Niech będzie dziko

Anna Błachno z Inicjatywy Dzikie Karpaty: Dopóki najstarsze lasy w Bieszczadach nie będą pod odpowiednią ochroną, musimy patrzeć leśnikom na ręce.

09.09.2019

Czyta się kilka minut

Anna Błachno przy ściętych wiekowych bukach w Nadleśnictwie Stuposiany, otulina Bieszczadzkiego Parku Narodowego, maj 2018 r. /  / MAŁGORZATA KLEMENS
Anna Błachno przy ściętych wiekowych bukach w Nadleśnictwie Stuposiany, otulina Bieszczadzkiego Parku Narodowego, maj 2018 r. / / MAŁGORZATA KLEMENS

ADAM ROBIŃSKI: Inicjatywa Dzikie Karpaty, czyli kto?

ANNA BŁACHNO, aktywistka: Oddolny i niezależny ruch społeczny, oparty na wolontariacie.

A konkretniej?

Początkowo rdzeniem były osoby, które od lat działają na rzecz ochrony przyrody w różnych miejscach w Polsce. Co rusz jednak dołączają do nas nowi ludzie. Nie chcielibyśmy być utożsamiani z jakimikolwiek logotypami, partiami, organizacjami czy firmami. Łączy nas to, że wszystkim zależy na ochronie dzikiej przyrody w Karpatach.

Ile to osób?

Teraz prawie dwadzieścia. Mamy ciągłą rotację. Było nas pięcioro, potem dwadzieścia pięć. Zwykle po kilkanaście osób.

Czekam, aż padnie nazwa Obozu dla Puszczy.

Jasne, są wśród nas osoby, które działały w Puszczy Białowieskiej, gdy zaognił się tam spór o wycinkę starodrzewów. Obóz i Inicjatywa mają podobny charakter i reguły. Choćby pokojowy charakter działań, niehierarchiczny sposób podejmowania decyzji, wegańska kuchnia i zakaz spożywania alkoholu. Jestem z Podlasia, brałam udział w działaniach w Puszczy Białowieskiej, ale tutaj, w Bieszczady i na Pogórze Przemyskie, przyjeżdżałam jeszcze wcześniej w ramach akcji „Rykowisko dla jeleni, nie dla myśliwych”.

A nie było przypadkiem tak, że niesieni sukcesem w Puszczy Białowieskiej – a więc unijnym nakazem wstrzymania wycinki – postanowiliście przekuć go na coś nowego?

Ten sukces nas oczywiście niósł, ale tak jak mówię, byliśmy tu już wcześniej. Było nas jednak mniej i brakowało sił, żeby to działanie nabrało rozmachu.

Dlaczego Karpaty? Dlaczego akurat tu i teraz?

Tu – bo to jeden z ostatnich naprawdę dzikich kawałków Polski, teraz – bo w ostatnich latach gospodarka leśna nabrała tu niebezpiecznego rozmachu. A to teren niesamowicie wartościowy pod względem przyrodniczym i zupełnie inny niż Puszcza Białowieska. Po pierwsze dlatego, że to są góry, po drugie ten rejon ma inną historię. Nie da się mówić o miejscowej przyrodzie w oderwaniu od historii, od akcji „Wisła”, która wyludniła doliny. Jednym z jej skutków jest to, że mamy tu dziś ostoję dzikości. Tak się zresztą Bieszczady kojarzą.

Bieszczady jako metafora dzikości.

Ona ma ciągle oparcie w rzeczywistości. Ale jak się patrzy na to, co się dziś tu dzieje, to wkrótce się okaże, że została już tylko legenda. Być może jej resztki przeżyją w Bieszczadzkim Parku Narodowym? Bo poza nim zaraz nie będzie już nic, tylko zwykły las gospodarczy.

Poza nim, czyli gdzie?

Teren naszych działań to trzy bieszczadzkie nadleśnictwa: Stuposiany, Lutowiska i Cisna, oraz teren projektowanego Turnickiego Parku Narodowego na Pogórzu Przemyskim.

I co się dzieje? Przed czym chcecie ich bronić?

Niszczone są najstarsze kompleksy leś­­ne. Dokumentujemy i pokazujemy w internecie pojedyncze wycinane drzewa o wymiarach pomnikowych, ale zwracamy uwagę, że nam chodzi o cały las, o cały leśny organizm, o ekosystem pełen naturalnych procesów. Wycinki prowadzone są w drzewostanach ponad stuletnich, a konsekwencją tego jest poszatkowanie gór drogami zrywkowymi, erozja gleby, wylesianie całych szczytów. Giną gatunki wskaźnikowe dla lasów naturalnych, gatunki chronione. Niszczone są siedliska dużych drapieżników: niedźwiedzi, wilków, rysi.

Chodzimy po lesie, ale też rozmawiamy z mieszkającymi tu ludźmi. Słyszymy, że wcześniej nie do pomyślenia było, by wycinkę prowadzić także latem, a słyszymy to zarówno od ludzi pracujących w lesie, jak i pracowników parku narodowego. Teraz drzewa wycina się przez cały rok, mimo że powinno się to robić tylko zimą, gdy gleba jest pod śniegiem, zmrożona i wyciąganie drzew jej nie narusza. Skutkiem obecnych działań jest to, że po deszczu woda zamiast tu zostać, drogami zrywkowymi jak torami bobslejowymi spływa w dół, czego prostym skutkiem są powodzie poniżej.


KRYZYS KLIMATYCZNY – ZOBACZ SERWIS SPECJALNY >>>
 


Ale w Puszczy Białowieskiej był wyraźny konflikt Lasów Państwowych z prawem, przez co ich działaniami zainteresowały się instytucje międzynarodowe. Tymczasem w Bieszczadach nie ma o tym mowy. Wycinka odbywa się w lasach gospodarczych, zgodnie z prawem. To co tak naprawdę chcecie osiągnąć?

Jak się okazuje, dokument prawny nie jest gwarantem braku naruszeń, nie warunkuje też jedynych i najlepszych rozwiązań. I to wyraźnie widać na przykładzie gospodarki leśnej w Puszczy Karpackiej. Współpracujemy z naukowcami, przyrodnikami. Dla nich, a więc i dla nas, jasne jest, że te tereny powinny być chronione. Uważamy, że obecny stan należy zmienić, dlatego oprócz tego, że prowadzimy monitoring społeczny, patrolujemy teren i dokumentujemy działania Lasów Państwowych, równolegle wnioskujemy o pewne rzeczy na drodze urzędowej, oficjalnej. Prawo nie jest dane raz na zawsze.

To co konkretnie chcielibyście osiągnąć? Powiększyć park narodowy, powołać nowe rezerwaty?

Jako trzy podmioty – Inicjatywa Dzikie Karpaty, Fundacja Dziedzictwo Przyrodnicze i koalicja Niech Żyją! – wnioskowaliśmy do Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Krośnie, a potem do Generalnej Dyrekcji Lasów Państwowych, o to, aby konkretne, te najcenniejsze, wydzielenia leśne wyłączyć z gospodarki leśnej i łowieckiej. W przypadku Nadleśnictwa Stuposiany – to małe nadleśnictwo, najmniejsze w Polsce, które jest czymś na kształt enklawy wewnątrz parku narodowego – mowa jest o ponad połowie jego powierzchni. W Nadleśnictwie Lutowiska procentowo już mniej. Ale ponieważ nasze wnioski zostały przez Lasy Państwowe odrzucone, będziemy iść z nimi wyżej. Te same wnioski złożyliśmy do Ministerstwa Środowiska, wciąż czekamy na odpowiedź.

Dlaczego?

Nie zadowala nas argumentacja, która skupia się na kwestiach gospodarczych. Uważamy, że należy rozmawiać o tych lasach innym językiem niż hodowlano-leśny, gospodarczo-surowcowy, a zacząć patrzeć na nie przez pryzmat przyrodniczy. Póki te najstarsze lasy nie będą objęte odpowiednią ochroną, będziemy skupiać się na tym, by patrzeć Lasom Państwowym na ręce. Jesteśmy społeczną, obywatelską kontrolą działalności tej instytucji państwowej. Tak naprawdę jedyną kontrolą.

To znaczy?

Owszem, Lasy Państwowe mają plany urządzenia lasu, według których prowadzą swoje prace, ale poza leśnikami nikt nie czuwa nad tym, co się dzieje w głębi lasu, za setkami tabliczek z zakazami wstępu. I na przykład mimo że Ministerstwo Środowiska wydało rozporządzenie o dobrych praktykach w zakresie gospodarki leśnej, to patrząc na to, co spotykamy w lesie, często wydaje się być to zabiegiem bardziej PR-owym niż sposobem na rzetelną ochronę przyrody. Według niego nie powinno się wycinać drzew o wymiarach pomnikowych czy prowadzić wycinki i zrywki w strefach przypotokowych. Na papierze to dobra praktyka, ale w rzeczywistości często się do niej nie stosowano. To się zmieniło, od kiedy zaczęliśmy monitorować wycinki. Traktujemy to jako wymierny efekt naszej obecności. I równocześnie mamy podstawy sądzić, że kiedy stąd wyjedziemy, znów będzie po staremu.

Inicjatywa nie jest całoroczna?

Bardzo byśmy chcieli mieć moce przerobowe, które by nam na to pozwoliły. Ale inicjatywa opiera się wyłącznie na prywatnych siłach i prywatnym czasie jej uczestników i uczestniczek. Ludziach, którzy biorą urlopy z pracy, żeby tu przyjechać. Musimy gdzieś zarabiać na życie, bo wbrew temu, co mówią nasi krytycy, nikt nam nie płaci za to, że tu jesteśmy. Ale zainteresowanie jest coraz większe, kto wie, co z tego wyniknie?

Jak Was odbiera lokalna społeczność?

Różnie, ale byłabym nieszczera, gdybym powiedziała, że raczej pozytywnie. Negatywnie nastawia do nas krzywdząca propaganda Lasów Państwowych. Panuje stereotyp, że chcemy zabronić ludziom wstępu do lasu. I że dostajemy po dwa i pół tysiąca złotych tylko za to, że tu jesteśmy. To oczywiście bzdury.

Ale ludzie powoli oswajają się z naszą obecnością, w końcu to już drugi rok. Kiedy przy różnych okazjach spotykamy się z mieszkańcami, kiedy zaczyna się z ludźmi rozmawiać, nagle okazuje się, że mamy wiele wspólnych poglądów na różne sprawy. Zaczynają opowiadać o swoich problemach, o tym, że widzą tę wielką zmianę w eksploatacji lasów. Że kiedyś nie wycinało się tyle drzew co dziś. I że niby żyją z lasu, ale w rzeczywistości niewiele z niego mają, bo drewno stąd wyjeżdża i wcale nie trafia do małych, lokalnych przetwórców.

W Puszczy Białowieskiej duża część lokalnej społeczności stała murem za Obozem dla Puszczy. Czyli tu jest trudniej?

Na pewno. Przede wszystkim dlatego, że podobnego obywatelskiego ruchu wcześniej tu nie było. Nie miał możliwości zakorzenienia się w świadomości mieszkańców. Podobne działania w Puszczy Białowieskiej prowadzone są od lat.

Sama pamiętam sytuację sprzed dziewięciu lat. Kiedy przyjeżdżaliśmy do puszczy w ramach akcji „Rykowisko dla jeleni, nie dla myśliwych”, pojawiały się sugestie, by samemu nie chodzić do sklepu. Takie były nastroje wśród lokalnej społeczności. Pamiętam, jak do miejsca, w którym stacjonowaliśmy, wparowało kilku mężczyzn w kominiarkach i z pochodniami. Przed domem zostawili nam wieniec pogrzebowy. To, że dziś sytuacja wygląda zupełnie inaczej, jest efektem długotrwałej obecności ruchów ekologicznych w Puszczy Białowieskiej. ­Tutaj jeszcze wszystko przed nami. Na przykład braliśmy udział w festynie w Zatwarnicy... widziałeś film na naszym Facebooku?

Widziałem, z niedźwiedziem na Otrycie.

Tak, widać na nim, z ukrycia, z krzaków, prace zrywkowe. Zamieściliśmy go w internecie chcąc pokazać, jak wygląda gospodarka leśna w tym miejscu. Widać choćby to, jak podczas wyciągania ściętych drzew niszczy się inne, młode.

Okazało się potem, że za ten film oberwało się operatorowi maszyny, którą nagraliśmy przy pracy, bo nie miał kasku. Myśmy w ogóle na to nie zwrócili uwagi, nie to było naszą intencją. I później na festynie spotkaliśmy operatora z naszego filmu. Był agresywny, więc wycofaliśmy się z imprezy. Ale nie dziwię się, że ten człowiek był rozgoryczony. Napisaliśmy zresztą o tej sytuacji, bo to nagminna praktyka – zrzucanie winy na tych, którzy znajdują się na samym dole łańcucha decyzyjnego. Obwinianie nie zlecającego, ale wykonawcy. Kiedyś znaleźliśmy pomnikową jodłę, ściętą. Zdokumentowaliśmy ją i napisaliśmy do Nadleśnictwa Lutowiska z pytaniem, jaki to ma związek z rozporządzeniem o dobrych praktykach. Odpisali, zrzucając winę na pilarza. A przecież to nie pilarz wymyślił sobie, że zetnie akurat to drzewo.

Dlaczego zdecydowaliście się na fizyczne blokowanie wycinek? Podobne blokady w Puszczy Białowieskiej zwykle kończyły się starciami.

Bo od półtora roku ślemy pisma, zgłaszamy, postulujemy, organizujemy spotkania, happeningi, protesty, a Puszcza Karpacka po prostu umiera. Nasze wnioski o długofalowe zmiany zbywane są komunałami bądź argumentami nijak przystającymi do treści, o których mówimy. My o potrzebie ochrony, Lasy Państwowe o potrzebie gospodarki. Widzimy, jak szybko drewno znika ze składów, grube drzewa wywożone są praktycznie z dnia na dzień, bylebyśmy tylko nie zdążyli ich sfotografować, bylebyśmy nie znaleźli na nich chronionych gatunków. Jednego dnia, w jednym miejscu, przez kilka godzin, nagraliśmy 12 tirów z drewnem wyjeżdżających z Bieszczadów! Ostatnio znaleźliśmy świeżo wyciętą w starodrzewie jodłę, miała 170 lat. Niedaleko kolejną, wyciętą parę sezonów wcześniej, miała 230 lat...

To właśnie niedaleko niej rozwiesiliśmy w proteście hamaki i w sposób pokojowy postanowiliśmy zatrzymać trwającą wycinkę, skoro nic innego nie przynosi efektów. Lasy Państwowe muszą się liczyć z tym, że nie będziemy biernie patrzeć, jak wycinają drzewa, które wyrosły tu jeszcze w XVIII w.

Nie szkoda Ci wakacji, urlopu na użeranie się ze światem? Nie wolałabyś po prostu przyjechać w Bieszczady, żeby po nich połazić?

Pewnie, że bym wolała. Codziennie o tym myślę. Mamy bazę w tak pięknym miejscu! To jest dolina Hulskiego, tuż obok jest Krywe.

Najwyższa bieszczadzka liga, jeśli chodzi o zwierzęta. Przychodzą do Waszego obozu?

Trochę narozrabiał lis. Baliśmy się, że zapachy z kompostu ściągną niedźwiedzia, ale na szczęście nie mamy z nim problemów. Lecz tropów jest mnóstwo. Trzysta metrów od obozu znaleźliśmy świeżo odrapane przez niedźwiedzia drzewo, było pokryte żywicą i jego sierścią. Są wilki, są żubry, niedaleko mieszka sobie wąż Eskulapa. Niesamowite sąsiedztwo.

A turyści?

Jasne, widujemy turystów, ale to nie jest park narodowy. A ludzie przyjeżdżają głównie do parku. Przy okazji takich spotkań zwykle ujawnia się powszechne przekonanie, że Bieszczady są chronione w całości. Ludziom się wydaje, że Bieszczady to park narodowy i tyle. Nie mają świadomości, że coś jest chronione, a coś nie, że tam park, a tu las gospodarczy. Podobnie było w Puszczy Białowieskiej. Wielu osobom wydawało się, że puszcza jest parkiem narodowym, więc o co tym ludziom chodzi?

Do kiedy zostajecie?

Do końca września, o ile pozwolą nam na to warunki. W lipcu trafiały się noce z dwoma, trzema stopniami Celsjusza. Delikatnie nas przymroziło. Mieszkamy nad samym potokiem, tu jest parę stopni mniej. We wrześniu może być jeszcze trudniej.

A Obóz dla Puszczy jeszcze działa?

Działa, ale tam sytuacja jest pod dużo większą kontrolą, więc obecnie to głównie działalność edukacyjna, kulturalna, budująca relacje ze społecznością lokalną. Tyle oczu, tyle instytucji patrzy na Puszczę Białowieską, że gdyby zaistniała taka konieczność, mobilizacja byłaby pełna i błyskawiczna. Teraz trzeba patrzeć na Bieszczady. ©

ANNA BŁACHNO jest artystką, absolwentką Wydziału Sztuk Pięknych UMK w Toruniu. Aktywistka zaangażowana w liczne akcje obrony przyrody, m.in. Grzybiarki przeciwko Myśliwym, Obóz dla Puszczy oraz Inicjatywa Dzikie Karpaty.


„RABUNKOWA GOSPODARKA” CZY „TOTALNA KRYTYKA”

Inicjatywa Dzikie Karpaty pojawiła się w Bieszczadach w lecie 2018 r. jako społeczny ruch kontroli działań Lasów Państwowych w nadleśnictwach Bieszczadów i Pogórza Przemyskiego. Aktywiści zarzucają leśnikom rabunkową gospodarkę w ostańcach Puszczy Karpackiej – drzewostanach o cechach lasu naturalnego znajdujących się poza parkiem narodowym. Wytykają przypadki ignorowania ministerialnego kodeksu dobrych praktyk leśnych z 2017 r. (zakazującego m.in. prowadzenia zrywki potokami czy wycinania drzew dziuplastych).

Regionalna Dyrekcja LP w Krośnie odpowiada z kolei, że wszelkie prace odbywają się „w oparciu o prawo i wiedzę leśną”. Zdaniem dyrektor Grażyny Zagrobelnej działania Inicjatywy „nakierowane są na totalną krytykę leśnictwa”.

Symbolem starań aktywistów stał się w ostatnim czasie gruby pień starej jodły, który znaleźli na terenie jednego ze wspomnianych nadleśnictw. Demonstrowali z nim przed siedzibą Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Krośnie i Dyrekcji Generalnej w Warszawie. W ubiegłym tygodniu fragment drzewa stanął przed stołecznym Teatrem Powszechnym jako „pomnik niszczenia przyrody”. Zostanie tam do końca września.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz i pisarz, wychowanek „Życia Warszawy”, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Opublikował książki „Hajstry. Krajobraz bocznych dróg”, „Kiczery. Podróż przez Bieszczady” oraz „Pałace na wodzie. Tropem polskich bobrów”. Otrzymał kilka nagród… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 37/2019