r., w wyniku przesunięć granic, niemal wszystkie jego dzieła pozostały na terenie sowieckiej Ukrainy. Wiele czy wręcz większość z nich uległo zniszczeniu po tym, jak władze sowieckie zamknęły kościoły, które zwykle były potem dewastowane. Dość powiedzieć, że powojenne straty w przypadku rzeźby na dawnych ziemiach wschodnich Rzeczypospolitej oceniane są na 70 proc. stanu przedwojennego.

W efekcie do dziś zachowało się zaledwie ok. 60 prac Pinsla, zgromadzonych głównie w muzeach lwowskich – w tym w Muzeum Pinsla, otwartym w 1996 r. w dawnym kościele klarysek. Część z nich została uratowana przez ukraińskiego historyka sztuki Borysa Woźnickiego, który w latach 60. XX w. dotarł m.in. do zamkniętego kościoła w Horodence, skąd zabrał pozostałości wystroju rzeźbiarskiego dłuta Pinsla.

Ukraińska narracja o Pinslu wskazuje, że nasi sąsiedzi postanowili zrobić z niego artystę ukraińskiego, którym ten przybysz z obcego kraju przecież nigdy nie był. Na Ukrainie dość powszechnie nazywa się go dziś ukraińskim Michałem Aniołem, co wskazuje na próbę ukrainizacji wielokulturowego dziedzictwa dawnej Rzeczypospolitej, a zarazem chęć dowartościowania własnej tożsamości kulturowej. To trochę tak, jakbyśmy Michaela Willmanna, wybitnego niemieckiego malarza okresu baroku, który działał na Śląsku, nazywali dziś „polskim Rembrandtem”.

Buczackie dzieła

Wyjątkowe miejsce w twórczości Pinsla zajmował Buczacz – miasto o bogatej przeszłości, sięgającej XII w., położone na historycznym Podolu (dziś to powiat czortkowski w obwodzie tarnopolskim na Ukrainie) – gdzie stale mieszkał podczas swojego pobytu w Polsce. Tutaj miał swój warsztat, tutaj wziął ślub z Marianną Elżbietą z domu Majewską, tutaj też urodzili się jego dwaj synowie. W Buczaczu stworzył figury świętych do nieistniejącego już kościoła farnego, a także dwanaście kamiennych rzeźb na attyce tamtejszego ratusza.

Ratusz ten, wyjątkowe dzieło architektoniczne, został zaprojektowany w 1750 r. przez Bernarda Meretyna i uchodzi za najwspanialszy zabytek budownictwa miejskiego na ziemiach ruskich Rzeczypospolitej. Obaj artyści działali zresztą wspólnie przy kilku realizacjach, tworząc wybitny tandem. Dzieła z ratusza w Buczaczu to największy znany kompleks rzeźb kamiennych Pinsla, który zasłynął głównie pracami w drewnie. Ostatnie półtora wieku to jednak okres postępującej destrukcji tych rzeźb, a zaczęła się ona jeszcze w połowie XIX stulecia.

– W 1865 r. budynek uległ pożarowi – mówi prof. Ostrowski. – Zapewne wpłynęło to także na stan rzeźb, które mogły wtedy stracić swoją naskórkową formę. Brakuje jednak dokumentacji fotograficznej, która mogłaby to potwierdzić.

Potem było coraz gorzej.

Destrukcja zamiast odnowienia

Historię dzieł Pinsla z attyki ratusza w ostatnich dekadach pomaga odtworzyć Wiktor Hrebeniowski – działacz kulturalny z Buczacza i szef Buczacz-Art, jednej z ważniejszych organizacji społecznych w tej części Ukrainy.

– W czasach sowieckich o Pinsla nikt nie dbał. Kiedyś żołnierze z miejscowej jednostki podczas pijackiej zabawy urządzili sobie strzelanie do rzeźb. A w czasie różnych uroczystości nad rynkiem rozwieszano girlandy, mocując je na jego dziełach – mówi mi Hrebeniowski.

Sądząc po fotografiach z lat 70. XX w. rzeźby wciąż wyglądały imponująco. W 1982 r. w ratuszu powstało muzeum, a tuż przed upadkiem Związku Sowieckiego znalazły się wreszcie środki na odnowienie rzeźb. Niestety przeprowadzono je wyjątkowo amatorsko, co zamiast poprawić ich stan, doprowadziło do destrukcji. Opowiada o tym Lubomir Kukil, lwowski rzeźbiarz i konserwator, który jako student został wówczas wysłany do Buczacza na praktyki konserwatorskie.

– Rzeźby wciąż robiły fantastyczne wrażenie i były w całkiem niezłym stanie – wspomina Kukil. – W latach ­1987-90 zostały poddane konserwacji przez grupę profesorów ze Lwowa, a potem pokryte jakąś cieczą przywiezioną w beczkach z Kijowa. Po miesiącu zobaczyliśmy efekt: dzieła Pinsla zaczęły się sypać, odpadały fragmenty, aż wreszcie rozpadły się na wiele części. Winnego nie było.

Uratowane ze śmietnika

Niespodziewana destrukcja skutkowała decyzją o zrobieniu gipsowych odlewów wybranych rzeźb, co wymagało przewiezienia ich do Lwowa. Jednak nałożenie gorącego „kożucha”, w celu zdjęcia formy, tylko pogorszyło ich stan. Figury, składające się łącznie z kilkuset fragmentów, zostały złożone w lwowskim Państwowym Instytucie Sztuki Stosowanej i Dekoracyjnej, skąd po kilku latach… wyrzucono je na śmietnik.

– Pomieszczenie pracowni zostało w 1994 r. sprywatyzowane – wspomina dalej Lubomir Kukil. – W nocy przyjechali jacyś ludzie, porozbijali większe części figur na jeszcze mniejsze fragmenty i wywieźli wszystko na wysypisko. Razem z kilkoma kolegami kupiliśmy kilka skrzynek wódki i pojechaliśmy na poszukiwania. Daliśmy tę wódkę, komu trzeba, i udało się je odzyskać.

Uratowane pozostałości po dziełach Pinsla trafiły do pracowni rzeźbiarza Myrosława Romaniwa w miasteczku Tłumacz pod Iwano-Frankiwskiem. Po jego śmierci w 2007 r. dwie z nich, znajdujące się w najlepszym stanie i już „posklejane”, zostały wykradzione (po jakimś czasie „odnalazły się” w Buczaczu). Pozostałe zaś wdowa po Romaniwie… wyrzuciła na śmietnik. Kukilowi po raz drugi udało się je ocalić. Od tego czasu znajdują się w jego pracowni pod Lwowem.

Pinsel w kawałkach

Na buczackim ratuszu wciąż były cztery prace Pinsla.

W 2006 r. znalazły się środki na odnowienie ratusza i pracownicy przedsiębiorstwa Ukrzachidproektrestawracia, firmy konserwatorskiej ze Lwowa, przystąpili do robót. Ale i tym razem wyszło gorzej niż lepiej. Dwie rzeźby zostały na tyle nieumiejętnie zdemontowane z attyki, że znowu zamiast jednej bryły wyszło kilkadziesiąt kawałków.

Smutny był los „Temidy”. Opowiada o nim Hrebeniowski: – Została w 2009 r. specjalnie zrzucona z dachu przez jednego z robotników i rozsypała się na wiele części. Podobno była to jego zemsta za niewypłacenie mu pensji. Resztki położono pod murem na rynku. Dopiero po jakimś czasie mnie i kilku osobom udało się przenieść je do wnętrza ratusza.

Rozczłonkowane kawałki tych trzech dzieł Pinsla spoczywają tam do dzisiaj. Na ratuszu pozostał już tylko „Herakles zabijający Hydrę lernejską”.

Tuż przed wybuchem pandemii, po trwających – z wieloma przestojami – piętnaście lat pracach, udało się ukończyć konserwację ratusza. Dlaczego nie objęła ona jednak „Heraklesa”, ostatniego zachowanego na budynku dzieła Pinsla, pozostaje zagadką. Hrebeniowski, Kukil i wielu społeczników przez lata apelowali do władz o jej zabezpieczenie. Bezskutecznie. Wreszcie niedawno, 31 maja tego roku, spękana rzeźba częściowo się zawaliła; odpadła m.in. ręka i część tułowia. Pozostała, bezkształtna część wciąż spoczywa na attyce.

Zadziwiające jest, że przez te wszystkie lata sprawą buczackich rzeźb Pinsla nie zainteresowała się żadna z polskich instytucji. Mówimy przecież o wybitnym artyście, którego dzieła są również częścią polskiego dziedzictwa kulturowego. Z tej dotkliwej lekcji warto wyciągnąć wnioski. Szczególnie że na Ukrainie rusza właśnie wielki projekt konserwacji zabytków (także tych w zachodniej części kraju), który będzie prowadzony w sytuacji, gdy w kraju chronicznie brakuje konserwatorów [pisaliśmy o tym w „TP” nr 24/2021 – red.].

Jak ułożyć puzzle

Wiktor Hrebeniowski: – Istnieje ryzyko, że jedynym śladem po rzeźbach z naszego ratusza w Buczaczu będą stare fotografie. Myślę jednak, że wciąż mamy szanse na ich odnowienie. Problemem jest to, że naszego Ministerstwa Kultury zupełnie to nie interesuje. Nie ma zresztą co się dziwić, podobne sprawy dzieją się w całym kraju.

Na Ukrainie system ochrony zabytków znajduje się dopiero w trakcie tworzenia, co oznacza, że nie ma żadnej systemowej ochrony.

Buczacz-Art z powodzeniem wykorzystuje Pinsla jako instrument promocji miasta. Od pięciu lat Hrebeniowski i jego zespół organizują Dni Pinsla: festiwal kulturalny, który – przypominając tego genialnego artystę – ma dawać nową energię sennemu podolskiemu 12-tysięcznemu miasteczku, położonemu malowniczo w jarze – typowym dla tej naddniestrzańskiej okolicy, a wyżłobionym przez rzekę Strypę.

– Pinsel nie daje nam spokoju, jego twórczość prowokuje do aktywności. Przecież to w Buczaczu mieszkał i pracował. Z niedalekiego Jazłowca pochodził wapień, w którym rzeźbił. Przypominając jego postać, zarazem przypominamy, że jeszcze niedawno to miasto tworzyły trzy narody: Ukraińcy, Żydzi i Polacy – mówi Hrebeniowski.

Pytam prof. Jana Ostrowskiego, czy pokawałkowane rzeźby Johanna Georga Pinsla z Buczacza, dziś przypominające wybrakowany zestaw puzzli do ułożenia, można jeszcze uratować.

– Dałoby się te resztki poskładać w jedną całość. W sensie odtworzenia bryły, ale nie rzeźby jako takiej. Przynajmniej zostałby dokument, że kiedyś w Buczaczu istniały takie kamienne dzieła – mówi prof. Ostrowski.

Bardziej optymistyczny jest Wiktor Hrebeniowski, który przekonuje, że z niegdyś dwunastu buczackich dzieł Pinsla osiem, a może nawet dziewięć jest do odtworzenia: – Powinniśmy zebrać do kupy to, co zostało, a co jest obecnie przechowywane we Lwowie i w Buczaczu. Wiem, że ani jedna rzeźba nie pozostała w całości, wszystkie są połamane i wybrakowane. Ale mamy gipsowe kopie niektórych z nich. Mogłoby to pomóc w odtworzeniu nieistniejących fragmentów. Szukamy różnych wariantów i wierzę, że wszystkie dzieła Pinsla wrócą kiedyś do jego miasta.

Podobnie myśli Lubomir Kukil: – Wielu uważa, że lepiej zlepić jakieś kopie i zamontować na ratuszu. Można to zrobić, ale przede wszystkim trzeba zadbać o oryginalnego Pinsla! Z tych 80 procent zachowanych oryginalnych fragmentów można odtworzyć rzeźby, byle była chęć i pieniądze. Ale nadal nikt się tym poważnie nie zajmuje.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich im. Marka Karpia w Warszawie. Specjalizuje się głównie w problematyce politycznej i gospodarczej państw Europy Wschodniej oraz ich politykach historycznych. Od 2014 r. stale współpracuje z "Tygodnikiem Powszechnym". Autor… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 29/2021