Daleko od domu

Po zakończeniu II wojny światowej rzesze ludzi zostały wyzwolone na terenie Niemiec. Wśród nich Polacy, Żydzi, Ukraińcy, jeńcy, niewolnicy, więźniowie – niechciani tak samo jak dzisiejsi uchodźcy.

13.03.2016

Czyta się kilka minut

Okolice dzisiejszego Ernst Reuter Platz, Berlin, 1945 r. / Fot. AKG / NORDICPHOTOS / EAST NEWS
Okolice dzisiejszego Ernst Reuter Platz, Berlin, 1945 r. / Fot. AKG / NORDICPHOTOS / EAST NEWS

O dramatycznych latach tuż po II wojnie światowej, kiedy formował się kształt nowego świata – jakże innego topograficznie, mentalnie, politycznie i społecznie od tego sprzed roku 1939 – powstaje coraz więcej interesujących książek. Historycy, reporterzy i pisarze obiektem swoich badań i narracji czynią ten niewielki – z perspektywy wieku seryjnych katastrof i następujących po sobie tektonicznych zmian – wycinek burzliwego czasu. Przeważa w nich jednak ambicja, by stworzyć ujęcie całościowe, epickie, w którym swój opis znajdzie jak najszersza gama tematów i problemów.

Wyzwoleńcy z dala od ojczyzny

Angielski historyk, producent filmów historycznych dla BBC i Channel 4, Ben She-phard wybrał odmienną strategię.

Jego wydany właśnie w Polsce „Powrót” to w założeniu rzecz o „dipisach” w Europie Zachodniej – „osobach, które na skutek działań wojennych znalazły się poza swoją ojczyzną” – i o tym, w jaki sposób alianci poradzili sobie z kryzysem humanitarnym, który nastał po zakończeniu działań zbrojnych i klęsce Hitlera. Jak ich plany, powzięte jeszcze w czasie trwania wojny, sprawdziły się w realiach zniszczonej, głodnej, niepewnej swego i wciąż skonfliktowanej Europy drugiej połowy lat 40. XX wieku. Jak i czy zdołano pomóc tym, których pokój zastał na terytorium Niemiec w obozach koncentracyjnych, więzieniach, fabrykach, tajnych kompleksach zbrojeniowych, gospodarstwach rolnych – i wyprawić ich do domów.

Znaleźli się tutaj z najróżniejszych powodów. W tym – co wielu czytelników może zaskoczyć – przybyli dobrowolnie, bo nader skuteczna propaganda goebbelsowska obiecywała im pracę i przyjazny kraj zamieszkania.

Do tego doszły rzesze jeńców, angielskich, francuskich, polskich, wszelakich, członkowie formacji pomocniczych rekrutujący się spośród jeńców Armii Czerwonej i sowieckich cywilów, cudem ocalali Żydzi, Polacy chwytani w masowych łapankach w Generalnym Gubernatorstwie, a nawet byli sojusznicy – Włosi, których po odsunięciu od władzy Mussoliniego skwapliwie rozbrojono i zagoniono czym prędzej do ciężkich robót w niemieckich zakładach przemysłowych i kopalniach. Ową masę regularnie uzupełniali Niemcy uciekający ze Wschodu przed armią Stalina i ci, których po wojnie wysiedlono przymusowo z Polski i Czech.

Niemcy wypełniali dzięki nim luki po własnych pracownikach, którymi z kolei łatano ogromne straty w szeregach Wehrmachtu na froncie wschodnim. Przywódcy III Rzeszy mieli obsesję na punkcie tego, by nie powtórzyła się sytuacja z lat I wojny światowej, kiedy to blokada ze strony Anglików doprowadziła do gwałtownego spadku poziomu życia w cesarskich Niemczech, powszechnego niezadowolenia, defetyzmu i słynnego „ciosu w plecy”.

Gdy podpisano już traktaty pokojowe, dogadano się ze Stalinem, Stany Zjednoczone i Anglia stanęły przed nie lada wyzwaniem, by pomóc milionom odciętych od ojczyzny, podstawowych wygód i nadziei. Również i alianci mieli swoje koszmary sięgające lat poprzedniej wojny światowej. A właściwie tego, co nastąpiło tuż po niej, gdy między rokiem 1918 a 1921 epidemie grypy „hiszpanki”, tyfusu i głodu (Rosja) praktycznie zdziesiątkowały szczęśliwców, którym udało się wyjść cało z kataklizmu zmagań ententy i państw centralnych. Obawiano się, że podobny los może spotkać tych wszystkich słabych, wycieńczonych i zdruzgotanych, których dopiero co wyzwolono spod jarzma Hitlera.

Wielkie cele, drugorzędne koszty

Shephard opowiada wprawdzie o rozwiązaniach systemowych, takich jak powołanie i mniej lub bardziej profesjonalna działalność UNRAA (1943-47), międzynarodowej organizacji niosącej pomoc dipisom i krajom szczególnie dotkniętym okupacją hitlerowską, oraz jej następczyni – IRO (1946-51), zainicjowanie Planu Marshalla (1948 r.), ziszczenie wieloletnich marzeń syjonistów o utworzeniu państwa Izrael (1948 r.) czy masowa powojenna reemigracja, ale dzięki umiejętnemu zastosowaniu kombinacji reportażu i narracji historycznej pokazuje, że za cyframi, terminami administracyjnymi i akronimami kryły się prawdziwe tragedie pojedynczych ludzi i społeczności.

Nie do zapomnienia są te sceny, gdy Shephard opisuje przerażenie i determinację Ukraińców i Kozaków, którzy często woleli wybrać samobójstwo niż przymusowy powrót do stalinowskiej Rosji, Polki gwałcone przez czerwonoarmistów w drodze do ojczyzny, Chorwatów i Słoweńców wydanych Ticie przez Zachód na pewną śmierć, rodziców daremnie poszukujących swoich dzieci, przemocą odebranych przez Niemców, by zasiliły program Lebensborn – błąkające się wszędzie sieroty, które nie pamiętają albo nie wiedzą, jak się nazywają i skąd pochodzą.
Poraża bezwzględność, z jaką zwycięskie mocarstwa podchodziły do tych, którzy nie liczyli się w globalnej stawce, przez co można ich było, a mowa tutaj i o wielotysięcznych grupach, poświęcić z lekkim sercem dla dobra ogólnego ładu lub własnej korzyści.

We władzy stereotypu

„Powrót” to książka ważna i ciekawa nie tylko dlatego, że traktuje o naszej wspólnej historii i przybliża postacie, mechanizmy i sprawy, o których mogliśmy dotąd nie wiedzieć lub znać je pobieżnie, ale również i z tego powodu, że właśnie dzisiaj brzmi ona niepokojąco aktualnie. Doświadczamy bowiem kolejnego kryzysu humanitarno-uchodźczego – ku zamożnym krajom Europy ciągną setki tysięcy uciekinierów z regionów Bliskiego Wschodu i Afryki ogarniętych wojną, zamętem i biedą. Szukają tu bezpieczeństwa, zaplecza socjalno-bytowego, pracy. Możni tego świata po raz kolejny muszą poradzić sobie z potrzebami materialno-logistycznymi, jakie generuje taka rzesza zdesperowanych, straumatyzowanych ludzi, jak i z licznymi napięciami powstającymi na styku różniących się od siebie kultur, religii i systemów wartości.

Zwłaszcza dla Polaków okazać się może „Powrót” lekturą pożyteczną i gorzką. Przywykliśmy bowiem uważać siebie za bohaterów II wojny światowej, z którymi wszyscy się liczyli, a jeśli nawet Wielka Trójka pomijała nas przy robieniu swoich mocarstwowych interesów, to przynajmniej na Zachodzie powszechnie doceniano polski wkład w zwycięstwo, nasze cierpienie, poniesioną ofiarę. Nic bardziej mylnego. Shephard przytacza porażające świadectwa tego, w jaki sposób postrzegano wtedy i tam Polaków.

„»Parę dni temu odwiedziłem obóz pełen Polaków – mówił Morgan [Frederick, generał, dowodzący wówczas działaniami UNRRA w Europie Zachodniej – ŁN] grupie rekrutów UNRRA w październiku 1945 roku. – Doprawdy, jakżeż tam cuchnęło! Podobny smród panuje zapewne w ogrodzie zoologicznym, w którym wszystkie zwierzęta padły co najmniej parę tygodni wcześniej«. Po wizycie w innym obozie pisał: »Doskonale widać, jak żałosnym człowiekiem jest Polak. Siedzi całymi dniami, nic nie robi i tylko uskarża się na jedzenie, które mnie wydało się bardzo smaczne i sycące«”.

„Polacy są więc u McNeill [Margaret, kwakierskiej aktywistki, autorki „By the Rivers of Babylon”, książki o pracy z dipisami w niemieckim Brunszwiku – ŁN] bardzo kochani, ale i bardzo męczący – »ludzie pełni sprzeczności«, urocze, lecz niezborne dzieci, dumne i honorowe, lecz zgoła niezdolne do samodyscypliny. Domagają się wydania od razu wszystkich racji żywnościowych, zjadają je, a później chodzą głodne”.

„W ich obozach panował zawsze mniejszy lub większy bałagan. Zarazem jednak cechowała ich większa wrażliwość, bardziej artystyczna niż w przypadku innych dipisów. (...) Szanowali Kościół. Honoru gotowi byli bronić do śmierci. Mimo to zasłużenie słynęli z pijaństwa, nieuczciwości i okrucieństwa. Nierzadko dawali popisy lenistwa i nie można było na nich polegać, lecz w sytuacji kryzysowej, za pięć dwunasta, zbierali się i pracowali z nieprawdopodobnym wręcz zapamiętaniem”.

Ale nie tylko wobec Polaków uruchamiano stereotypy. Żydzi okazywali się roszczeniowi i aroganccy, a także – co dla wielu było „oczywiste” – przejęli czarny rynek. Nie przeszkadzało to bynajmniej widzieć w nich i ludzi apatycznych, i leniwych oraz strasznych brudasów. Ukraińcy zaś są „chytrzy”. A obozy dipisowskie w ogólności stanowiły wylęgarnie patologii, agresji, rui i porubstwa – co ze zgorszeniem konstatowali zwłaszcza ci, którzy nie musieli w nich przebywać, lub niektórzy spośród personelu. W niczym to nie przeszkadzało, aby wykorzystywać później owe „leniwe pasożyty” w roli taniej siły roboczej. Także i w przypadku emigracji zarobkowej odzywały się w niby to cywilizowanych społeczeństwach uprzedzenia i pogarda.

„Na podstawie lektury dokumentów źródłowych człowiek gotów odnieść wrażenie, że Wielka Brytania importowała doskonałej rasy jałówki. Ministrowie mówili o »korzyściach płynących z asymilacji prężnych, pracowitych i zaradnych osób do naszego społeczeństwa«. Parlamentarzyści z obu głównych partii opisywali imigrantów jako »osobniki pierwszej klasy«, które mogą »bardzo poprawić jakość naszej populacji« i »zastąpić świeżą krew« emigrującą do kolonii”.

„Mimo to nie cichły głosy sprzeciwu, zwłaszcza ze strony bulwarówek. W lipcu 1948 roku »Daily Mirror« wzywał: »Niech pozostaną dipisami«. Zdaniem gazety, Wielkiej Brytanii trafiły się »głównie szumowiny«, podczas gdy inne kraje zagarnęły dla siebie dipisowską śmietankę. Dobrowolnych pracowników z kontynentu obarczano też winą za wzrost przestępczości i czarny rynek. W roku 1949 »New Statesman« domagał się, aby »analfabetów, osoby niedorozwinięte umysłowo, chrome, stare i podejrzane politycznie i potencjalnie niebezpieczne« wykluczyć z rekrutacji”.

Źródła prawdy

Nauka, którą można – a wręcz należy – wyciągnąć z książki Bena Shepharda, jest taka, że w obliczu ekstremum nasza kultura, kraj pochodzenia, nasze wyobrażenia o sobie nic tak naprawdę nie znaczą. Każdy, dosłownie każdy może być na nie swojej ziemi uznany za obcego, wroga, darmozjada, wyrzutka – obojętne, co wcześniej przeszedł i z jakiej przyczyny znalazł się z dala od własnej ojczyzny. Każdemu mogą zostać przypisane jak najgorsze, wyolbrzymione cechy – jakoby „naturalne” dla jego nacji – i niskie intencje.

Skandaliczne wybryki czy przestępstwa, jakich dopuścili się twoi rodacy lub bracia w wierze, staną się źródłem „prawdy” o tobie, twoich najbliższych i całym waszym społeczeństwie. Albowiem taki był w przeszłości los Polaków, Niemców, Węgrów, Żydów, Irlandczyków, Włochów, Rosjan i wielu, wielu innych. I taki jest los wielu w 2016 r. ©

BEN SHEPHARD „POWRÓT”, przeł. Jan Dzierzgowski, Wielka Litera, Warszawa 2016

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 12/2016