Czarowanie rzeczywistości

"Trzeba wewnątrz i na zewnątrz kraju wytworzyć przekonanie, że działamy słusznie i w poczuciu największej odpowiedzialności" - nakazywał 5 grudnia 1981 roku Wojciech Jaruzelski podczas narady Biura Politycznego KC PZPR. Jak władze budowały mit, że stan wojenny to "mniejsze zło"?

07.12.2011

Czyta się kilka minut

W uzasadnieniu stanu wojennego istotną rolę odegrała propaganda. Jaruzelski i jego ekipa starali się tu przewartościować pojęcia zgodnie ze starą komunistyczną zasadą. Gdy Stalin tworzył Związek Patriotów Polskich, pouczał Wandę Wasilewską, iż "każdemu słowu można nadać nową treść i od was zależy, jaką treść temu nadacie".

"Artyleryjskie przygotowanie"

Tej lekcji nie zapomnieli kolejni namiestnicy Kremla w Polsce. Jaruzelski nawoływał więc, iż "społeczeństwo musi być przekonane, że robimy wszystko właśnie po to, aby (...) stanu konfrontacyjnego nie było". Zaś Sowietom, których jeszcze 12 grudnia 1981 r. prosił o pomoc Armii Czerwonej, gdyby nie udało się spacyfikować kraju siłami Ludowego Wojska Polskiego i rodzimej bezpieki, tłumaczył: "Na tę akcję idziemy pod hasłem »ratowania Ojczyzny«, »ratowania narodu«".

Wcześniej, 5 grudnia, Jaruzelski zapewniał swych towarzyszy z Biura Politycznego KC PZPR: "Mam za sobą dość doświadczenia, aby rozpaczliwie walczyć o to, co można ocalić". Zaś wiceminister obrony narodowej i szef Sztabu Generalnego LWP Florian Siwicki nawoływał: "Od dziś zacząć artyleryjskie przygotowanie propagandowe społeczeństwa. Bez osłonek pokazywać kontrrewolucyjną działalność". I dodawał: "W większym stopniu uwiarygodnić realizację uchwały IV Plenum KC [PZPR] w formule - porozumienie i walka - czyli jednoczenie sił patriotycznych, a równocześnie walka z wrogami".

Wprowadzenie stanu wojennego ekipa Jaruzelskiego "zabezpieczyła" więc od strony propagandowej pieczołowicie. Choć po cichu trwały przygotowania do "godziny zero", jednocześnie usiłowano przekonać społeczeństwo, że władze PRL dążą do porozumienia. Tłumaczono, że puste półki w sklepach są wynikiem strajków, a więc winą Solidarności, która - w narracji propagandowej - bez oglądania się na konsekwencje polityczne i międzynarodowe eskalowała konflikt z władzą. Usiłowano zbudować obraz, w którym realizujący własne interesy przywódcy Solidarności pogrążali kraj w chaosie, podczas gdy zorientowana na interes narodowy partia rządząca, PZPR, starała się za wszelką cenę ratować państwo.

To dlatego, informując o wprowadzeniu stanu wojennego, Jaruzelski podkreślał: "Chodzi o przyszłość Polski, o którą moje pokolenie walczyło na wszystkich frontach wojny, i której oddało najlepsze lata życia". I dodawał: "Wielki jest ciężar odpowiedzialności, jaka spada na mnie w tym dramatycznym momencie polskiej historii". A wreszcie serwował zdanie kluczowe: "Atmosfera niekończących się konfliktów, nieporozumień, nienawiści sieje spustoszenie psychiczne, chaos i demoralizacja przybrały rozmiary klęski, awanturnikom trzeba skrępować ręce".

Prawda o tyle, o ile...

Drugim z filarów propagandy stało się wytworzenie przekonania o powszechnym poparciu społecznym dla działań Jaruzelskiego. Rzecznik rządu Jerzy Urban opowiadał więc, że "wprowadzenie stanu wojennego w grudniu uzyskało aprobatę lub zrozumienie dwóch trzecich społeczeństwa. W sposób neutralny zdarzenie to przyjęła znaczna część pozostałej jednej trzeciej ludności". Po latach Urban tak podsumuje swą karierę w strukturach rządowych: "Rzecznik prasowy mówi prawdę na tyle, na ile władza mówi prawdę".

Tych obywateli, których nie przekonano propagandą, zamierzano zastraszyć. Prawdopodobnie dlatego zdecydowano się np. na bezpardonową pacyfikację strajkującej kopalni Wujek. Brutalizacja działań aparatu represji miała też, jak się wydaje, obudzić z obezwładniającego letargu członków PZPR.

Bowiem propaganda nie była skierowana jedynie do przeciwników reżimu: miała oddziaływać też na jego zwolenników, którzy w czasie "karnawału Solidarności" pogrążyli się w rezygnacji. Jeszcze 5 grudnia Jaruzelski dopingował podwładnych: "PPR-owcy o władzę walczyli. A dziś w partii nie widać woli walki". W czasie przemówienia wyemitowanego w telewizji 13 grudnia podkreślał zaś, że sojusz z ZSRR "jest i pozostanie kamieniem węgielnym polskiej racji stanu. Zwracam się do was funkcjonariusze ­Milicji Obywatelskiej i Służby Bezpieczeństwa - strzeżcie państwa przed wrogiem. Nadeszła godzina ciężkiej próby".

Było to o tyle uzasadnione, że część członków PZPR przeszła do defensywy na skutek działań władz, które - demonizując Solidarność - rozsiewały plotki, jakoby jej działacze chcieli uderzyć w członków PZPR i ich rodziny. Pogłoski o solidarnościowych magazynach broni i sporządzanych przez nią listach proskrypcyjnych miały przekonać społeczeństwo, że ma do czynienia z wyjątkowo zwyrodniałą grupą wywrotową, ale mimowolnie zastraszyły część członków PZPR.

Mit "mniejszego zła"

Najciekawszym - i najbardziej żywotnym, jak miało się okazać - był jednak kreowany od jesieni 1981 r. mit "mniejszego zła". W pierwszej fazie służył zastraszeniu społeczeństwa. W drugiej miał być dowodem na patriotyzm i troskę ekipy Jaruzelskiego ­o ­ojczyznę. Z końcem listopada 1981 r. nadzorujący bezpiekę Czesław Kiszczak nakazywał, aby "używać straszaka interwencji, koncentracji wojsk na granicy, że już mogą wejść wojska nie tylko radzieckie, ale czeskie, niemieckie".

Działania propagandowe poprzedzające wprowadzenie stanu wojennego zapewne były skuteczne. Choć można podważać wiarygodność badań społecznych prowadzonych w komunistycznym reżimie, warto przypomnieć, że wynikało z nich, iż "w okresie październik-listopad 1981 r. odnotowano wyraźny wzrost zaufania do rządu i spadek zaufania do kierownictwa Solidarności". Wojnę z narodem Jaruzelski rozpętał więc w chwili, gdy miał pewność, że warunki mu sprzyjają.

Ale jego propaganda przeżyła nie tylko stan wojenny, lecz także upadek PRL. W listopadzie 1989 r., a więc już po powołaniu rządu Tadeusza Mazowieckiego, specjalny zespół w kancelarii prezydenta Jaruzelskiego - tworzyli go ludzie z KC PZPR, MON, MSW i prokuratury - przygotował wytyczne związane ze zbliżającą się ósmą rocznicą stanu wojennego. Formułując "założenia taktyczne", propagandyści podkreślali, aby "łączyć rzeczową analizę przyczyn wprowadzenia stanu wojennego z ukazywaniem tego, w jaki sposób przerwanie groźnych wydarzeń z 1981 r. umożliwiło późniejsze porozumienie, a w efekcie »okrągły stół« i głęboką transformację systemu politycznego Polski. Szczególnie mocno powinien być wyeksponowany motyw »mniejszego zła«".

Podtrzymując koncepcję z 1981 r., członkowie tegoż zespołu zalecali, by przekonywać, że "zasadniczym celem stanu wojennego było przywrócenie wartości, które zostały określone w porozumieniach robotniczych z sierpnia-września 1980 r., przeciwko którym zwrócił się nieokiełznany ruch strajkowy, który zagrażał państwu i społeczeństwu".

W czołgi jako narzędzie porozumienia mało kto wierzył. Natomiast dzięki zbiorowemu wysiłkowi udało się zrelatywizować postawę Jaruzelskiego.

Propagandy życie po życiu

O głównego architekta stanu wojennego dbali także jego sowieccy patroni. W czasie wizyty Mazowieckiego w Moskwie w listopadzie 1989 r. premier ZSRR Nikołaj Ryżkow przestrzegał: "Dochodzą do nas informacje, że w ósmą rocznicę wprowadzenia stanu wojennego określone siły chcą podgrzać sprawę, głównie przeciwko Jaruzelskiemu i PZPR. (...) teraz cios w PZPR i personalnie w generała Jaruzelskiego nie byłby dobry dla pracy rządu koalicyjnego w Polsce" [tj. rządu Mazowieckiego - red.].

Argumentację tę przyjął także Andrzej Drawicz, pierwszy niekomunistyczny szef Radiokomitetu (tj. ówczesnych władz państwowego radia i telewizji). W 1989 r. wydał on instrukcję nakazującą, aby wobec Jaruzelskiego "wystrzegać się jakichkolwiek ataków personalnych, a zwłaszcza ewentualnych prób dezawuowania osoby prezydenta PRL".

Co zastanawiające, propagandowe kłamstwa z okresu stanu wojennego w III RP weszły do powszechnego obiegu. Mit "mniejszego zła" podtrzymywała spora część lewicowych i liberalnych mediów, w których w kolejne rocznice stanu wojennego brylowali Jaruzelski z Kiszczakiem. Przy wsparciu wielu publicystów czy ludzi nauki, komunistyczny dyktator rozprawiał o swych duchowych rozterkach - zgodnie z wypracowanym wcześniej scenariuszem, kreując się na niezrozumianego przez społeczeństwo obrońcę Polaków przed Armią Czerwoną.

W ten sposób relatywizacja postaw i ocen, a także przyjmowanie kreowanych przez komunistów propagandowych tez za historyczną prawdę, stały się jedną z patologii współczesnej Polski.

Dr hab. FILIP MUSIAŁ (ur. 1976 r.) jest politologiem i historykiem, pracuje w krakowskim IPN oraz w Akademii Ignatianum w Krakowie. Autor m.in. książki "Podręcznik bezpieki. Teoria pracy operacyjnej Służby Bezpieczeństwa w świetle wydawnictw resortowych Ministerstwa Spraw Wewnętrznych PRL (1970-1989)".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 50/2011