Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Jak powiedział, tak też i zrobił, więc jest nagranie pod batutą Benjamina Zandera. Jeszcze nie słyszałem (brak czasu), ale się wypowiem. Nie tyle na temat intencji kompozytora, odczytywania oznaczeń tempa i interpretacji beethovenowskiego maestoso – ja profan, niech mnie Toscanini broni przed batutami rozsierdzonych znawców! Po prostu, zaintrygowany tymi zaoszczędzonymi 20 minutami, szybciutko zacząłem się zastanawiać, co bym przyspieszył, oszczędzając kupę czasu: tetralogię Wagnera (zdecydowanie!), w ogóle wszystko Wagnera, zwłaszcza „Tristana i Izoldę” oraz „Das Liebesverbot”, Syberberga też bym przyspieszył zdecydowanie, Symfonii Szostakowicza i tak słucham wszystkich naraz, Mrożka bym skrócił do rysunków, Sienkiewicza do opisów przyrody, „Dzienniki” Gombrowicza do pierwszych ośmiu wyrazów. Żartuję.
Dwukrotnie przyspieszyłbym początkową sekwencję „Śmierci w Wenecji” Viscontiego (Mahler mógłby zabrzmieć interesująco), prawie wszystkie seriale skróciłbym do trailerów (a trailery do teaserów), wszystkie filmy akcji do zbliżeń na twarz Bruce’a Willisa, „Księdza Mateusza” do jazdy na rowerze (z górki), debaty polityczne do pokrzykiwania „Ja panu nie przerywałem!”, rozgrywki Ligi Mistrzów do hymnu Ligi Mistrzów, a mecze piłkarskie do wyrzutów z autu i cieszynek. Żartuję.
Gry komputerowe skróciłbym o strzelanie i zabijanie, w ogóle gry komputerowe skróciłbym o głowę (z wyjątkiem „Sapera”), gry komputerowe najlepiej wychodzą w wersji unplugged. Skoki narciarskie skróciłbym do odpinania nart, bobsleje do gonienia bobsleja, łyżwiarstwo figurowe do upadków, a hokej do mordobicia. Filmy przyrodnicze skróciłbym do sound- tracków, horrorów bałbym się ruszać, ale obchodził szerokim łukiem, tylko jeszcze szybciej, komedie romantyczne skróciłbym do zbliżeń na uśmiech Tomka Karolaka.
Prousta akurat bym nie skracał, ani „Infinite Jest”, „Szatańskiego tanga” też nie – w ogóle nożyczki precz od Tarra. „Twin Peaks” musi trwać tyle, ile Lynch przykazał, łapy precz od Sopranów też. „Korony królów” bym nie przyspieszał, „Koronę królów” bym zwolnił. Natomiast jeśli chodzi o Lupę – tam nie ma co skrócić!
Tyle szybciutkich refleksji, nie ma czasu, niniejszy felieton piszę bowiem pośpiesznie w ekspresie do Poznania, w ekspresie na poranną próbę spektaklu, który pierwotnie miał trwać sześć godzin, ale udało się go bardzo znacznie przyśpieszyć. ©