Cyrkowiec

06.11.2006

Czyta się kilka minut

PATRYCJA KUJAWSKA: - Jan Paweł II powiedział, że muzyka to droga do poznania prawdy, dobra i samego siebie; że jest pragnieniem ducha i miłości. Jakie wartości uniwersalne kryją się w muzyce?

ALEXANDRE Tharaud: - Każdy artysta będzie tu miał coś innego do powiedzenia. Nie uważam, by muzyka była przesłaniem z nieba. Grając, nie myślę o wartościach uniwersalnych. Kompletnie nie zajmuje mnie ta kwestia, bo nie rozumiem muzyki na sposób religijny. Po prostu wykonuję moją pracę. Jedyne, czego próbuję, to być pośrednikiem między muzyką, która tworzy także mnie samego, gdy ją interpretuję - a tym, co zewnętrzne. I staram się to robić w sposób jak najczystszy, przezroczysty, bezpośredni. Uważam, że wykonywanie muzyki to profesja rzemieślnicza.

Jest Pan zaimkiem

- Czy te dwie sfery - sztuka i rzemiosło - nie pozostają wobec siebie w sprzeczności?

- Dla mnie najbliższy ideałowi artysty jest zawód cyrkowca, który w pierwszym rzędzie musi być wirtuozem, a więc perfekcyjnym rzemieślnikiem. W jego pracy zawiera się wszystko, co kocham w kondycji artysty: podróż, a jednocześnie monastyczny sposób życia, wymagający cierpliwego powtarzania tych samych partii codziennie, praca w grupie, sprawianie, by ludzie marzyli...

- Uczestniczył Pan np. w zrealizowanym kilka lat temu multimedialnym projekcie "Inna pamięć". Czy o pamięci można dyskutować przy pomocy muzyki?

- Można ją oczywiście budzić poprzez różnorodne konotacje, które przywołuje muzyka. "Inna pamięć" to przedsięwzięcie plastyczno-muzyczne poświęcone niewolnictwu. Goście oglądali instalacje, potem przechodzili do innego pomieszczenia, aby wysłuchać koncertu, a gdy się skończył, wracali do sali z instalacjami - które interpretowali na nowo. Ja wykonywałem jedynie część muzyczną, ale było to dla mnie znakomite doświadczenie w pracy nad pamięcią. Dotyczyło niewolnictwa, a więc fragmentu historii Francji, który jeszcze dzisiaj stanowi w moim kraju tabu. W szkole nie mówiło się o czarnych niewolnikach pochodzących z Afryki, których przez całe wieki wykorzystywaliśmy w Gujanie Francuskiej, Gwadelupie albo na Martynice. Dzisiaj mamy wielki problem z rasizmem i wykluczaniem grup ludzi z życia społecznego. Jestem przekonany, że bierze się on stąd, iż nie przepracowaliśmy dotąd własnej historii.

- Przez kilka lat pracował Pan też w Brukseli nad spektaklem poświęconym Erikowi Satie.

- Dało mi to możliwość kontaktu z aktorem i reżyserem, ale także - co najważniejsze - grania muzyki Erika Satie, której wykonywanie na koncertach "tradycyjnych" wydaje mi się niemal niemożliwe. Może dlatego, że pisał też do nich niezwykłe, wysmakowane teksty. Satie to dla mnie najbardziej fascynująca postać w całej historii kultury. Charyzmatyczna osobowość, a jednocześnie "mały człowieczek", bardzo tajemniczy - nic np. nie wiemy o jego życiu miłosnym. Nikt nigdy nie został zaproszony do jego mieszkania. Sprawiał wrażenie krezusa, a gdy zmarł, okazało się, że nie miał grosza przy duszy. Mieszkał poza granicami Paryża. Na koncerty przychodził piechotą - droga tam i z powrotem zajmowała mu trzy godziny, ale nigdy nie poprosił nikogo, aby go podwiózł samochodem. Z drugiej strony, potrafił obrazić się śmiertelnie za to, że nie został zaproszony na przyjęcie. Wszystkie swoje miłości i sekrety ukrył w muzyce. Dlatego tak wielkim wyróżnieniem jest dla pianistów granie jego muzyki - to nas (i nikogo innego) obdarzył bowiem zaufaniem.

- Skąd wzięły się tytuły utworów Satie - choćby tylko "Trzy wysuszone embriony" albo "Trzy dystyngowane walce dla wyrafinowanego obrzydliwca"?

- Z jego oryginalnego poczucia humoru. Świadczą też o nim jego listy wydane we Francji przed pięciu laty, pisane do muzyków, wydawców i - co szczególnie ważne - krytyków. Kiedyś, gdy przeczytał zły artykuł o sobie, napisał do autora krótki list: "Monsieur, Pan jest tylko zaimkiem. Z poważaniem, Erik Satie". Mam nadzieję, że ktoś przetłumaczy tę książkę na język polski.

Ani lekki, ani zwiewny

- Jakie elementy muzyki francuskiej można znaleźć u Chopina? Gdy słuchamy jego walców w Pana interpretacji, wydaje się nam, że czujemy klimat Francji.

- Pani wie, że jestem Francuzem. Ciekawe, jakie byłyby pani odczucia, gdyby pani tego nie wiedziała. Zresztą - jak wszyscy artyści - gram każdego kompozytora sobą. To prawda, Chopin mieszkał we Francji, spotykał się z najwybitniejszymi artystami francuskimi, jego ojciec był z pochodzenia Francuzem. Co jednak zdumiewające, w jego muzyce nie ma śladu tradycji muzycznej tego kraju. Inni kompozytorzy, którzy choćby przez chwilę tu przebywali, szukali w niej inspiracji, Mozart np. napisał "Suitę francuską". Tymczasem Chopin na zawsze pozostanie Polakiem. Mówi przez niego wygnanie.

- Czy istnieje więc specyficzny duch muzyki francuskiej?

- To bardzo złożone zjawisko. Oczywiście, jeśli zestawimy ze sobą Emmanuela Chabriera, Debussy'ego, Ravela, Erika Satie, zauważymy, że to ta sama rodzina kompozytorów. Ale we Francji działają także kompozytorzy tacy jak np. Florent Schmitt, który inspiracji szuka w tradycji niemieckiej. Zaś Chabrier, nie bez powodu uznawany za najbardziej francuskiego z francuskich kompozytorów - César Franck powiedział, że stanowi on ogniwo między naszymi czasami a Rameau i Couperinem - był zarazem najgorętszym obrońcą twórczości Wagnera.

Niewątpliwie cechy specyficznie francuskie dają się zauważyć w naszej muzyce. Trzeba jednak uważać, by nie doprowadzić tego myślenia do karykatury. Zazwyczaj wydaje się, że muzyka francuska jest lekka, zwiewna, wyrafinowana. Tymczasem posłuchajmy Berlioza - nie jest ani lekki, ani zwiewny, a już na pewno nie wyrafinowany. Jeśli miałbym szukać jakichś cech wspólnych dla muzyki francuskiej, przynajmniej w XIX i na początku XX wieku, to za najważniejszą uznałbym poczucie miary. Najlepszym tego przykładem jest Ravel: stać go było na wielki gest architektoniczny, wielki gest romantyczny, a zarazem miał świadomość detalu. Znajdował równowagę między sprzecznościami. Wiedza o harmonii, która bierze się z Rameau i Couperina, rozwija się do dzisiaj. Być może najdalej posunął się w tym względzie właśnie Ravel. I - acz w zupełnie inny sposób - Messiaen.

- Rameau powiedział, że harmonia to klucz do ludzkich emocji. Miał rację?

- Tak powiedział? Ale uwaga: on nie odnosił tego pojęcia wyłącznie do muzyki. Rozumiał harmonię znacznie szerzej - jako związek z naturą i wszelkim bytem, który nas otacza.

- Ravel był wielkim miłośnikiem Orientu, zaś w Haarlemie słuchał jazzu. Debussy kolekcjonował grafikę japońską. Wszyscy oni czerpali z innych kultur.

- W ten sposób wyrażał się duch Francji kolonialnej. Byliśmy zafascynowani "dzikim", a nie równorzędną, interesującą kulturą. Mimo to efekt był znakomity: wejście jazzu do muzyki klasycznej wywołało eksplozję. W Koncercie na dwa fortepiany i orkiestrę Poulenc wykorzystał doświadczenia z muzyką jawajską, którą usłyszał w Paryżu podczas wystawy kolonialnej. Oczywiście nie oznacza to, że jestem entuzjastą kolonializmu.

- Czy muzyka czyni ludzi lepszymi?

- Oczywiście. Ale można też żyć bardzo dobrze bez muzyki.

Przełożyła Agnieszka Sabor

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 46/2006