Droga do Lasek

Czy Julia Brystygier – zwana „Krwawą Luną” słynna funkcjonariuszka Urzędu Bezpieczeństwa PRL – pod koniec życia przyjęła katolicyzm?

07.10.2016

Czyta się kilka minut

Laski koło Warszawy: Zakład dla Niewidomych, prowadzony przez Zgromadzenie Sióstr Franciszkanek Służebnic, dla dzieci i młodzieży. Zdjęcie z 1946 r. / Fot. Jerzy Baranowski / PAP
Laski koło Warszawy: Zakład dla Niewidomych, prowadzony przez Zgromadzenie Sióstr Franciszkanek Służebnic, dla dzieci i młodzieży. Zdjęcie z 1946 r. / Fot. Jerzy Baranowski / PAP

Nasze zasadnicze stanowisko, że sprawa religii jest prywatną sprawą obywatela w stosunku do państwa – nie znaczy, że jest ona również prywatną sprawą dla członka partii” – tak pisano w tajnym dokumencie Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego „Tezy w sprawie polityki wobec Kościoła” z 16 czerwca 1953 r. Powołano się w nim na Lenina, który uważał, że „walka ideologiczna nie jest sprawą osobistą, a sprawą ogólnopartyjną, ogólnoproletariacką”.

Nie wiadomo, kto był autorem „Tez”. Ale można przypuszczać, że Julia Brystygier [patrz ramka poniżej – red.], odpowiedzialna za strategię walki z Kościołem, co najmniej je akceptowała. Wiedziała, że Kościół katolicki jest największą siłą w Polsce zdolną dać odpór komunizmowi, i że rozprawa z nim wymaga czasu, zręczności i dobrego planu. Sama brutalna siła tu nie wystarczała. Stąd nacisk położony przez Lunę na rozbijanie Kościoła od środka: na werbunek wśród duchownych i środowisk związanych z Kościołem, inwigilację, organizowanie „księży patriotów” itd. Luna, jak przystało na komunistkę, żywiła głęboką nienawiść do Kościoła, widziała w nim przeszkodę. Ale jednocześnie była nim zafascynowana – na tyle, że po latach niemal przeszła na drugą stronę barykady.

Droga przez las 

W Laskach koło Warszawy zawsze pachnie sosnowym lasem. Jest bardzo cicho i spokojnie. W słoneczne popołudnie drzewa rzucają cień na trawniki. Można odetchnąć, pomyśleć.

Jednak gdy Luna odwiedziła Laski, 16 czerwca 1962 r., wyglądała na zdenerwowaną. Nerwowo paliła papierosa za papierosem. Potem wsiadła do swego auta – moskwicz, zielono-kremowy – i odjechała mało używaną drogą, właściwie leśnym duktem prowadzącym do głównej szosy. Obecnie droga nosi nazwę alei Matki Elżbiety Czackiej. Wjazd do Zakładu dla Niewidomych zamyka metalowa brama z małym krzyżem, wciąż ta sama.

Teraz jest zwykle zamknięta, wejść można przez otwartą furtkę. Wtedy też nieczęsto z niej korzystano, ale Luna być może miała nadzieję, że – unikając głównej drogi wyjazdowej – uniknie też niepożądanej uwagi. Tamtego dnia do auta odprowadziły ją Zofia Morawska i siostra Bonifacja Goldman, dzięki której tu trafiła. Ale wcześniej widziało ją wiele osób. Był wśród nich TW „Ksawery”, współpracujący przez wiele lat z bezpieką. O wizycie w Laskach byłej dyrektor Departamentu V MBP złożył on raport jej dawnym kolegom. Napisał też, że następnego dnia, w niedzielę, znów zjawiła się w Laskach, a jej wizyta była bardziej dyskretna.

Pytanie, czy uległa wtedy pokusie wzięcia udziału w mszy w drewnianej kaplicy? Ponieważ w Laskach nie było jeszcze kościoła parafialnego, wiernych na niedzielnej mszy w kaplicy pw. Matki Bożej Anielskiej bywało wielu i w tłumie nikt pewnie nie zwróciłby na nią uwagi.

Była to jednak prawdopodobnie jedna z jej ostatnich wizyt – z pewnością zdawała sobie sprawę, że jej obecność w tym miejscu nie może pozostać niezauważona. Inwigilacja Lasek, które były szczególnie bliskie prymasowi Stefanowi Wyszyńskiemu, była w pewnych okresach bardzo intensywna. Zaczęła się zresztą w czasach, gdy Brystygierowa pracowała w MBP. Wiedziała więc, że rozpoznanie jej przez któregoś z konfidentów bezpieki było kwestią czasu. Może nie chciała ściągnąć kłopotów ani na siebie, ani na swych nowych znajomych.

Pierwsze doniesienie o jej bytności w Laskach pochodzi z października 1961 r. Według tego samego tajniaka (TW „Ksawery”), Antoni Marylski [wieloletni prezes Zakładu Niewidomych w Laskach, późniejszy duchowny – red.] opowiadał nie tylko o kilku już wizytach Luny, która, „jak się wyraził, »szuka Boga«”, ale stwierdził też, że „p. Brystyger to bardzo zdolna kobieta, tytan pracy i nauki, siedziała przed ’39 rokiem w więzieniu razem z [Sewerynem] Ebnerem” (Ebner, pochodzący z żydowskiej rodziny, najpierw został komunistą, a po 1956 r. katolikiem i odwiedzał Laski ).

18 grudnia 1961 r. do Lasek dostarczono paczkę dla niewidomej siostry Bonifacji. W środku prawdopodobnie były płyty. Ważniejsza jednak niż zawartość była jej nadawczyni: Brystygier Jadwiga, ul. Litewska 8, Warszawa. Esbecy szybko sprawdzili, kto mieszka pod tym adresem – okazało się, że była to Luna.

Na Litewskiej Luna mieszkała sama, Jadwiga Brystygier to jej synowa, mieszkająca pod innym adresem. Paczkę jednak wysyłała Luna, może po prostu miała nadzieję, że podszywając się pod swoją synową, choć trochę zatrze ślady swoich kontaktów z franciszkankami z Lasek.

Miejsce niezwykłe

Laski były i są miejscem szczególnym, nie tylko ze względu na szkołę dla niewidomych dzieci, prowadzoną przez Towarzystwo Opieki nad Ociemniałymi i siostry franciszkanki. To miejsce otwarte dla niewierzących i wątpiących. Dla niewidomych i „niewidomych na duszy”. Tu przyjeżdżali intelektualiści i pisarze. Na tutejszym cmentarzu pochowani są m.in. Antoni Słonimski, Jan Lechoń, Tadeusz Mazowiecki, Jerzy Zawieyski, ks. Jan Zieja.

Tę szczególną rolę Lasek wyjątkowo wnikliwie opisał inny konfident SB, TW „Mathis”: „Innym zupełnie zagadnieniem jest praca Lasek wśród komunistów, niewierzących czy Żydów neofitów. (...) Aby zrozumieć zagadnienie Lasek, należy cofnąć się do czasów ich organizacji, a przede wszystkim działalności Korniłowicza [jeden z ich twórców – red.]. Chodziło podówczas o stworzenie bazy humanizmu katolickiego przeciwstawiającego się z jednej strony tendencjom faszyzującym, a z drugiej będącego ze względu na swoje postępowe idee antidotum wśród inteligencji na czynniki marksistowskie. Stąd podwojone kontakty z lewicą (...), stąd atrakcyjne dla inteligencji neofickiej”.

Towarzystwo „ludzi Lasek” i franciszkanek, z których wiele miało znakomite przedwojenne wykształcenie, musiało być dla Brystygierowej pociągające i w pewien sposób odświeżające po latach spędzonych w bezpiece wśród mało rozgarniętych towarzyszy. Ale przede wszystkim ważne dla niej było, że chciano tam z nią rozmawiać, bo uważano, że każdy na tę rozmowę zasługuje. To był szczególny moment w jej życiu – jeśli przyjąć, że jej wizyty w Laskach zaczęły się w roku 1961, to od jej odejścia z MBP minęło zaledwie kilka lat. Miała niezłą emeryturę, mieszkanie i zaczynała karierę pisarki, ale mogła czuć się zawieszona w społecznej próżni. Laski, pełne spokoju i akceptacji, mogły tę próżnię wypełnić.

Jej znajomość z siostrami zaczęła się jednak przypadkiem – to nie Luna szukała Boga, jak mówił Marylski. Ona i siostra Bonifacja spotkały się na jednej sali w szpitalu. Niewidoma zakonnica poprosiła panią na sąsiednim łóżku, by poczytała jej na głos Ewangelię. Potem Luna czytała też na głos katolickie książki i „Tygodnik Powszechny”. Lektura musiała dać im impuls do rozmowy – Luna interesowała się religią (pracę doktorską pisała o nuncjuszach w średniowiecznej Polsce). Może zaintrygowało ją, że siostra Bonifacja również była Żydówką. Obie też znały Wiedeń – Luna chodziła tam do szkoły, Bonifacja kończyła studia. Gdy siostra Katarzyna Steinberg odwiedziła siostrę Bonifację w szpitalu, zaprosiła Lunę do Lasek.

Z Laskami była też związana lekarka Brystygierowej, prof. Eleonora Reicher, wybitna reumatolożka. Również Żydówka, która podobnie jak siostry Bonifacja i Katarzyna nawróciła się na katolicyzm. Luna miała powody, aby być tym miejscem zaintrygowana.

Przeciwniczki

Cofnijmy się jednak najpierw o kilkanaście lat. W marcu 1948 r. na polecenie Brystygierowej aresztowano Marię Okońską, współpracowniczkę Wyszyńskiego, wtedy biskupa lubelskiego. Śledczym zależało na informacjach o nowo powstałej organizacji katolickiej. Marię zatrzymano w Lublinie i zaraz przewieziono do Warszawy. Przesłuchiwał ją Wiktor Herer, teraz w stopniu majora, któremu Luna powierzyła śledztwo dotyczące tzw. „Ósemki”. „Raczej bardzo niemiły pan” – wspominała go Okońska.

Herer nie bardzo sobie radził. „Rozpracowanie sprawy natrafia na b. poważne trudności ze względu na specyficzny charakter grupy. Rdzeń grupy tzw. »Ósemka« stanowi formę na pół zakonną. Członkinie grupy są b. ściśle ze sobą związane i są ściśle podporządkowane biskupowi Wyszyńskiemu. W takich warunkach wykluczony jest werbunek w samej »Ósemce«, a śledztwo natrafia na poważne trudności” – pisał Herer w raporcie dla Luny w kwietniu 1948 r. Niewiele lepiej radziła sobie potem bezpieka ze sprawą pod kryptonimem „Apostołki”, dotyczącą „Ósemki” – mimo prowadzonej na olbrzymią skalę inwigilacji.

O aresztowaną upominał się Wyszyński. A Maria była kłopotliwą więźniarką: w celi i podczas przesłuchań nieustannie, jak sama to określała, „apostołowała”, starając się nawrócić nawet ubeków. Albo więc powodowana ciekawością, albo irytacją z powodu niemrawego śledztwa, z Okońską postanowiła porozmawiać szefowa Departamentu V. Różniło je wszystko: wiek (Maria miała 28 lat, Luna 46), poglądy (katoliczka i komunistka), oczywiście pozycja (aresztowana i wydająca decyzje o aresztowaniu), a także wygląd – Maria, według własnych słów, wyglądała okropnie, wycieńczona aresztem; Luna jak zawsze elegancka.

Spotkanie krańcowo odmiennych, ale silnych kobiet.

„Proszę pani, a czy pani jest osobą wierzącą, czy pani wierzy w Boga? – zapytała ją Maria. – Bo jeśli pani ma doktorat z filozofii, to znaczy, że jest pani człowiekiem myślącym. A jeśli się myśli, to niemożliwą rzeczą jest nie dojść do wiary w Boga. Jak pani mogła do tego nie dojść?” – kontynuowała dociekania. Rozmowa, w której często to Maria stawiała pytania, trwała dwie godziny. Tematem były Bóg i wiara. „Co pani o nas myśli? O ludziach komunizmu i pracownikach Urzędu Bezpieczeństwa” – zapytała Brystygierowa. „Myślę bardzo źle” – odparła Maria.

Według późniejszej relacji Okońskiej, między kobietami nawiązała się pewnego rodzaju więź. Luna mówiła do niej „moje dziecko”, a Maria poczuła do niej sympatię. „Słuchała, nie przerywając mi. Miała wyraz twarzy, w której malowało się zdumienie, połączone, no, może niemądrze powiem – z zachwytem. I ja ją w tym wszystkim – lubiłam. Poczułam się z nią związana tak bardzo, jakby była jedną z najbliższych i najdroższych mi osób. To uczucie do niej nigdy nie przeminęło, trwa do dnia dzisiejszego, chociaż ona od dawna jest już po »tamtej« stronie. Wierzę, że mimo wszystko jest w Niebie” – tak Okońska opisała potem zaskakującą relację w swej książce „Światło w mroku. Więzienne wspomnienie”. Na zakończenie Luna dała Marii swój zastrzeżony numer telefonu i powiedziała, by dzwoniła, gdy będzie potrzebować pomocy. Okońska wyszła na wolność w lipcu.

Rozgrywka o duszę

Niemal rok później, przed Wielkanocą 1949 r., doszło do kolejnego ich spotkania. Tym razem z misją do Luny wysłał Marię sam kard. Wyszyński, już prymas. Maria miała dać jej prezent od prymasa (Nowy Testament) i przekazać, że prymas codziennie modli się w jej intencji. Nie o jej nawrócenie, ale żeby była szczęśliwa. Podobno Luna była wzruszona do łez i miała powiedzieć, że Wyszyński to najpiękniejszy człowiek, jakiego zna. „To straszna kobieta” – miał z kolei powiedzieć o niej Wyszyński, ale już później, po tym, gdy został aresztowany w 1953 r. W roku 1949, przesyłając Ewangelię, najwyraźniej wierzył, że można z nią rozmawiać. Jak wynika z relacji Okońskiej, do ich osobistej rozmowy doszło w Wielki Piątek 1949 r. w domu prymasowskim.

Fascynacja Luny katolicyzmem to jedno, ale możliwość spotkania z kardynałem, który dał się poznać komunistom jako poważny przeciwnik, musiała się jej wydać wielką szansą, także operacyjną – na zbliżenie się do niego i, być może, wpłynięcie na jego poglądy. W każdym razie – i w przypadku rozmowy z Wyszyńskim, i jej znajomości z Okońską nie można wykluczyć, że Luna działała w imię własnych interesów i celów.

Po tamtej Wielkanocy Maria widziała się z nią jeszcze przynajmniej dwa razy. Raz poprosiła ją o pomoc w przesłaniu kardynałowi paczuszki ze żłóbkiem na Boże Narodzenie – był rok 1953, prymas siedział w Stoczku. Gipsowy żłóbek doszedł, list – już nie. Kolejny raz Luna pomogła jej w marcu 1956 r., gdy Maria zabiegała o przepustkę do Komańczy, kolejnego miejsca uwięzienia prymasa. Luna dała jej przepustkę dla dwóch osób. Nawet jeśli ta decyzja nie była bezinteresowna, to obecność Marii i Janiny Michalskiej, która pojechała z nią do Komańczy, była dużym wsparciem dla kardynała podczas trzeciego już roku odosobnienia.

W swoich relacjach Maria nie kryła, że chciała doprowadzić do nawrócenia się Luny. Luna z kolei liczyła na zbliżenie się do środowiska kardynała, uzyskanie informacji, może nawet na zwerbowanie Marii. Ich spotkania na przestrzeni lat były – ukrytą pod uprzejmościami – rozgrywką o duszę. Żadnej nie udało się osiągnąć swego celu: ani Maria nie przeciągnęła Luny na stronę wiary, ani Luna nie przekonała Marii do komunizmu.

W aktach sprawy „Apostołki” widnieje uwaga towarzysza Wypycha z 1961 r. o relacji Luny i Marii: „Z Okońską (chyba w 1954 r.) rozmawiała tow. Bristiger – przestrzegała przed nią jako przed osobą wybitnie niebezp. umiejącą wyśmienicie przekonywać. Okońska ze swej strony stawiała sobie za cel pozyskać Bristiger – ostudził ją w tym sam Wyszyński”.

Rewers

Jako dyrektorka Departamentu V MBP Brystygierowa nie nawróciła się na katolicyzm. Ale może okazała się bardziej otwarta na wiarę, gdy była już na emeryturze? Rozmowy z Bonifacją w szpitalu mogły na nowo obudzić jej fascynację chrześcijaństwem.
Nawrócenia wśród komunistów nie były tak rzadkie, jak mogłoby się wydawać, i zawsze były uważnie śledzone przez bezpiekę. W donosie TW „Mathis” jest informacja o chrztach pełnoletnich już dzieci partyjnych działaczy, które odbywały się w kościele przy ul. Piwnej. Z kolei Marylski podawał przykład Ebnera. Do Lasek podobno przyjeżdżała też córka Małgorzaty Fornalskiej i Bolesława Bieruta (Fornalska rzekomo nawróciła się przed śmiercią – w 1943 r. aresztowana przez gestapo, została rozstrzelana w 1944 r.).

W opinii Marylskiego – przytaczanej przez konfidenta TW „Alfa” – Luna odwiedzając Laski, była na drodze do nawrócenia. Choć jej lekarka, profesor Reicher – której przemyślenia z kolei referował bezpiece TW „Rawski – miała być odmiennego zdania...
Gdyby Luna rzeczywiście nawróciła się w Laskach, byłaby to ładna pointa jej życia. Ale nic na to nie wskazuje. Myślę, że Luna z przyjemnością spędzała czas w Laskach, spotykała tam nietuzinkowych rozmówców. Nawrócenia ani chrztu (a to dwie różne rzeczy) nie potwierdza też jej syn Michał Bristiger.

Załóżmy jednak, że być może nie chciała go wtajemniczać. W pewien sposób dla niej – Żydówki i komunistki – byłoby to podwójnie trudne, to byłaby intymna decyzja, o której może nie chciała nikomu mówić. Nic też nie wiadomo o jej ewentualnych dyspozycjach odnośnie do katolickiego pogrzebu – w każdym razie żaden ksiądz nie towarzyszył jej w ostatniej drodze. Śladów po domniemanym chrzcie Luny nie ma też ani w Laskach, ani w żadnej z sąsiednich parafii.

Po tym, jak przed kilkunastoma laty taka informacja pojawiła się w prasie, franciszkanki były bombardowane pytaniami. Aby rozwiać wątpliwości, siostra Rut, archiwistka Zgromadzenia, przeprowadziła rzetelne poszukiwania. Nie znalazła nic. Tymczasem biorąc pod uwagę fakt, że bezpieka nieustannie śledziła, co się dzieje w Laskach, i miała informacje nawet na temat wydarzeń utrzymywanych w najgłębszej tajemnicy, jak święcenia kapłańskie ks. Henryka Mosinga (otrzymał je z rąk kard. Wyszyńskiego i abp. Karola Wojtyły podczas tajnej ceremonii w Laskach w 1961 r.), można być pewnym, że chrzest Luny prędzej czy później wyszedłby na jaw.

Co prawda w jednym z donosów TW „Ksawery” pojawia się informacja, że „w sobotę 17.11. odbył się chrzest Żydówki, lat około 50, pracującej podobno w PAN-ie. O powyższym chrzcie, mającym miejsce w Laskach, opowiadał bez szczegółów ksiądz Bronisław Bozowski, kapelan u Wizytek, który przebywał kilka dni w domu rekolekcyjnym w Laskach na rekolekcjach indywidualnych”. To był rok 1962, czas wizyt Luny w Laskach. Konfident dostał polecenie, by ustalić, kim była ochrzczona osoba, ale w jego teczce nie ma nic więcej na ten temat.

Dobro i zło

Pod odejściu z MBP Luna mogła odczuwać pewną pustkę. Jednak nadal wierzyła w swą religię – w komunizm. Odejście od niego byłoby dla niej wstrząsem i na pewno broniła się przed utratą złudzeń. Wielu polskich przedwojennych komunistów posiadało tę nadzwyczajną umiejętność usprawiedliwiania wszystkiego, co robił Związek Sowiecki i ich partia. Może gdy wierzy się w coś tak mocno, trudno przyznać się do błędu, aż w końcu jest za późno, bo odchodząc od przekonań z czasów młodości, przekreśliłoby się całe swe życie.

„Ona sama w swoich wynurzeniach niczego się nie wypiera i uważa wszystko to, co robiła, za słuszne, uzasadnione i całkowicie usprawiedliwione określoną sytuacją” – tak donosił o Lunie TW „Twardowski”. Z kolei Marylski miał o niej powiedzieć, że „teraz uświadomiła sobie, ile zła i nieszczęścia wielu ludziom swym nieludzkim postępowaniem sprawiła, i stara się obecnie nowym chrześcijańskim życiem jeszcze wiele naprawić” (cytat za donosem TW „Rawski”).

Która opinia jest bliższa prawdy? Kto trafniej oddał stan duszy Luny? Oba raporty dzielą cztery lata – może więc Luna była na drodze do nawrócenia, ale potem nie zdecydowała się jednak dokonać tak wielkiego zwrotu w życiu? A może go dokonała, ale nie chwaliła się tym – co zrozumiałe – w prywatnych rozmowach ze znajomymi?

Starając się dowiedzieć, czy Luna umarła jako katoliczka, widziałam jedno: większość osób, z którymi o tym rozmawiałam, bardzo chciała, aby była to prawda. Historie o jej nawróceniu są często powtarzane, bo w pewien sposób podbudowują naszą własną wiarę w człowieka i porządek świata oparty na jasnym podziale na to, co dobre, a co złe. W to, że grzesznicy będą żałować za grzechy, że możliwa jest skrucha i przebaczenie, że sumienie istnieje.

Myślę jednak, że Julia Brystygier odeszła, nadal wierząc w komunizm.

Po jej śmierci w klasztorze na Jasnej Górze odprawiono mszę w intencji jej duszy. Podobno zamówiła ją Maria Okońska. ©℗


CZYTAJ TAKŻE:

Gdyby dożyła wolnej Polski, pewnie zostałaby oskarżona z paragrafu o zbrodniach komunistycznych, za sprawstwo kierownicze.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działu Świat, specjalizuje się też w tekstach o historii XX wieku. Pracowała przy wielu projektach historii mówionej (m.in. w Muzeum Powstania Warszawskiego)  i filmach dokumentalnych (np. „Zdobyć miasto” o Powstaniu Warszawskim). Autorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 42/2016