Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Tomasz Gałuszka OP: - Już w XIII w. pojawiały się głosy, żeby trybunały inkwizycyjne, powołane do walki z herezją, zajęły się praktykami magicznymi. Rozstrzygnął głos Jana XXII, który cierpiał na osobliwą fobię: bał się, że zostanie uśmiercony przez zastosowanie czarów. W 1326 r. wydał więc bullę "Super illius specula", która określiła praktyki magiczne mianem herezji. Papież posłużył się oskarżeniami o czary w celu rozprawienia się z niewygodnymi biskupami. Podobnie ze swoimi przeciwnikami politycznymi walczył król Francji Filip Piękny (ten, który doprowadził do zagłady templariuszy): biskupa Troyes, Guicharda, oskarżył o przygotowanie zamachu na życie królowej przy użyciu trucizny i czarów.
- Wierzono, że uprawiając czary, można zaszkodzić drugiemu człowiekowi?
- Teologowie do dziś nie rozstrzygnęli, czy praktyki magiczne są w stanie wywołać realne skutki. Oficjalnego stanowiska Kościoła nie ma. Dla egzorcystów jest to oczywiste, ale sprawa pozostaje teologicznie niewyjaśniona. Kościół piętnuje kontakty z demonami, ponieważ uderzają w wiarę i grożą wkroczeniem na teren demoniczny (którego istnienie jest uznane przez naukę Kościoła). Nigdzie jednak nie jest stwierdzone, że np. przekłuwanie woskowej figurki przyniesie realny efekt.
W czasach, o których mówimy, czary rozumiane jako działania mające skutki zewnętrzne (skwaszenie mleka, impotencja, choroba dziecka) zaczęto uważać za coś prawdziwie niebezpiecznego.
- Procesy prowadziła Inkwizycja?
- Trzeba zaznaczyć, że inaczej wyglądały trybunały inkwizycyjne w dużych miastach, a inaczej w miasteczkach czy wioskach. W Krakowie pod koniec XV w. w trybunale zasiadały najwybitniejsze persony, jak prowincjał dominikanów, oficjał, wikariusz generalny: krakowska śmietanka. Taki sąd pracował wolno: przesłuchiwał świadków, zbierał ekspertyzy.
Tymczasem samozwańczym trybunałom na prowincji przewodził proboszcz, który zazwyczaj ledwo potrafił czytać, a do pomocy miał sołtysa czy wójta. Prowadzone przez nich procesy nierzadko kończyły się odesłaniem delikwenta do Pana.
Większości procesów o czary nie prowadziły oficjalne trybunały. To były przede wszystkim samosądy.
- Słyszy się raczej o polowaniach na czarownice niż na czarowników. Czyli oskarżano raczej kobiety?
- Pamiętajmy, że oskarżenie kobiety o czary łączyło się z widowiskiem. Szukano znamienia diabelskiego na ciele, a więc piękna niewiasta musiała się na oczach gawiedzi rozebrać. Do tego dochodziły przeróżne tortury, a niekiedy również próby ognia i wody. Jednak na początku oskarżano raczej mężczyzn.
- Ilu ludzi spłonęło na stosach w wyniku polowań na czarownice?
- Historycy mówią o ok. 100 tys. procesów czarownic w Europie od XV do XVIII w. Polska plasuje się w niechlubnej czołówce z 15 tys. procesów (pierwszy proces o czary odbył się w 1511 r. w Chwaliszewie (obecnie część Poznania), ostatni w Doruchowie w 1775 r.). Ale udokumentowanych procesów zakończonych straceniem jest w Polsce kilkadziesiąt. Nie możemy bowiem uznawać, że wszystkie sądzone osoby były palone na stosie. Gradacja kar była następująca: pokuta w postaci modlitw, noszenie specjalnych szat z żółtymi krzyżykami na piersiach, nakazanie pielgrzymki, więzienie, konfiskaty dóbr i dopiero oddanie władzy świeckiej - co de facto oznaczało karę śmierci. Największy procent zasądzanych kar to były pokuty. Ofiar nie było więc tak dużo, jak się powszechnie uważa.
- Ludzie naprawdę wierzyli, że zło płynie z uprawiania czarów?
- Na początku XVII w. ukazuje się "Młot na czarownice" autorstwa dwóch dominikanów, Jakuba Sprengera i Heinricha Kramera. To podręcznik wykrywania czarownic; przykład patologicznego myślenia, które wytworzyło czarną legendę. To tam pisano o zamianie kobiet w koty, lataniu na miotle, sabatach.
I ta książka leżała na biurku każdego trybunału. Powoli następowało pomieszanie porządków. Praktyki magiczne zostały utożsamione z kontaktami z diabłem.
- Ale bywało i tak, że uciekano się do oskarżenia o czary, żeby usunąć z drogi kogoś niewygodnego...
- Wysunięcie oskarżenia było często połączeniem dwóch elementów - niechęci do jakiejś osoby i próby znalezienia źródła zła, które spotkało oskarżyciela. Prosty człowiek znajdował przyczynę zła w drugim człowieku. W dodatku naokoło wciąż słyszał, jak wielka jest moc czarów. Pojawiała się demonomania: wszędzie widziano działanie diabła.
Dochodziło też do odwrócenia skutków i przyczyn: niektóre kobiety uwierzyły, że praktyki magiczne przynoszą realne skutki. Spotykały się w nocy na jakiejś górce za wioską. Jak wykazują badania historyków, mogły tam sporządzać wywary z grzybów halucynogennych, które dawały człowiekowi wrażenie, że potrafi latać. To się mieszało z opowieściami, że na sabatach kobiety tańczą z demonem ukazującym się pod postacią kozła i nabywają czarodziejskich mocy.
- Więcej czarownic skazali katolicy czy protestanci?
- Spory o liczby trwają, ale czy takie statystyki mają sens? Wszyscy uczestniczyliśmy w tym szaleństwie.
O. Tomasz Gałuszka (ur. 1978) jest mediewistą i teologiem, pracownikiem Dominikańskiego Instytutu Historycznego w Krakowie.