Czytanie prasy

Wprawdzie statystyki wskazują, że tylko część, i to tak zwana mniejsza połowa, Polaków czyta codzienną prasę, ale jednak dostatecznie dużo spośród nas oddaje się temu zajęciu, by warto było przez moment się zastanowić nad jego sensem. Fryderyk Nietzsche uważał, że tylko idiota czyta codzienną prasę, a była to druga połowa XIX wieku, kiedy jej zasięg i znaczenie były nieporównanie mniejsze, a jakość nieporównanie większa.

18.07.2007

Czyta się kilka minut

Niewątpliwie najlepszą porą na czytanie prasy jest ranek. Dobre i niespieszne śniadanie, gazeta i krótki spacer - oto ideał dla wielu osób. Jednak dlaczego gazeta? Co jest przyjemnego w lekturze gazety i czym ta lektura różni się od zajęcia znacznie częściej uprawianego przez obywateli całego cywilizowanego i niecywilizowanego świata, czyli oglądania wiadomości w telewizji? W gruncie rzeczy niełatwo o odpowiedź. Moja w sposób zasadniczy różni się, jak wiem, zarówno od tendencji większości czytelników, jak i od skłonności dobrych gazet codziennych, które przecież są przedsięwzięciami komercyjnymi i muszą reagować na upodobania czytelników, więc coraz częściej stają się gazetami służącymi raczej rozrywce niż informacji.

Otóż, ja i zapewne jakaś część czytelników gazet lubi je za długie, a nie za krótkie wiadomości. W czasach telewizji i internetu krótkie wiadomości można uzyskać bez trudu. Natomiast wciąż przyjemniej jest czytać artykuł w wersji papierowej niż elektronicznej. Zapewne presja czytelników jest rzeczywista i gazety codzienne skłonne są publikować coraz krótsze teksty, ale nie wiem, czy nie mamy tu do czynienia z klasycznym błędnym kołem, bo przecież upodobania czytelników są kształtowane przez te właśnie gazety.

Chyba że gazetę traktujemy jako sposób na obudzenie się, czyli sama przyjemność zirytowania się na zebrane w codziennej porcji wiadomości na temat nonsensów, jakie dzieją się w Polsce i na świecie, jest dla nas wystarczająca. Załóżmy jednak, że tak nie jest i że gazetę czytamy po to, żeby uczestniczyć, choćby biernie, w publicznej debacie, czyli w tym, co ma prawo i powinien czynić każdy obywatel. A więc gazeta nie jest tylko rozrywką, ale wciąż najlepszym sposobem na oświecanie obywateli, a obywatele oświeceni są lepszymi obywatelami niż obywatele nieoświeceni.

Czytając zatem codzienne gazety, uczestniczymy w procesie demokratycznym. Czy jednak rzeczywiście takie uczestnictwo jest nam do czegokolwiek potrzebne, skoro w demokracji o zdanie pytają nas raz na kilka lat, w trakcie wyborów prezydenckich lub parlamentarnych, zaś wynik tych wyborów w minimalnym lub w żadnym stopniu nie zależy od poziomu oświecenia obywateli? Czy zatem nie oddajemy się, czytając codzienną prasę, jeszcze jednemu z wielu złudzeń, jakie pozwalają nam żyć na tym okropnym świecie? Złudzeniu, że wiedza o polityce, społeczeństwie i kulturze jest do czegokolwiek przydatna. Zapewne rzeczywiście jest to nasze złudzenie, ale istnieją takie złudzenia, bez których doprawdy żyć byłoby trudno. Gdybyśmy bowiem powiedzieli wprost i powtarzali to sobie codziennie, że jesteśmy traktowani jak barany i że lektura prasy codziennej służy jedynie zamaskowaniu faktu, iż nie mamy niemal na nic najmniejszego wpływu, to albo musielibyśmy się zbuntować (a komu się chce buntować, skoro wiadomo, że bunty na ogół źle się kończą), albo musielibyśmy popaść w beznadziejny pesymizm.

Więc jednak czytamy gazety jak dobrzy obywatele i oszustwa oraz manipulacje, jakie są przeprowadzane naszym kosztem (nie przez dzienniki, lecz na skutek takiej a nie innej struktury demokracji), rekompensujemy sobie przyjemnością, jaką każdemu z nas sprawiają wiadomości na temat kretynizmu polityków lub innych osób publicznych. Z tego zaś wynika fakt, na jaki politycy tak często (zwłaszcza w Polsce) narzekają, że się nie pisze o ich osiągnięciach oraz o osiągnięciach całego narodu, tylko raczej o popełnianych przez nich głupstwach i niezręcznościach. Jest bowiem niestety tak, że ten, kto uczestniczy w oszustwie określanym mianem debaty publicznej, i to zarówno oszust, jak i bierny uczestnik oszustwa, czyli czytelnik, znajdują się po tej samej stronie świata, czyli po stronie nieprawdy. Ale co z tego, kończę pisać ten tekst i jadę kupić gazetę - i tak już po prostu jest.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 27/2007