Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
I oto wyborcy postanowili obie ukarać: poparcie dla nich nieznacznie tylko przekroczyło 20 proc. (ČSSD 22,1 proc., ODS 20,2 proc.). Szczególnie to bolesne dla socjaldemokratów, którzy wprawdzie nominalnie wybory wygrali, ale uzyskali znacznie mniej głosów, niż zapowiadały sondaże, i nie mogą stworzyć rządu.
Tryumfatorem jest natomiast były minister spraw zagranicznych, książę Karel Schwarzenberg. Rok temu założył on prawicową partię TOP09, a dziś nie tylko zdobył 17 proc. głosów (co znaczy, że TOP09 powinna wejść w skład każdej przyszłej koalicji), ale swym sukcesem przełamał czeskie stereotypy: Schwarzenberg otwarcie deklaruje się jako katolik, co nie przysparza tu zwykle popularności, podobnie jak przynależność do arystokracji. To nie koniec niespodzianek: kolejną nową partią w parlamencie będzie populistyczna formacja Sprawy Publiczne, o której wiadomo niewiele, poza tym, że na jej czele stoi były prezenter TV. Natomiast komuniści, którzy od 1989 r. niezmiennie plasowali się na miejscu trzecim, spadli na czwarte.
Wybory są osobistą porażką wielu znanych polityków, którzy do parlamentu się nie dostali. Ich miejsca zajmą ludzie wcześniej nieznani, którzy najwyraźniej zyskali większe zaufanie wyborców niż starzy polityczni "kaprale". Debiutanci obejmą aż 60 z 200 mandatów. Największym przegranym jest szef socjaldemokratów Jiří Paroubek, który już widział się w roli premiera, a będzie zwykłym posłem, bo po porażce zrezygnował ze stanowiska szefa partii. Wygrała natomiast - demokracja.