Cud się nie stanie

Przeczytałem z zapartym tchem świetny artykuł Jarosława Gowina o tym, czy stanie się teraz w Polsce cud i - z całym szacunkiem dla pasji Wielce Szanownego Autora - pozwolę sobie mieć w paru poruszonych tam kwestiach inne zdanie.

08.05.2005

Czyta się kilka minut

 /
/

Pyta Gowin: “Czy ten niezwykły klimat wspólnoty - wspólnoty wartości, tradycji, symboliki i celów - przetrwa okres żałoby? Czy wyłonią się z niego zręby odnowionej Polski, bliższej temu, czego wymagał od nas Jan Paweł II?". Odpowiadam: ten cud nie nastąpi, nie może nastąpić i nie wolno oczekiwać, że nastąpi, bowiem oczekiwania nadmierne mają właśnie czasem to do siebie, że przemieniają się szybko w zwątpienie.

Przeżyliśmy wszyscy wielkie chwile. Wspaniała polska młodzież zjednoczona z umierającym Papieżem wzniosła się na szczyty. Naród, odstąpiwszy na chwilę od codziennej krzątaniny, wstrzymał oddech. To był prawdziwy wstrząs. To był prawdziwy zryw.

Ale wstrząsy, zrywy, uniesienia mają swoje prawa. Ale natura wstrząsów, zrywów, uniesień jest właśnie taka, iż one nie trwają wiecznie, nie mogą trwać wiecznie, ich polem oddziaływania jest chwila. Nie można rozciągnąć chwili, nie można oczekiwać, że chwila nie przeminie. Ona przeminie. Ona nie ma wyboru. I trzeba umieć cieszyć się z chwili, nie oczekując od niej więcej, niż może dać. To, co się stało; to, że naród wstrzymał na chwilę oddech; to, że młodzież zabłysła na chwilę refleksem, inicjatywą, duchową mocą, stanowi już dobro samo w sobie, nieodwracalne, nieusuwalne, unikalne. Może i ono gdzieś tam w przyszłości jeszcze - nadprogramowo - zakiełkuje, może jakiś przyszły badacz znajdzie jego ślady odciśnięte na naszych przyszłych losach. Ale liczyć na to, że po tym cudzie, który już się stał, nastąpi teraz nowy cud, że przemieni się cudownie Polska, że w aniołów przemienią się Polacy, że chwila przemieni się w ciąg chwil, w cały wielki proces duchowej przemiany społeczeństwa, to igrać z ogniem.

---ramka 350597|lewo|1---Co komu szkodzi, że szlachetni entuzjaści szczerze zatroskani kondycją społeczeństwa stawiają oto przed nim zadanie być może przerastające jego siły? Cóż w tym może być złego, że oczekuje się od nas dziś więcej, niż możemy dać? Odpowiedź jest następująca: zbyt wygórowane oczekiwania przemienią się szybko i nieuchronnie w narodowy koncert wielkiego, totalnego zrzędzenia. Już słyszę te głosy, te lamenty, już widzę te tytuły w gazetach: “Polacy nie usłuchali Papieża", “Polski słomiany ogień", “Entuzjazm nie przerodził się w czyn", “Jeszcze jedna zmarnowana szansa" itd., itp. Czy tak się to wszystko ma skończyć? Myśmy już przecież coś takiego już raz przeżyli. Był wielki, ogólnonarodowy zryw “Solidarności". Zryw się skończył. To było nieuniknione. Nie można oczekiwać od społeczeństwa, że będzie przez dziesięć lat z rzędu żyć w euforii. Niektórzy jednak oczekiwali. A potem narzekali. A potem zrzędzili.

A teraz miałby się w Polsce stać nowy cud. Jarosław Gowin celnie definiuje te różnorakie braki naszego życia publicznego, które mogłyby zostać przedmiotem owej przemiany. Wymienia ślepą wiarę w nieuchronne koszta transformacji, fatalizm polskiej nieumiejętności wygrywania wojny po wygranych bitwach, zaniedbanie edukacji historycznej, zlekceważenie pracy nad przechowywaniem polskości w warunkach jednoczącej się Europy, rozrost (głównie w gospodarce) restrykcyjnych i przez to patogennych funkcji państwa. Ale znalazł się w tym rejestrze również motyw, który uruchomił mi w głowie dzwonek alarmowy. Krytyka klasy politycznej. Nawiązanie do “wojny na górze". Sugestia, że to wydarzenie smuciło Papieża. Gowin wyraża tę myśl expressis verbis: “Nie pogodził się z wojną na górze (...)".

Cóż to była “wojna na górze"? To nazwany tak właśnie chyba w roku 1990 przez Wałęsę proces wyłaniania się z wielkiego ruchu “Solidarności" poszczególnych nurtów ideowych i partii politycznych. Wtedy, u początków III RP, niektórzy publicyści i politycy, sądząc, że partie polityczne są niepotrzebne, że wystarczy “Solidarność", że to właśnie ona wraz z komitetami obywatelskimi powinna rządzić w Polsce, próbowali zatrzymać ten proces. Dziś jest już jasne chyba dla wszystkich, że to był proces nieunikniony, że demokracja bez partii politycznych, bez rywalizacji między nimi, bez pluralizmu poglądów i interesów jest niemożliwa. Dziś już chyba łatwiej sobie wyobrazić, że Polska rządzona przez solidarnościową monopartię, choćby ona składała się z samych aniołów, przemieniłaby się szybko w ustrojowego potworka; nikt by go nigdy nie przyjął ani do NATO, ani do Unii Europejskiej. Wojna na górze jest nieodłącznym atrybutem demokracji. Każda kampania wyborcza to nic innego jak wojna na górze. Wojna na górze jest niezbędna, aby nie musiała się toczyć wojna na dole, aby ludzie nie walczyli ze sobą na ulicach, aby nie trzeba było posyłać czołgów przeciw tłumom. Dziś znowu mamy w Polsce wojnę na górze, zbliżają się wszak wybory. Wojna na górze, o wiele bardziej zacięta od tej naszej, szalała niedawno (wybory prezydenckie) w USA. Wojna na górze, o wiele bardziej intensywna niż ta w naszym Sejmie, toczy się dzień w dzień w Izbie Gmin. Czy nie przyszła wreszcie pora, by odczepić się od tej “wojny na górze", pogodzić się z obyczajowością demokracji, zaprzestać jałowego gorszenia się przejawami rywalizacji między partiami?

A tu okazuje się, że z “wojną na górze" nie pogodził się nikt inny jak Papież. Gdzie, kiedy, w której homilii, w czasie której pielgrzymki? Proszę mnie poprawić, jeśli coś istotnego przeoczyłem, ale nieznany mi jest ani jeden taki fakt, aby Jan Paweł II, przemawiając do Amerykanów, Francuzów, Polaków, miał im za złe akurat to, że odbywają się tu hałaśliwe wybory, że krzykliwi czy też poważni politycy zabiegają o względy wyborców, że w parlamentach i w gazetach toczą się zajadłe spory.

Zareagowałem na tę myśl Gowina z taką furią, być może nawet nieco ponad miarę, ale od paru tygodni ze zdumieniem obserwuję, iż większość komentatorów i polityków, którzy zabierają głos w sprawie ideowej spuścizny Papieża, tak właśnie pojęło to przesłanie: że w naszym życiu publicznym powinno być grzeczniej, przystojniej, łagodniej, kulturalniej, zgodliwiej. Po słowach nastąpiły czyny. Odbywa się publiczne przedstawienie z Wałęsą podającym rękę Kwaśniewskiemu. Kwaśniewski zostaje zaproszony na rocznicowe obchody “Solidarności". Dziennikarze przesłuchują polityków na okoliczność “języka publicznej debaty", oczekują wzajemnych przeprosin. Proszę bardzo, nie mam nic przeciwko temu, są wciąż jeszcze w Polsce ludzie, dla których ideałem życia publicznego pozostaje ład, porządek i jednomyślność Sejmu PRL. Niech będzie, można mieć nawet takie poglądy, że na zjazd “Solidarności" winno się zaprosić Jaruzelskiego, Kiszczaka, Ciastonia, Płatka i Milewskiego. Tylko - na miłość Boską! - co to ma wspólnego z Papieżem? Czy Jan Paweł II namawiał nas właśnie do tego, żebyśmy biegli pod dom Generała i przepraszali go za “Solidarność"?

Jest rzeczą naturalną, że odczytujemy dziś spuściznę Jana Pawła II każdy trochę po swojemu, stosownie do tego, co mu akurat w duszy gra. Nieuniknione będą próby jej zawłaszczania: antyglobaliści, Młodzież Wszechpolska... Każdy by teraz chciał widzieć w Papieżu Wojtyle sojusznika swojej własnej sprawy. Mamy z Jarosławem Gowinem podobną wizję Polski i podobnie spoglądamy na wielkiego człowieka, który nas właśnie opuścił. Powinniśmy więc razem troszczyć się o to, aby w tym odczytywaniu nauki Papieża “po swojemu" nie przesadzać, nie wkładać mu w usta myśli własnych, nie poddawać się na tym polu gazetowym schematom i owczym pędom, no i nie oczekiwać od narodu zbyt wiele, bo wygórowane nadzieje gasną potem nazbyt boleśnie.

Piotr Wierzbicki jest redaktorem naczelnym “Gazety Polskiej".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 19/2005