Załatwiam swoje sprawy

Jagna Marczułajtis- -Walczak: Nie pozwolę się obrażać jako człowiek, kobieta, zawodniczka sportowa. Gdybym była potulnym barankiem, nie wiem, czy bym tyle dokonała. Rozmawiała Katarzyna Kubisiowska

29.03.2011

Czyta się kilka minut

Jagna Marczułajtis-Walczak / fot. www.jagnamarczulajtis.pl /
Jagna Marczułajtis-Walczak / fot. www.jagnamarczulajtis.pl /

Katarzyna Kubisiowska: Nie odpuściła Pani trenerowi polskiej kadry snowboardowej Pawłowi Dawidkowi, który znieważył Panią publicznie podczas Mistrzostw Polski w Jurgowie.

Jagna Marczułajtis-Walczak: Etyka trenerska nie pozwala na taki styl kontaktu z zawodnikiem, dlatego skierowałam sprawę do sądu. Do teraz nie mieści mi się w głowie, że Dawidek nazwał mnie starą p..., a mojego męża ćwokiem. A potem jeszcze się z tym obnosił publicznie i był dumny ze swojej odwagi. Podobne słowa są na ogół konsekwencją napiętej sytuacji między ludźmi, a taka między nami nie zaistniała. Przez rok nawet nie widywałam się z Dawidkiem... Zrobiłam tylko tyle, że wzięłam udział w zawodach w Jurgowie, zresztą bez większych nadziei na medal.

Trener nie usiłował Pani przeprosić?

A gdzie tam. Powiedział tylko "najwyżej zapłacę 500 zł kary". Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że popełnia wykroczenie etyczne i narusza regulamin zawodów.

Gdyby trener Dawidek powiedział to Pani w cztery oczy, też by Pani tak ostro zareagowała?

Mogłabym zostać posądzona o pomówienie. Ale nie pozwolę się obrażać jako człowiek, kobieta, zawodniczka sportowa.

Przed sądem musiałam mieć twarde dowody. I je mam: 33 świadków. Na 80 uczestników zawodów to naprawdę dużo, reszta to znajomi, przyjaciele oraz rodzina pana Dawidka. Jestem ciekawa, czy staną za nim murem w obliczu sądu.

Po tym incydencie pan Dawidek odsunął się od kadry, taką informację podaje do wiadomości publicznej. Ale to kolejne kłamstwo: 28 lutego umowa z nim jako trenerem kadry narodowej nie została przedłużona. Na Dawidka złożyłam też doniesienie do prokuratury o fałszowanie zawodów w Jurgowie.

We wcześniejszej karierze sportowej spotkała się Pani z takim traktowaniem?

Nigdy, zarówno na arenie krajowej, jak i międzynarodowej. Środowisko sportowe jest kulturalne. Wiadomo: trenujemy, aby wygrywać. Dostajemy spore pieniądze, gdy zdobywamy pierwsze, drugie lub trzecie miejsce w Pucharze Świata.

Więc walczymy, rywalizacja jest rzeczą naturalną. To jednak nie deprawuje ludzi. Tylko sporadycznie zdarzają się przykre incydenty. W 2001 r., podczas Mistrzostw Polski w Krynicy, kolega stanął mi na desce na starcie po to tylko, żebym przegrała zawody. Dla niego to był żart, dla mnie poważne wykroczenie, które już wtedy oprotestowałam.

Snowboard jest dyscypliną indywidualną, zawsze chodziłam swoimi ścieżkami, a nie do końca się to wszystkim podobało.

Co konkretnie?

Buta. No i pewna forma egoizmu sportowego. Gdybym była potulnym barankiem, nie wiem, czy bym tyle dokonała. Choć w sporcie jest wielu znakomitych zawodników, którzy są łagodni, skromni i pokojowo nastawieni do świata - jak Adam Małysz. Ja jestem osobą, której jeśli ktoś nadepnie na piętę, nie pozostaje dłużną. Wyznaję zasadę otwartości: takie sprawy należy załatwiać osobiście. Jedni mnie za to cenią, inni nie znoszą.

Czy zawodnika nie obowiązuje bezwzględne posłuszeństwo wobec trenera?

Na pewno jest to wskazane i wymagane na poziomie młodzika i juniora. Natomiast w klasie mistrzowskiej, w której już jestem, nie chodzi o posłuszeństwo, tylko o współpracę. Trzeba grać do jednej bramki.

W 2009 r., po trzech latach urlopu macierzyńskiego, wróciłam do trenowania i poprosiłam o przyłączenie do kadry. Teraz pan Dawidek mi to wypomina, mówi, że przyszłam do niego na kolanach. Prawda jest taka, że nie miałam wyboru. Pan Dawidek nie znał nawet podstawowych kryteriów kwalifikacji na igrzyska olimpijskie, które w ostatnich latach się zmieniły.

Pani od dziecka tak zdecydowanie stawiała na swoim?

Kiedy podczas treningu jako dziewczynka poczułam się zmęczona, odpinałam narty, które tata natychmiast pakował do samochodu. Jako piętnastolatka, będąc jeszcze w narciarskiej klasie juniorek, zapytałam trenera, czy mogę jechać na lodowiec ze snowboardzistami. Powiedział tylko, że mam wybrać narty albo deskę. Natychmiast postawiłam na deskę. Mama, która jest trenerką narciarstwa, załamała ręce. Przez piętnaście lat wydała furę pieniędzy, aby mnie edukować w narciarstwie, a ja bez żadnej z nią konsultacji postanowiłam zmienić dyscyplinę. Myślała, że to fanaberie. Przez trzy miesiące usiłowała wpłynąć na zmianę mojej decyzji. Przestała, gdy zdobyłam medal na Mistrzostwach Świata Juniorów.

Pochodzi Pani z Podhala, gdzie role w domu są jasno określone. Jestem ciekawa, kto rządził w Pani domu?

Mama. Ale oboje rodzice nigdy nie hamowali mnie w opiniach, dawali mi sporą wolność. Może dlatego, że na tak wiele spraw dawali mi przyzwolenie, ukształtował się mój charakter.

Pani swoim dzieciom też przyzwala na tak wiele?

Młodsza córka jest uparta - długo ją trzeba przekonywać do ewentualnej zmiany zdania. A od starszej sporo wymagam - jeździ konno, na desce, nartach, chodzi na pływalnię, zaraz po szkole ma szybciutko odrobić lekcje.

Ona cały czas usiłuje sprostać tym wyzwaniom, czasami bywa w tym biedna. Ale kiedy będzie się uczyć, jak nie teraz? Gdybym jako dziecko tyle nie pracowała, nie osiągnęłabym tego wszystkiego. Nie będę jej zmuszać do uprawiania konkretnej dyscypliny sportowej. Do niczego nie będę jej zmuszać. Niech sama wybiera.

JAGNA MARCZUŁAJTIS-WALCZAK jest czternastokrotną złotą medalistką mistrzostw Polski w snowboardzie; podwójną mistrzynią świata juniorek, mistrzynią i wicemistrzynią Europy. Brała udział w zimowych igrzyskach olimpijskich w Nagano (1998), w Salt Lake City (2002, zajęła 4. miejsce w slalomie równoległym) oraz w Turynie (2006). Dwukrotnie wygrywała zawody Pucharu Świata: w Bad Gastein (2004) i w Nendaz (2006). W 2004 r. zajęła siódme, najwyższe w karierze, miejsce w klasyfikacji końcowej Pucharu Świata. Ostatnio wróciła do sportu; w 2010 r. została także radną Sejmiku Małopolskiego z listy PO.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 14/2011