Ciężkostrawne dzieci rewolucji

W dekadę po odsunięciu od władzy Slobodana Miloševicia Serbia ma już za sobą etap kompulsywnego odnoszenia się do przeszłości, a Kosowo powoli przestaje być matką wszystkich problemów.

12.10.2010

Czyta się kilka minut

Starcia zwolenników Partii Radykalnej z policją w czasie protestu antyrządowego w Belgradzie, 29.07.2008 / fot. PAP/EPA/ALEKSANDAR PLAVEVSKI /
Starcia zwolenników Partii Radykalnej z policją w czasie protestu antyrządowego w Belgradzie, 29.07.2008 / fot. PAP/EPA/ALEKSANDAR PLAVEVSKI /

Los sprawił, że Senka Domanović rozprawiła się ze Slobodanem Miloševiciem w Budapeszcie - i to przy pomocy farby w sprayu. Dziesięć lat temu, w październiku, w dniu największych demonstracji opozycji przed serbskim parlamentem (Skupsztiną), była na Węgrzech na szkolnej wycieczce. Napięcie wywołane oglądaniem w telewizji relacji z Belgradu szybko stało się dla niej nie do zniesienia. - Byłam wściekła i przygnębiona tym, że coś się dzieje w moim kraju, a ja jestem za granicą. Wyładowałam się, malując na murach graffiti. Przyjechali węgierscy policjanci i zapytali, po co to robię, bo przecież Miloševicia w Serbii już nie ma - opowiada dziś.

Kilka dni wcześniej Senka osiągnęła pełnoletność i przed wyjazdem zagłosowała jeszcze w wyborach prezydenckich. Rządzący wówczas już od dekady pod dyktando nacjonalistycznych nastrojów Milošević zmierzył się w nich z kandydatem zjednoczonej opozycji Vojislavem Koštunicą. Przegrał, ale komisja wyborcza ogłosiła drugą turę. Ludzie wyszli wtedy na ulice. Tamte wydarzenia, znane na Zachodzie jako "rewolucja buldożerów", pokazały Serbię zjednoczoną jak nigdy wcześniej. 5 października 2000 r. świat obiegły zdjęcia kłębów ciemnego dymu, wydobywającego się z gmachu zdobytej Skupsztiny. W ciągu kilku dni skończyła się era Miloševicia. Senka Domanović wracała do domu.

- W autokarze było nas o trzy osoby za dużo. Aby uniknąć kłopotów na granicy, troje z nas musiało ją przejść pieszo - wspomina. - To symboliczne: wracałam do swojego kraju na piechotę, ale za to był to już kraj wolny.

Rewolucja zjada dzieci, ale...

Dziś Senka Domanović kończy studia na Wydziale Sztuk Dramatycznych, a belgradzkie gazety informują właśnie o projekcie, w którym bierze udział razem z sześciorgiem innych młodych reżyserów: filmie "Oktobar", który składa się z siedmiu nowel poświęconych współczesnej Serbii oraz temu, co pozostało z obietnic składanych narodowi przez demokratów dziesięć lat temu.

Media nad Sawą nie pozostawiają złudzeń: pozostało niewiele. Sytuacja gospodarcza jest wyjątkowo trudna. Śladem po greckim kryzysie z początku roku, który wpłynął pośrednio na sytuację w Serbii, są widoczne na murach Belgradu hasła solidarności z Grekami.

Problemy są typowe dla gospodarki w czasie transformacji: za bochenek chleba, który 10 lat temu kosztował 6 dinarów, dziś płaci się już 40 dinarów (0,40 euro). Za wzrostem cen nie nadążają płace i emerytury. Ale najtrudniejszy etap przekształceń, prywatyzację i demonopolizację przemysłu kraj ma jeszcze przed sobą.

Kręcony przez Domanović film otwiera scena, w której kobieta budzi się w łóżku z dwoma nieznajomymi mężczyznami. Gdy wraca do domu, z zagranicy dzwoni do niej chłopak, który wyemigrował w poszukiwaniu pracy. Po ubiegłorocznym zniesieniu wiz do krajów Unii młodzi, dobrze wykształceni Serbowie coraz częściej wyjeżdżają na Zachód.

- Wielu ludzi jest coraz bardziej sceptycznych wobec przyszłości i nieufnie podchodzi do władzy - przyznaje Domanović. Hasło reklamowe jej filmu - "Rewolucja zjada swoje dzieci, ale my jesteśmy ciężkostrawni" - daje wątłą nadzieję na poprawę.

Dwie wizje Serbii

Serbska demokracja szybko doczekała się swego męczennika. Premier Zoran Dzindzić doprowadził w 2001 r. do wydania trybunałowi w Hadze oskarżonego o zbrodnie wojenne Miloševicia, wypowiedział wojnę zorganizowanej przestępczości i układom rodem z poprzedniego systemu. 12 marca 2003 r. wchodził właśnie do swojej kancelarii na spotkanie ze szwedzką szefową dyplomacji Anną Lindh (zamordowano ją pół roku później), gdy dosięgły go kule wysłanego przez mafię zamachowca.

Dziś, w rocznicę "rewolucji buldożerów", na nagrobku premiera na Nowym Cmentarzu w Belgradzie co kilka minut ktoś kładzie kwiaty. - On wskazywał cele, pierwszy powiedział: zbierzmy się, zróbmy coś razem - mówi spotkany tu 35-letni Serb, pracownik prywatnej firmy. - 5 października był naszym pierwszym wielkim zwycięstwem od wieków, a Dzindzić pozostanie patronem demokratycznej Serbii. Nawet jeśli jeszcze nie wszyscy są do tego przekonani.

Choć główną postacią serbskiej rewolucji sprzed dekady był Koštunica, to właśnie legenda Dzindzicia jest wykorzystywana dziś przez partie proeuropejskie. Spór między tymi dwoma politykami, który wybuchł zaraz po przejęciu władzy, ukształtował oblicze serbskiej polityki na kolejne lata, mimo że Dzindzić już nie żył. Wtedy poróżniła ich m.in. sprawa wydania Miloševicia trybunałowi w Hadze: Dzindzić był za, Koštunica przeciw. - To był nieszczęśliwy spór, który wiele ten kraj kosztował - mówi Aleksandar Mitić, założyciel belgradzkiego think-tanku Center for Strategic Alternatives, wieloletni korespondent AFP w Serbii. - Spór fundamentalny, o wizję drogi, którą kraj powinien podążać.

Mitić nie ukrywa swej sympatii dla Koštunicy, który mniej był skłonny do ustępstw w sprawie Kosowa. Należy też do coraz liczniejszego grona osób rozczarowanych polityką Zachodu. - Stany Zjednoczone i Unia Europejska zaplanowały i sterowały secesją Kosowa od Serbii. To wszystko zdarzyło się już osiem lat po przemianach demokratycznych i obaleniu Miloševicia. Zachodnie naciski na Serbię sprawiły, że dziś wiele z nadziei wyrażanych dziesięć lat temu pozostało niespełnionych - mówi, dodając, że Belgrad musi aktywnie sprzeciwiać się niepodległości Kosowa.

- Nie powinniśmy wstępować do Unii, jeśli warunkiem tego miałoby być uznanie lub choćby tylko traktowanie Kosowa jako niepodległego państwa - podkreśla Mitić. - I nie jest to głos przeciw integracji z Unią. Gdyby powiedziano: jutro wchodzimy do Unii, a pojutrze rozmawiamy o Kosowie, byłbym pierwszym, który by się na to zgodził.

Ostrzeżenie przed powtórką

Echa sporu sprzed lat również dziś nadają ton dyskusji o przyszłości. Koštunica, wokół którego jednoczono się 10 lat temu, pozostaje sceptyczny wobec bezwarunkowej integracji z Unią. Prozachodnią wizję Dzindzicia kontynuuje obecny prezydent Boris Tadić, choć dla niektórych to już nie to samo. - Dzindzić był typem polityka-naukowca, mówił to, co myślał, nie przejmując się, jak to zostanie odebrane - tłumaczy Andrej Ivanji, szef działu zagranicznego popularnego tygodnika "Vreme". - Tadić zaś nie ma odwagi mówić ludziom prawdy. Otacza się specjalistami od PR, dzięki proeuropejskim hasłom on i jego Partia Demokratyczna wygrali już trzy wybory z rzędu. Kilka dni temu zapowiedział, że Serbia zostanie członkiem Unii w 2015 r. To przecież śmieszne.

Mimo tego sceptycyzmu, proces integracji Serbii z Zachodem znacznie przyspieszył po ogłoszeniu niepodległości przez Kosowo w lutym 2008 r. Sprawa, choć wciąż formalnie nierozwiązana - nawet wśród członków Unii są państwa, które nie uznały secesji byłej serbskiej prowincji - nie ciąży już tak bardzo na stosunkach z Brukselą.

W dekadę po odsunięciu od władzy Miloševicia, Serbia ma za sobą etap kompulsywnego odnoszenia się do przeszłości, a Kosowo powoli przestaje być matką wszystkich problemów. W tym kraju paradoksów, gdzie miarą liberalizmu redaktorów gazet może być stosunek do posługiwania się cyrylicą (w Serbii funkcjonują równolegle dwa alfabety), coraz wyraźniej dochodzą do głosu opinie liberalne.

Za kilka dni tygodnik "Vreme" będzie obchodzić własną rocznicę: pismo założyła w październiku 1990 r. grupa dziennikarzy i liberalnych intelektualistów, występujących przeciw nacjonalizmowi Miloševicia. Obok popularnego radia B92, podczas wojen z pierwszej połowy lat 90. tygodnik uważany był za najważniejsze niezależne medium i często cytowany na Zachodzie (czwartą część nakładu sprzedawano poza Serbią).

Ivanji przestrzega przed typowym dla Bałkanów niebezpieczeństwem powrotu historii do bieżącej dyskusji politycznej, co zwykle zdarza się w najmniej stosownym momencie i ma katastrofalne skutki. - Dziś nikt nie dyskutuje, np. o rehabilitacji ofiar represji - zauważa. - To problem, który wróci za kilka lat, gdy wzrośnie społeczne niezadowolenie. Jeśli do końca nie rozliczymy się z uczynków z okresu wojen domowych w byłej Jugosławii, doprowadzi to do sytuacji potencjalnie niebezpiecznej.

***

Na ulicach serbskich miast nie było widać ożywienia związanego z okrągłą rocznicą demokratycznych przemian. Tydzień upłynął tu również pod znakiem dwóch innych wydarzeń: intronizacji nowego patriarchy Cerkwi prawosławnej Irineja w położonym na terenie Kosowa klasztorze w Peci - i dyskusji związanych z zaplanowanym na 10 października przemarszem homoseksualistów przez ulice Belgradu. Sam przemarsz zakończył się gwałtownymi zamieszkami, wywołanymi przez młodych ekstremistów, dla których homoseksualizm jest forpocztą wszystkiego, co w liberalnej Europie najgorsze.

W społeczeństwie, wciąż rozdartym między historią a współczesnością, z każdym miesiącem przybywa problemów do rozwiązania.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Marcin Żyła jest dziennikarzem, od stycznia 2016 do października 2023 r. był zastępcą redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”. Od początku europejskiego kryzysu migracyjnego w 2014 r. zajmuje się głównie tematyką związaną z uchodźcami i migrantami. W „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 42/2010