Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Jego sens mogło jednak wyrazić również słowo »finis« – »koniec«, kres właśnie oznaczające, także w porządku czasowym. Zamieszkujący na krawędzi, na pograniczu, żyją jakby inaczej, może bardziej intensywnie od tych, którzy są gdzieś w bezpiecznym środku. (...) Tak zaczęliśmy widzieć życie naszych, polskich Kresów – widzieć i nazywać je tym właśnie słowem wtedy dopiero, kiedy nadeszło poczucie ich utraty, końca” – pisze historyk Andrzej Nowak w przedmowie do książki, będącej opowieścią o XIX- i XX-wiecznej tragedii tego obszaru kulturowego, politycznego, duchowego i wreszcie ludzkiego, który przywykliśmy określać dziś pojęciem Kresów Wschodnich.
Przywykliśmy – choć przecież to, co dziś nazywany Kresami, co wydaje się nam jakąś mityczną „kresową Atlantydą”, nie było wcale marginesem polskiego państwa i kultury. Przeciwnie: było jej centrum w równym stopniu, jak Poznań czy Warszawa. Stąd wywodzili się najwięksi: Słowacki i Mickiewicz. Jego zniszczenie nie zaczęło się w roku 1939 czy 1944 (wraz z powtórnym wejściem Armii Czerwonej), lecz wcześniej: po rozbiorach, po popowstańczych represjach w XIX w., wreszcie w latach 1914-21 (o kresowych dramatach tego czasu kapitalnie opowiadają reportaże Wańkowicza). Już wtedy spora część „ziem zabranych” (jak wtedy mawiano) i tamtejszych Polaków pozostała poza „granicą ryską”, w ZSRR. W końcu rok 1939 i 1944 stanowiły punkt kulminacyjny procesu zagłady tego obszaru cywilizacyjnego – także w aspekcie całej jego wieloetniczności.
„Czarna Księga Kresów” to opowieść o historii: synteza, zapis tragicznych doświadczeń (nie tylko XX-wiecznych), kompendium tematu. Tematu, który nadal jest słabo obecny w polskiej pamięci zbiorowej. O ile bowiem np. na terenie Niemiec jest ok. 1400 (sic!) różnych lokalnych muzeów, centrów dokumentacji i pamięci itd., poświęconych dawnemu niemieckiemu Śląskowi, Prusom i innym regionom, które po 1945 r. Niemcy musieli opuścić, o tyle w Polsce do dziś nie ma nic choćby w niewielkim stopniu porównywalnego, co przypominało by w przestrzeni publicznej o kresowym dziedzictwie. Dziś coraz mniej liczni kresowiacy zwykle żyją w poczuciu, że ich pamięć jest w Polsce pamięcią „drugiej kategorii”. Choć od odzyskania niepodległości mijają 23 lata, Kresy nie mają swego muzeum (jeśli nie liczyć niewielkiej placówki w Lubaczowie i muzeów internetowych, jak www.kresy-siberia.org). Tymczasem „bez Kresów dusza polska, jeśli w ogóle istnieje, jest tworem ułomnym” – jak pisaliśmy w „TP” (nr 38/2009), w dodatku poświęconym polskim Kresom po 1939 r.
Dziś nie ma już problemu wielusetletniej niemieckiej obecności na tzw. „ziemiach odzyskanych” – przeciwnie, coraz częściej jest ona przez Polaków kultywowana, traktowana jako normalna część historycznego dziedzictwa. Z Kresami i polską tam obecnością ciągle jest inaczej. Czy kiedyś się to zmieni?
JOANNA WIELICZKA-SZARKOWA „Czarna Księga Kresów”, wstęp prof. Andrzeja Nowaka. Wydawnictwo AA, Kraków.