Ścieżka zdrowia

Na stronie Stowarzyszenia Chorych na Boreliozę jest rysunek. Lekarz mówi do pacjenta: „Zła wiadomość jest taka, że ma pan boreliozę. Dobra to ta, że ja nie wierzę w tę chorobę – więc jest pan zdrów!”.

19.03.2017

Czyta się kilka minut

Kleszcze badane w laboratorium i prototypowni chemii i biotechnologii Wrocławskiego Parku Technologicznego na obecność groźnych chorób – boreliozy, kleszczowego zapalenia mózgu, anaplazmozy i babeszjozy.  / Fot. Maciej Kulczyński / PAP
Kleszcze badane w laboratorium i prototypowni chemii i biotechnologii Wrocławskiego Parku Technologicznego na obecność groźnych chorób – boreliozy, kleszczowego zapalenia mózgu, anaplazmozy i babeszjozy. / Fot. Maciej Kulczyński / PAP

To kleszcz?

– Żartujesz! W lutym?

Czerwona plama po wewnętrznej stronie kolana ma w środku czarny punkt. Wieczorem nie wygląda groźnie, jednak rano zmienia się w obrzęk, a po południu nogi nie można już zgiąć. Kiedy docieramy do szpitala, zakażenie obejmuje staw kolanowy.

Doktor S. reaguje ostro: – Tniemy. I dożylna antybiotykoterapia.

Po trzech dniach na oddziale Antek może wrócić do domu. Doktor S. ordynuje: – Za dwa miesiące proszę zbadać się na boreliozę. Koniecznie.

Ale mój syn ma 22 lata. Chce jak najszybciej wyjść ze szpitala. Wrócić do stajni, treningów, zawodów. Mieszka przy lesie i nieraz łapał kleszcze. Słowa doktora wpuszcza jednym, wypuszcza drugim uchem. Nie idzie nawet po wypis. Przecież nic mu nie jest.

W marcu jest dobrze, w kwietniu też. Zaczyna się w maju i narasta stopniowo.

Zawroty głowy. Brak energii. Zmęczenie. Przeszywające bóle mięśni i stawów. Drętwienie palców. Raz zimno, raz gorąco. Bóle w skroniach. Albo z tyłu głowy. Nogi jak z waty. Chudnie. W sierpniu nie sposób dłużej udawać, że to nic takiego. Zaczynamy rundę po specjalistach.

Specjalista pierwszy: rezonansem w toksynę

O boreliozie nie wiemy nic. O metodach leczenia – drugie nic. Antek googluje hasło, na chybił trafił wybiera Centrum Biorezonansu, jedno z wielu w okolicach Warszawy. Klinikę prowadzi pani L. Nie jest lekarzem, ale sama chorowała na boreliozę, wyleczyła się biorezonansem i teraz pomaga innym. Tłumaczy, że aparat wytwarza pole elektromagnetyczne. Że każdy patogen – toksyna, metal, wirus, pasożyt czy bakteria – ma odpowiednią częstotliwość. Że można go namierzyć i zniszczyć poprzez zwrotny rezonans magnetyczny falami o tej samej częstotliwości.

Pani L. sprawdza próbki przy pomocy elektrody. Wskazówka wędruje po skali aparatu, aparat piszczy i po chwili pani L. już wie: jest borelioza, sześć rodzajów. I wirus kleszczowego zapalenia mózgu. I leptospiroza. I candida.

Zaleca dietę bez cukru. Do tego suplementy: orzech czarny, srebro koloidalne, kurkuma, olejek z oregano, probiotyki – wszystko można kupić na miejscu.

Na pytanie, czy robić badania krwi, odpowiada, że nie warto. Szkoda pieniędzy.

Pani L. zaleca sześć półtoragodzinnych sesji biorezonansem. W pakiecie jest taniej: 960 złotych.

– Na początku kuracji będzie gorzej. – uprzedza. I jest gorzej.

– To czyste voodoo! – łapie się za głowę znajomy weterynarz.

– Wierzysz w te czary mary?! – to przyjaciółka, przedstawicielka firmy farmaceutycznej. – I czy jesteś pewna, że to srebro nie daje skutków ubocznych?

Mają rację. Trzeba zrobić porządne badania, w porządnym laboratorium. Mieć czarno na białym.

Specjalista drugi: może go nie było?

Ale jakie badania? I gdzie? Po skierowanie Antek idzie do lekarza pierwszego kontaktu. Wizyta jest bezpłatna i to jej zasadnicza zaleta. Doktor B. kręci głową nad wynikiem biorezonansu.

– Hochsztaplerka i wyciąganie kasy! Teraz wszyscy wszędzie widzą boreliozę. A rumień na skórze miałeś?

– Nie.

– A tego kleszcza widziałeś?

– Nie.

– No to może wcale go nie było?

Osłuchał, opukał. Zajrzał w gardło. Wypisał skierowanie do neurologa – bo boli głowa. I do reumatologa – bo bolą stawy. Zlecił badania: podstawowe krwi i moczu. Dodatkowo tarczyca.

– Tylko tyle? Przecież widać, że on jest naprawdę chory!

Przyjaciółka od farmaceutyków przesyła mi długą listę badań do zrobienia. Pisze: przy takich objawach trzeba wykluczyć stwardnienie rozsiane i reumatoidalne zapalenie stawów, i cukrzycę, i żółtaczkę typu C. I jeszcze choroby nerek. Tylko kilka testów jest na NFZ. Resztę trzeba zrobić prywatnie.

Specjalista trzeci: badania są okej

Trzeci rad udziela z dystansu i występuje w liczbie mnogiej. To lekarze z renomowanego warszawskiego szpitala. Zna ich dobrze przyjaciółka z branży farmaceutycznej. Dostaję od niej maila: „Obejrzeli wyniki, zrobili burzę mózgów. Według badań wszystko jest OK. Mówią, żebyście dali spokój z tym biorezonansem, dietą i ziołami. Przeskanujcie głowę i kręgosłup. Połóż go na neurologię”.

Polecony neurolog pracuje w szpitalu w Łodzi. Przyjmie nas za dziesięć dni.

Tymczasem po pięciu sesjach u pani L. nie widać poprawy.

– Mają rację, to jest bez sensu. Rezygnuję – mówi Antek.

– Przejrzę internet – mówię ja.

Jeszcze nie wiem, że w przypadku boreliozy sieć to pewne źródło rozstroju nerwowego. Wkręcam się i czytam. Że boreliozy nie da się wyleczyć. Że boreliozę można wyleczyć, choć leczenie jest długotrwałe i samo w sobie szkodliwe. Że przypadki leczenia całymi latami to błędna diagnoza. Że przypadki leczenia całymi latami to nie błędna diagnoza, ale okłamywanie pacjenta i wyciąganie kasy. Że tylko biorezonans i zioła. Albo ozonowanie.

Znajduję szybki termin u lekarza chorób zakaźnych.

Specjalista czwarty: będę leczył, ale nie wyleczę

Doktor J. ma duże doświadczenie. Przyjmuje w lecznicy profesorów i ordynatorów. On też biorezonans nazywa szarlatanerią, chociaż diagnozę postawioną przy pomocy tej metody traktuje poważnie.

– Ma pan szczęście, że do mnie pan trafił. Nie wyleczę pana, bo tego nie da się wyleczyć. Ale będę leczył. Najpierw test Western Blot. To podstawa.

Wypisuje skierowanie do pracowni parazytologii szpitala zakaźnego.

Wynik jest ujemny. Kamień z serca! Tyle że Antek nie może już jeździć konno. Śpi. Leży. Śpi.

Specjalista piąty: najpierw pasożyty

– Ujemny? To nic nie znaczy, borelioza się świetnie maskuje – mówi dawna znajoma. Od dwóch lat leczy się u doktora O.
Doktor potwierdza, że ujemny wynik testu nie znaczy, że boreliozy nie ma. Ale zanim zajmie się diagnozą, zarządza kilkutygodniową kurację dla całej naszej rodziny, naszych psów i kotów.

– Najpierw pasożyty, bo osłabiają system odpornościowy.

Potem będzie czas na testy we wskazanym przez doktora laboratorium. W razie wyniku dodatniego – antybiotyki.

– I bardzo dobrze, że idzie pan do neurologa. Ale stanowczo odradzam badanie płynu mózgowo-rdzeniowego. Jest inwazyjne i niewiele daje.

– A uznaje pan biorezonans? Lekarze są bardzo krytyczni.

– Oczywiście, to dobra metoda diagnostyczna.

Doktor O. zarządza dietę: ksylitol zamiast cukru. Zamiast masła olej kokosowy i oliwa z oliwek. Mleko krowie zastąpić kozim albo z kokosa. Chleb pszeniczny żytnim. Pić wodę i napar z czystka. Nie męczyć się. Nie denerwować. I zero alkoholu.

Specjalista szósty: sprawdzimy na oddziale

Termin konsultacji u neurologa wypada na półmetku naszej rodzinnej kuracji. Do Łodzi mamy 120 kilometrów, ale wyprawa zajmie cały dzień. Długo czekamy na szpitalnym korytarzu, zanim doktor K. zbada Antka za zielonym parawanem.

– Odruchy neurologiczne w porządku, resztę sprawdzimy na oddziale. Co do boreliozy, to oczywiście rozważymy pobranie płynu mózgowo-rdzeniowego.

Na oddziale będzie miejsce dopiero za tydzień. Przedtem doktor K. zaleca konsultację u reumatologa.

Specjalista siódmy: to psychosomatyka

Idziemy za ciosem i za godzinę siedzimy w prywatnym gabinecie doktor H.-U. Jest dociekliwa jak doktor House. Przepytuje, notuje. Rozważa możliwości. Autoimmunologia. Choroby odzwierzęce. Fibromialgia. Toczeń. Zapalenie wielomięśniowe.

Zaburzenia metabolizmu kwasu mlekowego. Miopatia. Albo gronkowiec. Albo psychosomatyka. Wychodzimy skołowani medycznymi nazwami, za to z czterema skierowaniami na kolejne badania. Do wykonania od zaraz. Prywatnie.

– I wszystko może być psychosomatyczne: bóle głowy, kręgosłupa, mięśni, omdlenia. Zwykłe osłabienie odporności też może mieć źródło w psychice – powiedziała na pożegnanie doktor H.-U. To samo wcześniej usłyszeliśmy od doktora K. Może faktycznie, zamiast kolejnych badań, poszukać pomocy u speca od psychiki?

10 października Antek dociera na oddział neurologiczny. Przed nim cztery dni: dwa na korytarzu, dwa w kilkuosobowej sali. Będzie się gapił w okno. Czytał. Czekał na badania. Przede mną cztery dni. Będę się gapić w okno. Czytać. Odpędzać scenariusze z SM i rakiem w roli głównej.

Tymczasem rezonans głowy jest prawidłowy. Kręgosłupa – prawidłowy. Testy na przeciwciała chorób autoimmunologicznych – prawidłowe. Testy na rozpad mięśni i wykluczające SM – prawidłowe. Serce i płuca w porządku.

Na wypisie ze szpitala zalecenie: dalsza opieka w poradni zdrowia psychicznego.

– Myślą, że to sobie wmówiłem – mówi Antek.

Mięśnie bolą, jak bolały. Bolą stawy. Zmęczenie ścina go z nóg.

Specjalista ósmy: organizm sam wie

– Nie dajcie sobie wmówić hipochondrii! Stawiam na kleszcze – mówi spotkany przypadkiem znajomy.

Wyleczył się z boreliozy w klinice w Białymstoku. Radzi zrobić panel chorób odkleszczowych.

– Przecież to może być jakieś inne świństwo przez kleszcze przenoszone.

Krew pobraną w Warszawie bada laboratorium na Śląsku. Na wynik czeka się trzy tygodnie, zapłacić trzeba ponad półtora tysiąca. Płacimy. Czekamy.

Na twardej diecie doktora O., przebadany neurologicznie, z wykluczonymi chorobami immunologicznymi, z perspektywą leczenia psychiatrycznego, czekając na kolejne wyniki, umęczony, obolały i zdesperowany mój syn pyta: – Co jest nie tak z tymi lekarzami?

– Jest jeszcze medycyna Wschodu. Spróbujesz?

– Wszystko mi jedno.

Z. jest energoterapeutą i mistrzem kung-fu. Akupunkturą i chińskim masażem pobudza w organizmie przepływ energii qi.

– Ty bardzo chory – kręci głową. – Nie działa krew. Nie działa szpik. Kości złe.

Kuracja mistrza Z. nie jest dla mięczaków. Boli piekielnie i piekielnie kosztuje. 360 złotych za sesję. A sesji musi być przynajmniej dziesięć, każda po kilka godzin.

Mistrz Z. każe zrezygnować z diety doktora O. i zapomnieć o abstynencji.

– Jeść dużo i co chcesz. Organizm mądry, sam wie.

Lekarstwa zapisane przez doktora O. zastępuje pigułami o dziwnym smaku.

Zaleca pić wódkę do obiadu, a ziołowe piguły popijać koniakiem. Po dziesiątym zabiegu mistrz Z. wyjeżdża na dłużej. Na szczęście, bo w naszych kieszeniach hula wiatr. Ale jest poprawa. Trochę więcej sił. Znacznie więcej uśmiechu.

Specjalista dziewiąty: antybiotyk

W końcu października przychodzą wyniki panelu koinfekcji odkleszczowych: większość ujemna, kilka granicznych, kilka dodatnich. Nareszcie konkret! Skan wysyłam do doktora O., ale jego reakcja kompletnie zbija mnie z tropu.

– Wyniki są w zasadzie korzystne. Poczekamy na reakcję organizmu na akupunkturę. Jeśli nie będzie poprawy albo się pogorszy, wprowadzamy antybiotyki. Tymczasem nadal dieta i zioła.

Doktor O. nie wie, że jego dietę i zioła wyparły już zalecenia i piguły mistrza Z. W notesie mam jeszcze telefon doktora M. Wyleczył znajomą znajomego i koleżankę koleżanki. Chcę wyniki panelu skonsultować. Boreliozę potwierdzić albo wykluczyć.
Mieć pewność.

Doktor M. przegląda teczkę z wynikami.

– A po co aż tyle badań? Niepotrzebnie, niepotrzebnie. Przecież już tu widać boreliozę – pokazuje wypis ze szpitala i wyniki testów wykonanych kilka tygodni wcześniej.

– Trzeba leczyć. Natychmiast – mówi zdecydowanie. – Antybiotykiem, ale pulsacyjnie, żeby organizm się nie wykończył.

– Jak długo to potrwa?

– Rok, może pół, może dwa. Nie wiem. Sprawa jest długodystansowa, trzeba mieć cierpliwość. Dieta niepotrzebna. Tylko nic kwaśnego i bez bananów. Widzimy się za dwa tygodnie. Tymczasem odstawić wszystkie zioła. I ani kropli alkoholu.

Dziesiąty? Jedenasty?

– Trzeba wreszcie do kogoś przylgnąć, komuś zaufać – mówię bez przekonania.

W domu, z rozpędu, piszę maila do profesora P., specjalisty od boreliozy w Białymstoku: „Panie profesorze, bardzo proszę o pomoc. Mój syn choruje. Od kilku miesięcy tułamy się po lekarzach. Wykluczono choroby neurologiczne i immunologiczne. Podejrzenie: borelioza. Jednak na podstawie tych samych wyników jeden doktor mówi, że trzeba brać antybiotyk, drugi, że wyniki są korzystne. Nie wiem, co robić. Bardzo proszę o opinię”. Ale profesor P. nie komentuje testów na odległość.

Zaczyna się drugi tydzień kuracji doktora M., gdy znajoma znajomej podaje mi telefon do doktor B.-B. Sprawdzam w internecie: doktor B.-B. to autorytet od boreliozy na Śląsku. Dzwonić? Nie dzwonię. Boję się usłyszeć: „Żadnych antybiotyków! Hamują przecież produkcję przeciwciał! W leczeniu boreliozy tylko zioła i suplementy. I biorezonans”. ©

CO TRZEBA WIEDZIEĆ O BORELIOZIE

Borelioza to najczęściej występująca w krajach rozwiniętych choroba odzwierzęca. Chorobę wywołuje bakteria Borrelia, której rezerwuarem są dziko żyjące zwierzęta kręgowe. Na człowieka bakteria ta przenoszona jest przez kleszcze.

Co trzeci kleszcz w Polsce jest zakażony bakterią Borrelia.

Borrelia ma postać krętka. Jest spiralnie ukształtowana i bardzo ruchliwa. Bez trudu przemieszcza się po organizmie.
Borrelia jest sprytna. Nie pozostaje w krwiobiegu, ale sprawnie potrafi przedostać się do miejsc, gdzie układ odpornościowy ma utrudnione zadanie, np. do oka, stawów czy mózgu.

Obecność bakterii w organizmie nie oznacza jeszcze choroby. Borelioza może latami nie dawać uchwytnych objawów. Może się uaktywnić w momencie zachwiania odporności.

Oprócz krętków Borrelia kleszcze przenoszą również wiele innych patogenów. Taka złożona infekcja, jeśli nie jest na czas i odpowiednio leczona, może spowodować ciężką, trudną w leczeniu chorobę, uszkodzenie wielu narządów, niepełnosprawność.

Wczesna borelioza może dawać objawy często mylone z grypą lub przeziębieniem. W kolejnych stadiach – tygodnie lub miesiące później – może być już podobna do takich schorzeń jak stwardnienie rozsiane, choroba Parkinsona, arytmia serca, reumatyzm, nerwica czy depresja. Stąd częste fałszywe diagnozy.

Rumień wędrujący (zaczerwieniona, plackowata zmiana skórna) jest stuprocentowym dowodem choroby, którą trzeba niezwłocznie leczyć. Niestety rumień pojawia się tylko u mniej niż połowy chorych.

Diagnostyka laboratoryjna jest trudna i obarczona ryzykiem fałszywie negatywnych wyników. Powszechnie stosowane badania serologiczne badają odpowiedź układu odpornościowego, która, zwłaszcza u ciężej chorych, może być upośledzona.

Doświadczony lekarz powinien przeprowadzić z pacjentem pogłębiony wywiad i dokładnie przyjrzeć się przebiegowi choroby. W przypadku boreliozy testy służą wsparciu diagnozy i nie mogą zastąpić oceny kompetentnego lekarza.

Negatywny wynik któregokolwiek z obecnie dostępnych badań sam w sobie nie oznacza, że osoba jest zdrowa. ©

Dziękuję za konsultację panu Rafałowi Reinfussowi, wiceprezesowi Stowarzyszenia Chorych na Boreliozę (www.borelioza.org).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 13/2017