Ćwiczenia z szacunku

„Złote okulary” Giorgia Bassaniego to proza niemodnie dyskretna. Wydana w Polsce pół wieku po premierze, nabiera niezamierzonej politycznej świeżości.

28.07.2014

Czyta się kilka minut

Na ulicach Ferrary, 2003 r. / Fot. Guido Cozzi / ATLANTIDE PHOTOTRAVEL / CORBIS
Na ulicach Ferrary, 2003 r. / Fot. Guido Cozzi / ATLANTIDE PHOTOTRAVEL / CORBIS

Książki są jak ludzie w tym także względzie, że wcale nie mówi więcej ten, kto mówi dużo, lecz ten, kto dyskretnie wypowie parę zdań, nie zawsze dokończonych. Takiego rozmówcę warto mieć obok siebie w pierwsze letnie wieczory na weneckim placyku, gdy patrząc na nieziemskiej urody zachód, pijemy spritz. Gorzki tylko o tyle, o ile tworzy kontrapunkt do słodyczy sytuacji, do rozkosznego poczucia, że wbrew wszelkim demonom udało nam się zachować wiarę w to, że życie jest piękne. Nawet jeśli faktycznie siedzimy na murku przed warszawskim blokiem, bo są przecież dni, kiedy warszawskie niebo i zapach wieczoru dzieli od weneckiej laguny jedno zmrużenie oczu.

I nie, nie chodzi o to, by rozmówca nam tę słodycz unieważnił, potłukł szklanki, orzeszki rozsypał gołębiom. Jazgotliwych samozwańczych moralistów, podobnie jak grubych, wszechwiedzących książek jest mnóstwo. Uśpione przez sytość albo stłamszone przez nadmiar złych decyzji sumienie może obudzić tylko świadectwo: prawda cudzego życia ukazująca się nam w opowieści. Wypowiadanej cichym głosem, przez który nie przebija pewność, że się wie, od czego się zaczęło i dokąd to wszystko zaprowadzi.


Niemodna strategia

Świeżo wydana książeczka Giorgia Bassaniego „Złote okulary” jest właśnie jak takie krótkie spotkanie z przyjacielem, który na pytanie „co słychać?” opowiada coś zwyczajnego, co nabierze ciężaru dopiero, gdy po jakimś czasie dowiemy się, że popełnił samobójstwo. Pisarza tego interesuje szczególnie moralny wymiar egzystencji, owszem, powiązany z kontekstem socjologicznym i historycznym, ale zdecydowanie wobec nich suwerenny.

Dlatego chyba tak bardzo popadł u nas w zapomnienie, choć od pół wieku mamy świetny polski przekład jego najważniejszej powieści. Uważne przyglądanie się mało efektownym mieszczańskim historiom, by wydobyć z nich momenty konfrontacji człowieka z porządkiem, który go przerasta, przy czym konfrontacja ta ani nie prowadzi do buntu, ani do religijnego uwznioślenia, właściwie do niczego nie prowadzi – to jest zdecydowanie niemodna strategia pisarska.

„Złote okulary” podejmują jednak temat jakby specjalnie skrojony pod hipsterskie zapotrzebowanie na literaturę krytyczną, podejmującą dyskurs wykluczenia. Oto z jednej strony renomowany lekarz w sile wieku, homoseksualista kupujący sobie święty spokój w elicie dużego miasta bezwzględnym ukryciem swych „skłonności”, na moment wychodzi z szafy i zostaje za to natychmiast pokarany ostracyzmem. Z drugiej strony zaś – młody student Żyd z gniewem odmawia przyjęcia piętna, jakie nakłada nań właśnie rozkwitający urzędowy antysemityzm faszystowskich Włoch (mamy rok 1938), zdaje sobie jednak sprawę, że na jego lud spadną niejasno przeczuwane jeszcze gorsze krzywdy i że nie może się od nich uchylić.

Obaj niosą w sobie „własną naturę” niczym zadrę: seksualność albo dawno już rozmytą w procesie asymilacji rasę i pochodzenie. Dla każdego z nich prosta akceptacja nie jest żadnym wyjściem: byłby to krok, który zaprzeczyłby ich własnemu pojęciu człowieczeństwa. Stary lekarz: „w człowieku jest dużo ze zwierzęcia, ale czy człowiek może się poddać?”. Młody student: „na nienawiść nie potrafiłbym odpowiedzieć nigdy inaczej niż nienawiścią”. Człowiek nie może się do końca poddać woli otoczenia, inaczej straci szacunek wobec siebie; ale i nie może oczekiwaniom otoczenia bezkarnie zaprzeczyć, straci bowiem szacunek innych.

Trochę już zatraciliśmy sens i smak słowa „szacunek”, zalatuje nam albo pogadankami dla panien o higienie płciowej albo „godnościową” retoryką politruków. Bassani kreśli nam ćwiczenie umysłowe pomocne w rekonstrukcji tej kategorii, obejmującej i poczucie zadomowienia wśród bliźnich, i harmonię z własnym wyobrażeniem o dobru i złu, i ufność w jakiś zewnętrzny ład, niekoniecznie zresztą wyraźnie skodyfikowany. Szacunek dla człowieka w sobie i potrzeba szacunku innych są tym naddatkiem do miłości własnej, który sprawia, że nie przeradza się ona w egocentryzm.


Wyjście z pułapki

Napisana w latach 50. powiastka właśnie z tego powodu nabiera niezamierzonej, wręcz politycznej świeżości – wytycza bowiem drogę do odzyskania równowagi w totalnej wojnie o seksualność i płeć. Wojna ta wyżera do cna model człowieka Zachodu, istniejącego tylko w napięciu między różnymi przeciwieństwami. Beznadziejną pułapką, w jaką wpędzili się pełni dobrych intencji emancypatorzy mniejszości seksualnych, jest narzucenie nam rozmowy w kategoriach czystego determinizmu psychofizycznego: jestem tym, kim czuję, że jestem (albo muszę być, bo tak dyktuje mi moje ciało). Logicznym dalszym ciągiem jest uznanie zdania „jestem tym, kim inni oczekują ode mnie, żebym był” za przejaw opresji, potraktowanie norm – w duchu freudyzmu dla bardzo ubogich – za źródło cierpień i nic więcej. Równie logicznym dopełnieniem jest niestety „tożsamościowa” reakcja obrońców wydumanego starego porządku: tyleż bezrozumna, co myląca nadprzyrodzone źródła moralności z regulaminem internatu dla trudnej młodzieży.

Bassani nie podpowiada żadnego algorytmu zapewniającego sprawiedliwe, harmonijne wyważenie obrazu siebie z oczekiwaniami innych – obaj jego bohaterowie ponoszą w tym zakresie klęskę. Sugeruje raczej, że od takiej pracy nikt nie może się uchylić. Świat, który nam taką pracę ułatwia, jest obiektywnie „lepszy” – lepszy chociażby od faszyzmu podnoszącego do kwadratu mieszczański oportunizm. Faszyzmu opisanego tu z cichą, ale przenikliwą grozą.

Można by jeszcze przy tej okazji dodać niejedno o tym nietuzinkowym pisarzu. Ale tekst taki przekroczyłby objętością króciutkie „Złote okulary”, zatem rozsądniej będzie, gdy wykupimy ich nakład, przez co wydawca poczuje się zobligowany wznowić tamtą powieść i da nam powód, żeby o Bassanim jeszcze porozmawiać.



Giorgio Bassani „Złote okulary” przeł. Halina Kralowa, Zeszyty Literackie, Warszawa 2014

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zawodu dziennikarskiego uczył się we wczesnych latach 90. u Andrzeja Woyciechowskiego w Radiu Zet, po czym po kilkuletniej przerwie na pracę w Fundacji Batorego powrócił do zawodu – najpierw jako redaktor pierwszego internetowego tygodnika książkowego „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 31/2014