Dobrze, że nie uderzy piorun

Niezadowoleni "starzy" chcieliby młodzieży zorganizowanej i zainteresowanej tym, co interesowało kiedyś ich samych.

13.04.2010

Czyta się kilka minut

Grzegorz Bogdał (ur. 1984)

Przygnębiająco zaczyna się dyskusja o pokoleniu III RP. Ma rację ks. Adam Boniecki, że opis dorastającej młodzieży zaserwowany przez Jana Sowę jest ponury i przerażający - ale nie dlatego, że mówi prawdę o tym pokoleniu. Przerażające jest to, że naukowiec, socjolog, podejmując się stworzenia szkicu na jego temat, robi to w sposób tak jednostronny i krzywdzący znaczną (myślę, że nawet większą) część młodych ludzi. Sowa wygodnie przyjmuje tezę, że współczesna młodzież jest do... - pamiętając o niedawnym święcie, powiem: do chrzanu (słabym głosem wtóruje mu Edmund Wnuk-Lipiński).

Właściwie stało się to, czego młodzież bardzo nie lubi: wypowiedzi "o nas bez nas", na dodatek jedna z nich utrzymana w niesprawiedliwym tonie. Trudno uwierzyć Sowie, gdy pisze, że nie chce wcale krytykować współczesnej młodzieży, skoro już na wstępie pojawia się taka informacja: "Są bierni i bezideowi, o nic im nie chodzi, do niczego nie dążą, na niczym im nie zależy, nic nie jest dla nich istotne, nic nie wywołuje w nich namiętności, sprzeciwu, buntu". Otóż coś wywołuje zdecydowany bunt - zideologizowana, podporządkowana z góry określonemu celowi gadanina.

Sugestia, że dojrzewający Polacy nudzą się i oglądają filmy lub szlajają się po galerii handlowej, zamiast uczestniczyć w życiu społecznym, jest niemądra. Nudzą się, oglądają filmy i szlajają po galeriach także ludzie z pokolenia Jana Sowy. Czy to znaczy, że on także jest bierny i bezideowy? Poza tym bezsensowne jest stawianie komukolwiek zarzutu, że ogląda filmy - co w tym złego? Śmieszne to i smutne, że socjolog-intelektualista nie ma oporów, aby dawać tak schematyczny obraz młodzieży.

Na szczęście w numerze pojawiły się także głosy rozsądku. Ks. Adam Boniecki i Krzysztof Koseła potrafią, nie unikając słów krytyki tam, gdzie są one konieczne, z dystansem rozeznać się w sytuacji i wskazać na obecną wśród przedstawicieli różnych pokoleń tendencję do narzekania na swoich "potomków".

Sowa nie pamięta, nie wie lub celowo przemilcza fakt, że spora część młodzieży udziela się jako wolontariusze, uczestniczy w działaniach kulturalnych, startuje w konkursach, rozwija swoje zainteresowania, stawia pierwsze (niekiedy kolejne) kroki w działalności artystycznej; niektórzy zrzeszają się w różnych organizacjach - od turystycznych, przez hobbystyczne, po kościelne. Jest w nich energia, chęć do działania i dokonywania zmian, dopóki nie zostanie to zgaszone. Ale po co o tym wspominać? Wtedy artykuł Jana Sowy nie miałby tak złowieszczej wymowy. Lepiej jednym zdaniem podsumować całe pokolenie, powiedzieć o nim, że "odnosi się do wszystkiego, co publiczne, z apatią, biernością i obojętnością".

Patologie, marazm, głupota, podłość - są w tym pokoleniu i były w innych. Nie wszyscy w PRL-u należeli do Solidarności, co nie znaczy, że byli bezideowymi, biernymi "maszynami" trawiąco-wydalającymi, i nie każdy, kto brał udział w opozycyjnych działaniach, był kryształowy. Ludzie konsumowali, konsumują i konsumować będą. A roczniki po ’89 konsumują w większości pośrednio - za pieniądze rodziców. Może interesujące wnioski dałoby się wyciągnąć z wyników badań: jaka jest frekwencja wśród najmłodszych uprawnionych do głosowania, a jaka w poprzednich pokoleniach? Nie sądzę, aby to bierne, bezideowe pokolenie wypadło aż tak niekorzystnie w porównaniu ze starszymi.

Wkrótce urodzeni po ’89 będą musieli odczuwać wstyd, że nie przeżyli wojny, okupacji, Holokaustu, roku ’68, ’89 itd. Wadą stanie się sam fakt, że jest się urodzonym w warunkach wolności, względnej stabilizacji i w miarę dobrych szans na rozwój. A przecież dobrze, że "nie uderzy żaden piorun", niech wreszcie będzie można zacząć coś budować bez obawy, że w każdej chwili wszystko może runąć. I bez konieczności walki na śmierć i życie.

Nie ma też co biadać nad tym, że nie widać żadnej wyraźnej ideologii wśród młodych. Może jest to czas wolności, kiedy pokolenie III RP poszukuje na własną rękę (często ryzykownie i z błędami, ale to ich prawo) małych kamyków idei, z których układa zróżnicowany, wielobarwny obraz świata, marzeń i postaw? Krytycy "feralnego" rocznika nie mogą chyba pogodzić się z tym, że skończył się czas prostych, jasnych przeciwstawień w rodzaju my-oni, które ciągnęły się za Polakami od czasu (nie przesadzę chyba) zaborów, przez okupację, aż do końca komuny. Jest w tym jakaś zawoalowana tęsknota za światem prostych opozycji, lub choćby za warunkami społeczno-politycznymi, które pozwalają na wskrzeszenie tego typu postaw. Niezadowoleni "starzy" chcieliby młodzieży zorganizowanej i zainteresowanej tym, co interesowało kiedyś ich samych.

Jeśli już odwoływać się do historii, to może lepiej do początku Dwudziestolecia i słów: "Ojczyzna moja wolna, wolna, więc zrzucam z ramion płaszcz Konrada". W takiej atmosferze boję się już zawołać, co chciałbym zobaczyć wiosną... Grafika na stronie tytułowej piękna - całe szczęście, że poprzez sztandar widać wreszcie niebo i chmury, że nie spływa krwią. Niech choć jedno pokolenie odetchnie od organizującej życie ideologii.

Nie można książki Ożarowskiej traktować jako obrazu całego pokolenia, tak jak nie była nim przed kilku laty książka Masłowskiej albo traktujące o beat generation "W drodze" Kerouaca. Zabiegi utożsamiania części z całością ­­­­­(sprawiające wrażenie stosowania odpowiedzialności zbiorowej) budzą niesmak, głównie w młodych, którzy domagają­­ się (i potrzebują) spojrzenia jednostkowego, potrafiącego rozpoznawać i doceniać wyjątkowość. Swoją drogą już sam fakt, że tegoroczna maturzystka napisała dobrą książkę, jest chyba dowodem na to, że marazm, lenistwo i bierność nie opanowały zupełnie współczesnego pokolenia. Takie anty-wartości nie doprowadzają do twórczości, która nawet gdy krytyczna, jest wyrazem pewnej afirmacji i wiary w aktywność.

Janowi Sowie brak chyba wewnętrznej młodości. W pewnej części swojego artykułu nostalgicznie wzdycha za "dobrym" pokoleniem lat 70. To na pewno przypadek, niemający wpływu na jego tekst i opinie, że sam należy do tego rocznika... A może powinien nauczyć się od kogoś, np. od księdza Bonieckiego, młodzieńczej postawy?

Mój rocznik to 1984 - zawieszony w próżni, jeszcze nie wolność, już nie PRL, bo żadnym śladem nie zapisał się w pięcioletniej pamięci. Zgłaszam akces do tych "bezideowych".

Grzegorz Bogdał jest absolwentem filologii polskiej (spec. komparatystyka) na UJ.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Redaktor i wydawca serwisu internetowego. Autor opowiadań. Za debiutancką „Florydę” (Czarne, 2017) był nominowany do Nagrody Literackiej Gdynia i Nagrody Gombrowicza. Ostatnio opublikował książkę „Idzie tu wielki chłopak” (Czarne, 2023), za którą został… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 16/2010