Czarownice z Magu

Kobiety w afrykańskiej Tanzanii z przerażeniem myślą o zbliżającej się starości. Staruszki oskarżane są o czary i zabijane.

21.05.2017

Czyta się kilka minut

80-letnia Leah Kipemba z wioski na północnym zachodzie Tanzanii. Sąsiedzi oskarżyli ją o czary, gdy zmarły wszystkie jej dzieci.  / Fot. Myriam Meloni
80-letnia Leah Kipemba z wioski na północnym zachodzie Tanzanii. Sąsiedzi oskarżyli ją o czary, gdy zmarły wszystkie jej dzieci. / Fot. Myriam Meloni

Przeraźliwy krzyk wydobywa się z ciała młodej kobiety. Po chwili jej głośne lamenty zamieniają się w złowrogi szyderczy śmiech. Biedaczka wije się po piaszczystej ziemi, wymachując w desperacki sposób nogami i rękoma, jakby się topiła i pozostało jej zaledwie kilka sekund na ratunek.

– Demony opanowały jej ciało – mówi spokojnym głosem Ibrahim Emmanuel Ndaro, tradycyjny uzdrowiciel z miasteczka Magu na północnym zachodzie Tanzanii. – Nękają ją już od ponad 15 lat. Nie może nawet normalnie spać i jeść. Ktoś bardzo zły rzucił na nią klątwę, dlatego tak się zachowuje – dodaje, poprawiając rękawy eleganckiej koszuli w kratę.

Tutaj, w 25-tysięcznym Magu, Ibrahim jest powszechnie poważaną osobą. Niedaleko głównej drogi, za wysoką żelazną bramą, mieści się jego szpital. W murowanym budynku ma on niewielkie biuro, zapełnione medykamentami i przyrządami do sporządzania mikstur. Na podwórku znajduje się poczekalnia oraz zamykany na klucz magazyn, w którym przechowywane są w plastikowych pojemnikach lekarstwa. Pacjenci mieszkają w kilkuosobowych pokojach. Aktualnie jest ich ok. 30 – przyjechali na leczenie nawet z oddalonych o kilkaset kilometrów miejscowości.

Modlitwy i zioła

Po zmroku cała okolica tonie w ciemnościach. Niewielkie smugi światła przedzierają się jedynie przez dziurawe zasłony wiszące w drzwiach izb pacjentów. Na środku szpitalnego podwórka tli się ognisko, przy którym siedzi kilka kobiet. Rozmawiają i gotują razem kolację.

Przed budynkiem szpitala na murku przykucnęła jedna z podopiecznych. Obojętnym wzrokiem wpatruje się w ubitą ziemię. Ma najwyżej 10 lat. – Upadała w szkole na podłogę i trzęsła się. Ona również ma w sobie demona – mówi Ibrahim.
Matka dziewczyny przygotowuje właśnie specjalne lekarstwo, zalecone przez doktora. W skupieniu zawija w zwykłą kartkę papieru zioła, które córka będzie później paliła jak papierosy.

Ibrahim ma różne sposoby na wygnanie demonów z ciał pacjentów. W procesie leczenia istotną rolę odgrywa modlitwa. Jest muzułmaninem, więc rozmawia ze złymi duchami, cytując akapity z Koranu. – Demony mówią różnymi językami, mają też swój własny demoniczny język. Doskonale jednak rozumieją wszelkie modlitwy – podkreśla.

Kuracjuszom Ibrahim daje również własnoręcznie przyrządzone ziołowe i owocowe mikstury, zawierające m.in. cynamon, czarny pieprz i olejki eteryczne. Oprócz tego zapisuje na kartce hasła, które mają przestraszyć demona, moczy ją później w wodzie, którą każe wypić pacjentowi.

– We śnie dostaję objawienie, jak mam daną osobę wyleczyć. Wewnętrzny głos podpowiada mi, jaką mieszankę ziół zastosować i jakie modlitwy odprawić. Odziedziczyłem te wyjątkowe umiejętności po przodkach. Wyleczyłem już 5 tys. osób, na które ktoś rzucił klątwę – opowiada z dumą.

Zły urok

Według badań amerykańskiego ośrodka PEW Research Center aż 93 proc. Tanzańczyków wierzy w czary. To największy odsetek spośród 19 afrykańskich państw biorących udział w tym sondażu. Ponad połowa badanych deklarowała, że sama doświadczyła lub widziała, jak z ciała kogoś innego wypędza się złego ducha.

Wiara w magię i nadprzyrodzone moce jest szczególnie silna wśród liczącego ok. 8 mln członków plemienia Sukuma, zamieszkującego okolice Jeziora Wiktorii. Tutaj ludzie prędzej zdziwią się, że nie wierzysz w czary, niż że w nie wierzysz. No bo jak inaczej wytłumaczyć, że nie pada deszcz, choć pora roku taka, że powinien? Albo że krowy nie dają tyle mleka co rok temu, że sąsiadowi spalił się dom, a w rodzinie umiera młoda osoba, choć tydzień temu była jeszcze całkiem zdrowa?
Sukuma są przekonani, że odpowiedź jest jedna: ktoś musiał rzucić zły urok.

Najskuteczniejszym sposobem na odzyskanie zdrowia i powodzenia w życiu jest zabicie tego, kto sprowadził na nas nieszczęście. Zdarza się, że jeśli tradycyjni uzdrowiciele, nazywani witch doctors, nie potrafią kogoś wyleczyć, wówczas podpowiadają, kto według nich rzucił klątwę. Zazwyczaj wskazują palcem na mieszkającą w pobliżu pacjenta starszą samotną kobietę.

Wiedźmę poznaje się po tym, że ma zaczerwienione oczy. Bo, jak twierdzą miejscowi, kiedy inni śpią, ona spiskuje. Nikt nie chce wierzyć, że to raczej rezultat gotowania na ogniu w zamkniętym i zadymionym pomieszczeniu, palącego słońca, piachu i podeszłego wieku.

Nie ma dokładnych statystyk na temat liczby zabójstw z powodu oskarżeń o czary, ponieważ wiele z nich nie jest zgłaszanych na policję. Ale według lokalnych organizacji pomocowych może ich być od 300 do nawet 1000 rocznie. Nic więc dziwnego, że kobiety z plemienia Sukuma z przerażeniem myślą o zbliżającej się starości.

Przyszli z maczetami

80-letnia Leah Kipemba ma łagodny głos i ciepły uśmiech dobrotliwej staruszki. Mieszka sama w wiosce niedaleko Misungwi, położonego 40 km od Mwanzy.

Jej dom znajduje się na odludziu. Leah unika sąsiadów, a oni jej. Najłatwiej dostać się do niej, wynajmując popularne piki piki, czyli motor z kierowcą. Motocykliści nie podjeżdżają jednak pod sam dom. Zatrzymują się na ścieżce, jakieś 50 metrów od zabudowania. Żaden z nich nie podchodzi bliżej. W końcu Leah to znana w całej okolicy czarownica.

– Mówią, że rzucam na ludzi zły urok, i że zabiłam wszystkie swoje dzieci – opowiada kobieta, przysiadając na fundamentach starego domu, w którym kiedyś mieszkała z rodziną. – A to było tak: najpierw zachorowała dwójka dzieci. Nie wiem, na co. Nie udało się ich uratować. Najmłodszy syn dożył 30 lat. Zdążył się ożenić i urodziła się mu trójka dzieci. Oboje z żoną jednak również zachorowali i umarli. Mąż mnie wkrótce potem zostawił, bo stwierdził, że skoro wszyscy w rodzinie umierają, to na pewno jest to moja wina. Po tym, jak on odszedł, sąsiedzi też uwierzyli, że jestem wiedźmą – dodaje, spoglądając na grób syna, znajdujący się tuż obok domu.

Skromne posiłki Leah gotuje na palenisku przed domem lub w mieszkaniu (jeśli pada deszcz). Żrący dym roznosi się po całej okolicy i drażni jej oczy. Z wiekiem zaczęły się więc robić coraz bardziej czerwone. Dla mieszkańców okolicy to dodatkowy dowód, że Leah jest złą czarownicą.

Rok temu ktoś próbował ją zabić. – Przyszli za dnia, z maczetami w rękach. Kiedy ich zobaczyłam, zaczęłam z całych sił krzyczeć. Miałam szczęście, bo usłyszeli mnie sąsiedzi i przybiegli sprawdzić, co się dzieje. Dzięki temu zabójcy uciekli – opowiada Leah, poprawiając trzęsącymi się rękoma brązową wełnianą czapkę, spod której wystają krótkie kosmyki siwych włosów.

Od tamtej pory staruszka cały czas żyje w strachu, że ktoś znowu będzie chciał ją zabić. Niedaleko jej domu znajduje się ośrodek dla starszych ludzi chorych na trąd. Chciała się tam przeprowadzić, ale władze i niektórzy z podopiecznych nie chcą jej przyjąć, bo boją się, że zacznie na nich praktykować czary.

Po tym, jak stary dom się rozpadł, nowy murowany pomogli jej wybudować ludzie z pobliskiego kościoła. Czasem zabierają ją na noc na plebanię i dają jedzenie.

– Na pomoc wnuków nie mam co liczyć. Rzadko przychodzą, nigdy nie wchodzą do domu ani nie rozmawiają ze mną, boją się – mówi z żalem.

Integralna część systemu

Zdarza się, że o czary oskarżani są mężczyźni, jednak ponad 90 proc. ofiar stanowią kobiety.

– Przecież również w średniowiecznej Europie to one płonęły na stosach. Po prostu są łatwym celem. W patriarchalnym świecie Sukuma, w którym kobiety są postrzegane jako własność męża lub ojca, nie mają wiele do powiedzenia, są bezbronne – mówi Simeon Mesaki, antropolog z Uniwersytetu Dar es Salaam, który od lat bada temat wiary w czary w Tanzanii.

Na terenach zamieszkałych przez Sukuma chrześcijaństwo i islam nie znalazły tak wielu wyznawców jak w innych regionach kraju. A nawet jeśli ktoś chodzi do kościoła lub meczetu, to wcale nie oznacza, że jednocześnie nie wierzy w czary i magię.

– Czary stanowią integralną część systemu wierzeń i wartości Sukuma, np. choroba ma dla nich wymiar zarówno fizyczny, jak i metafizyczny. Przypadłość, którą trudno wyleczyć, najłatwiej wyjaśnić tym, że ktoś rzucił zły urok, bo jest naszym wrogiem lub nam zazdrości. W czary wierzą zarówno biedni, jak i bogaci, mężczyźni i kobiety, ci bez żadnego wykształcenia i ci z dyplomami – mówi Mesaki.

Niektórzy z jego krewnych również korzystają z usług szarlatanów. Jego siostra, nie mogąc pogodzić się z tym, że jedna z córek jest chora, poprosiła lokalnego wróżbitę, żeby jej wyjaśnił, dlaczego spotkało ją nieszczęście. Usłyszała, że winna jest jej ciotka, która rzuciła urok na dziecko. Ciotka z kolei udała się do szarlatana, aby dowiedzieć się, dlaczego syn od lat do niej nie przyjeżdża. Usłyszała, że zły urok rzuciła na niego matka Mesakiego i dlatego chłopak nie pamięta, aby odwiedzić rodziców.

Profesor przyznaje, że wiara w czary i magię ma też coraz częściej bardziej przyziemne podłoże. Lokalne gazety przed wyborami parlamentarnymi w 2015 r. donosiły, że politycy szukali pomocy u szarlatanów, by zwiększyć swe szanse na wygraną. To samo robią piłkarze czołowych drużyn przed ważnym meczem. Pomawiając kogoś o czary, można też w łatwy i skuteczny sposób pozbyć się go z zajmowanego domu i ziemi albo wyeliminować z walki o spadek.

Leczyć każdy może

Mageni Benge przez lata opiekowała się schorowanymi rodzicami. Dawała im jedzenie, a gdy trzeba było, czuwała przy nich w szpitalu. Najpierw zmarła jej matka, zaraz po niej ojciec. Wtedy jej brat usłyszał od tradycyjnego uzdrowiciela, że to nie przypadek, że tak jedno po drugim szybko odeszło, i że winna jest ona, Mageni. Miała rzucić urok, chcąc zagarnąć spadek.

Brat zlecił jej zabójstwo. – Za pomocą wielkiego kamienia otworzyli drzwi do domu i zaatakowali mnie maczetą. Uderzali gdzie popadnie – opowiada Mageni, pokazując blizny na twarzy, rękach i nogach. Zakrwawiona, upadła wtedy na ziemię. – Przed utratą przytomności usłyszałam jeszcze, jak brat mówi do oprawców, że na pewno nie żyję i mogą iść – dodaje.

Przeżyła, ale napastnicy i tak osiągnęli swój cel, bo przestraszona i chora kobieta chce opuścić niewielki gliniany domek w okolicach Magu, w którym mieszka z córką i wnuczkami, i wyprowadzić się gdzieś daleko, gdzie nikt nie będzie jej znał. Tylko nie wie jeszcze, jak wytłumaczy nowym sąsiadom blizny. I czy uwierzą, że nie jest czarownicą?

W 2015 r. rząd Tanzanii zakazał działalności witch doctors. Wielu z nich wciąż jednak działa – tyle że nie tak jawnie jak wcześniej zachęca do zabójstw.

Pytam Ibrahima Ndaro, czy i jemu zdarzyło się kiedykolwiek powiedzieć pacjentowi, kto rzucił na niego zły urok?

– Jak nie mogę kogoś wyleczyć, to wysyłam go do szpitala, bo może ma malarię, HIV albo coś innego. Ci, co mówią, że trzeba zabić czarownicę, aby uwolnić się spod jej uroku, to osoby, które szukają szybkiego zarobku, nie potrafią leczyć i nie są prawdziwymi lekarzami – zapewnia.

Popularność tradycyjnych uzdrowicieli wynika jednak także z tego, że opieka zdrowotna w Tanzanii jest kiepska i sporo kosztuje. A oni są tani i dostępni nawet w najmniejszych wioskach. W samym dystrykcie Magu tylko tych oficjalnie działających jest ponad 300. Nie są też wymagane żadne certyfikaty ani świadectwa do tego, by nazywać siebie tradycyjnym uzdrowicielem. Może się za niego podawać właściwie każdy.

W połowie drogi do Mwanzy, do autobusu, którym podróżowałam, wsiadł mężczyzna ubrany w dżinsy i bejsbolówkę. Przez kolejnych 40 minut przekonywał pasażerów, że jego mikstury leczą nie tylko raka, chrapanie i impotencję, ale też wypędzają z ciała złe demony.

– Proszę spojrzeć, jaką mają moc – mówił, wsypując tajemniczy proszek do plastikowej butelki. Woda zmieniła kolor na jaskrawy fiolet, później stała się wściekle pomarańczowa, a na końcu przekształciła w brązową ciecz. Wielu pasażerów było pod wrażeniem i kupiło „medykament”. – Proszę to zażyć w domu, bo inaczej nie będzie działać – mężczyzna rzucił na odchodne i zniknął na przystanku.

Może chciał moją ziemię

Juma Musanja, lider dystryktu Usagara „B”, w pobliżu którego mieszka Leah, mówi, że zarówno zabójcy, jak i szarlatani czują się bezkarni: – Panuje zmowa milczenia. Nawet jeśli ludzie wiedzą, kto zabił i kto wskazał palcem wiedźmę, nie chcą zeznawać. Sądzą, że morderstwa dokonano z konieczności, że zabito prawdziwą czarownicę, która także im mogłaby zaszkodzić.

80-letnia Saye Masolwah z niewielkiej wioski w pobliżu Magu jest pewna, że to sąsiad próbował ją zabić. Nie ma jednak dowodów, a policja nie bardzo chce jej pomóc je znaleźć. Najpierw mężczyzna miał zostawić w jej drzwiach kartkę z narysowaną maczetą, a parę dni później podpalić dom. Na szczęście razem z wnukami uciekła w porę z budynku. Z domu zostały jednak zgliszcza.

– Nie mam pojęcia, dlaczego zostałam oskarżona o czary. Może chciał moją ziemię? – zastanawia się Saye. – Nic złego nie zrobiłam. To głupie, przecież gdybym była czarownicą, to mogłabym rzucić urok i zabić podpalacza – wzdycha. ©

Artykuł powstał dzięki projektowi sfinansowanemu przez European Journalism Centre (EJC), w ramach programu Innovation in Development Reporting Grant Programme (www.journalismgrants.org).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 22/2017