Czas na reset

Paul Dembiński, dyrektor Obserwatorium Finansów w Genewie: Pod presją kryzysu ludzie stwierdzają, że czasem przyjemniej zjeść u mamy niż w restauracji. Pozwala to nie tracić na poziomie życia, nawet kiedy PKB szwankuje.

24.06.2013

Czyta się kilka minut

 / Fot. Kamila Buturla
/ Fot. Kamila Buturla

KATARZYNA TRACZ: Jakie są obecnie największe zagrożenia dla strefy euro?

PAUL DEMBIŃSKI:
Budowanie unii bankowej zdaje się ukończone. Gdyby do jej stworzenia nie doszło, sytuacja zrobiłaby się groźna. Drugim niepokojącym elementem są potencjalne napięcia społeczne. Jeśli programy restrukturyzacyjne w najbardziej zadłużonych krajach, takich jak Grecja, nie napotkają radykalnego sprzeciwu społeczeństw, jest szansa na wyjście na prostą. To jeszcze nie oznacza, że Unia Europejska i strefa euro będą zdrowe.

Czy zamykanie publicznych mediów w Grecji to konieczny koszt wychodzenia z kryzysu?

Zaciskanie pasa jest nieuniknione, ale przy okazji prowadzi to do rozbijania społeczeństwa. Co może spowodować, że ludzie wyjdą na ulice. W Grecji miało to już miejsce. To ryzyko związane z polityką finansowych restrykcji. Ale jeśli już poszło się tą drogą, zacisnęło pasa, to trzeba to kontynuować. Mnie przerażają koszty, jakie ponoszą młodzi ludzie. 50 proc. bezrobocia wśród młodych w Hiszpanii oznacza, że ta generacja jest stracona. Nie mam pojęcia, dlaczego jeszcze nie dochodzi do protestów. Bo ta sytuacja rodzi gniew.

U źródła problemu stoi jednak źle postawiona przez decydentów diagnoza. Długi, które wywołują problemy na południu Europy – trzeba to sobie powiedzieć jasno – są niespłacalne. W przypadku Grecji, Portugalii czy Hiszpanii – ale również USA – trzeba będzie powiedzieć wierzycielom: „Sorry! Wzięliście na siebie ryzyko, nie udało się. Nie odzyskacie całości waszych pieniędzy”. To jedyne możliwe rozwiązanie. Bo nie wierzę w politykę prowzrostową bez takiego odcięcia się od upiorów finansowych przeszłości.

Czyli reset systemu?

Tyle że nie wiem, gdzie jest przycisk! Ale wiem na pewno, że diagnoza jest fałszywa. Problem wziął się stąd, że zadławiliśmy się nadkonsumpcją. I nadprodukcją – żeby ją kupić, potrzebny był kredyt. I mówienie ludziom, że jutro będzie lepiej i będą w stanie go spłacić. Odsuwaliśmy rozwiązanie problemu na przyszłość, ale ona właśnie przyszła i okazała się... niewypłacalna. Tak naprawdę wzrostu gospodarczego w wielu krajach UE nie było już od dekady. Bo ten, który był, był fałszywy – napędzany przez zaciąganie zobowiązań. Poza Niemcami w strefie euro realny wzrost w ostatnich latach przed kryzysem nie był wyższy niż 1-1,5 proc. PKB.

Żyliśmy w kłamstwie przez dekadę?

To nie tyle kłamstwo, ile raczej uleganie złudzeniu. Także przez instytucje finansowe, które sprzedawały niespłacalne wierzytelności. Nie był to kompletny cynizm, była też wiara, że rynki finansowe to wyregulują, że niewidzialna ręka rynku zadziała, rozprowadzi ryzyko. Ale nie zadziałała. Wobec tego teraz trzeba siąść z czerwonym długopisem i kreślić niespłacalne długi, a równocześnie dać środki systemowi finansowemu na zaabsorbowanie takiego szoku (m.in. w systemie emerytalnym) i uchronić system bankowy – co nie znaczy: poszczególne instytucje – przed upadkiem.

Jasne, że lobby finansowe będzie się bronić przed gorzką kuracją odchudzającą dla sektora finansowego. Ale przez ostatnie 30 lat rozrósł się on nadmiernie, tak jak kiedyś samochodowy czy stoczniowy.

Jak miałby wyglądać nowy ład po takim odchudzaniu?

Mamy dwa chore mechanizmy. Z jednej strony chore państwo, z drugiej – chory rynek, który zadziałał wadliwie. A co jest pomiędzy? Przede wszystkim społeczeństwo. A ono zawodzi się na państwie, ale też odchodzi od rynku. Widać w krajach południa Europy, jak – pod presją kryzysu – ludzie stwierdzają, że czasem przyjemniej zjeść u mamy niż w restauracji. Pozwala to nie tracić na poziomie życia, nawet gdy PKB szwankuje. W tym samym kierunku pójść może np. system opieki nad osobami starszymi. W Szwajcarii rok w domu opieki dla osób starszych to koszt 80 tys. euro. A społeczeństwo się starzeje i trafia tam coraz więcej osób. Przecież to jest nie do udźwignięcia! Trzeba znaleźć rozwiązanie mniej kosztowne, np. inicjatywy nieformalne, zaangażowanie społeczne.

Problem w tym, że na Zachodzie nie ma już społeczeństw. Są same jednostki. A nie można zapominać, że więź społeczna to też sposób produkowania dóbr i usług.

Paradoksalna korzyść z kryzysu: odrodzenie się więzi społecznych?

Właśnie. Korzyść jeszcze niewielka. Trzeba to umiejętnie zagospodarować i przekształcić w nawyk, żeby kooperacja w społeczeństwie nie była tylko działaniem ratunkowym. Wtedy może uda się przekształcić te mikrotrendy w mutację systemu.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 26/2013