Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Mówiło się w Krakowie, że kardynał Wojtyła przygotowuje księdza Franciszka Macharskiego na swojego następcę. Czy tak rzeczywiście było? nie wiem. Wszyscy jednak wiemy, że następcą na krakowskiej stolicy arcybiskupiej go mianował. Następca nie miał łatwo. Mankamentem nowego arcybiskupa było to, że… nie był Wojtyłą. On sam musiał być pod dużą presją psychiczną, bo początkowo nawet w sposobie mówienia (podświadomie) naśladował wielkiego poprzednika. Jednak nie próbował być Wojtyłą. Był sobą.
Doskonale znał Kraków i różne mikrokosmosy tego miasta. Wiedział kto tu jest kto i pilnie tę wiedzę uzupełniał. To było jego miasto. Lubił, także jako kardynał, chodzić po Krakowie incognito (choć często rozpoznawany przez przechodniów) bez insygniów arcybiskupich. w ciemnej kurtce i nieco staroświeckim berecie. Wspierał wtedy różnych biedaków, zawsze starszego pana, siedzącego na chodniku u wylotu Sławkowskiej przy Rynku, i grającego na ustnej harmonijce. Mówił: „ten przynajmniej coś robi”.
Bóg obdarzył Franciszka przenikliwą inteligencją oraz znakomitym, autoironicznym poczuciem humoru. Kiedyś mi się zwierzył: „gdybym miał suspendować bredzących na ambonie, musiałbym suspendować wszystkich a na końcu siebie”. Taki żart, bo w gruncie rzeczy wcale nie uważał, że wszyscy bredzą. Umiał doceniać ludzi wartościowych, lecz nie było mowy, żeby się dał nabrać na pozory. Nieprzeciętna inteligencja nie zawsze mu życie ułatwiała: gdy miał podjąć jakąś ważną decyzję, natychmiast widział wszystkie możliwe jej negatywne skutki. Czasem ta przenikliwość musiała, przy podejmowaniu decyzji, działać paraliżująco.
Mówił mądre kazania, dzielił się tym, czym sam żył. Niekiedy wygłaszał je tak cicho, że fragmentami był ledwo słyszalny. Zdarzało się to także w rozmowie. Zresztą rozmowa z nim wymagała napiętej uwagi, bo często robił aluzje do czegoś, co nie zawsze było dla rozmówcy znane i zrozumiałe. Ja wtedy zawsze prosiłem o wyjaśnienie. I wyjaśniał.
Należał do ludzi, którzy nie tyle mówią, co myślą, lecz myślą, co mówią. Kiedyś przeprowadzałem z nim wywiad. Najpierw, przy wyłączonym magnetofonie, porozmawialiśmy o materii wywiadu. Ta rozmowa, gdybym ją opublikował, byłaby niemal sensacyjna. Niestety, wywiad, który nagrałem i spisałem z taśmy był – jak się mówi –wyważony.
Jego listy pasterskie były tak zwięzłe, że proboszczowie nie wiedzieli, czy dołączyć je do ogłoszeń parafialnych, czy – jak listy Episkopatu - odczytywać zamiast homilii. Pisał w nich tylko to, o czym chciał napisać, bez pobożnych ozdób i budujących banałów.
Był człowiekiem wiary i modlitwy. Wierzył – choć rzadko o tym mówił - że uleczenie (w 1992) z nowotworu jelita grubego (odmówił stosowania chemioterapii) zawdzięcza wstawiennictwu św. siostry Faustyny), Może dlatego z taką pasją się zaangażował w budowę bazyliki w Łagiewnikach. Hasłem biskupim Franciszka Macharskiego było „Jezu ufam Tobie”.
Był człowiekiem dobrym. Ktoś, kto się kiedyś znalazł w szpitalu w tym samym czasie, co on, opowiadał mi, jak arcybiskup – pacjent już chodzący – posługiwał innym chorym, jak podawał, kiedy było trzeba, kaczkę albo basen. Dla niego było to oczywiste.
W tych dniach, kiedy Kraków kipiał radosną obecnością młodych, kardynał Franciszek, otoczony szpitalną ciszą, umierał. Papież Franciszek o nim pamiętał. Dzięki Papieżowi nasz odchodzący Arcybiskup Emeryt, był obecny.