Darwin, Wallace i Bóg

Tak jak do niedawna kard. Joseph Ratzinger, tak teraz papież Benedykt XVI organizuje zamknięte konferencje poświęcone wybranym przez siebie tematom z pogranicza religii i nauki. Zaprasza na nie bliskich mu teologów i filozofów, swych byłych uczniów. Ostatnia taka konferencja odbyła się w Castel Gandolfo w dniach 1-3 września 2006 r.

22.09.2006

Czyta się kilka minut

Karol Darwin /
Karol Darwin /

Poświęcono ją teorii ewolucji, a raczej sporowi zwolenników tzw. inteligentnego projektu i kreacjonistów z Darwinowską teorią ewolucji życia na Ziemi. Do mediów dotarły jedynie informacje o temacie; meritum dyskusji pozostaje na razie tajemnicą uczestników, choć materiały z sympozjum ukażą się za kilka miesięcy w formie książkowej ze wstępem samego Benedykta XVI.

Trójkąt nierównoboczny

Wśród zaproszonych gości znaleźli się: wiedeński kardynał Christoph Schönborn, Bruce Chapman, stojący na czele Discovery Institute z Seattle jeden z żarliwych obrońców "inteligentnego projektu", Robert Spaemann, konserwatywny filozof niemiecki, Paul Erbrich, jezuita i filozof z Monachium, a także biolog molekularny Peter Schüster - twórca Instytutu Biologii Molekularnej w Jenie i obecny przewodniczący Austriackiej Akademii Nauk. Wszyscy czterej przygotowali wykłady uzasadniające ich poglądy na proces ewolucji lub kreacji życia na Ziemi.

Oficjalne stanowisko Stolicy Apostolskiej w tej kwestii wyrażone zostało przez Jana Pawła II w 1996 r. w słynnym stwierdzeniu "ewolucja to więcej niż hipoteza". Również Benedykt XVI, jeszcze jako kardynał, potwierdził ten pogląd m.in. w książkach "Stworzenie i grzech" i "Prawda chrześcijaństwa". Obaj papieże uznali, iż naukowa teoria ewolucji nie jest sprzeczna z teologicznym poglądem na stworzenie życia przez Boga. Jednak salomonowe rozstrzygnięcie Watykanu nie odwodzi od stawiania dalszych pytań i spotkanie w Castel Gandolfo - jak mówi o. Rafael Pascual, dziekan filozofii Uniwersytetu Regina Apostolorum - jest tego najlepszym dowodem.

Warto przedstawić w kilku słowach stanowiska każdej ze stron. Kreacjoniści sądzą zgodnie z literą Pisma Świętego, iż życie na Ziemi, w tym człowieka, stworzył Bóg w ciągu sześciu dni. Zwolennicy inteligentnego projektu, szczególnie liczni w USA, utrzymują, iż życie na naszej planecie, a zapewne i we Wszechświecie, zostało stworzone za sprawą nieznanej wyższej inteligencji. Dodają, że tą siłą stwórczą nie musiał być Bóg w pojęciu religijnym. Ewolucjoniści sądzą zaś, iż życie na Ziemi ewoluuje dzięki nieukierunkownym, losowym zmianom dotyczącym przystosowań organizmów żywych do środowiska. W taki losowy sposób miałoby też po raz pierwszy wyłonić się życie. Współczesny ewolucjonizm, zwany syntetycznym, wywodzi się z teorii ewolucji Darwina i Wallace'a sformułowanej w drugiej połowie XIX w. Uwzględnia on późniejsze odkrycia z właściwie wszystkich dziedzin biologii, z genetyką, biologią rozwoju, ekologią i fizjologią na czele. Często zapomina się, że teoria ewolucji miała dwóch ojców. A fakt ten ma ogromne znaczenie, gdyż świadczy zarówno o niezależności myśli Darwina i Wallace'a, jak i o obiektywizmie ich linii rozumowania.

Twórcom inteligentnego projektu bliżej do kreacjonistów niż do ewolucjonistów, gdyż za sedno sporu uważają oni pytanie: był akt stworzenia, czy też go nie było? Oczywiście przekonani są o prawdziwości odpowiedzi pozytywnej. Tylko jak ich tezę udowodnić? Nie bez powodu o. George Coyne, astronom, matematyk, filozof i duchowny w jednej osobie, wieloletni przełożony Watykańskiego Obserwatorium Astronomicznego, nazywa zwolenników inteligentnego projektu ruchem religijnym, a nie naukowym. Ewolucjoniści wychodzą zaś z przesłanek ściśle naukowych, a nie teologicznych. Twierdzą, że "aktem stworzenia" - oczywiście nie używając tego określenia - było takie połączenie molekuł, które po raz pierwszy spełniło warunki uznania nowego tworu za żywy organizm. Opisujące fakty i mierzące ich zakres "mędrca szkiełkiem i okiem" nauki matematyczno-przyrodnicze, zwane naukami "twardymi" w przeciwieństwie do nauk humanistycznych, w ogóle nie zajmują się pytaniem, czy ktoś stworzył życie. Biologia opisuje wyłącznie mechanizmy, które mogły doprowadzić do jego powstania i kierujące obserwowanymi na Ziemi jego zmianami - czyli ewolucją właśnie.

Motor bez kierowcy?

W ubiegłym roku wiedeński kardynał Christoph Schönborn, stwierdził: "Ewolucja w sensie wspólnego pochodzenia mogłaby być prawdziwa, ale ewolucja w sensie neodarwinizmu - nieukierunkowanego, niezaplanowanego procesu losowej zmienności i doboru naturalnego - nie jest prawdziwa" ("TP" z 24/07/05). Skierował w ten sposób spór na problem celowości zmian obserowowanych wśród żywych organizmów. Zyskał tą wypowiedzią wielkie uznanie tak wśród kreacjonistów, jak i zwolenników inteligentnego projektu dlatego, iż za pytaniem o celowość ewolucji kryje się pytanie o akt stworzenia. A przypadkowość zmian ewolucyjnych wydaje się im sednem darwinizmu. Ewolucjoniści zaś poczuli się zdradzeni przez Kościół. Dyskusja od razu nabrała rumieńców.

Problem jednak znów w tym, że nauki przyrodnicze nie zajmują się również celowością ewolucji. Wnioski naukowców na ten temat są wyłącznie interpretacją należącą już raczej do sfery filozofii przyrody niż do "twardej" nauki. Oczywiście interpretatorzy wyników naukowych (w tym również Darwin i Wallace) sami są lub byli naukowcami. Stąd równie powszechne, co mylne przekonanie, że wnioski dotyczące interpretacji uzyskanych wyników stanowią sedno teorii ewolucji.

Ewolucyjne zmiany organizmów żywych zachodzą dzięki mutacjom genów poszczególnych osobników. To właśnie drobne mutacje, często nawet nie zmieniające ani samych białek, ani regulacji aktywności genów, są motorem ewolucji życia. Kumulują się one i dopiero po jakimś czasie mogą ujawniać się w postaci zmian tzw. fenotypowych, które można opisać, obserwując dany organizm. Większość mutacji upośledza osobniki i przyczynia się do ich wymierania - łatwiej bowiem popsuć pralkę, niż przekształcić ją w wirówkę, choć obie działają na tej samej zasadzie. Pewne mutacje są obojętne, a tylko nieliczne wnoszą coś pozytywnego. Te ostatnie zwiększają jednak szanse przeżycia ich nosicieli, a tym samym pozwalają im na wydanie dużej liczby potomstwa. Tylko tak zmutowany gen jest powielany w szybszym tempie niż jego niezmutowany odpowiednik, a wywołane przez mutację korzystne w danej chwili zmiany są utrwalane w całej populacji. Żyją bowiem dłużej i rozmnażają się wydajniej osobniki obdarzone lepszymi od innych cechami. Jednak, przykładowo na skutek zmian klimatu, zalety nowych osobników mogą utracić swoją ewolucyjną atrakcyjność. Nastanie epoki lodowej lub wielkiej suszy niweczy dotychczasowe osiągnięcia ewolucji i kieruje ją na nowe, inne tory. W pierwszym przypadku lepiej przystowani będą przodkowie mamutów, w drugim zaś wielbłądów. Ale za jakiś czas kolejne wielkie zmiany znów zmienią środowisko i spowodują wymieranie raz mamutów, a raz wielbłądów. I znów zastąpią ich kolejni, lepiej przystosowani następcy.

Zależna od zmian środowiskowych chaotyczność ewolucji i długotrwałość jej procesów są głównymi powodami niezrozumienia mechanizmów ewolucyjnych. Stąd też biorą się uproszczenia w rodzaju słynnego "pochodzenia człowieka od małpy". W rzeczywistości chodzi o pochodzenie ludzi od wspólnego przodka, który przed milionami lat był jedynie podobny do dzisiejszych małp człekokształtnych, a jeszcze wcześniej przypominał lemura, jeża, małego dinozaura... W ten sposób można cofnąć się do jamochłonów, bakterii i koacerwatów. A to dla laika jest bardzo trudne do zrozumienia i zaakceptowania.

Biologia nie potrafi wskazać innej przyczyny tych zmian niż zwykły przypadek. Nie jest to jednak wynik dedukcji, lecz eksperymentów i matematycznych wyliczeń. Przypadkowość zdarzeń można bowiem opisać matematycznie. I to właśnie czynią biolodzy.

Czy motor ewolucji działa więc rzeczywiście na drodze przypadku? Może tak - jak twierdzili Darwin i Wallace, a może nie - jak chcieliby współcześni krytycy ewolucjonizmu. Czym bowiem jest przypadek? Jak odróżnić przypadek od konieczności, choć to dwa skrajne pojęcia? To pytanie filozofowie przyrody zadają sobie od lat. Jedni z pierwszych laureatów nagrody Nobla z dziedziny biologii molekularnej, Jacques Monod i François Jacob poświęcili mu książki ("Przypadek i konieczność" i "Gra możliwości"), a ciągle nie widać na horyzoncie zadowalającej odpowiedzi. Bez niej zaś nie sposób zamknąć tematu. Pytanie o definicję przypadku i konieczności jest równie elementarne dla teorii ewolucji, jak pytanie o definicję czasu dla fizyki. A tej również nikt dziś nie potrafi podać. Czy z tego powodu mamy zrezygnować z hipotez na temat mechanizmów rozszerzania się Wszechświata, pochodzenia czarnych dziur czy obecności antymaterii?

Za, a nawet przeciw

Mylić mogą się więc zarówno sądzący, iż przypadkowość mutacji nadaje kierunek ewolucji, jak i twierdzący, że do kierowania rozwojem życia we Wszechświecie potrzebna jest jakaś inteligencja lub inna siła sprawcza czy kontrolna. Rację może mieć religijne przeczucie, iż życie stworzył Bóg. Jeśli jednak za Boga uznać zasiadającego w Niebiosach starca z długą białą brodą, to na takie poglądy nie ma zgody nauk przyrodniczych. Jeśli zaś, jak czyni to doktryna katolicka, uznać Boga za uosobienie logiki i ładu tego świata, to zgoda powinna się znaleźć. Oczywiście naukowcy wolą słowo "przypadek" od słowa "Bóg". Powód jest jednak, jak już wspomniałem, tylko taki, że wiemy, jak mierzyć i opisać przypadek. Boga zmierzyć i opisać zaś nie potrafimy.

Semantyczny aspekt siły sprawczej zmian ewolucyjnych nie jest jednak sednem teorii ewolucji. Pozostają nim obiektywnie zachodzące zmiany, które ewolucję organizmów powodują. Mówiąc prościej: sama ewolucja jest pewnikiem, wszystko, co ją otacza - łącznie z interpretacjami - już nie jest. Trudno od naukowców żądać, aby przypisywali cokolwiek Bogu czy bliżej nieokreślonej inteligencji, gdyż i Bóg, i taka inteligencja są poza ich zasięgiem poznawczym. Obie tak nazwane siły sprawcze zmian są z innego świata - świata religii, wiary, teologii i filozofii. Biologia zaś opiera się na cyfrach, pomiarach i logicznym łączeniu ze sobą obserwacji dokonywanych przez ludzi i siłami samego człowieka.

W chórze dyskutantów na temat pochodzenia życia głosy kreacjonistów sytuują się na obrzeżach filozoficznego sporu. Zaprzeczają one bowiem samemu opisowi ewolucji, a na istnienie ewolucji są namacalne i bardzo liczne dowody. Opiera się na nich cała biologia molekularna; nie ma alternatywnej kreacjonistycznej biologii molekularnej poza fantazjami. Jeśli mielibyśmy zaufać kreacjonistom, to należałoby wyrzucić do kosza znakomitą większość współczesnych publikacji naukowych z wielu dziedzin biologii, genetyki, fizjologii i zaprzeczyć danym płynącym z analizy genomów człowieka, psa, myszy, muszki owocowej, robaka C. elegans, rzodkiewnika z rodzaju Arabidopsis, drożdży i wielu bakterii. Ba, należałoby wyrzec się możliwości inżynierii genetycznej i biotechnologii, czerpiących pełną garścią z ewolucyjnych pokrewieństw organizmów. Dane naukowe wykazują czarno na białym, jak zmieniał się i zmienia nadal materiał genetyczny organizmów żywych. Jak jedne geny przekształcały się, i nadal przekształcają, w inne. Nie sposób jednak z tych danych odczytać czegokolwiek na temat celowości tych zmian lub zidentyfikować siły, jakie nimi kierują. Proces ewolucji jest więc nie tylko obserwowany i mierzony na żywo u wielu gatunków, w tym i u ludzi, ale może być też kierunkowany przez samego człowieka - narzędzia takie daje wspomniana inżynieria genetyczna. Nie ma co do tego żadnych wątpliwości naukowych, jest za to cała masa pytań natury filozoficznej i teologicznej.

Sądzę więc, iż kard. Schönborn krytykował nie wyniki naukowe, lecz ich interpretacje. Nie podważał on bowiem wprost istnienia ewolucji, choć użycie słowa "mogłaby", odnoszące się do "wspólnego pochodzenia" (zapewne gatunków) rzuca taki cień. W mediach obserwujemy najczęściej nie prawdziwą dyskusję, lecz konglomerat przepychanek o wątpliwej wartości filozoficznej. Przypomina on coraz bardziej naiwną medialną wrzawę z lat 60. XIX w., gdy teorię ewolucji Darwina i Wallace'a zredukowano do stwierdzenia, iż "człowiek pochodzi od małpy" i obrzucano jej autorów (głównie Darwina) inwektywami.

Może spotkania z Castel Gandolfo pozwolą sprowadzić dyskusję na normalne i rzeczowe tory. W "Prawdzie i tolerancji" kard. Ratzinger pisał: "Dyskusja ta musi być prowadzona obiektywnie i z głębokim przekonaniem do wsłuchania się w argumenty obu stron [kreacjonistów i ewolucjonistów] - takie podejście do tej pory podjęte zostało jedynie w bardzo ograniczonej formie". Głosy obu ostatnich papieży, łagodzące spór kreacjonistów i ewolucjonistów (do którego dołączyli zwolennicy pozornej "trzeciej drogi", jaką jest "inteligentny projekt"), są w rzeczywistości wielkim wsparciem nauki. Przechylają bowiem z wyczuciem szalę na korzyść ewolucji i rezygnują z założeń wojującego kreacjonizmu - teorii, powtórzmy, na którą nie ma najmniejszych dowodów naukowych. Sporu biologii z teologią zatwierdzoną przez Watykan właściwie więc nie ma.

Za przyznaniem, iż poznanie naukowe powinno odbywać się niezależnie od religii i teologii, a teologiczne i religijne może naukę omijać, ale nie kłócić się z faktami, nie ma też zaprzeczenia działań Boga. Jeśli Bóg stworzył życie na Ziemi, to powołał do życia również Darwina, Wallace'a i współczesnych biologów molekularnych. Jak tego dokonał? To pozostanie na wieki jego tajemnicą. Gdyby mógł do nas przemówić, zapewne powiedziałby: "Nie kłóćcie się, ewolucja istnieje i funkcjonuje jak należy, bo to ja ją w tak doskonały sposób stworzyłem".

Jacek Kubiak jest biologiem. Pracuje w CNRS/Université Rennes 1 we Francji. Stale współpracuje z "TP".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 39/2006