Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Trzeba mieć w sobie entuzjazm dobrego pasterza, by podjąć niepragmatyczną decyzję o pozostawieniu całego stada po to, by skutecznie szukać jedynej zagubionej owcy. Za tym ryzykiem może przecież ukrywać się zrozumiały psychologicznie lęk przed utraceniem dorobku całego życia. Trzeba więc nadzwyczajnego szacunku dla zabłąkanej owcy, by zdobyć się na równie radykalny krok. Chrystus uczy podobnego stylu. Jego wyjście poza prostą arytmetykę szkód i zysków inspirowane jest pragnieniem, by ratować, zbawiać, kochać.
Nie potrafią pojąć Jezusowej logiki ci, którzy w zagubionej owcy dostrzegają jedynie indywidualistkę spragnioną własnych ścieżek. Nie przeżyją oni radości dobrego pasterza, gdy swe zainteresowania ograniczą do łatwej moralistyki na eksport. Nie potrafią wziąć poranionej owcy na ramiona, gdyż obawiają się, że mogliby pobrudzić smoking, np. odpryskami błota z polskiego Woodstock.
Pasterz w smokingu stanowi folklorystyczną możliwość, którą przy życzliwej interpretacji można by włączyć do kolekcji strojów ludowych. Bycie dobrym pasterzem wymaga jednak znacznie więcej niż troska o strój czy o donośność gromów rzucanych na zagubione owce. Wymaga spojrzenia, w którym miłość do Chrystusa jest silniejsza od niechęci do świata, a krwawiące rany naszych bliźnich są bardziej istotne niż plamy na stylowym smokingu.