Demony kardynała Dziwisza

Ks. Jacek Prusak SJ: Nie wystarczy już zamiana złych biskupów na dobrych. Wadliwy jest model. Potrzebujemy głębokiej reformy episkopalności.

05.07.2021

Czyta się kilka minut

Kardynał Stanisław Dziwisz, Kraków, 11 czerwca 2021 r. / ARTUR BARBAROWSKI / EAST NEWS
Kardynał Stanisław Dziwisz, Kraków, 11 czerwca 2021 r. / ARTUR BARBAROWSKI / EAST NEWS

ARTUR SPORNIAK: Czy kard. Stanisław Dziwisz może spać spokojnie?

KS. JACEK PRUSAK SJ: Gdyby zarzucano mi tyle różnych rzeczy i stawiano tak trudne pytania, twierdząc, że nie otrzymało się na nie przekonujących odpowiedzi, to nie miałbym powodu do spokojnego snu. Myślę, że kardynał Dziwisz zdaje sobie z tego sprawę. Współczuję mu, bo znalazł się w miejscu, w którym oczywiście nigdy nie chciał być, ale do którego doprowadziły go jego własne decyzje.

Które?

Mówię o tym, co się działo na terenie archidiecezji krakowskiej, kiedy kard. Dziwisz wrócił z Watykanu i został jej metropolitą, bowiem zarzuty dotyczące okresu bycia sekretarzem Jana Pawła II oparte są na razie na spekulacjach. W archidiecezji krakowskiej mamy natomiast do czynienia z ofiarami, które twierdzą, że kard. Dziwisz zmarginalizował ich głos, kiedy się do niego zwracały o pomoc. Potwierdza to nałożona przez Watykan kara na bp. Tadeusza Rakoczego, byłego ordynariusza diecezji bielsko-żywieckiej, wchodzącej w skład archidiecezji krakowskiej, ponadto oświadczenie ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego, że informował kardynała o przypadkach wykorzystywania seksualnego małoletnich przez podległych mu księży, czy w końcu komisja watykańska, która bada te sprawy. To zbyt wiele, by sprawę móc potraktować jako marginalną albo jako owoc jedynie nagonki medialnej.

Tymczasem kardynał przyjął taką linię obrony: atak na mnie to atak na św. Jana Pawła II.

Zaskoczyła Cię informacja o misji kard. Angela Bagnasco w Polsce?

Skoro pod wpływem medialnych oskarżeń sam kard. Dziwisz powiedział, że chciałby, aby została powołana komisja, ponadto domagał się jej szef polskiego episkopatu, to nie dziwi mnie wizyta kard. Bagnasco. Sprawy są na tyle poważne, że traktowanie ich ciągle jako ­status quo gorszy ludzi i niszczy polski Kościół. Pozytywnie zaskoczyło mnie to, że o misji śledczych watykańskich dowiedzieliśmy się dopiero w ostatnich chwilach ich pobytu w naszym kraju. To dowód profesjonalizmu. Gdyby informacja o ich pracy przedostała się do mediów wcześniej, uniemożliwiłoby to im działanie. A tak komisja mogła działać swobodnie także poza strukturami kościelnymi.

Można przypuszczać, że komisja miała dostęp do akt kościelnych?

Kard. Bagnasco działał w imieniu papieża, więc biskupi nie mogli mu odmówić dostępu do akt, tak jak to robią w odniesieniu do Państwowej Komisji ds. Pedofilii.

Sekretarz delegata Episkopatu ds. ochrony dzieci i młodzieży ks. Piotr Studnicki na tych łamach tłumaczył, że Sejm – powołując tę komisję – nie wyposażył jej w uprawnienia śledcze. Kościół mógłby się spotkać z oskarżeniem, że przekazuje akta osobom nieuprawnionym.

Nie do końca się z tym zgadzam. To jest zasłanianie się literą prawa. Jeśli co trzeci przypadek badany przez komisję państwową dotyczy duchownego i jeśli – jak sam abp Wojciech Polak mówi – komisja ma te prerogatywy, których nie ma sądownictwo kościelne, to bez współpracy z nią niektóre ofiary nigdy nie dojdą prawdy. Skoro jeden z proszonych przez komisję o akta biskup już je przekazał, nie widzę powodów, by nie robili tego inni. Natomiast praca nad udoskonalaniem funkcjonowania komisji to rzecz państwa, nie Kościoła.

Czy to, że swoim śledczym w Polsce papież uczynił kardynała, ma znaczenie?

Oczywiście. Zwłaszcza jeśli zauważymy, że w latach 2007–2017 był przewodniczącym włoskiego episkopatu, a od 2016 r. jest przewodniczącym Rady Konferencji Episkopatów Europy. Pełniąc te funkcje, ma kontakt z watykańskim Sekretariatem Stanu. Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, który 24 czerwca jako pierwszy wspomniał o pobycie watykańskiej komisji w Polsce, w późniejszych wywiadach mówił, że był przepytywany nie tylko o sprawy, których się spodziewał. Zaskoczony był pytaniami dotyczącymi wątków, o których publicznie się nie wypowiadał. Można się domyślać, że zainteresowanie kard. Bagnasco nie zawężało się do działalności kard. Dziwisza w Polsce.

Co można jeszcze powiedzieć o sytuacji kard. Dziwisza?

Oczekiwania wobec niego były wyższe niż wobec innych biskupów – jest spadkobiercą tradycji po Wojtyle. Okazuje się jednak, że te oczekiwania były na wyrost. Kardynał pogubił się zwłaszcza tam, gdzie sprawcami wykorzystania seksualnego małoletnich okazywali się księża jakoś z nim związani, np. znajomi z lat seminaryjnych. Ci znajomi wsparli go, gdy po wielu latach wrócił do Krakowa. Czuł się zatem im dłużny. Wiem jednak z pewnych źródeł i uważam za ważne, by to dla pełni obrazu powiedzieć, że kard. Dziwisz radził sobie z innymi sprawcami, których nie znał, z którymi nie miał powiązań i przez których nie mógł być w żaden sposób manipulowany. Więc nie można mówić, że wszystkie sprawy ignorował.

Znajomi księża, którzy okazywali się oprawcami, byli jednak ważniejsi od ofiar!

Ten schemat powielany był w wielu miejscach przez biskupów. To problem także systemowy. Do 2019 r. nie było przepisów precyzujących karne egzekwowanie odpowiedzialności biskupów. Dopiero Franciszek je wprowadził. Z drugiej strony bezkrytycznie podchodzono do relacji ksiądz–biskup. Podczas święceń ksiądz ślubuje biskupowi posłuszeństwo, a biskup odpowiada ojcowskim wsparciem, uważano zatem, że zdrada jednego księdza jest zdradą całego prezbiterium. Stąd opór przed traktowaniem poważnie przypadków nadużyć.

Niesprzyjającą okolicznością był też fakt, że Jan Paweł II w 1989 r. mianował nuncjuszem w Polsce Polaka – abp. Józefa Kowalczyka. Pełnił on tę funkcję aż do 2010 r. Ponieważ wszyscy polscy ordynariusze byli znani Kowalczykowi, łatwo było zablokować niewygodne sprawy. Błoto nie było wynoszone poza polski dom. Trzeba było wielkiej odwagi, by nuncjuszowi donieść na swojego ordynariusza. Takie skargi zawsze były odnotowywane i nigdy nie pozostawały bez konsekwencji dla skarżącego.

Jeszcze przed nałożonym przez państwo obowiązkiem zgłaszania do prokuratury każdego znanego przypadku pedofilii zapytałem kard. Dziwisza, dlaczego tych spraw nie powierza państwowym organom. Żachnął się: „W życiu nie podam do prokuratury żadnego mojego księdza! Co by inni księża powiedzieli?”.

To wynika z klerykalnego rozumienia relacji biskup–ksiądz. Ojciec przecież nie poda syna do prokuratury, chyba że chce go wydziedziczyć.

Tyle że ta ojcowska troska biskupa nie obejmowała już ofiar.

To wynika z chorego modelu funkcjonowania Kościoła. Tylko trzeba rozróżnić to, co w rozumieniu Kościoła należy do naszej wiary, od tego, co jest jej zmiennym kontekstem. Wierzymy w Kościół apostolski. Oznacza to, że urząd biskupa jest z Bożego zamysłu. Nie można pomyśleć Kościoła bez episkopatu – byłoby to myślenie niekatolickie. Ale obecny kryzys pokazuje także, że nie można już myśleć o episkopacie w dotychczasowej postaci. Nie wystarczą próby zamiany złych biskupów na dobrych – zostaje wadliwy model.

Potrzebujemy głębokiej reformy episkopalności. Problem w tym, że model dotychczasowego funkcjonowania biskupów w Kościele jest niezwykle trudno zmienić. Zauważmy, z jakim oporem spotyka się próba reformowania przez Franciszka kurii rzymskiej – ciała przecież służebnego. Właściwie dotychczas żadnemu papieżowi poza Grzegorzem VII nie udało się tego w zadowalający sposób dokonać. Zatem można sobie wyobrazić, na jaki opór natrafimy przy próbie reformy episkopatu światowego. Franciszek i tego próbuje – wskazuje na synodalność jako na alternatywę dla klerykalizmu. Przy czym synodalność rozumie nie jako odgórne działanie biskupów posługujących się klerem, tylko jako oddolny ruch zaczynający się od świeckich. To profetyczna wizja. Zderzyć się jednak ona musi z dwoma tysiącami lat kształtowania się hierarchicznej struktury Kościoła, z której do niedawna byliśmy jeszcze tak dumni. Kościół katolicki swoje przetrwanie uzasadniał właśnie konsolidacją władzy. Dzięki niej poradził sobie z symonią, z reformacją czy z roszczeniami państwa do wyznaczania biskupów.

Nie wiadomo, czy Franciszkowi wystarczy czasu. Jest tego świadom i dlatego próbuje kardynalskimi nominacjami przełamać monopol Kościołów europejskich, przyzwyczajonych do monarchicznego myślenia o władzy biskupiej. Chce tak przetasować kolegium kardynalskie, by wybrany przez nie następca podjął jego reformy.

Co Cię zaskoczyło w opublikowanych niedawno danych statystycznych dotyczących przypadków nadużyć w polskim Kościele z lat 2018–2020?

Dane te pokazały, że ofiarami były mniej więcej po połowie dziewczynki i chłopcy. Dotychczas więcej przypadków odnosiło się do chłopców – głównie do adolescentów, stąd pojawiła się interpretacja doszukująca się przyczyn pedofilii w homoseksualizmie. Te badania obalają taką hipotezę. Pokazują natomiast problem z celibatem, który dotychczas był minimalizowany. Dla niemałej grupy sprawców problemem nie jest tożsamość psychoseksualna, tylko niedojrzałość do przeżywania celibatu. Nadmierna jego sakralizacja jest więc czynnikiem ryzyka.

Na ciekawą rzecz zwrócił uwagę ks. Grzegorz Strzelczyk w wywiadzie w kwartalniku „Więź”. Kościół katolicki po reformacji swoje funkcjonowanie oparł na klerze, żeby dać odparcie protestantom. By pokazać uprzywilejowane miejsce kleru między Bogiem a człowiekiem, położono silny akcent na jego świętość. Ale świętość kleru rozumianą jako jego nieskazitelność pomylono z wiarygodnością Kościoła. Ks. Strzelczyk daje przykład takiego podejścia. W czasach, gdy był klerykiem, w kaplicy seminaryjnej był tylko jeden napis: „Bądźcie i wy doskonali, jak Ojciec wasz jest doskonały”. Ukrywa się więc brudy, gdyż podważyłyby one wiarygodność przesłania. Efekt, jak mówi ks. Strzelczyk, jest taki, że mamy „fasadową nieskazitelność i gnicie pod spodem”.

Duchowni zatem funkcjonowali jako „nadludzie”. To się mogło udawać do czasu rewolucji seksualnej. Po niej zachwiała się formacja seminaryjna i tożsamość księdza. Wtedy pojawiają się eksperymenty próbujące znaleźć „trzecią drogę” między celibatem a bliskością duchową, które dzisiaj odczytujemy jednoznacznie jako wykorzystywanie seksualne. Mam na myśli skandal związany z francuskimi dominikanami, braćmi Thomasem i Marie-Dominikiem Philippe, oraz Jeanem Vanier.

Jaka z tego nauka?

W bolesny sposób uczymy się odróżniać to, co pochodzi od Boga, od tego, co Mu przypisaliśmy. Sposób nominacji biskupów nie pochodzi od Boga. Funkcjonowanie episkopatu na zasadzie mini­monarchii z boskimi prerogatywami też nie pochodzi od Boga.

Znam ludzi, którzy przestali przychodzić do kościoła tylko z tego powodu, że na mszy przywoływane jest imię biskupa w taki sposób, jakby był kimś nieskazitelnym, wobec którego trzeba być zawsze na klęczkach. Nie do wytrzymania dla nich jest dysonans między taką modlitwą a postępowaniem danego biskupa, który np. obraża ludzi. To nie jest błahy powód absencji!

Widać znaczenie mediów w uwrażliwianiu społecznym. Po projekcjach filmów braci Sekielskich liczba zgłoszeń nadużyć gwałtownie wzrastała.

Abp Wojciech Polak podziękował mediom za ujawnianie nadużyć w Kościele. Zwróćmy uwagę, że przecież nie dziękował mediom kościelnym! Ta fala zgłoszeń, działająca na zasadzie „inni mieli odwagę zgłosić nadużycia, to ja też to zrobię”, skłania do kilku wniosków. Po pierwsze, że ofiar jest więcej, niż ujmują to statystyki. Po drugie, że sprawców jest więcej niż odsiadujących wyroki. I po trzecie, skoro wiele przypadków dotyczy wykorzystywania trwającego miesiące czy długie lata, to należy się domyślać, że biskupów tuszujących przypadki pedofilii jest więcej niż tych badanych czy osądzanych obecnie przez Watykan. Wobec tego dalej mamy wiele trupów w szafie. Na szczęście działają procedury wprowadzone przez Franciszka.

Co z tego, skoro dowiadujemy się np., iż karą za chronienie przez bp. Zbigniewa Kiernikowskiego księdza pedofila jest to, że papież przyjął jego rezygnację z powodu osiągnięcia wieku emerytalnego cztery dni przed terminem?

To oczywiście żadna kara. Ona pokazuje, że kuria rzymska – bo papież sam nie rozstrzyga wszystkich spraw dotyczących biskupów – i nuncjatura boją się działać bardziej stanowczo. Pacjent jest osłabiony, „krwawi” i działaniami bardziej radykalnymi można mu „nieodwracalnie” zaszkodzić – z perspektywy Watykanu wystarczy, że biskup odejdzie na emeryturę w niesławie...

Media nie zauważyły, że biskup płocki Piotr Libera jako pierwszy ordynariusz w Polsce podał statystyki dotyczące księży-pedofilów z lat jego urzędowania, czyli od 2007 r.

To oczywiście chwalebne. Ale bp Libera nie poszedłby na półroczne odosobnienie do kamedułów, gdyby nie miał czegoś negatywnego do zarzucenia sobie samemu w tych sprawach.

Gdy ogłaszał, że poprosił papieża o zwolnienie go z obowiązków na pół roku, tłumaczył to zmęczeniem.

Nie tylko o zmęczenie chodziło. Na jego usprawiedliwienie działa fakt, że zmagał się z kliką po abp. Stanisławie Wielgusie, gdy przejął diecezję, i nie do końca sobie z tym radził. To pośrednio miało wpływ na radzenie sobie z przypadkami nadużyć. Ale fakt opublikowania statystyk należy docenić. Tak powinni robić inni ordynariusze. W końcu wiedza o nadużyciach nie jest „własnością” kurii biskupich. Wierni mają prawo wiedzieć, skoro się to wydarzyło i zawsze dotyczy któregoś z nich w sposób bezpośredni czy pośredni. Takie statystyki też demitologizują rzeczywistość.

W ciągu tych 14 lat 20 księży okazało się sprawcami, co stanowi 1,1 proc. wszystkich księży diecezji płockiej.

Ten wskaźnik jest niski – w niektórych diecezjach na świecie skacze do 4 proc., tyle że obejmuje wtedy znacznie dłuższy okres.

W Płocku jeden fakt jest wyjątkowo wstrząsający: dane są od 2007 r., bowiem żadna sprawa nie była procedowana wcześniej.

Gdyż utajniano je, zamiast rozwiązywać. Na szczęście Franciszek uruchomił uniwersalne w Kościele procedury...

…które objęły nawet byłego sekretarza świętego papieża.

To rzeczywiście wymagało odwagi, bo w tym przypadku Franciszek mierzy się z wielką ikoną, w cieniu której Dziwisz funkcjonuje. Obserwowałem, jak po uroczystości poświęcenia Polski Najświętszemu Sercu Pana Jezusa, która odbyła się w naszej krakowskiej jezuickiej bazylice, grupka księży podeszła do kard. Dziwisza przekazać mu wsparcie. Wielu duchownych nadal uważa, że mamy do czynienia z nagonką na kardynała, i dają temu publicznie wyraz.

Czy jest możliwe powołanie w polskim Kościele niezależnej komisji, podobnej do tej w Niemczech?

Gdyby to było możliwe, Państwowa Komisja ds. Pedofilii, która przecież jako ustanowiona przez PiS jest prokościelna, już otrzymałaby kurialne akta. Polscy biskupi boją się efektu domina, tzn. że będą wychodzić na jaw np. stare fakty, jak współpraca księży z SB. Można też mówić o efekcie strukturalnego zła: gdy biskup zdecydował się kryć jedną ciemną sprawę, to inni wiedząc o tym, mogli go później szantażować. Przykładem kard. Law z Bostonu, który był szantażowany przez swoich księży pedofili, grożących mu, że ujawnią przekręty finansowe i sprawy obyczajowe w diecezji.

Czy do pomyślenia jest zatem w Polsce takie rozwiązanie jak w USA, że do kurialnych archiwów wchodzi prokuratura?

Jeśli Kościół nie będzie współpracował z państwowymi organami, to przy zmianie rządu ma to prawie gwarantowane. Nastąpi efekt wahadła – złość na to, że Kościół jest poza i ponad prawem, jest naprawdę duża. Na własne życzenie biskupi przygotowują sekularyzację w wersji hiszpańskiej – w kraju tym Kościół jest w tej chwili upokarzany przez polityków, a zarzuty nie są wyssane z palca.

Czy Twoim zdaniem możliwy jest scenariusz, że usłyszymy o watykańskich karach dla kard. Dziwisza?

Tak, jeśli papież po zapoznaniu się z wynikami śledztwa dojdzie do wniosku, że jest winny zaniedbań. A nie spodziewam się, że jest zupełnie niewinny. Podejście kard. Dziwisza do problemu wykorzystywania małoletnich przez księży w Kościele pokazała mi jego reakcja na mój tekst „Duchowni na kozetce”, opublikowany przez „Tygodnik” w 32. numerze z 2004 r. Przedstawiłem w nim m.in. wyniki badań, wskazujących, że większość księży w Stanach Zjednoczonych charakteryzuje niedojrzałość seksualna i że problem z pedofilią nie jest marginalny. Od jednego z jezuitów dostałem z Rzymu komunikat, że Dziwisz jest zaniepokojony moją publikacją, tym bardziej że nie wie, kim jestem, ponieważ dopiero co wróciłem wtedy z trzyletniego pobytu w USA. Był zatem zaniepokojony informacją, że ten problem jest w naszym Kościele „rozdmuchiwany”.

Myślę, że bardziej zaniepokoił go fragment o biskupach amerykańskich, którzy znali badania o niedojrzałości księży i nic nie zrobili.

Tę reakcję tłumaczę tak, że Dziwisz widział, iż problem zaczyna wychodzić na światło dzienne, i próbował temu zapobiegać, choćby w taki sposób, żeby o tym w Polsce nie pisać. Wyciszać – to było takie myślenie.

Ostatecznie kardynał jest postacią tragiczną w zestawieniu z Wojtyłą. Główna jego pomyłka polega na myśleniu, iż można świętość Jana Pawła II skopiować. I że ta świętość uratuje go przed jego własnymi „demonami”. ©℗

KS. JACEK PRUSAK jest jezuitą, psychoterapeutą i doktorem psychologii. Kierownik Katedry Psychopatologii i Psychoprofilaktyki w Instytucie Psychologii Akademii Ignatianum w Krakowie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Jezuita, teolog, psychoterapeuta, publicysta, doktor psychologii. Dyrektor Instytutu Psychologii Uniwersytetu Ignatianum w Krakowie. Członek redakcji „Tygodnika Powszechnego”. Autor wielu książek, m.in. „Wiara, która więzi i wyzwala” (2023). 
Kierownik działu Wiara w „Tygodniku Powszechnym”. Ur. 1966 r., absolwent Wydziału Mechanicznego AGH, studiował filozofię na Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie i teologię w Kolegium Filozoficzno-Teologicznym Dominikanów. Opracowanymi razem z… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 28/2021