Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Taką odpowiedź sugerują autorzy raportu sporządzonego przez Ruth Institute, organizację pozarządową zajmującą się głównie badaniem skutków rewolucji seksualnej i tego, jak wpływa ona na młodych ludzi. Twierdzą oni, że pomiędzy wzrostem liczby duchownych o orientacji homoseksualnej wśród kleru amerykańskiego (z 3 proc. w 1950 r. do ponad 16 proc. w 1980 r.) a przypadkami nadużyć seksualnych występuje niemal pełna korelacja, gdyż jej współczynnik wynosi aż 0,98. Jak można rozumieć ten wynik?
Po pierwsze należy pamiętać, że nawet wtedy, kiedy mówimy o silnej korelacji, to nie mówimy o zależności przyczynowo-skutkowej. Po drugie, skoro dwie trzecie ofiar księży to chłopcy, a dwie trzecie sprawców-księży deklaruje się jako osoby heteroseksualne, to wnioskowanie ze współzależności płci ofiar z orientacją sprawców, tak aby zaistniała pełna korelacja (1 do 1), musiałoby oznaczać, że w populacji ogólnej dwie trzecie sprawców czynów pedofilnych to homoseksualiści, ale badania tego nie potwierdzają. Tak więc raport Ruth Institute wskazuje jedynie, że rozkład cechy, jaką jest homoseksualizm, w podpopulacji księży jest wyższy niż w innych podgrupach, ale sama ta grupa duchownych nie jest homogeniczna i mamy w niej statystycznie znaczącą podgrupę księży o niezintegrowanej orientacji psychoseksualnej. To prawda, że specyfika ofiar najwyraźniej odróżnia duchownych wykorzystujących nieletnich od innych przestępców seksualnych, ale wszystko wskazuje na to, że to pozaseksualne motywy czynów pedofilnych, a nie sam homoseksualizm, objaśniają rozkład cech wśród ofiar (płeć) i sprawców (orientacja). Ksiądz molestuje chłopców, bo sam jest chłopcem, który nigdy nie stał się dojrzałym mężczyzną w sutannie. ©℗