Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Załóżmy – w ramach myślowego eksperymentu – że jest tak w istocie. W takiej sytuacji, jako prawi chrześcijanie, powinniśmy najpierw obwąchać samych siebie. Zwłaszcza jeśli coraz bardziej cierpimy z powodu niewdzięczności, niezasłużonej krytyki lub nawet prześladowań. Warto siebie obwąchać, gdyż być może to nie bliźni, ale my sami źle pachniemy. Odstraszać może zapach naszej pobożności. Chodzi o pobożność tak sterylną, niebiańską i anielską, że całkowicie wypraną z miłości i miłosierdzia. W tego typu religijności na okrągło mówi się o bezwzględnej walce z grzechem, odprawia niekończące się egzorcyzmy i procesje przebłagalne, wciąż przywołuje się Ducha Świętego, jakby zjawiał się On w Kościele tylko na zaproszenie. Nieustannie mówi się o „umiłowaniu krzyża”, o „ofierze przebłagalnej za nasze grzechy” – nie zauważając, że ten krzyż to, jak ktoś powiedział, pluszowa kanapa, a ofiara to trzy zdrowaśki.
W ewangelicznym opowiadaniu o kuszeniu Jezusa na pustyni kusiciel został przedstawiony jako istota o dużej wiedzy biblijno-teologicznej, znająca się na życiu duchowym. Zły nie usiłuje odciągnąć Jezusa od Ojca, nie podważa jego wiary w dobroć Boga. Pragnie jedynie namówić Go, by jeszcze śmielej, odważniej wykorzystywał swoją zażyłość z Ojcem. Z nami dzieje się podobnie, dlatego w miejsce Jezusa spróbujmy postawić siebie. Za pustynię niech nam wystarczy to miejsce, w którym żyjemy.
Wokół nas tyle biedy, tyle cierpienia, często niezawinionego... Tyle różnych głodów, niedostatków niemożliwych do zaspokojenia. Codziennie prosimy Boga: „chleba naszego powszedniego daj nam dziś”, ale jakoś te modlitewne słowa chlebem się nie stają.
Chcielibyśmy biedakom pomóc. To trudne: nie mamy większego wpływu na polityków. Robią, co chcą, na nic nie zważając. W pracy to samo, w rodzinie nie lepiej. Wszyscy są przeciwko mnie, nikt się ze mną nie liczy, każdy chce mi tylko rozkazywać; gdzie w tym wszystkim jest Królestwo Boże? Świat pełen pokoju, dobroci, piękna, gdzież jest ta niebiańska kraina łagodności? Może jednak trzeba by Jezusa jakoś zmobilizować, choćby przez ogłoszenie Go królem Polski?
Kłopoty z ludźmi – to nic. Coraz częściej mam kłopoty z Bogiem. Chodzę do kościoła, w piątki poszczę, nie zdradzam, nie upijam się. I co z tego mam? Nic. Nie kradnę, a proszę zobaczyć, jak żyją ci, którzy... Skąd mają na to wszystko? Służba Bogu to jednak mało intratny interes. A może wszystko przez to, że za mało gorliwie się modlę? Że Bóg nie jest na pierwszym miejscu?
A może... Może spróbujmy pościć inaczej, umysłem i sercem. Dopuśćmy do głosu wątpliwości, posłuchajmy krytyków, zastanówmy się nad zgłaszanymi pod naszym adresem pretensjami. Wtedy zyskamy możliwość ustalenia źródła nieprzyjemnych zapachów – i pozbycia się ich. ©