Pismo walczące

Ksiądz Zygmunt Kaczyński i Jerzy Braun stali na czele „Tygodnika Warszawskiego”. Ich losy jak w soczewce skupiają złożoność postaw w czasach komunizmu.

07.04.2014

Czyta się kilka minut

Od lewej: Jerzy Braun: filozof, pisarz, wicenaczelny „Tygodnika Warszawskiego”; po prawej: ksiądz Zygmunt Kaczyński: polityk i redaktor, szef „Tygodnika Warszawskiego” / Reprodukcje za: „Niezłomni w epoce fałszywych proroków” x4
Od lewej: Jerzy Braun: filozof, pisarz, wicenaczelny „Tygodnika Warszawskiego”; po prawej: ksiądz Zygmunt Kaczyński: polityk i redaktor, szef „Tygodnika Warszawskiego” / Reprodukcje za: „Niezłomni w epoce fałszywych proroków” x4

W pierwszym numerze „Tygodnika Warszawskiego”, 11 listopada 1945 r., tak pisał ks. Zygmunt Wądołowski: „Każdy człowiek jest bryłą marmuru, z której może powstać posąg świętego lub występnego. Dłuto spoczywa w naszym ręku. Pod natchnieniem łaski Bożej wykuje ono w nas kształt świętości. Gdy zaś się jej sprzeciwimy, wydobędzie ono kształt daleki od arcywzoru synostwa Bożego. Podobnie jak z marmuru wszystko może powstać: Michał czy Lucyfer, Paweł czy Judasz”. W pewnym sensie był to tekst profetyczny: tak można by opisywać ludzkie drogi w czasach PRL-u.

Prawie 70 lat temu ks. Wądołowski i jego koledzy z „Tygodnika Warszawskiego” obrali kurs wyrazisty: postawili sobie cele maksymalne, nie bali się sporu z władzą, instalowaną przez Sowietów. Uznawali, że rolą katolika jest zabierać głos, także w sprawach politycznych. Ich „Tygodnik” powstał z inspiracji kanclerza warszawskiej kurii, ks. Zygmunta Choromańskiego (później biskupa).

Tworzyło go kilka środowisk: narodowcy, chadecy i działacze skupieni w czasie okupacji w podziemnej organizacji „Unia”. Początkowo to narodowcy decydowali o profilu tygodnika, ale wkrótce przewagę zyskali chadecy.

Pismo istniało trzy lata: od listopada 1945 do września 1948 r.

Trzy drogi

Po zajęciu Polski przez Armię Czerwoną i przejęciu władzy przez uzurpatorską administrację komunistyczną powstały trzy wyraziste projekty obecności katolików w życiu publicznym.

Środowisko wokół Bolesława Piaseckiego zdecydowało się na jawną kolaborację z reżimem. Ich tygodnik „Dziś i Jutro” wspierał nową władzę, krytykował niepodległościową opozycję (Polskie Stronnictwo Ludowe Stanisława Mikołajczyka i Stronnictwo Pracy Karola Popiela), atakował biskupów. Katolicy ci, tworzący później PAX, podjęli się karkołomnej próby ożenienia marksizmu z chrześcijaństwem.

Inną formułę przyjął wydawany w Krakowie „Tygodnik Powszechny”, koncentrujący się na problematyce społeczno-kulturalnej. Wycofanie się ze sfery mogącej uchodzić za polityczną miało zabezpieczyć pismo przed atakami reżimu.

Ten swoisty minimalizm krakowskiego środowiska był obcy twórcom „Tygodnika Warszawskiego”. Bezkompromisowa krytyka marksizmu, wchodzenie w bieżący spór z władzą: tak widzieli swą rolę. Rodziło to ogromne problemy z cenzurą, konfiskatę całych tekstów, konieczność szybkiego wypełniania łamów, z których cenzor skreślał całe szpalty. To m.in. dlatego ostatecznie w „Tygodniku Warszawskim” ukazywało się niewiele tekstów dotyczących polityki; większość koncentrowała się na teologii, historii, literaturze.

W 1948 r., równocześnie z zamknięciem pisma, aresztowano redaktorów, a następnie sądzono ich w procesach pokazowych w latach 1950-51. Na dożywocie zostali skazani Józef Kwasiborski, Jerzy Braun i Jan Hoppe; na wieloletnie więzienie m.in. Antoni Antczak, Anna Braun, Cecylia Becker, Stanisław Bukowski, Wiesław Chrzanowski, ks. Zygmunt Kaczyński, Andrzej Kozanecki, Tadeusz Kudliński, Antoni Madej, Kazimierz Studentowicz i Konstanty Turowski.

Dzieje pisma, dziś chyba zapomnianego, przypominają Tomasz Sikorski i Marcin Kulesza w książce „Niezłomni w epoce fałszywych proroków. Środowisko »Tygodnika Warszawskiego« (1945–1948)”. Większość liczącego tysiąc stron tomu zapełnia wybrana publicystyka, dająca możliwość odtworzenia nie tylko linii pisma, ale też posmakowania realiów wczesnego PRL-u.

Z okładki spoglądają ks. Zygmunt Kaczyński i Jerzy Braun. Ich losy jak w soczewce skupiają złożoność postaw w czasach komunistycznej dyktatury.

„Nie dam się złamać”

Ksiądz Kaczyński to jedna z najciekawszych postaci w życiu publicznym I poł. XX w.

Urodzony w 1894 r., kształcił się w seminariach pod zaborem rosyjskim, jednocześnie angażując się w działalność charytatywną. W II Rzeczypospolitej opiekował się katolickimi związkami zawodowymi, współpracował z Chrześcijańskim Uniwersytetem Robotniczym i odważnie wchodził w świat polityki, gdzie reprezentował nurt chrześcijańsko-demokratyczny. W latach 1919-27 zasiadał w Sejmie. Po przewrocie majowym angażował się w działalność opozycyjnego wobec sanacji Frontu Morges; był też współtwórcą Stronnictwa Pracy, powstałego w 1937 r., w którym skupiono kilka partii i organizacji chadeckich. Równocześnie był wydawcą i redaktorem kilku pism katolickich, a od 1929 r. dyrektorem Katolickiej Agencji Prasowej.

Z okupowanej Polski wyjechał w 1940 r. i wszedł w skład władz polskich na uchodźstwie. Był kapelanem prezydenta Władysława Raczkiewicza, reprezentantem SP w Radzie Narodowej (emigracyjnej namiastce Sejmu), został też podsekretarzem stanu w Ministerstwie Informacji i Dokumentacji w gabinecie gen. Sikorskiego. Natomiast w rządzie Mikołajczyka został ministrem: objął resort wyznań religijnych i oświecenia publicznego.

Do Polski wrócił jesienią 1945 r. – i szybko został przez komunistów uznany za groźną dla reżimu postać. Ambasador francuski charakteryzował go tak: „Wybitny członek duchowieństwa polskiego (...) ocenia obecną sytuację z dużą bezstronnością i sądzi, że przyszłość Polski zależy od powolnej ewolucji. Nie chodzi o to, aby dokonać przewrotu istniejącego stanu rzeczy, lecz aby ten stan ulepszyć”. Stąd przekonanie ks. Kaczyńskiego o konieczności obecności katolików w życiu publicznym. Swe koncepcje mógł realizować od połowy 1946 r. jako redaktor naczelny „Tygodnika Warszawskiego”. Był nim do końca istnienia pisma.

Skazany na 10 lat więzienia, siedział w Warszawie przy ul. Rakowieckiej. Z początkiem maja 1953 r. podczas widzenia z siostrą pocieszał ją: „Nie lękaj się, ja się nie dam złamać. Jestem tu potrzebny dla tych, co się załamują”. O tym, że wspierał współwięźniów, świadczył m.in. jezuita Tomasz Rostworowski, który spotkał go w celi. Wspominał on, że Kaczyński „chętnie rozmawiał z więźniami, podtrzymywał na duchu, pomagał im uczyć się angielskiego. Dzielił się chętnie tym, co miał: jedzeniem i papierosami”.

Zmarł w nocy 13 maja 1953 r. w celi, według oficjalnej wersji na zawał serca.

Przywódca podziemia...

Równie ciekawą postacią był Jerzy Braun.

Pisarz i filozof, od 1947 r. wicenaczelny „Tygodnika Warszawskiego” – był jedną z głównych postaci podziemia w czasie II wojny światowej. Związany z chadecją, był współtwórcą i liderem organizacji „Unia” i członkiem władz Stronnictwa Pracy, walczył w Powstaniu Warszawskim. Ale najważniejszą funkcję objął w połowie 1945 r., gdy został Delegatem Rządu na Kraj i przewodniczącym Rady Jedności Narodowej – namiastki podziemnego parlamentu. Kierując najważniejszymi instytucjami Państwa Podziemnego, był tym, który przeprowadzał jego likwidację latem 1945 r., a także redaktorem jednego z najważniejszych dokumentów w Polsce powojennej: „Testamentu Polski Walczącej”.

Na przełomie 1945/46 r. znalazł się w więzieniu, a ponownie trafił do niego po likwidacji „Tygodnika Warszawskiego”. Skazany na dożywocie, wyszedł na fali „odwilży” w 1956 r. Działał później w Klubie Inteligencji Katolickiej i w Związku Literatów Polskich, a w 1965 r., w wieku 64 lat, wyjechał do Rzymu, gdzie współpracował z Radiem Watykańskim.

Jeszcze przed wyjazdem z kraju nawiązał z nim dialog Tomasz Wawrzyniewicz z Departamentu IV MSW. Był to ten sam esbek, który prowadził dialog operacyjny m.in. z Andrzejem Micewskim – pozyskanym później do współpracy z SB. To właśnie Departament IV „rekomendował” Brauna – jak ujęto to w dokumentacji SB – do podjęcia z nim dialogu „z pozycji” rezydentury Departamentu I SB w Rzymie.

...i kontakt „Opium”

Jak później pisali funkcjonariusze wywiadu PRL, Braun przez kilka lat „przekazywał materiały i informacje, odbierał pieniądze za to” – jednak konsekwentnie wzdragał się przed uznaniem spotkań z bezpieką za regularną współpracę. A ci, w trosce o tzw. spływ informacji, przystawali na taką „miękką” formułę kontaktów.

Esbecy zaznaczali zarazem, że Braun „sam wychodził z inicjatywą spotkań i rozmów, chcąc w ten sposób uzyskać zalegalizowanie i aprobatę swej publicystycznej działalności na terenie Rzymu. Przekazał szereg informacji z okresu trwania Soboru i Synodu Biskupów bazując na swej znajomości środowiska polskiego kleru w Rzymie, eksponentów polskiego kościoła oraz kurialistów watykańskich, niemniej materiały te dotykały problemów naszego zainteresowania dość pobieżnie, co było wynikiem określonego, publicystycznego nastawienia źródła »Opium«”. Jednak spotkania musiały być korzystne dla SB, skoro „tytułem wynagrodzenia za przekazane informacje otrzymał łącznie 422 880 lirów włoskich”, które – jak zaznaczano – kwitował nazwiskiem. Dostawał też upominki.

Jerzy Braun był przez SB traktowany jako kontakt operacyjny „Opium” do 1971 r. Wtedy zaniechano z nim spotkań, ze względu na zły stan zdrowia wpływający – zdaniem esbeków – na „ograniczenie jego możliwości wywiadowczych”. Zmarł w 1975 r. w Rzymie.

Zniszczenie znacznej części dokumentacji nie pozwala na całościową ocenę, ale warto przytoczyć opinię z listopada 1965 r., z jednego z pierwszych spotkań esbeka z rezydentury Departamentu I w Rzymie z Braunem: „»Opium« jest rozmówcą trudnym i ciężkim. Utrzymuje on z nami kontakt z uwagi na osobiste korzyści oraz możliwość wyrażania przed nami pewnych opinii wygodnych tak dla niego, jak i grupy osób z nim związanych nie wykluczając samego Wyszyńskiego, który stanowi dla niego »wzór pasterza«”.

Jak można wnosić z późniejszych akt, opinia ta uległa w kolejnych latach przynajmniej częściowej zmianie. Z pewnością też, z różnych względów, Braun przestał zaliczać się do grona zaufanych współpracowników prymasa. Elastyczne podejście SB do kontaktów z Braunem i jego specyficzne do nich nastawienie sprawiają, że interpretacja tego epizodu jego życia może być różna. Ale z pewnością należy ją uznać za ważną w kontekście jego życiorysu. Nie wspomniano jednak o niej w zamieszczonej na końcu książki Kuleszy i Sikorskiego nocie biograficznej.

W notatkach sporządzanych w czasie uwięzienia kardynał Wyszyński pisał: „Każdy, kto milknie wobec nieprzyjaciół sprawy, rozzuchwala ich. Lęk apostoła jest pierwszym sprzymierzeńcem nieprzyjaciół sprawy”.

Redaktorów i autorów „Tygodnika Warszawskiego” cechowały odwaga i gotowość ponoszenia konsekwencji związanych z przyjętą postawą. Umilkli dopiero w więzieniu – z pewnością nie stali się więc sprzymierzeńcami nieprzyjaciół. Po ludzku jednak żal, że nie wszyscy zdołali w tej postawie wytrwać – i z upływem lat, choć nadal trwały czasy fałszywych proroków, w politycznych rachubach zagubili pierwotną niezłomność.


Dr hab. FILIP MUSIAŁ jest politologiem i historykiem, pracuje w krakowskim oddziale IPN i w Akademii Ignatianum. Autor książek o powojennej Polsce, m.in.: „Skazani na karę śmierci przez Wojskowy Sąd Rejonowy w Krakowie 1946–1955” oraz „Podręcznik bezpieki”.


Tomasz Sikorski, Marcin Kulesza, „Niezłomni w epoce fałszywych proroków. Środowisko »Tygodnika Warszawskiego« (1945–1948)”, Wyd. Von Borowiecky 2013.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 15/2014