Co mają w głowie Putin i Rosjanie

Konstantin von Eggert, były szef rosyjskiej sekcji BBC: Widzimy dziś w Rosji gigantyczny seans u psychoanalityka, który Putin zorganizował narodowi. Rosjanie czekali na to od końca „zimnej wojny”.

11.08.2014

Czyta się kilka minut

Prezydent Rosji witany przez mieszkańców Sewastopola w Dniu Zwycięstwa, 9 maja 2014 r. / Fot. Alexei Druzhinin / AP / EAST NEWS
Prezydent Rosji witany przez mieszkańców Sewastopola w Dniu Zwycięstwa, 9 maja 2014 r. / Fot. Alexei Druzhinin / AP / EAST NEWS

PAWEŁ RESZKA: Rosja z zachwytem przyjęła politykę Władimira Putina, poparcie dla niego jest dziś niewyobrażalnie wysokie.

KONSTANTIN VON EGGERT:
Niezależny ośrodek badania opinii Levada Center wskazał wzrost jego popularności o ok. 20 proc., osiągnęła ona 80-81 proc. Najprostszy z tego wniosek jest taki, że kontrola Putina nad państwową telewizją okazała się skuteczna, gdyż 91 proc. rosyjskiego społeczeństwa wiadomości o Rosji i świecie bierze z telewizji. Putin zagrał też na marzeniu wielu Rosjan, by się nareszcie rozliczyć z całym światem za krzywdy – realne i wymyślone – których ojczyzna doświadczała przez ostatnie dwadzieścia kilka lat.

I dlatego obywatel Rosji jest szczęśliwy?

Mógł wreszcie wyprostować kark i z dumą napluć w twarz Ameryce i całemu Zachodowi. I z tego powodu obywatel czuje się bardzo dobrze.

Nazywa to Pan zbiorową psychoterapią.

To gigantyczny seans u psychoanalityka, który zorganizował Putin. Rosjanie czekali na to od końca „zimnej wojny”.

Bo rozpad ZSRR był szokiem?

W wymiarze historycznym trwał nanosekundę. Ludzie jedli śniadanie jako obywatele ZSRR, a przy kolacji ich kraju już nie było. Putin i państwowa telewizja mocno wykorzystali to, że ludzie czuli się niepełnowartościowi i z nostalgią wspominali imperium.

Putin budował swą pozycję na kulcie ofiary. Rosjanie myśleli: „Przecież to nie my rozwaliliśmy ZSRR. To Amerykanie, Gorbaczow, masoni”. Listę można ciągnąć. Jeśli społeczeństwo tak myśli, to starczy mu powiedzieć: „Teraz będzie inaczej. Jesteśmy otoczeni przez wrogów, którzy rozwalili nam ZSRR, ale Rosji rozwalić im nie damy. Tylko jest jeden warunek: oddajcie mi całą władzę!”. I to zadziałało. Dziś syndrom oblężonej twierdzy to ważny element świadomości społecznej: Rosja to kraj, który wszyscy chcą skrzywdzić. Ciekawe, że Putina kiedyś krytykowali głównie demokraci. Teraz pojawili się ludzie, którzy go krytykują za to, że rzekomo jest zbyt proamerykański, związany z oligarchami i Zachodem, niewystarczająco prorosyjski.

Putin jest pierwszym przywódcą od upadku ZSRR, który Rosję powiększył. Ma szansę, że będzie to zapisane w encyklopedii przy jego nazwisku.

Oczywiście. Ale trzeba pamiętać, że Putin działa jednocześnie na kilku frontach. Na pierwszym walczy o zachowanie władzy i własności należącej do najbliższego otoczenia. To zakłada utrzymanie kontroli w kraju, a w polityce zagranicznej narzuca konieczność bycia agresywnym, by nie tworzyć wrażenia nadmiernego zbliżania się do Zachodu. Z drugiej strony Putin musi dbać o miarę, by utrzymywać stosunki gospodarcze ze światem. Kolejny front – to front ideologiczny.

Na froncie wewnętrznym Putin ręcznie zarządza wyborami lokalnymi i gubernatorskimi oraz sprawami kadrowymi. Nigdy bardziej nie kontrolował sytuacji. No, ale ciągle nie wiemy, jakie będą średnio- i długoterminowe następstwa ostatnich wydarzeń.

Czy sankcje, już wprowadzone i przyszłe, mają znaczenie?

O tak. Rosyjska elita jest mocno związana z globalną gospodarką. Rosyjskie firmy wydobywcze zależą zaś od zachodnich technologii. Jest jeszcze prestiż. Kreml może sobie gadać, że wyrzucenie Rosji z G8 nie ma znaczenia. Zapewniam, że ma.

Czy Putin może powiedzieć dziś Rosjanom: Krym jest nasz, a na wschodzie pokazaliśmy Ukraińcom, na co nas stać, i na tym zakończymy?

To niebezpieczny wariant dla Putina. Prezydent Ukrainy Petro Poroszenko natychmiast ogłosiłby zwycięstwo, a Putin miałby przeciw sobie część własnego otoczenia i rosyjskich nacjonalistów. Już dziś mówią, że Putin sprzedał Rosjan w Noworosji [tak Rosjanie i separatyści nazywają wschodnią Ukrainę – red.]. Jest więc wariant pośredni: utrzymywanie stanu permanentnego niepokoju na wschodzie Ukrainy. Choć to także nie jest dla Rosji korzystne, bo skutkiem są sankcje, a Ukraina pozostaje głównym tematem w polityce zagranicznej Zachodu.

Putin obiecał, że Rosja będzie bronić Rosjan, niezależnie od tego, gdzie żyją.

Słowa te padły 18 marca, podczas przyłączania Krymu. Potem nawet rozszerzył obietnicę: mówił o obronie Rosjan i wszystkich, którzy czują się częścią „rosyjskiego świata”. Wyjście ze wschodniej Ukrainy byłoby złamaniem tego słowa. Ale umówmy się, że w tej grze nie chodzi o Donieck i Łuhańsk. Chodzi o to, by nie dopuścić do transformacji Ukrainy w normalne europejskie państwo.

Tymczasem niechęć do Rosji jest dziś na Ukrainie potężna, a poparcie Ukraińców dla członkostwa w NATO poważnie wzrosło.

To mogą być najpoważniejsze długookresowe skutki tego kryzysu: Ukraina będzie krajem pronatowskim, dążącym do integracji z Unią i prowadzącym politykę antyrosyjską.

Dlaczego Putin nie chce transformacji Ukrainy?

Jej przykład może być zaraźliwy dla Rosjan. Na Ukrainie społeczeństwo obywatelskie jest już w takim stanie, że nie da się zatrzymać jego dalszego rozwoju. Proszę sobie wyobrazić, że nagle ukraiński prezydent chce się podporządkować żądaniom Moskwy: wprowadza ustrój federacyjny, wyprowadza wojska ze Wschodu... I co? Na drugi dzień ma nowy Majdan pod oknami. Każdy ukraiński lider wie, że jego władza jest dziś ograniczona. Putin to widzi.

Krym jest kolejną porażką rosyjskich demokratów? Przecież jakiś czas temu demonstrowali w Moskwie.

Te protesty wywarły wielkie wrażenie na Putinie: „Dałem wam stabilizację, dla was pracuję, a wy mi plujecie w twarz!”.

Obraził się na Rosjan?

Na tych, co protestowali. Uznał, że nie chce być już prezydentem wszystkich. Podzielił obywateli, część uznając za gorszą mniejszość. To ci, co protestują, lubią Zachód i demokrację. Pozostali są dobrzy: nie lubią USA, nie mówią w obcych językach, mieszkają sobie cicho na prowincji. To dla nich pracuje Władimir Władimirowicz, oni są prawdziwą Rosją. Jeszcze przed Krymem pojawił się projekt nacjonalizacji elit. Po aneksji nabrał nowej dynamiki.

Na czym ma polegać ten projekt?

Dotąd system działał tak: władza ofiarowała elitom bezkarność, w zamian żądając lojalności – popierajcie nas, a w życiu prywatnym i biznesie róbcie, co chcecie. Elity miały pozwolenie, by zarabiać w Rosji wielkie pieniądze i tracić je na Zachodzie. Wille na Lazurowym Wybrzeżu, dzieci na Harvardzie, żona w Paryżu na shoppingu: proszę bardzo. Teraz, z powodu projektu nacjonalizacji elit, ta umowa przestaje działać.

Jaka będzie nowa umowa?

Tu jest problem. Putin chce, by elity wydawały pieniądze w Rosji. Ale władza nie daje nic w zamian. Co najwyżej, że być może nie będziesz ukarany.

To nowy podział elit?

Na tych dobrych, propaństwowych, albo inaczej: „opryczników”. Oni mogą wszystko. I na pozostałych. Ci mają być lojalni, ale nikt nie gwarantuje im, że zachowają majątek i wpływy. Lojalność, a w zamian tylko strach.

Elity się z tym pogodzą?

Będzie im trudno. Przywykły do Miami i Lazurowego Wybrzeża. W dodatku trudno tworzyć taki zamknięty świat, skoro Rosja zależy od globalnej gospodarki. To wyzwanie dla Putina, moim zdaniem niedoceniane. Może w efekcie doprowadzić do rozpadu całego systemu. Bo jeśli rosyjska historia może czegokolwiek uczyć, to powinna uczyć jednego: że nie należy liczyć na długotrwałą wdzięczność ludu. Jelcynowi ludzie byli wdzięczni, że zapełnił półki sklepowe, a po roku nienawidzili go za prywatyzację i bezrobocie. Krym nasz, świetnie! Ale za 2-3 lata nie będzie to mieć żadnego politycznego znaczenia. Krym nie jest wieczną polisą ubezpieczeniową dla Putina i jego otoczenia.

Co się zmieniło na szczytach władzy po Krymie?

Sposób legitymizacji Putina. Dotąd Rosja była krajem, który udawał demokrację. Odbywały się wybory, których wynik był znany wcześniej. Teraz Putin zagrał jak niekoronowany monarcha. Podarował Rosji kawałek ziemi: wyciągnął Krym, jak magik wyciąga królika z kapelusza. Naród czeka więc teraz, co magik zrobi dalej. Co wyciągnie? Kiedy? Wyciągnął raz, musi wyciągnąć znów. A ile królików Putin może mieć jeszcze w kapeluszu?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, felietonista i bloger „Tygodnika Powszechnego” do stycznia 2017 r. W latach 2003-06 był korespondentem „Rzeczpospolitej” w Moskwie. W latach 2006-09 szef działu śledczego „Dziennika”. W „Tygodniku Powszechnym” od lutego 2013 roku, wcześniej… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 33/2014