Czerwone maki

Jak Warszawa staje w milczeniu 1 sierpnia, tak Wielka Brytania zamiera 11 listopada: w rocznicę końca I wojny światowej. To Dzień Pamięci poświęcony poległym i weteranom. Ostatnio, obok powszechnego uniesienia, padają też pytania o patriotyzm dziś.

19.11.2013

Czyta się kilka minut

Pogrzeb weterana RAF Harolda Percivala; na wózku współorganizator uroczystości Rick Clement; Lytham St Annes, 11 listopada. / Fot. Nigel Roddis / GETTY IMAGES / FPM
Pogrzeb weterana RAF Harolda Percivala; na wózku współorganizator uroczystości Rick Clement; Lytham St Annes, 11 listopada. / Fot. Nigel Roddis / GETTY IMAGES / FPM

Był człowiekiem, który miał tylko kilku bardzo dalekich krewnych i nie było nikogo, kto mógłby go odprowadzić na miejsce ostatniego spoczynku. Ale Brytyjczycy zareagowali tak, jak tylko Brytyjczycy potrafią” – tak mówił przedsiębiorca pogrzebowy Eddie Jacobs.

Na pogrzeb 99-letniego Harolda Jellicoe Percivala, który odbył się kilka dni temu – akurat w Dzień Pamięci – przybyło bowiem aż kilkaset osób. Nie zmieścili się w domu pogrzebowym, w większości stali na zewnątrz, na deszczu. Weterani, żołnierze, rodziny z dziećmi.

Nie znali Percivala, nigdy nawet go nie spotkali. Ale chcieli pożegnać żołnierza, który walczył dla swojego kraju.

SPEŁNIONY OBOWIĄZEK

Harold Jellicoe Percival w istocie był człowiekiem samotnym – nigdy się nie ożenił, nie miał dzieci. Mieszkał tu i tam, głównie w hotelach. Podróżował, pracował w Australii. Ale to już po II wojnie światowej. Bo wcześniej, podczas wojny, służył w RAF-ie: w obsłudze naziemnej dywizjonów bombowców, które prowadziły wtedy intensywne naloty na niemieckie miasta, fabryki, linie kolejowe itd.

Ostatnie dwa lata życia spędził w domu opieki w Lytham St Annes. Znów – samotnie.

Pracownikowi zakładu pogrzebowego, który miał przygotować pochówek, zrobiło się dziwnie na myśl o pustej kaplicy i samotnej trumnie. Dał do lokalnej gazety ogłoszenie: poprosił o godne pożegnanie weterana. Odzew przerósł wszelkie oczekiwania.

Daleki krewny Percivala powiedział: „On nie był bohaterem, ale był kimś, kto spełnił swój obowiązek w czasie II wojny światowej”.

Na czym polegał ten obowiązek? Percival pracował na lotniskach. Gdy uszkodzone bombowce wracały, wyciągał z nich ciała martwych i rannych lotników, a potem naprawiał samoloty, szykował do kolejnego lotu. Jeden po drugim.

Potem już chyba nie mógł znaleźć swojego miejsca na ziemi. Wszystko, co miał, mieściło się w plecaku, z którym podróżował. Nie miał stałego adresu – wszelką korespondencję odbierał z domu matki.

LOS ŻOŁNIERZA

Jedną z osób, które – zainspirowane ogłoszeniem – informację o pogrzebie Percivala wrzuciły do internetu i przyczyniły się do tak masowego odzewu, był sierżant Rick Clement.

W Afganistanie stracił obie nogi. Pisano o nim w brytyjskiej prasie, kiedy mimo tragicznego okaleczenia jego narzeczona nalegała na ślub. Happy end był jednak pozorny: małżeństwo rozpadło się po niespełna dwóch latach. Clement założył fundację „A Soldier’s Journey”, pomagającą rannym żołnierzom. On sam niósł w ubiegłym roku płomień olimpijski. Mówi, że stara się być optymistą, choć nie ukrywa, że cierpi.

Historie Clementa i innych weteranów z Afganistanu i Iraku pobudziły w ostatnich latach wrażliwość Brytyjczyków na los byłych wojskowych, nawet jeśli same zamorskie operacje nie cieszą się powszechnym poparciem. Ale szacunek dla byłych żołnierzy jest sprawą ponad politycznymi podziałami.

Być może jednak samo chylenie głowy przed żołnierzami to za mało, skoro okazuje się, że w 2012 r. samobójstwo popełniło więcej brytyjskich żołnierzy i weteranów, niż zginęło ich w Afganistanie. Nasuwającą się przyczyną mógł być zespół stresu pourazowego, na który – według danych ministerstwa obrony – cierpi około 3 proc. żołnierzy czynnej służby, a wśród tych, którzy służą w Afganistanie, było ich w 2012 r. dwa razy więcej niż w 2009 r.

Oczywiście, do tragicznej decyzji żołnierzy-samobójców mogły pchnąć też inne przyczyny; tego już nikt nie sprawdzi. Ale faktem jest, że mimo patriotycznych aklamacji i honorów, życie weteranów nie jest usłane różami. Po powrocie z misji nieraz trudno im przyzwyczaić się do cywilnego życia, odnaleźć swe miejsce; łatwo znaleźć się na marginesie. Według charytatywnej organizacji Crisis, 10 proc. bezdomnych w Londynie to byli wojskowi.

MAK W KLAPIE

Czerwone maki, które na znak pamięci przypinają sobie Brytyjczycy (a także Kanadyjczycy i Australijczycy), związane są z wierszem „In Flanders Fields” („Na polach Flandrii”) z czasów I wojny światowej. Opisuje on czerwone maki wyrosłe na grobach żołnierzy.

Maki stały się symbolem – i także w ostatnich tygodniach, poprzedzających Dzień Pamięci, papierowe kwiaty były sprzedawane przez wolontariuszy organizacji charytatywnej Brytyjska Legia Królewska (Royal British Legion). Mak – to narodowy obowiązek, i także w telewizji trudno było zobaczyć kogoś bez czerwonego kwiatu przypiętego do marynarki lub sukienki; noszą je też ludzie na ulicach. Dwa lata temu chcieli je przypiąć nawet angielscy piłkarze podczas meczu z Hiszpanią (nie zgodziła się FIFA, uważając, że to naruszyłoby neutralność sportu).

Nieliczne są osoby, które maków nie noszą – i w przypadku osoby publicznej zawsze jest to swego rodzaju deklaracja. A jej powody są różne. W tym roku prezenterka telewizyjna Charlene White, która kwiatu nie przypięła, spotkała się z serią nieprzyjemnych komentarzy. White tłumaczyła, że choć jej ojciec służył w wojsku, a ona sama wspiera szereg organizacji charytatywnych, robi to prywatnie, a w pracy stara się zachować neutralność. Z kolei znany dziennikarz Ian Birrell stwierdził, że noszenie maków to tylko sentymentalny gest, którym zbyt często zasłania się prawdziwe problemy, z którymi muszą się zmierzyć żołnierze wracający ze służby (opowiedział przy okazji, że gdy miał wystąpić w studiu BBC, co kilka minut upewniano się, czy aby nie zmienił decyzji i może jednak przed kamerami wystąpi z makiem w klapie).

Jeszcze inne wątpliwości ma 90-letni Harry Leslie Smith, pisarz i działacz społeczny, który w czasie wojny służył w RAF-ie. „W tym roku przypnę sobie mak, tak jak to robiłem przez wiele lat. Noszę go, bo jestem z ostatniego pokolenia, które pamięta wojnę ogarniającą cały świat. Noszę mak, bo pamiętam czas, gdy Brytanii groziła prawdziwa inwazja, a jej obywatele powstali gotowi bronić jej brzegów” – oświadczył. Dodał też, że będzie to ostatni raz, bo nie może pozwolić, by jego poczucie obowiązku wobec poległych było wykorzystywane przez polityków dla usprawiedliwienia takich posunięć jak wojna w Iraku.

***

Maki, chwila ciszy: ważne elementy pamięci i szacunku. Można dyskutować, czy tak samo traktować weteranów z II wojny i tych ze współczesnych misji. Jedna rzecz się nie zmienia: „wojna to piekło”, jak mówił jeden z dowódców wojny secesyjnej, gen. Sherman. Ale o tym wiedzą tylko ci, którzy przez nie przeszli.

Po 1945 r. nie mówiono o stresie pourazowym. Nie możemy więc spekulować, czemu Harold Jellicoe Percival nie znalazł swego miejsca i całe życie był w drodze. Dobrze, że choć w drodze ostatniej nie był sam. I że dla kilkuset ludzi był to odruch serca, a nie polityka.

Gdy wieniec złożyli członkowie skrajnej Brytyjskiej Partii Narodowej, przedsiębiorca pogrzebowy go usunął, a zirytowanym nacjonalistom powiedział: „To nie pogrzeb dla polityków czy polityki. Na to nie ma tutaj dziś miejsca”. 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działu Świat, specjalizuje się też w tekstach o historii XX wieku. Pracowała przy wielu projektach historii mówionej (m.in. w Muzeum Powstania Warszawskiego)  i filmach dokumentalnych (np. „Zdobyć miasto” o Powstaniu Warszawskim). Autorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 47/2013