Cichy rok, ważny rok

Przed nami rok, który może być dla Polski nietypowy. Wszystko wskazuje na to, że po raz pierwszy od 1999 r. nie odbędą się u nas żadne wybory ani ogólnokrajowe referendum. Tego uspokojenia na pewno oczekują ci, którzy wynikiem wyborczym w październiku dali wyraz zniechęceniu do napięcia i zamieszania, jakie panowało na scenie politycznej przez ostatnie dwa lata.

18.02.2008

Czyta się kilka minut

Taki rok mógłby być dla partii okazją do uporządkowania szeregów i zastanowienia się nad miejscem na scenie politycznej.

Dla wszystkich czterech sił politycznych naszego Sejmu można przedstawić jakiś optymalny scenariusz, który nie będzie się sprowadzał do gry o sumie zerowej, w jakiej to, co jedni tracą, jest zyskiem dla innych. Scenariusz, który skupia się na tym, co partie mogłyby zrobić, aby uczynić naszą demokrację sprawniejszą i lepiej zakorzenioną. Także po to by w coraz mniejszym stopniu sukces konkurentów był traktowany jak klęska narodowa.

Z racji układu sił wypada zacząć od PO. Co dla niej może być największym wyzwaniem w zbliżającym się roku? Na pewno opanowanie rządzenia krajem sprowadza się do czegoś więcej niż rozliczenia błędów przeciwników i wprowadzenia jakiejś przewidywalności. Trudno się spodziewać, żeby w  kolejnych miesiącach opinia publiczna, a w efekcie wyborcy zaakceptowali taki stan rzeczy, z jakim mamy do czynienia w pierwszym miesiącu rządów. Bo w zasadzie, poza zagranicznymi podróżami Donalda Tuska, jedyne, z czym się spotkaliśmy, to przywoływanie przez premiera do porządku ministrów po ich kontrowersyjnych wypowiedziach. Brak wyraźnego rozpisania na role działań rządu nieuchronnie skutkuje wrażeniem, że chce on przede wszystkim budować osobistą popularność swojego szefa.

Choć we współczesnej demokracji trudno uznawać osobistą popularność premiera za grzech, niemniej tę popularność najpewniej - choć najtrudniej - buduje się w obliczu ważnych przedsięwzięć. Warto też z tej perspektywy zwrócić uwagę na dzisiejszą sytua-

cję Jerzego Buzka: coraz rzadziej wypomina się mu to, co złego działo się za rządów AWS-u, a coraz częściej jego rząd wspomina się jako ten, który miał plany i wcielał je w życie. Jednak do tego, by Platforma przejęła inicjatywę przez działania rządu, a nie tylko samego premiera, konieczna jest zmiana stylu zarządzania partią.

Aby Platforma podołała wszystkim oczekiwaniom, które pokładają w niej wyborcy, musi umieć znaleźć miejsce dla wszystkich jej ambitnych polityków. W szczególności zaś ukierunkować ich aktywność na rzecz rozwiązywania rzeczywistych problemów i budowania porozumienia z wyborcami. Nie powinno się takiej aktywności tłumić - stereotypowo uznaje się, że ambicja polityków wyraża się w załatwianiu własnych interesów (mniej lub bardziej chwalebnych) oraz w podkopywaniu pozycji konkurentów wewnątrz ugrupowania (w większym stopniu niż ścieraniu się z konkurentami z innych partii). Zwolennicy wolnego rynku powinni jednak zrozumieć, że konkurencja może być też budująca.

Platforma może także zbudować na bazie umiarkowanego konserwatyzmu - rozumianego nie jako konserwatyzm ideowy, ale konserwatyzm status quo w sprawach ideowych wyborów - ruch na rzecz doskonalenia życia społecznego. Doskonalenia, którego powodem nie może być samo zaprzeczanie - ani to polegające na niechęci do zaścianka, ani na niechęci do oligarchów - lecz potrzeba zmiany łączącej się z ufnością w to, co się dzieje. Zmiany, która dostrzega zjawiska złe, lecz ich nie demonizuje, i która czerpie motywację z podążania za marzeniami i z ufności względem tego, co odziedziczyliśmy z przeszłości. To może być kluczowy atut dla utrzymania przez PO jej obecnej pozycji w sercach Polaków.

W tym zadaniu pomóc może PSL, które - paradoksalnie - jest najlepiej rozwiniętą organizacją czy nawet ruchem społecznym na polskiej scenie politycznej. Jego tożsamość jest po części tożsamością środowiska o określonej przeszłości, nierzadko związanego ze środowiskami postkomunistycznymi. Ale jest to też organizacja silnie zakorzeniona w tradycji. Lojalność nie tyczy się tu przełożonych czy ich diagnoz społecznych, lecz właśnie tradycji i przywiązania do stron rodzinnych. Dokładnie taki typ lojalności można wykorzystać do doskonalenia życia społecznego na obszarach wiejskich, których mieszkańcy przez całe lata 90. i początek nowego tysiąclecia postrzegali siebie jako grupę wykluczonych. Gdyby PSL chciało swój udział w rządzie wykorzystać do rzeczywistego przywództwa na tych obszarach, a nie do odzyskania pozycji w instytucjach publicznych, byłby to scenariusz, który w największym stopniu zbiegałby się z interesem kraju.

Podobnie wygląda sytuacja PiS-u. Z tym że jego punkt wyjścia jest znacznie gorszy, bo może zostać całkowicie pochłonięty przez swą opozycyjną rolę. Jak każda partia opozycyjna, PiS czuje potrzebę wytykania błędów rządzącym i ma też ukryte przekonanie, iż będą oni rządzić na tyle źle, że w końcu wyborcy zmienią swoje sympatie. Nawiasem mówiąc, rządzącym jest to potrzebne, bo nie pozwala im osiąść na laurach. Jednak PiS-owi na pewno przydałby się program pozytywny. Gdyż w tej chwili planuje być jedynie partią rozczarowanych, a ten plan już raz zawiódł. Po wynikach PiS-u na Pomorzu Zachodnim czy Mazurach widać wyraźnie, że o głosowaniu na tę partię przesądza raczej religijność niż społeczne wykluczenie.

Czy zaufanie, które zdobył PiS w swoich matecznikach, można wykorzystać do przedstawienia programu pozytywnego, choćby za pośrednictwem władz samorządowych? Na pewno jest możliwy program,

w którym obrona tradycji, rodziny czy poczucia narodowej dumy porywa, a nie zraża. Dobrym przykładem jest Muzeum Powstania Warszawskiego, które łączy szacunek do tradycyjnych wartości z nowoczes­nym przekazem i trafia w potrzeby młodego pokolenia. I PiS-owi, i wszystkim Polakom dobrze by zrobiły kolejne takie przedsięwzięcia.

Najtrudniej przedstawić scenariusz dla Lewicy i Demokratów. Przede wszystkim dlatego że wielką trudność może LiD-owi sprawić zastosowanie w polskich warunkach recepty na sukces lewicy zachodnioeuropejskiej. Tam udało się połączyć przekonanie o potrzebie większej interwencji ze strony państwa, troski o zagrożonych przez rynek, z postulatami większej swobody obyczajowej. Problem w tym, że w Polsce ci, którzy domagają się większej interwencji państwa, są w większości szczególnie konserwatywni obyczajowo. Stąd też, w obliczu przyjęcia przez Platformę roli umiarkowanej partii chadeckiej, LiD-owi brakuje tak naprawdę obiecującej bazy rządzenia.

Co jednak zrobić z frustracją tych wszystkich zwolenników lewicy, którzy zwiększającą się swobodę obyczajową postrzegają jako naturalną kolej dziejów i którzy obrońców obyczajowej tradycji uznają za dinozaury skazane na wymarcie? Wydaje się, że taka diagnoza jest źródłem zawodu wśród społecznej bazy lewicy, która - obrażając się na "ciemnogród" - traci możliwość dialogu z wyznawcami tradycyjnych wartości. Poczuciem wyższości sama siebie marginalizuje. Tymczasem, gdyby lewica spróbowała włączyć się w główny nurt publiczny w Polsce, wykazując się szacunkiem dla inaczej myślących, zakorzeniłaby swoją społeczną bazę w naszej rzeczywistości. Być może wskazanie najboleśniejszych punktów (jak choćby tego, że katechezy w szkołach rzadko są pierwszą albo ostatnią lekcją dnia) rozbroiłoby obawy, że wzmocnienie lewicy będzie dla Polski oznaczać laicyzację i rozkład tradycyjnych więzi społecznych, co przyniosło tak wiele kłopotów społeczeństwom zachodnim.

Fakt: przypisywanie politycznym przeciwnikom diabolicznych cech lepiej wypada w mediach i bardziej mobilizuje wyborców. Jednak z mijającego roku płynie nauczka, że samo to nie wystarczy. Cichy rok, bez żadnej kampanii wyborczej, może stać się rokiem dla polskiej polityki bardzo ważnym. Rokiem wzbogacenia programów i działań partii o elementy pozytywne. Mobilizacji, która ma pokazać: "my jesteśmy lepsi", a nie tylko: "oni są źli". Ech, gdyby tylko partie chciały zaangażować się w takie zawody...

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Socjolog, publicysta, komentator polityczny, bloger („Zygzaki władzy”). Stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Pracuje na Wydziale Zarządzania i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Jagiellońskiego. Specjalizuje się w zakresie socjologii polityki,… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 01/2008