Diecezja obiecana

Są widoki na to, że w Łodzi uda się zbudować nowy model Kościoła – taki, który będzie mógł być wzorem dla innych diecezji.

29.10.2018

Czyta się kilka minut

Abp Grzegorz Ryś idzie z młodzieżą ulicami Łodzi w Marszu dla Jezusa, 25 marca 2018 r. / MARIAN ZUBRZYCKI / FORUM
Abp Grzegorz Ryś idzie z młodzieżą ulicami Łodzi w Marszu dla Jezusa, 25 marca 2018 r. / MARIAN ZUBRZYCKI / FORUM

Czy ludzie zaczną teraz chodzić do kościoła? Będzie mniej rozwodów? Poprawią się relacje z wiernymi? W kazaniach będzie mniej polityki? A może wróci ekumenizm? Tak, rok temu, kiedy nastał nowy arcybiskup, pytano w archidiecezji łódzkiej. Abp. Grzegorzowi Rysiowi mało kto jednak zazdrościł. „Najmniej wierząca” diecezja w Polsce – mówi się o Łodzi. – „Pokażcie mi w Polsce diecezję, która jest łatwa” – odpowiadał arcybiskup.

A może to szansa dla Kościoła w Polsce? Laboratorium dla przyszłości polskiego katolicyzmu?

Kazanie jak mantra

„Takich słów dawno nikt tu nie słyszał. Jaki Kościół może być zatem w pełnej moralnej prawdzie nazwany Oblubienicą Chrystusa?” – pyta 4 listopada 2017 r. podczas ingresu do łódzkiej katedry abp Ryś. I odpowiada: „Przecież nie ten, który się wywyższa; który skupia się na sobie, odnosi się tylko do samego siebie i dba wyłącznie o swoje interesy. Nie ten, który szuka potwierdzenia swojej pozycji materialnej, politycznej czy prawnej. Z całą pewnością ten, który służy, zapomina o sobie, wychodzi ku innym, sam nawracając się ku ciągłej ewangelizacji”.

Ks. Arkadiusz Lechowski, wikariusz łódzkiej parafii św. Anny, jeździ z młodzieżą do Taizé. – Arcybiskup powtarza te słowa przy każdej okazji jak mantrę. Jakby chciał przejąć wszystkich swoją wizją Kościoła – mówi.

Daria Zając nie była rok temu na ingresie. W ogóle „nie narzuca się Panu Bogu”. Lubi jednak słuchać abp. Rysia. Przeważnie w internecie. Czasem jedzie specjalnie do jakiejś parafii na mszę, gdzie jest akurat arcybiskup. – Nie mówi z wyższością. Mówi, jakby zwracał się tylko do mnie – opowiada.

Obojętna religijnie Łódź potrzebowała takiego biskupa.

Kościelne laboratorium

Gorzej jest tylko w archidiecezji szczecińsko-kamieńskiej. 23 procent – tylu było praktykujących katolików w archidiecezji łódzkiej w 2016 r. według badań Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego. W samej Łodzi na niedzielną mszę chodzi jeszcze mniej wiernych. Czasem – co dziesiąty parafianin.

– Problemy, jakie ma Kościół łódzki, mogą mieć wkrótce wszystkie diecezje w kraju – mówi ks. Lechowski. Uważa, że przyjście do Łodzi abp. Rysia to szansa nie tylko dla jego archidiecezji. – On pokazuje nam inną wizję Kościoła: otwartego, prowadzącego dialog z innymi, służącego ludziom. Takiego, który przestaje być tylko instytucją, staje się wspólnotą.

Jeden kapłan przypada tu na 20 tysięcy wiernych. A w niektórych diecezjach wskaźnik ten wynosi jeden na kilka tysięcy. – Ale to też może być atutem – uważa ks. Lechowski. – Bo to szansa na przemodelowanie parafii: żeby proboszcz nie był za wszystko odpowiedzialny, ale angażował do współpracy świeckich.

Benedykt XVI apelował do polskich duchownych, aby byli „ekspertami w dziedzinie życia duchowego”, a nie „ekonomii, budownictwa czy polityki”. – A u nas proboszcz jest wciąż odpowiedzialny za budowę parkingu, załatwienie autokaru na pielgrzymkę – mówi ks. Lechowski. Obawia się jednak, że odklerykalizowanie Kościoła nie będzie łatwe. I to nie tylko z powodu mentalności księży. Świeckim też odpowiada taki model parafii, w którym za wszystko odpowiedzialny jest proboszcz.

Ks. Paweł Gabara wykłada homiletykę w łódzkim seminarium. – Daliśmy sobie wmówić, że wszyscy nas atakują, boimy się ludzi, pozamykaliśmy się w plebaniach – mówi. – Obecny arcybiskup już otworzył wielu księżom oczy i pobudził do refleksji nad pytaniami: po co i dla kogo jesteśmy?

– Musimy przemyśleć na nowo funkcjonowanie parafii i pojmowanie hierarchiczności w Kościele. Teraz wikariusz i świeccy są wykonawcami poleceń proboszcza. Ale to musi się zmienić – stawia mocno sprawę ks. Lechowski. – Zaczyna brakować nam księży, nasza diecezja może być poletkiem doświadczalnym dla całego kraju.

Już z paliuszem

Diecezja łódzka powstała w 1920 r. Rodziła się w niedostatku. – Brakowało parafii i świątyń – mówi ks. prof. Waldemar Gliński, wykładowca historii Kościoła w łódzkim seminarium i na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego. – Wynikało to z dynamicznego przyrostu ludności.

Jeszcze dwieście lat temu Łódź była rolniczą wsią. Miastem staje się od pierwszej połowy XIX w., kiedy zaczyna się rozwijać przemysł tkacki i włókienniczy. Budują go Polacy, Niemcy, Rosjanie i Żydzi. Opisze to Władysław Reymont w „Ziemi obiecanej”.

Gdy powstaje niepodległa Polska, miasto ma pół miliona mieszkańców. To ważny argument, żeby Benedykt XV ustanowił tutaj diecezję. Papieża pomogli przekonać pochodzący z Łodzi premier Leopold Skulski i nuncjusz Achille Ratti, przyszły Pius XI.

W samej Łodzi katolików jest wtedy ponad połowa. Obok świątyń katolickich stoją synagogi, cerkwie i zbory. Wszyscy szanują się wzajemnie. Gdy sto lat temu łódzcy katolicy budują katedrę, gmina żydowska funduje witraże czterech proroków ze Starego Testamentu, a protestanci – witraże z wizerunkami czterech ewangelistów. Niemieccy przemysłowcy pomagają też zbudować kościół na Widzewie.

– Żydowscy czy protestanccy właściciele fabryk chcieli mieć dobrych pracowników, więc dbali o ich potrzeby duchowe – tłumaczy ks. Gliński. – Faktem jest jednak, że w Łodzi panowała międzyreligijna życzliwość, a praktyczny ekumenizm istniał już u nas na długo przed Soborem.

„Bez tamtej Łodzi pewnie nie byłoby dzisiejszego Karskiego” – będzie powtarzał pod koniec życia Jan Karski. Urodził się tutaj tuż przed wybuchem I wojny światowej. Gorliwy katolik, przyjaźnił się z żydowskimi rówieśnikami.

Wojna przynosi koniec „tamtej Łodzi”. Po wojnie miasto się rozrasta, ale komuniści zabraniają budować świątynie na nowych osiedlach. Sytuacja zelżała dopiero po wyborze Karola Wojtyły na papieża. Ks. Gliński: – Budowano wtedy molochy dla stutysięcznych dzielnic, jak kościół Matki Bożej Różańcowej na Widzewie czy Najświętszego Serca Pana Jezusa na Retkini. W tak wielkich parafiach trudno zbudować wspólnotę.

Gdy w 1992 r. Jan Paweł II tworzył nowy podział administracyjny polskiego Kościoła, zwiększając liczbę diecezji z 27 do 40, Łódź podniesiono do rangi archidiecezji. Archidiecezja jest zwykle stolicą metropolii, której podlegają inne diecezje – sufraganie. Łódź metropolią stała się dopiero w 2004 r., gdy w ramach korekty do podziału sprzed 12 lat dostała jako sufraganię diecezję łowicką. Odtąd łódzcy arcybiskupi mają prawo nosić paliusz – wełniany pas z białej wełny z wyszytymi krzyżami, który nakłada się na ornat. Paliusz symbolizuje zagubioną owcę, którą niesie na ramionach Dobry Pasterz.

Zapraszam do domu

Kilka tygodni temu katedra znowu pełna księży – trwają rekolekcje dla duchownych z całej archidiecezji. Nauki głosi kard. Luis Tagle z Filipin (wielu widzi w nim przyszłego papieża).

To już drugie takie rekolekcje w Łodzi. Pierwsze odbyły się rok temu, tydzień przed ingresem. Głosili je biskupi: Konrad Krajewski, Edward Dajczak i salwatorianin Krzysztof Wons – specjalista od formacji duchowej. – To był strzał w dziesiątkę – uważa ks. Gabara. – Kolejny raz mogliśmy się znów wszyscy razem spotkać. I posłuchać ludzi odważnych w poglądach, którzy mówią o rzeczach trudnych.

Prałat Juliusz Lasoń jest kapelanem szpitala wojewódzkiego i domu opieki społecznej, w kapłaństwie od ponad 20 lat. Zdaje sobie sprawę, że jedną z głównych przyczyn kryzysu Kościoła jest kryzys kapłaństwa. – Jeśli chcemy sprawić, żeby ludzie zaczęli patrzeć inaczej na Kościół, to musimy zacząć zmiany od nas samych – mówi. I chwali łatwy dostęp do arcybiskupa. – Nie wiem, skąd ma na to czas, ale gdy jakiś ksiądz ma ważny problem, to zaraz go przyjmuje.

W czasie rekolekcji metropolita zaprosił księży do swojej rezydencji na kolację. Pałac arcybiskupi kazał nazywać domem. Niedawno wybrał się z diakonami w góry. Spotkał się też z księżmi, którzy wzięli urlopy i zastanawiają się, czy nie odejść z kapłaństwa. Odejścia księży są w ostatnich latach w Łodzi częste. W jednym roku sutannę zrzuciło aż dziesięciu kapłanów.

Ksiądz Lasoń ma jednak wątpliwości: – Na ile my, kapłani, będziemy otwarci na wizję Kościoła, którą nam proponuje?

Jak Titanic o górę lodową

To najlepsza decyzja personalna – tak wielu łódzkich księży ocenia mianowanie przez abp. Rysia nowego rektora Wyższego Seminarium Duchownego w Łodzi. Ksiądz Sławomir Sosnowski ma 61 lat i doktorat z liturgiki. Jest ojcem Ogniska Miłości w Olszy – to jedna z polskich filii założonej jeszcze przed wojną przez francuską mistyczkę Martę Robin wspólnoty kobiet i mężczyzn, którzy żyją pod jednym dachem z księdzem.

Ks. Lasoń: – To pokazuje, że ksiądz arcybiskup chce zmieniać Kościół od podstaw, czyli od kapłanów, i dlatego stawia na formację seminaryjną oraz wskazuje, że kapłan ma mieć zrozumienie dla spraw świeckich. A ks. Sosnowski ma w tej kwestii duże wyczucie.

– Nowy rektor przychodzi ze wspólnoty do wspólnoty – dopowiada ks. Gabara. – Dla kleryków ważne jest to, żeby ktoś uczył ich budować wspólnotę, bo bez niej księża w parafiach rozbijają się jak Titanic o górę lodową. Brak wspólnoty jest jednym z powodów odejść z kapłaństwa.

Przepraszam za Kościół

Promowaniem nowej ewangelizacji abp Ryś zajmuje się od kilku lat w całej Polsce. Niedawno rozmawiał z przedstawicielami ruchów religijnych, żeby omówić przygotowania rekolekcyjno-ewangelizacyjne dla młodzieży i rodzin. – Pytał nas, jaki temat tych spotkań byłby najlepszy, aby pomóc ludziom na nowo odkryć Boga – opowiada Dorota Michnowska z Kościoła Domowego.

Dorota, która z mężem Piotrem prowadzi spotkania z rodzicami dzieci przygotowujących się do pierwszej komunii, sama się przekonuje, jak mocno łodzianie oddalili się od Kościoła. – Wiara często wynika tutaj jedynie ze społecznej tradycji, ale nie jest osobista – opowiada.

Jak ewangelizować po nowemu, arcybiskup pokazuje sam. Np. podczas rekolekcji szkolnych w Wielkim Poście. Do wielkiej hali Atlas Arena jednego dnia przyszło prawie 10 tysięcy uczniów podstawówek z całej archidiecezji, drugiego dnia – gimnazjalistów i licealistów. Oprócz modlitwy były tańce i ostry rock. „Przepraszam” – zwrócił się do młodych abp Ryś. Przepraszał za to, że Kościół nie pokazał im, że „Pan Bóg jest Osobą, z którą można się spotkać”.

Ziemia obiecana

„Niech żyje »Gazeta Wyborcza«” – słyszy od metropolity Joanna Żarnoch-Chudzińska. Redaktor naczelna „Gazety” w Łodzi przyszła na dyskusję Karola Modzelewskiego i Adama Strzembosza w ramach spotkań o współczesnym patriotyzmie. Widząc zaskoczenie dziennikarki, abp Ryś dodaje z uśmiechem: „No, dziwnie to może brzmieć w pałacu biskupim”.

Żarnoch nie może się go nachwalić. Gdy tylko przyszedł do Łodzi, chętnie się spotkał z redakcją. – Poczęstował nas czekoladkami i kawą. My daliśmy mu „Ziemię obiecaną” – opowiada Żarnoch. Potem zgodził się na duży wywiad.

Nie jest bezkrytyczny. Gdy kilka lat temu w „Dużym Formacie” ukazał się z nim wywiad, miał pretensje, że został „zmanipulowany”. Rozmowę wydrukowano tydzień po reportażu „Intymne życie kleryka” – o zamykaniu się formacji seminaryjnej na sprawy życia seksualnego. „Miał to być poważny wywiad na temat formacji do kapłaństwa, ale w obecnym kontekście wygląda, jakby to był mój komentarz do tekstu” – mówił biskup Katolickiej Agencji Informacyjnej.

– Abp Ryś zdaje sobie sprawę, jak wielka może być rola środków społecznego przekazu w ewangelizacji – uważa Łukasz Głowacki, szef diecezjalnego Radia Plus i właściciel religijnego kanału Maskacjusz TV. – Wie, że dzięki mediom słowa biskupa mogą dotrzeć nie tylko do tych, którzy słuchają go w kościele na mszy, ale mieć znacznie większy zasięg.

Siostry z Wawelu

Kilkanaście lat temu do Łodzi przyszli dominikanie. Specyfiką Zakonu Kaznodziejskiego jest obecność w dużych miastach i głoszenie tam Ewangelii. A Łódź to największe z polskich miast, gdzie dotychczas braci w białych habitach i czarnych kapach nie było.

– To ze względów historycznych – wyjaśnia o. Tomasz Nowak, przeor łódzkich dominikanów. – Łódź stała się dużym miastem dopiero w czasach zaborów, potem były wojny.

Dominikanie do Łodzi przyszli dopiero po sugestii... Watykanu. Gdy archidiecezja łódzka miała się stać metropolią, Stolica Apostolska wysłała do Łodzi komisję, żeby sprawdzić stan diecezji. Okazało się m.in., że jest tu mało zakonów. Braci kaznodziejów chcieli też w Łodzi dominikańscy tercjarze – świeccy, którzy starają się żyć dominikańską duchowością. Braci poznali w czasie studiów w innych miastach, gdzie działają prężnie dominikańskie duszpasterstwa akademickie.

W Łodzi działa prawie 30 uczelni, ale brakuje silnych ośrodków duszpasterstwa akademickiego. To kolejne z wyzwań, z którym chce się mierzyć abp Ryś.

Dominikanie dostali kamienicę przy Zielonej 13, w pobliżu Piotrkowskiej. Na parterze kaplica na około sto osób. Gdy w Wigilię Paschalną święcą ogień, muszą czekać na światłach, by przejść z paschałem przez ulicę i dostać się do kaplicy.

– Arcybiskup chce, żebyśmy zajęli się bardziej duszpasterstwem studentów – mówi ojciec Nowak. – Ale zdaje sobie sprawę, że do tego potrzebny jest nam kościół, a nie kamienica z małą kaplicą.

– Nam ksiądz arcybiskup powierzył przygotowanie osób dorosłych do sakramentów wtajemniczenia chrześcijańskiego: chrztu, bierzmowania i pierwszej komunii – mówi s. Ewa Godzińska ze zgromadzenia jadwiżanek wawelskich. Abp Ryś sprowadził je z Krakowa zaraz po swoim ingresie. Od razu też powołał Archi­diecezjalny Ośrodek Katechumenalny przy katedrze.

– W tym roku przygotowujemy do sakramentów ponad 60 osób – mówi s. Godzińska. – Są wśród nich młodzi i starzy, osoby z trudnym doświadczeniem i ułożeni życiowo.

Tłumaczy, że katechumeni wybierają chrześcijaństwo w sposób świadomy i potem promieniują wiarą w swoim środowisku. Dla zeświecczonej Łodzi ma to kapitalne znaczenie.

Od sierpnia w Łodzi są też redemptoryści. Prowadzą parafię św. Marka na Starych Bałutach. Mają zajmować się misjami ludowymi i rekolekcjami. Abp Ryś chciałby też sprowadzić do Łodzi benedyktynów, żeby w diecezji mieć mnichów.

Droga jest dla wszystkich

13 kwietnia, piątek. W Łodzi pierwsza wiosenna burza, a ulicami miasta podąża Ekumeniczna Droga Światła. To wymyślone 30 lat temu przez salezjanów nabożeństwo złożone z 14 stacji, które przypominają wydarzenia od zmartwychwstania do zesłania Ducha Świętego.

Razem z katolikami modlą się ewangelicy, kalwini, luteranie, mariawici, baptyści. Procesja idzie od kościoła kalwińskiego do luterańskiego. Po drodze mija katolicką katedrę.

„Jeśli ktoś dziś w Łodzi chciał widzieć Jezusa, który zmartwychwstał, to mógł zobaczyć Jezusa pomiędzy nami” – mówi abp Ryś.

Nabożeństwo ma historyczny kontekst. To powrót do religijnej tolerancji, jaką znała dawna Łódź. Kilkanaście lat wcześniej przypomniał ją ówczesny arcybiskup łódzki Władysław Ziółek: zgodził się, by w Wielki Piątek przez miasto szła Ekumeniczna Droga Krzyżowa. Od tamtego czasu co roku stacje Męki Jezusa razem z katolikami rozważali protestanci.

Ale pięć lat temu następca arcybiskupa Ziółka abp Marek Jędraszewski niespodziewanie rezygnuje z ekumenicznego nabożeństwa. W Wielkim Poście 2013 r. przez miasto idzie Łódzka Droga Krzyżowa bez przydomka „ekumeniczna”. Żeby – jak tłumaczy hierarcha – przywrócić nabożeństwu katolicki charakter. Protestanci je bojkotują.

Po przyjściu abp. Rysia wszyscy czekają, co zrobi nowy metropolita. Ma trudne zadanie: jeśli przywróci Ekumeniczną Drogę Krzyżową, odetnie się w ten sposób od decyzji poprzednika. Proponuje trzecie rozwiązanie: Ekumeniczną Drogę Światła. – Wymyśliliśmy je wspólnie – precyzuje pastor Semko Koroza – bo ksiądz arcybiskup zaprosił do rozmowy inne Kościoły.

Prezes łódzkiego oddziału Polskiej Rady Ekumenicznej i proboszcz tutejszej parafii ewangelicko-reformowanej nie pamięta, żeby na ekumenicznych uroczystościach w katolickiej katedrze było tak wielu ludzi, jak w ostatnim roku.

Po co jechał na Lednicę

Po co głosi kazanie na Lednicy? To już nie było kogo innego? Znowu siedzi w Rzymie? Łódzcy duchowni mają żal, że arcybiskupa nie ma w diecezji. Ks. Lechowski rozumie te pretensje, ale nie do końca je podziela. – To jeden z niewielu biskupów w naszym kraju, który jest jeszcze słuchany – mówi.

Koszty aktywności są jednak duże. Po przyjściu do Łodzi arcybiskup zapowiadał, że odwiedzi w Adwencie wszystkich księży diecezji. Obietnicy nie spełnił, bo – jak mówią zorientowani – „został zasypany opłatkami”. To aluzja do spotkań opłatkowych, które organizują różne środowiska.

Ks. Gabara jest jednak dobrej myśli: – Wierzę, że ksiądz arcybiskup potrafi porwać do pracy zarówno księży, jak i świeckich – mówi. – Księży, bo nie działa na zasadzie nakazów i zakazów, ale mówi do nich językiem Ewangelii: „Chodźcie ze mną, razem ewangelizujmy”. A świeckich, bo ich nie poucza, nie umoralnia, tylko mówi, co w danej sytuacji zrobiłby Jezus. I pokazuje im ludzkie oblicze Kościoła. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 45/2018