Chochoł wstał

W "Szewcach u bram Pankracym i Henrykiem naszych czasów toczącymi spór o pryncypia i zażartą walkę są Sajetan Tempe i prokurator Scurvy. Ten pierwszy mówi Slavojem Žižkiem, ten drugi ucharakteryzowany jest na Zbigniewa Ziobrę...

20.11.2007

Czyta się kilka minut

 /
/

Pomysł przedstawienia rewolucji jako teatru nie jest nowy. Jednak inspirujące chociażby "Nie-Boską komedię" Krasińskiego Heglowskie teorie tragedii i biegu dziejów zdewaluowały się zaskakująco szybko. Witkacy ukazał to wyraziście w swoich historiozoficznych groteskach; Klata idzie w dekonstrukcyjnych zapędach jeszcze dalej. Do kresu teatralnej wytrzymałości.

***

Początek spektaklu bardzo rozczarowuje - wydaje się, że zamiast zaprezentować publiczności prawdziwy (czyli zapraszający do dyskusji) teatr polityczny, reżyser wraz ze współpracującym przy adaptacji tekstu Sławomirem Sierakowskim poszli na przysłowiową łatwiznę i przygotowali skłaniający jedynie do wspólnego rechotania polityczny kabaret nie najwyższych lotów, gdzie w roli Kmiotków Narodowych wystąpią Kononowicz, Beger, czarnoskóry sportowiec-kosynier oraz Doda (co prawda w muskularnym ciele Eryka Lubosa) jako Dziwka Bosa. Ucharakteryzowanie prokuratora Scurvy'ego na Zbigniewa Ziobrę także wydaje się zrazu pomysłem tyleż śmiesznym i - w celności obserwacji - bezczelnie trafnym, co dosyć prostackim. Klata jednak bardzo skutecznie myli tropy.

Reżyser zwodzi widza pozornie łatwymi do rozszyfrowania i zinterpretowania zabiegami. Gdy w pierwszej scenie widzimy dwóch Czeladników (Lech Łotocki, Jan Drawnel) i Sajetana Tempe (bardzo dobry Janusz Chabior) przesuwających palety w przestrzeni jednoznacznie kojarzącej się z działem RTV któregoś z supermarketów (ogromna ściana ekranów, przez które przelewa się telewizyjny chłam: reklamy, seriale, teleturnieje) i równocześnie rozprawiających Witkacowskim zlepkiem naukowych terminów i niby-gwary o "tragedii dosytu", wydaje się, że oto czeka nas po prostu antykapitalistyczna i antykonsumpcyjna agitka.

Już jednak sposób prowadzenia dialogów - a właściwie skomponowania w nową całość powyrywanych z kontekstu, poszatkowanych ułamków kwestii - sugeruje, że nie chodzi tu o satyrę na polską rzeczywistość, gdzie politycy są idiotami i przestępcami, naród grzeszy naiwnością, a pracy albo nie ma, albo staje się ogłupiającą udręką poniżej ambicji i możliwości. Kwestie Czeladników powtarzają się w nieskończoność, spektakl grzęźnie raz po raz w irytujących repetycjach (nie tylko w scenie tortur, gdzie aktorów i publiczność katuje się powtarzaną wielokrotnie sekwencją z przedwojennego filmu, ukazującą rozśpiewanych szewców przy pracy) czy rozwlekaniu scen ponad miarę, traci rytm i kształt. To świat, który stanął w miejscu. Historia zacięła się jak stara płyta, która uporczywie przeskakuje na zdarty rewolucyjny hymn, nigdy jednak nie pozwalając mu w pełni wybrzmieć.

Sierakowski zdaje się sugerować, że Witkacowski mechanizm przemian: kapitalizm-anarchia-faszyzm-komunizm-kapitalizm - jest już dziś nieaktualny; świat znalazł się w epoce końca idei - nawet Hiperrobociarz zamiast aktu terrorystycznego ma do zaoferowania jedynie rzut tortem w Scurvy'ego, a sala tortur stała się salą śmiechu. Klata pokazuje jednak, że w Polsce głód idei wciąż jest żywy. Co niekoniecznie przynosi dobre skutki: jest głód, ale idei jak na lekarstwo. "Idejki" ścierają się ze sobą, ale trudno je brać poważnie - podobnie jak skompromitowaną ideę "Solidarności", o której przypominają projekcje ukazujące Lecha Wałęsę (Klata powraca w ten sposób do tematu poruszonego w "Hamlecie" zrealizowanym w Stoczni Gdańskiej). Co jakiś czas budzi się chochoł - upiór nacjonalizmu. Jego trzeba już traktować poważnie.

W "Szewcach u bram" Pankracym i Henrykiem naszych czasów toczącymi spór o pryncypia i zarazem zażartą walkę są Sajetan Tempe i prokurator Scurvy. Ten pierwszy mówi Slavojem Žižkiem, postępuje bardzo serio i tak też jest w dużej mierze grany. Working Class Hero: cierpi za miliony, pragnie zmieniać świat na lepsze. Głosi, że tylko zaprzestanie konsumpcji i marzeń o nieustannym podnoszeniu stopy życiowej może dać człowiekowi szczęście.

Całkiem inaczej budowana jest rola Scurvy'ego. Piotr Głowacki konstruuje karykaturalną postać głoszącego ideały prawa i sprawiedliwości, a w głębi ducha chorego na żądzę władzy sadysty i paranoika, który wszędzie węszy podsłuch, z rozkoszą organizuje przesłuchania, śledztwa, weryfikacje teczek oraz pokazowe egzekucje, by tłuszcza mogła zobaczyć, jak ginie "ostatni oligarcha". W ten sposób odreagowuje swoje kompleksy społeczne i erotyczne (szczególnie silnie ujawniające się w relacji z księżną Iriną). Jednak gdy wsłuchać się w jego słowa, niektóre argumenty tego groteskowego człowieczka wydają się całkiem sensowne. Na przykład taki, że bez rywalizacji i pragnienia dóbr nie byłoby rozwoju społecznego ani luksusu, jakim jest kultura...

Z kulturą jednak też jest kłopot, gdyż znalazła się w równie dwuznacznej pozycji, co byli szewcy. Klata jak zwykle błyskotliwie posługuje się cytatami z popkultury, zestawiając ze sobą to, co w niej ważne i sensotwórcze, z tym, co jest kiczem, łatwizną, głupotą. Ckliwe "Wind of Change" grupy Scorpions jako komentarz brzmi ironicznie, ale już "London Calling" The Clash - przejmująco.

Idealnym produktem ery dostępu do kilkuset kanałów telewizyjnych jest księżna Irina (zachwycająco przerysowana rola Ewy Kasprzyk), kusząca z ekranów tandetnym erotyzmem i tanim glamourem. Jej kolejne wcielenia - od "śpiewającej z gwiazdami" celebrytki aż po oskarżoną przed komisją śledczą, które to przesłuchanie szybko zmienia się w wyuzdaną grę ze Scurvym (ze świetną parodią słynnej sceny z "Nagiego instynktu") - to wcielenie pragnień bohaterów, a zarazem celny, ostry kontrapunkt dla "ideowości" męskich bohaterów.

***

Scurvy mówi: "Przeszłość i Przyszłość! Po Epoce Wielkich Niepokojów oba te kierunki stały się nielegalne. Za każdą próbę powtórki starych tragedii zapłacisz farsą, publicznym męczeństwem na pluszowym krzyżu". Wydaje się, że w tym świecie (i w tym spektaklu) nie jest już możliwe żadne serio i żadna zmiana - jedynie zapętlone "teraz", męczący brak rozwoju zdarzeń i dramatycznej akcji (Witkacowska "nuda coraz gorsza"), irytująco łatwe, doraźne aluzje i nawiązania do obrzydliwej polskiej teraźniejszości politycznej, pusta retoryka i ogólna niemożność działania. A jednak zaskakujący finał, w którym miast zapowiadanej rewolucji i "szewców u bram" w ciemności pojawia się płonąca kukła-chochoł, któremu przygląda się śmiertelnie zmęczony Sajetan, przeraża. Co to oznacza, że chochoł narodowy wstał? Na pewno nic dobrego...

"SZEWCY U BRAM" wg "SZEWCÓW" STANISŁA-WA IGNACEGO WITKIEWICZA, reż. i adaptacja muz.: JAN KLATA, dramaturgia: Sławomir Sierakowski, scenogr. i światło: Justyna Łagowska, kost. i projekcja wideo: Mirek Kaczmarek, chor.: Maćko Prusak, premiera w TR Warszawa 11 listopada 2007.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 46/2007