Centymetry męskości

Relacje między płciami uległy przewartościowaniu w całym świecie zachodnim. Ale w porównaniu z Zachodem, zmiany na gruncie polskim mają niesłychanie gwałtowny i dramatyczny przebieg.

12.11.2012

Czyta się kilka minut

 / il. Julia Lesiak Paleta, „Yase-onna” i „W chmurach” z cyklu „Teatr tańca” (2008-2009)
/ il. Julia Lesiak Paleta, „Yase-onna” i „W chmurach” z cyklu „Teatr tańca” (2008-2009)

Minęło 40 lat od premiery „Perły w koronie” Kazimierza Kutza, najbardziej poetyckiej wizji patriarchatu w dziejach polskiego kina. W jednej ze scen, grany przez Olgierda Łukaszewicza młody górnik Jaś wraca po szychcie do domu. Za progiem czeka żona, zapatrzona w męża jak w obraz. Dwaj kilkuletni synowie pomagają ojcu zdjąć płaszcz, małżonka obmywa mu obolałe stopy, podaje obiad. Jaś siada za stołem, zatapia się w lekturze gazety. Hierarchia jest jasna i niepodważalna. Ciężko pracujący, utrzymujący dom Jaś jest głową rodziny, więc należy mu się cześć i szacunek oraz lepsze menu nie tylko zupa i kartofle z kapustą, także kotlet.

Na początku lat 90. Kutz ponownie sportretował patriarchat w „Zawróconym”, komedii z czasów stanu wojennego. Grany przez Zbigniewa Zamachowskiego Tomasz Siwek wikła się w szpiegowanie kolegów z Solidarności, gonitwę z ZOMO, trafia do aresztu, wreszcie służy do Mszy. Wszystkie jego życiowe perypetie mają tę samą puentę – wraca do domu, w którym czeka opiekuńcza żona z talerzem gorącej zupy.

Jeśli Kazimierz Kutz nakręci kolejny film o patriarchacie, będzie to opowieść o rozpadzie. O końcu świata Jasiów i Siwków, na których żony już nie czekają z obiadem.

NA BRUKU

– Zmieniły się relacje pomiędzy płciami. Mężczyźni długi czas żyli w przekonaniu, że są najważniejsi, sprawują władzę, podejmują decyzje, zarządzają domem. Coraz częściej tę rolę przejmują kobiety, z czym faceci nie potrafią sobie poradzić nawet wtedy, kiedy spotykają się z aprobatą ze strony partnerek, które nie widzą problemu w tym, że zarabiają więcej i utrzymują dom. Mężczyźni mają z tym problem – kolokwialnie mówiąc – dziedziczony kulturowo. Nie potrafią się przyzwyczaić do tego, że w związku, który tworzą, nie będzie tak, jak było w małżeństwie ich rodziców – mówi dr Tomasz Sobierajski z Instytutu Stosowanych Nauk Społecznych UW.

Genderowe relacje uległy przewartościowaniu w całym świecie zachodnim. Ale w porównaniu z Zachodem, redefinicja paradygmatu męskości na gruncie polskim jest zjawiskiem nowym, mającym bardziej gwałtowny i dramatyczny przebieg oraz wyraźną cezurę czasową. Za Łabą rewolucja technologiczna, automatyzacja i komputeryzacja były rozciągnięte na przestrzeni kilku dekad, nie od razu siła i odporność fizyczna przestały zapewniać mężczyznom przewagę nad kobietami na rynku pracy. Do nas nowe przyszło wraz z transformacją ustrojową i wolnym rynkiem. Z dnia na dzień wielu Jasiów i Siwków z zamykanych nierentownych fabryk trafiło na bruk, zderzając się z podwójnie niezrozumiałą sytuacją. Zjawiska bezrobocia nie mogli znać z autopsji, bo przecież oficjalnie od 1944 r. państwo ludowe zapewniało wszystkim obywatelom pracę, a zajęcia nie miał tylko ten, kto naprawdę nie chciał. 20 lat po pierwszych masowych zwolnieniach mamy kolejną recesję, mężczyźni nadal nie radzą sobie z doświadczeniem bezrobocia, zachwianiem ich dotychczasowej roli i pozycji społecznej.

– Kryzys bardziej uderza w mężczyzn, w podstawy męskiej tożsamości, której fundamentami są m.in. sukces zawodowy, przedsiębiorczość, zdolność do bycia tzw. głównym żywicielem rodziny. Nasza kultura oczekuje od mężczyzn, by odnieśli sukces materialny. Bezrobotna kobieta może w takiej sytuacji realizować się w roli matki, żony – jest na to społeczne przyzwolenie – mówi Marek Kochan, pisarz i wykładowca w Instytucie Dziennikarstwa UW.

NIE-MĄŻ FRYZJERKI

Nie jest łatwo namówić na rozmowę współczesnych Jasiów i Siwków. Panikują, odpowiadają wymijająco, zbywają komunałami albo udają, że nie ma tematu. A nawet jeśli jest, to ich nie dotyczy.

Adriana znam ze sklepu blisko kamienicy, w której mieszkam, a właściwie spod sklepu. Wysoki chłopak w bejsbolówce czasami prosi klientów o drobniaki. Parę razy go poratowałem, więc zgadza się na rozmowę.

– Kiedy ostatni raz płakałeś? – zagajam.

– Jak psy zagazowały „Żyletę” [zajmowaną przez ultrasów trybunę na stadionie Legii – CP] – rechocze, odsłaniając braki w uzębieniu. To pamiątka sprzed 6 lat, kiedy po meczu wdał się w bójkę z „polonistkami” [pogardliwe określenie kibiców Polonii – CP]. Na wizytę u protetyka nie ma pieniędzy. Z tych samych powodów przestał chodzić na Łazienkowską. Ma 28 lat, od czterech jest bezrobotny. Pracował jako ochroniarz, ale wdał się w paserstwo, dostał wyrok w zawieszeniu i wilczy bilet. Jak żyła teściowa, dorabiał na czarno na budowach jako pomocnik murarza, ale tylko na parterze, bo ma lęk przestrzeni. Teraz przesiaduje w domu z półtoraroczną córką, nawet pod sklep rzadko zachodzi. Dom utrzymuje starsza o dwa lata konkubina, koleżanka z dzieciństwa, sąsiadka z następnej przecznicy. Mówi, że od śmierci teściowej lepiej się dogadują.

– Stara strasznie truła mi łeb, nawet jak pracowałem, że muszę więcej kasy przynosić, kupić samochód. Żanecie nie przeszkadza, że nie pracuję. Powiedziała, że jak będę dobrym ojcem, innym niż jej stary, którego nigdy nie było w domu, a jak był, to spał pijany i śmierdział, to ona na nas zarobi i będzie OK. Jest fryzjerką, wyciąga dwa tysiaki na rękę i pięć stów pod stołem – mówi. Żaneta tak kombinuje z kasą, że wystarcza im do pierwszego, pozwala mu nawet pić i palić w domu.

– Czyli jest OK? – podsumowuję.

Adrian zapala elema i wciąga dym, jakby to był ostatni papieros w jego życiu. – Masz jeszcze jakieś inne pytania? – odzywa się po dłuższej chwili.

Magda jest psycholożką i specjalistką HR w dużej korporacji telekomunikacyjnej. Opowiada historię Jasia, już nie swojego, bo ich związek nie przetrwał próby.

– Regres naszej znajomości to kliniczny wręcz przykład, że faceci mają gorzej – mówi. Jako para weszli na równię pochyłą wtedy, kiedy gazetę, w której pracował A., kupił nowy wydawca i nie przedłużył z nim umowy. Do tego momentu A. był dzieckiem (Magda wymawia to słowo z naciskiem) sukcesu. Już w latach 90. wyrobił sobie pozycję w dziennikarskim światku, miał eksponowane stanowisko, a dekadę później znalazł się w ścisłym kierownictwie opiniotwórczej ogólnopolskiej gazety. Kiedy wydawało się, że zawodowy szczyt jest na wyciągnięcie ręki, spadł na samo dno.

– Ale nie przyjął tego do wiadomości – mówi Magda. – Całymi dniami łaził po kawiarniach, spotykał się z dawnymi kumplami, snuli plany jakiegoś widmowego pisma, na którego wydawanie nie mieli pieniędzy. Przed światem grał lidera, księcia niezłomnego polskiej prasy, który nigdy nie przegrywa. Kiedy mu to wypomniałam, po którymś nocnym powrocie z knajpy urządził mi karczemną awanturę. Potem awantury stały się na porządku dziennym. Miał nieustające pretensje, obwiniał mnie nawet o awarie internetu i fatalny rozkład mieszkania, które razem kupiliśmy. Kiedy powiedziałam mu, że zakochałam się w człowieku, a nie w redaktorze, wrzeszczał, że jego praca to misja i styl życia, że nigdy nie ceniłam tego, kim jest i co robi, i że są jeszcze kobiety, które potrafią go docenić. Po kolejnym seansie nerwów nie wytrzymałam. Rozstaliśmy się...

Psycholożka Marta Bryk ze Stowarzyszenia Profilaktyki Depresji „Iskra” na zorganizowanej w Warszawie sesji „Przemoc, depresja, świadomość” zwróciła uwagę, że mężczyzna dotknięty chorobą cierpi podwójnie. Z jednej strony powodem cierpienia jest depresja, a z drugiej utrwalone kulturowo przekonanie, jeśli sam sobie z nią nie poradzi, to jako facet jest do niczego. Przeszacowana ambicja, będąca pochodną biologicznych predyspozycji męskiej osobowości, działania testosteronu, uwikłania w patriarchat i niezrozumienia idei równouprawnienia, jest zmorą wielu współczesnych Jasiów. Faceci czują kulturowy przymus bycia liderem, beneficjentem sukcesu w pracy, w domu i w łóżku.

– Wkręcają się w tę spiralę, bo uważają, że otoczenie tego oczekuje. A kiedy nie wychodzi, nie potrafią się nawet przed sobą przyznać do porażki, wyniszczają się w samooszustwie – komentuje dr Sobierajski.

BEZ BUFORÓW

Otoczenie często wcale tego nie oczekuje, problem w tym, że faceci takich sygnałów nie dostrzegają. A może raczej nie są w stanie dostrzec. Kobiety mają strefę ochronną, w którą zawsze mogą się wycofać. Rolę bufora, zmiękczającego siłę uderzeniową trosk i kłopotów, pełnią koleżanki. Przyjaciółce można się zwierzyć, wyżalić i wypłakać. Druga strona nie ma takiego pasa transmisyjnego. Faceci zostali ukształtowani do tego, by dawać poczucie bezpieczeństwa, mają natomiast problemy z okazywaniem słabości, szczególnie przed innymi facetami.

– Między mężczyznami nie ma dialogu. Nie ma prawdziwej, szczerej rozmowy ojca z synem, przyjaciół czy kolegów. Gadają o samochodach, piłce nożnej, wędkarstwie, ale te rozmowy przyjmują postać licytacji, jeden popisuje się przed drugim, w czym jest lepszy. Nie dzielą się ze sobą tym, co ich boli i dotyka – mówi dr Sobierajski.

Nie radzimy sobie z redefinicją męskiej tożsamości. Zmagają się z nią także Amerykanie, Niemcy, Kanadyjczycy czy Holendrzy, tyle że tam od pewnego czasu ten problem jest przedmiotem publicznej dyskusji, tamtejsi mężczyźni wypracowali mechanizmy wsparcia.

– W Stanach Zjednoczonych funkcjonuje szeroko zakrojony program seminariów tylko dla mężczyzn, zapoczątkowany przez Roberta Bly’a, autora książki „Żelazny Jan”. Mężczyźni spotykają się w grupach, rozmawiają o swoich problemach, o tym, jak zmienił się świat, próbują na nowo zdefiniować swoje role, starają się zrzucić kulturowe zbroje, w które zostali zakuci. U nas dopiero od niedawna zaczynamy nieśmiało dostrzegać, że faceci potrzebują wsparcia – konkluduje Sobierajski.

Marek Kochan uważa, że przeciętny polski mężczyzna i tak ma dziś lepiej niż kilkanaście lat temu. Dostrzega większą społeczną aprobatę dla zachowań, które nie mieściły się w kanonie męskości. Przypomina, że mężczyźni weszli na tereny zarezerwowane wcześniej dla kobiet, na place zabaw. Dziś mało kogo dziwi widok ojca pchającego wózek albo bawiącego się z dziećmi w parku. Zdarza się, że mężczyźni proszą o przełożenie spotkania z kontrahentem, a jako przyczynę podają obowiązek zajęcia się dzieckiem. Jeszcze dekadę temu takie zachowania były incydentalne.

Zdaniem Kochana, proces przybrał na sile na przełomie wieków. Niestety debata o nowej roli mężczyzny skończyła się, zanim się na dobre rozpoczęła.

– Po 1989 r. wiele osób miało poczucie, że historia się dla Polaków skończyła i możemy zająć się tematami odkładanymi przez 100 czy 200 lat, dotyczącymi człowieczeństwa, intymności. Jeszcze 5 lat temu, kiedy ukazała się moja powieść „Plac zabaw”, byłem pewien, że przyszedł w polskiej kulturze czas na szczerą rozmowę o męskiej i kobiecej tożsamości, o tym, jak być ojcem, mężem, matką, żoną. Niedługo potem wydarzyła się katastrofa w Smoleńsku i znaleźliśmy się znów w trybach Historii. Dopóki to wydarzenie nie zostanie wyjaśnione, nie będziemy mogli swobodnie rozmawiać o tym, jakimi jesteśmy i jakimi powinniśmy być ludźmi. Najpierw musimy odpowiedzieć sobie na ważne pytania związane z tożsamością zbiorową; debata o człowieczeństwie i intymności znów przesuwa się w nieokreśloną przyszłość. Rozumiem to i przyjmuję jako obywatel, choć jako pisarz czuję żal – mówi Kochan.

ŻAL DO OJCA

Piotr Janik, 39-latek, finansista, zbija mnie z pantałyku deklaracją, że na pewno nie domyślam się, ile centymetrów ma jego męskość. Rezygnuję ze zgadywanki, co Piotr kwituje zdjęciem kaszkietu.

– Centymetr – mówi, gładząc się po czaszce. Jeszcze półtora roku temu chełpił się gęstą czupryną i fryzurą na britpopowca. Stracił włosy w ciągu jednej doby.

– Rodził mi się syn. Lekarze proponowali, żebym był przy porodzie, ale zrezygnowałem. Ze strachu. I wiesz, do dziś się boję, czy dam radę – dodaje. Wychował się w tzw. dobrej rodzinie. Matka była księgową, ojciec taksówkarzem. Rodzice żyli zgodnie, dorobili się dwóch mieszkań w Płocku i działki wypoczynkowej nad Wisłą, dobrze się zestarzeli, nie chorują.

Piotr mówi, że mimo to brakowało mu ojca. Odczuwał deficyt jego obecności, choć ojciec, nie licząc taksówkowych dyżurów, non-stop przesiadywał w domu. Ale zachowywał się, jakby go nie było – czytał gazety, rozwiązywał krzyżówki i gapił się w telewizor. Poważnie porozmawiał z Piotrem tylko raz.

– Przed moją osiemnastką zawołał mnie do gabinetu, zamknął drzwi i powiedział, że w „tych sprawach” trzeba być ostrożnym, bo małżeństwo to nie przelewki. To była jedyna rada, w jaką mnie wyekwipował na życie – wspomina. Być może dlatego Piotr długo nie potrafił sobie ułożyć życia z kobietą, a narodziny syna przypłacił łysieniem. W nocy, kiedy urodził się Staszek, Piotr stracił trzy czwarte włosów. Żona rodziła, a on w tym czasie w szpitalnej toalecie wrzucał swoje włosy do sedesu. Wychodziły mu garściami.

– Nie wiedziałem, jak się odnaleźć, jak rozmawiać z żoną, jak żyć ze świadomością, że jest się odpowiedzialnym za los nowego, bezbronnego człowieka. Mam wielki żal do ojca. Mam nadzieję, że nie będę taki jak on, ale ciągle się tym gryzę – mówi. Od urodzin Staszka przerzedzone włosy ścina na centymetrową zapałkę.

Najtrudniejszym Jasiem jest Daniel, rocznik 1967. Dwa razy odwołuje rozmowę, wreszcie zgadza się pod warunkiem, że przedstawię go drugim imieniem oraz panieńskim nazwiskiem matki. Potem, że nie porozmawiamy twarzą w twarz, lecz przez telefon. Bo Daniel Mateja jest niedobrym ojcem, a ja będę drugim – oprócz naszego wspólnego przyjaciela – facetem, któremu to szczerze opowie. Bo oficjalnie, przed kumplami z biura (Daniel zajmuje eksponowane stanowisko w dużej firmie doradczej, obsługującej ministerstwa oraz centralne instytucje państwowe), gra twardziela, któremu wszystko się udaje. Jest synem wziętego prawnika, wychował się w willi na Żoliborzu, skończył AGH, był na stypendium w Stanach, dobrze zarabia, ma atrakcyjną żonę i czas na realizację pozazawodowych pasji – nurkowania i surfingu. Ma kłopoty ze swoim ojcostwem.

Zaczęło się jeszcze, jak syn był niemowlakiem. Daniel nie potrafił się przemóc, żeby chodzić z wózkiem. Nie znosił widoku „młodych tatuśków”, rozmemłanych facetów w turystycznych kurtkach i butach trekkingowych, naśladujących gaworzenie swoich dzieci, „zniewieściałych piastunów”. Mówi, że przez pierwsze lata z premedytacją odpuścił wychowanie syna. Skopiował w tym swojego ojca, który uważał, że mężczyzna musi twardo stąpać po ziemi i radzić sobie sam, bez oglądania się na innych facetów, którzy czekają tylko, żeby zająć jego miejsce. Żona zabierała syna do kina, teatru lalek, woziła na zajęcia muzyczne i językowe.

– Czekałem, aż wyrośnie z kreskówek, klocków lego i płatków na mleku. Czekałem, żeby mu pokazać sport, żeby poczuł adrenalinę, zahartował się – mówi Daniel.

Syna nie kręcił jednak ani windsurfing, ani strzelectwo, które kilka lat temu odkrył dla siebie Daniel. Kacper okazał się fatalnym sportsmenem, kiepsko gra nawet w kosza, choć ma ponad metr dziewięćdziesiąt wzrostu. Źle pływa, a po tym, jak o mały włos nie utonął po wywrotce w Zatoce Puckiej, Daniel nie zabiera go na deskę. Mówi, że jest między nimi bariera, której nie potrafi przełamać. Nigdy nie uderzył Kacpra, nigdy się nie pokłócili, nigdy nie musiał go karać, zaakceptował nawet, że syn chce zdawać na historię sztuki, a nie na bardziej „zawodowo rozsądny” kierunek.

– Najbardziej boli mnie właśnie to, że się nie kłócimy. Bo kłótnia jest formą rozmowy, a my nie rozmawiamy. Nie potrafię się z Kacprem porozumieć, nie potrafię pokazać mu, że jest dla mnie ważny, choć bardzo tego chcę. Kiedyś zasnął nad laptopem na kanapie. Wszedłem do salonu, wziąłem pled, chciałem go przykryć, bo miał na sobie tylko dżinsy i T-shirt. Zrobiłem krok, zawahałem się, Kacper otworzył oczy. Odłożyłem pled, udałem, że przyszedłem sprawdzić okno, i wróciłem do sypialni. Mam kłopoty z okazywaniem uczuć, ale nie umiem się przełamać, nie potrafię tego zracjonalizować, nie wiem, jak to zrobić – mówi Daniel.

– Próbowałeś psychoterapii? – pytam.

– Nie jestem w stanie otworzyć się przed obcym człowiekiem. Tobie też nie powiedziałem wszystkiego – kończy.

***

Marek Kochan uważa, że największym kłopotem współczesnego mężczyzny jest demontaż tradycyjnego modelu męskości i brak pozytywnego modelu alternatywnego.

– Mężczyzna nie może już być taki jak dawniej, ale jeszcze nie wie, jaki ma być – mówi.

Tomasz Sobierajski sugeruje, że w nowej identyfikacji polskiego mężczyzny powinny wziąć udział feministki.

– Nowoczesny feminizm polega na dialogu i współpracy kobiet i mężczyzn dla obopólnego dobra. Niestety, u nas ciągle dominuje model konfrontacji, wojny z płcią przeciwną. Najwyższy czas, żeby zacząć to inaczej artykułować. Taki dialog byłby bardzo pomocny w debacie o nowej roli mężczyzny – dodaje.

Załóżmy, że inne narracje wstrzymają publiczną debatę o nowej tożsamości współczesnego mężczyzny. Dominującym medialnym wizerunkiem faceta nadal będzie klon Jamesa Bonda. Z dzisiejszą kondycją statystycznych Jasia i Siwka ten teledysk nie będzie jednak miał nic wspólnego. Mężczyznom nadal będzie źle.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 47/2012