Druga młodość stulatka

Prof. John Fisher: Produkujemy szkielety pochodzenia biologicznego i wszczepiamy je pacjentom, a ciało samo produkuje niezbędne komórki i tkanki. Rozmawiał Rafał Motriuk

09.11.2009

Czyta się kilka minut

John Fisher (z lewej) z Eileen Ingham, naukowcy z Uniwersytetu Leeds / fot. University of Leeds /
John Fisher (z lewej) z Eileen Ingham, naukowcy z Uniwersytetu Leeds / fot. University of Leeds /

Naukowcy z angielskiego Uniwersytetu Leeds chcą zatrzymać proces starzenia się człowieka w 50. roku życia. Zamierzają masowo produkować nowoczesne materiały do superwytrzymałych, zapasowych części ciała. Dzięki nim ludzie stuletni będą mieli ciała pięćdziesięciolatków.

Rafał Motriuk: Na czym polega projekt?

John Fisher: Nasze badania potrwają pięć lat, otrzymaliśmy na nie 50 milionów funtów [równowartość 230 mln zł - red.]. Chcemy wprowadzić nowe rozwiązania technologiczne i medyczne, by ludzie po pięćdziesiątce mieli przed sobą jeszcze 50 lat aktywnego życia.

Pana zespół ma już na koncie pewne przełomy technologiczne, głównie jeśli chodzi o materiały stosowane w nowych implantach.

Dziś ludzie chcą być aktywni jak najdłużej, ale to nie zmienia faktu, że układ kostno-szkieletowy zużywa się tak samo szybko jak kiedyś. Sposobem na przedłużenie dobrego funkcjonowania tego układu są przeszczepy. Dziś ludzie w wieku 50-60 lat potrzebują np. nowych stawów biodrowych, szybko degenerują też stawy kolanowe. Obecne implanty wytrzymują 10 do 20 lat, a to za mało. My od jakiegoś czasu staramy się przedłużyć ich żywotność, by wytrzymywały około 50 lat, czyli, innymi słowy, miały niejako dożywotnią gwarancję. I rzeczywiście, dysponujemy już nowymi materiałami ceramicznymi, z których robimy np. głowę kości udowej, czy stopami metali, z których wykonuje się panewkę stawu biodrowego. Tak wykonana nowatorska endoproteza zużywa się dziesięć razy wolniej od tradycyjnej. Wykazaliśmy już tę skuteczność w laboratorium, teraz trwają próby z pacjentami.

Jakie są rezultaty u pacjentów?

Próby kliniczne trwają od pięciu lat; ich wyniki potwierdzają to, co osiągnęliśmy w warunkach laboratoryjnych: zauważamy znacznie wolniejsze zużywanie się materiałów. To pozwala nam na oferowanie takich rozwiązań niemal na całym świecie.

Druga część projektu to badania nad tzw. szkieletami biologicznymi, dzięki którym organizm może sam się regenerować, przynajmniej częściowo. Jak to działa?

Ta druga część projektu jest chyba jeszcze ciekawsza. Produkujemy szkielety pochodzenia biologicznego i wszczepiamy je pacjentom, a ciało samo produkuje niezbędne komórki i tkanki. To bardzo przydaje się w leczeniu ścięgien czy wiązadeł, uszkodzonych np. w wyniku urazów sportowych albo zapalenia kości i stawów.

Skąd się biorą te szkielety? - są produkowane w laboratorium czy pochodzą od dawców albo po prostu z ciała samego pacjenta?

Takie szkielety mogą pochodzić z dwóch źródeł. Po pierwsze, od dawców. Pozbawiamy pewną część ciała komórek dawcy - czy raczej dokładnie tych elementów, które mogą się przyczynić do odrzucenia przeszczepu. Wykorzystujemy do tego specjalną, opatentowaną przez nas metodę. Taki szkielet wszczepiamy pacjentowi, a jego organizm sam otacza ów szkielet własnymi komórkami, co minimalizuje ryzyko odrzucenia przeszczepu.

Biologiczne szkielety mogą też pochodzić od zwierząt, głównie świń. Pozwala to, przynajmniej teoretycznie, na produkowanie ich na masową skalę, by pacjent mógł sobie dany szkielet po prostu kupić.

W obu przypadkach proces medyczny jest ten sam i w obu przypadkach właściwie nie ma konfliktów immunologicznych: powstaje sprzyjające środowisko, w którym ciało człowieka samo wytwarza niezbędne komórki i tkanki. Możemy w ten sposób wytwarzać np. zastawki serca; zaczynamy też testy kliniczne z innymi częściami układu krwionośnego. Takie rozwiązanie byłoby nie tylko skuteczniejsze, ale także tańsze

Czy to proces podobny do tego, którym szczycą się Pańscy koledzy z Bristolu? W zeszłym roku pobrali od martwego człowieka tchawicę, pozbawili ją "starych" komórek i zostawili tylko szkielet. Przy użyciu komórek macierzystych ze szpiku kostnego pacjentki stworzyli na zewnątrz nowe, żywe tkanki i wszczepili z powodzeniem pacjentce tę nową tchawicę bez większych obaw o odrzucenie przeszczepu.

To był pojedynczy przykład takiej operacji. My mamy platformę technologiczną, by robić takie rzeczy na skalę masową.

Sugerował Pan, że dzięki tym nowym technologiom będzie można rozwiązywać niektóre problemy transplantologicznie na wcześniejszym etapie, zanim konieczny będzie przeszczep większych części ciała?

Przykładem jest staw kolanowy. Wielu ludzi w starszym wieku odczuwa w tym miejscu silny ból. Jednocześnie, zgodnie z przewidywaniami, w ciągu następnych 20 lat zapotrzebowanie na przeszczepy stawów kolanowych wzrośnie pięciokrotnie ze względu na osteoartretyzm, czyli zmiany wywołane zużywaniem się elementów składowych stawu. Ale jeśli te zmiany zwyrodnieniowe będzie można zauważyć wcześniej, to nie będzie potrzebny całkowity przeszczep, wystarczy wymiana tych najbardziej narażonych czy uszkodzonych części. Przykładem są łękotki - półksiężycowate twory znajdujące się na powierzchni stawowej kości piszczelowej. Jeśli przeszczepimy odpowiednio wcześnie tylko te elementy, to kolano będzie działać sprawnie znacznie dłużej i całkowity przeszczep nie będzie konieczny. Byłoby to nie tylko bardzo skuteczne, ale także tańsze.

Świętym Graalem transplantologii jest hodowanie całych organów, np. wątroby, trzustki czy serca z komórek macierzystych pacjenta. To nie tylko uniezależniałoby go od dawcy - a przecież czasami na dawców trzeba czekać bardzo długo - ale również ryzyko odrzucenia przeszczepu znacznie by spadło. Do tego są niezbędne zarówno komórki macierzyste, jak i odpowiednie technologie. Czy pański zespół też zajmuje się takimi badaniami?

Nie, to jest poza naszymi możliwościami, przynajmniej w ramach obecnego programu. Poza tym produkcja całych organów jest znacznie trudniejsza.

Kiedy powinniśmy spodziewać się upowszechnienia Pańskich zabiegów? Czy rodzące się dzisiaj dzieci mogą oczekiwać, że dożyją stu lat w pełnym zdrowiu?

Nasze produkty powinny być gotowe i dostępne komercyjnie za około pięć lat; prace nad organami, o których pan wspomniał, potrwają moim zdaniem jeszcze co najmniej dziesięć lat.

Motto tego projektu to "stulatek z ciałem pięćdziesięciolatka", co brzmi fantastycznie, ale wyobrażam sobie, że problemem będą prace nad mózgiem, o którym wiemy stosunkowo niewiele, i który jest chyba najtrudniejszym organem do odtworzenia, nawet częściowego. Czy nie obawia się Pan, że choć będziemy mieli super zdrowych stulatków, to i tak będą oni cierpieć na demencję i wszystkie inne schorzenia wieku starczego?

No cóż, my skupiamy się głównie na układzie kostno-szkieletowym, chcemy zapewnić albo poprawić mobilność czy aktywność ludzi, którzy tak czy inaczej żyją dłużej. A żyją dłużej ze względu na rozwój wszystkich dziedzin medycyny. Co nie zmienia faktu, że schorzenia związane ze starzeniem się mózgu są i będą sporym problemem.

Prof. JOHN FISHER jest dyrektorem Instytutu Inżynierii Medycznej i Biologicznej na Uniwersytecie Leeds.

RAFAŁ MOTRIUK jest korespondentem naukowym Polskiego Radia i stałym współpracownikiem "Tygodnika". Fragmenty wywiadu wyemitował Program Trzeci Polskiego Radia w audycji Raport o Stanie Świata.

KOMENTARZ:

Twarde rachunki

Piotr Michoń

Gospodarka przyszłości, szczególnie w krajach najbardziej rozwiniętych, będzie jeszcze bardziej niż dzisiaj opierać się na możliwościach najważniejszego organu człowieka - mózgu. Pytanie, czy mózg stulatka będzie funkcjonował równie dobrze, co jego ciało. By móc konkurować w gospodarce przyszłości, trzeba sprawnie myśleć.

Po drugie, przyjęło się sądzić, że jest się starym, bo jest się emerytem. Paradoks polega na tym, że wiek emerytalny 65 lat został przyjęty za czasów Bismarcka, a więc ponad sto lat temu. W ówczesnych Niemczech średnia długość życia wynosiła ok. 45 lat, a zatem jeżeli ktoś dożywał wieku emerytalnego, rzeczywiście mógł być uznany za starca - tym bardziej że przez większość życia pracował w warunkach, które skutkowały wyniszczeniem organizmu.

Już dzisiaj, bez cudownej medycyny wydłużającej życie i zwiększającej sprawność stulatków, wydłużamy wiek emerytalny. Gdy stanie się to, co przewidują naukowcy z Leeds, wiek emerytalny poszybuje w górę. Jednak prawdziwym problemem będą nie tyle emeryci, co koszty opieki medycznej. Historia uczy, że postęp w medycynie, m.in. zwiększający zakres uleczalnych chorób, zawsze prowadzi do zwiększania wydatków.

Po trzecie, wydłużanie "sprawnego" życia będzie się łączyło ze wzrostem liczby lat, które spędzimy w pracy. A to z kolei może przynieść potencjalne korzyści np. kobietom rodzącym dzieci. Gdy liczba lat potencjalnej aktywności zawodowej wzrośnie do 50-60, przerwa związana z opieką nad dziećmi nie będzie istotnie wpływała na sytuację matki na rynku pracy.

Po czwarte, możliwe, że uda się przywrócić olbrzymią rzeszę ludzi na rynek pracy. Nie tylko wydłużenie życia osobom relatywnie zdrowym, lecz też przywrócenie sprawności tym, którzy nie mają jej w pełni - to mógłby być prawdziwy sukces gospodarczy.

Dr PIOTR MICHOŃ jest pracownikiem Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 46/2009