Czynnik samopoczucia

Wyspy Brytyjskie pławią się w słońcu. Brytyjskie lato znów jest wspaniałe, jak rok temu, a Wielka Brytania – wielka. Jak zawsze. Na świat przyszedł następca tronu. Nawet gospodarka drgnęła.

05.08.2013

Czyta się kilka minut

Księżna Kate z synem Georgem i mężem przed szpitalem St Mary. Londyn, 23 lipca 2013 r. / Fot. Yin Gang / XINHUA PRESS / CORBIS
Księżna Kate z synem Georgem i mężem przed szpitalem St Mary. Londyn, 23 lipca 2013 r. / Fot. Yin Gang / XINHUA PRESS / CORBIS

Na pierwszy rzut oka można uznać, że to déjà vu. W ubiegłym roku Brytyjczycy ekstatycznie podeszli do 60-lecia objęcia tronu przez królową Elżbietę II. W tym roku cały kraj czekał w napięciu na narodziny „royal baby”: potomka księcia Williama i księżnej Kate, trzeciego w kolejce do tronu.

Latem 2012 Londyn był gospodarzem Olimpiady – teraz publiczności udostępniane są kolejne części przebudowywanego Parku Olimpijskiego we wschodnim Londynie, a najlepsi sportowcy świata znów zjechali do brytyjskiej stolicy – pod koniec lipca, w rocznicę otwarcia Olimpiady, odbyły się zawody lekkoatletyczne Sainsbury’s Anniversary Games (od nazwy sponsora). Pragnienie ponowne przeżycia ubiegłorocznych emocji było tak wielkie, że 120 tysięcy biletów rozeszło się w godzinę. Wzruszeń dostarczył też, ponownie, Tour de France: w ubiegłym roku jako pierwszy Brytyjczyk w historii wygrał go Bradley Wiggins; w tym roku sukces powtórzył Chris Froome. W 2012 r. mówiono, jak to czynnik dobrego samopoczucia – „feel good factor” – dobrze wpływa na gospodarkę. W tym roku wskaźniki drgnęły: Produkt Krajowy Brutto w końcu wzrósł o 0,6 proc. w drugim kwartale.

Wielka jest Wielka Brytania... Niezłomna wiara w kraj i naród, unosząca się na pubami, parkami, zatłoczonymi arteriami miast i sennymi uliczkami wiosek, jest kusząca niczym łyk zimnego guinessa w gorące popołudnie...

BRYTANIA NA ROWERACH

Pies wcale nie był mały i dość dokładnie wypełniał koszyk, umocowany na kierownicy roweru. Ale zarówno zwierzak, jak i jego właściciel sprawiali wrażenie całkowicie ukontentowanych – podobnie jak tłum rowerzystów wokół nich.

W Prudential RideLondon FreeCycle – czyli ponad 12-kilometrowej przejażdżce po zamkniętych w tym dniu dla aut ulicach centralnego Londynu – wzięło udział w ostatnią sobotę lipca kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Wśród nich nie tylko zapaleni cykliści, ale też całe rodziny. „W ubiegłym roku ulicami stolicy zawładnęli nasi olimpijscy i paraolimpijscy bohaterowie – mówił burmistrz Londynu Boris Johnson. – W tym roku przez centrum Londynu przejechało fenomenalne 50 tys. amatorów, młodych i starych. Entuzjazm uczestników będzie mnie motywował jutro, podczas jazdy mojego życia w Prudential RideLondon-Surrey 100”.

Następnego dnia, w niedzielę, już nieco mniej, bo 20 tys. bardziej doświadczonych rowerzystów ruszyło bowiem w wyczerpującą 160-kilometrową trasę poza Londynem. Tę samą, na której złoty medal olimpijski zdobył Wiggins. Podczas ubiegłorocznych Igrzysk brytyjscy cykliści zdobyli łącznie osiem złotych medali – okazali się najlepsi na świecie. A gdy w tym roku kolejny Brytyjczyk, Chris Froome, wygrał Tour de France – potwierdziło to klasę brytyjskiego kolarstwa.

Teraz rowerowa pasja, szerząca się w narodzie, jest może najistotniejszą częścią „olimpijskiego dziedzictwa”, o którym tyle się mówiło. Podczas przygotowań do Olimpiady chodziło bowiem nie tylko o dobrą organizację, ale też o to, co po Olimpiadzie zostanie.

Na pewno park Olimpijski, przemianowany na park Królowej Elżbiety, który stopniowo znów jest otwierany. Na razie dostępna jest jedna z hali sportowych i fragment samego parku – ale przebudowa idzie pełną parą i za kilka miesięcy planowane jest wielkie otwarcie. Przesłaniem tych hektarów łąk i pięknych budynków jest równość wszystkich obywateli – park i jego okolica mają być swego rodzaju szansą dla wschodniego Londynu. Dotąd postrzegany jako mniej atrakcyjna, gorsza część miasta – ma dzięki temu awansować do pierwszej ligi. A wraz z nim jego mieszkańcy.

GO HOME!

Można tylko westchnąć i pozazdrościć – ducha olimpijskiego, pasji sportowej, wytrwałości, zdolności organizacyjnych. Nic jednak nie jest idealne – i choć w parku Olimpijskim głośne są hasła równości i braterstwa, to Brytyjczycy przechodzą przez trudny test z powodu coraz większego problemu imigracji.

Wyjątkowo otwarty system świadczeń socjalnych, daleko posunięty liberalizm i tolerancja zaowocowały – jak teraz się wydaje – większym naporem imigrantów, niż społeczeństwo jest w stanie zaabsorbować. Nawet przy założeniu, że wszyscy z nowo przybyłych chcą się integrować – a tak przecież nie jest. Akurat we wschodnim Londynie widać to wyraźnie.

Od kilku lat do Wielkiej Brytanii przybywa co roku około pół miliona imigrantów. Dziś jest to, podobnie jak kwestia otwartych granic, jeden z najgorętszych tematów – zarówno w prasie, jak też w rządzie. Emocje rozpaliła ostatnio kontrowersyjna kampania Home Office, w ramach której po kilku londyńskich dzielnicach jeździły ciężarówki z billboardami z napisem skierowanym do nielegalnych imigrantów: „Wracaj do domu albo będziesz aresztowany”.

Kampania wywołała mnóstwo kontrowersji – i wśród opozycji, i w koalicji rządowej; analizuje ją też Europejska Komisja Praw Człowieka. Ale rząd nie wyklucza, że zostanie rozszerzona na inne miasta. To tylko jeden z punktów całej debaty, ich lista jest dłuższa – dotyczy i propozycji ograniczenia dostępu do świadczeń, i uszczelnienia granic. Ale i tak sprowadza się do konkluzji, że hasła i chęci to jedno, a możliwości – to coś innego.

KRÓLEWSKIE NARODZINY

Za to narodziny „royal baby” przebiegły bez zarzutu.

Księżna miała idealny, 11-godzinny naturalny poród. Gdy opuszczała szpital z dzieckiem, również wyglądała idealnie w błękitnej sukience w białe groszki (nie, nie można takiej kupić, uszyto ją na zamówienie), z idealną fryzurą. Pewnie wiele kobiet zastanawiało się: czemu ja nie wyglądałam tak wspaniale następnego dnia po porodzie? Pewnie dlatego, że matka brytyjskiego następny tronu jest tylko jedna.

A może dlatego, że Kate i William są świadomi szaleństwa mediów i wiedzą, że muszą oddać Bogu, co boskie, a mediom – co medialne. Również William – mający skomplikowane stosunki z mediami od czasu tragicznej śmierci matki, księżnej Diany – stanął na wysokości zadania i prezentował się wyczekującym przed szpitalem dziennikarzom jako wzorowy, współczesny tata: w dżinsach i koszuli z podwiniętymi rękawami, mocujący się z fotelikiem dziecięcym i sam (tak, sam!) prowadzący auto.

Znak czasów: jego ojciec książę Karol, odbierający żonę i małego Williama z tego samego szpitala w 1982 r., był tradycyjnie sztywny, w garniturze i pod krawatem. Przy okazji: Lady Diana też miała wtedy niebieską sukienkę w białe groszki. Media debatowały, czy to przypadek. A może hołd księżnej Kate dla matki męża?

Od dawna wiadomo, że czegokolwiek Kate się dotknie, zamienia się w złoto – czyli w korzyści dla gospodarki. Kreacja w groszki była jedna jedyna, ale już jej kolejne macierzyńskie wcielenie, sukienka marki Seraphine – biała w lawendowe kwiaty, specjalnie zaprojektowana dla matek karmiących – zniknęła ze sklepów w kilka godzin. „Kate karmi piersią!” – zachłysnęły się przy tym media. A założycielka firmy Seraphine, Cecile Reinaud, mówiła: „Efekt Kate ma zasięg światowy. Od Chin przez Rosję po Afrykę Południową, nasza sprzedaż wzrosła dzięki temu, że wybrała naszą firmę w czasie ciąży”.

Rodzina królewska jest chyba najlepiej sprzedającą się brytyjską marką. Dotyczy to teraz również księcia George’a, synka Kate i Williama. Monarchia – to impuls dla gospodarki, promocja brytyjskich marek, sprzedaż gadżetów, turystyka. I obowiązki.

NA DRUGIM PLANIE

Kiedy na świat przyszło królewskie dziecko, poinformowano o tym w tradycyjny sposób: przed Pałacem Buckingham wystawiono specjalną tablicę z informacją. Moment jej wynoszenia obserwował cały świat. Uśmiechali się przy tym niosący tablicę Ailsa Anderson z biura prasowego królowej i Badar Azim, urodzony w Indiach szeregowy pracownik Pałacu, wyglądający bardzo dystyngowanie we fraku.

Historia Badara – pochodzącego z Kalkuty, który dzięki organizacjom charytatywnym wykształcił się, skończył studia w Szkocji i znalazł posadę u królowej – przypomina w pewien sposób historię bohatera nagrodzonego Oskarem filmu „Slumdog. Milioner z ulicy” w reżyserii Danny’ego Boyle’a. Tego samego, który reżyserował ceremonię otwarcia Olimpiady. Ale życie to nie film i po zachłyśnięciu się faktem, iż dawny biedak z Kalkuty obwieszczał narodziny następny tronu, trzeba było uświadomić sobie gorzką prawdę, że jego wiza właśnie się skończyła i – jeśli nic się zmieni – będzie musiał wracać tam, skąd przybył. Podobnie jak wielu imigrantów. W Pałacu w każdym razie już nie pracuje.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działu Świat, specjalizuje się też w tekstach o historii XX wieku. Pracowała przy wielu projektach historii mówionej (m.in. w Muzeum Powstania Warszawskiego)  i filmach dokumentalnych (np. „Zdobyć miasto” o Powstaniu Warszawskim). Autorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 32/2013