Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Rozmowę Adama Robińskiego z Anną Błachno, którą publikujemy w tym numerze, przeczytałem jeszcze w Bieszczadach, gdzie uczestniczyłem w wakacjach Klubów „Tygodnika Powszechnego”. Opisany w niej oddolny ruch społeczny Dzikie Karpaty budzi radość – ten wyjątkowy kawałek Polski zyskał żarliwego opiekuna. Budzi też szacunek, bo tego rodzaju społeczna działalność nie zawsze cieszy się zrozumieniem i miewa zaciętych wrogów.
Inicjatywa Dzikie Karpaty chce zapobiegać rabunkowej gospodarce zagrażającej ostańcom Puszczy Karpackiej. Sam kilkakrotnie słyszałem od turystów o wycince starych drzew w rejonach mało odwiedzanych.
Że Bieszczady są piękne, nie trzeba nikogo przekonywać. Ale poza pięknem i bogactwem przyrody przechowują ślady powojennej tragedii. Co chwila trafia się tu na pozostałości kwitnącego niegdyś życia, nikłe resztki spalonych wsi i wspomnienia spalonych cerkwi. Czasem jedynym śladem dawnego życia jest cmentarz, na którym nikt już nie odwiedza grobów, już niemal niewidocznych, zwykle anonimowych.
Na jednym z nich nieznana ręka umieściła kartonik z wierszem: „Bezimienne duchy krążą cichuteńko nad zapadniętymi bez krzyża grobami, czekając wędrowca krótkiej modlitwy, by znów się ułożyć na wieczny spoczynek tak zasłużony, a tak sponiewierany. Więc przystań, przechodniu, pochyl pokornie głowę, nad nimi się ulituj, złóż w myślach prostą, lecz szczerą modlitwę, by ziemia im lekka była. Niech duchy tej ziemi po latach tułaczki wiodą byt wiekuisty tak, jak Pismo mówi...”.
Kartka na zapomnianym nagrobku w Jaworcu nosi datę 24 marca 2001 r. W 1938 r. wioska liczyła 91 zagród, 647 mieszkańców. Dziś Jaworca nie ma. Częściowo zrekonstruowano jeden dom, spalony w 1947 r. Należał do rodziny Kaczorów. Jak wszystkich mieszkańców wsi wysiedlono ich, spalono wszystkie domy i cerkiew. Odnajdywaniem i zabezpieczaniem tych śladów w Bieszczadach zajęli się m.in. wolontariusze Stowarzyszenia Magurycz oraz Stowarzyszenia Rozwoju Wetliny. Są napisy z objaśnieniami w dwóch językach, po polsku i po ukraińsku.
Ochrona drzew i ochrona pamięci... W naszej grupie jest pani Dorota Nalepka, profesor biologii. Stosując analizę pyłkową, bada przekształcenia roślinności przez ostatnich 15 tys. lat (po ustąpieniu ostatniego zlodowacenia), wywołane czynnikami naturalnymi i działalnością człowieka na północ od Karpat. Pytam, czego z jej punktu widzenia potrzebują Bieszczady. Wylicza: najpierw przestrzegania już obowiązującego prawa. Kładzenia nacisku na zabudowę zwartą, a nie rozproszoną wzdłuż dróg i brzegów rzek. Wprowadzenia zakazu wjazdu dla pojazdów spalinowych i hałaśliwych. A z perspektywy swojej specjalności jako pilne wymienia: poszerzenie otuliny parku narodowego, rzetelny nadzór nad rezerwatami, zakaz wprowadzania nowych, inwazyjnych gatunków (jak np. akacja, dąb czerwony, sumak), powstrzymanie sadzenia nowych świerków, szczególnie obcych (np. syberyjskich), tui, zwłaszcza jako żywopłotów, promowanie zamiast nich jodły – ale nie gatunków egzotycznych. Marzą jej się edukacyjne tablice ze zdjęciami ważnych roślin i objaśnieniami.
Wyjątkowość Bieszczadów tworzyła się przez wieki, ale tej wyjątkowości można je szybko pozbawić, a tego się już nigdy nie naprawi. Szanujmy więc Bieszczady, szanujmy nasze dzikie Karpaty. Drugich takich nie mamy i nie będziemy mieli. ©℗
CZYTAJ TAKŻE
Anna Błachno z Inicjatywy Dzikie Karpaty: Dopóki najstarsze lasy w Bieszczadach nie będą pod odpowiednią ochroną, musimy patrzeć leśnikom na ręce.