Chirurgiczna precyzja

W swoim orzeczeniu dotyczącym ustaw lustracyjnych Trybunał aż trzydzieści osiem razy powtórzył formułę: "przepis niezgodny z Konstytucją. Jednak niemal tyle samo razy stawiane przez wnioskodawców zarzuty zostały uznane za niezasadne.

15.05.2007

Czyta się kilka minut

rys. M. Owczarek /
rys. M. Owczarek /

Przedmiotem oceny Sądu Konstytucyjnego było kilkadziesiąt przepisów pochodzących z piętnastu ustaw. Nic więc dziwnego, że kilkanaście stron piątkowego wyroku przypomina prawdziwą dżunglę cyfr i literek. Co kryje się w tym gąszczu?

Nieudolny ustawodawca

By odpowiedzieć na to pytanie, trzeba choć w zarysie przedstawić model lustracji i ujawniania informacji gromadzonych przez Służbę Bezpieczeństwa, stworzony przez rządzącą koalicję pospołu z największą partią opozycyjną. Model ten zakładał złożenie przez kilkaset tysięcy obywateli (w tym różnych funkcjonariuszy publicznych, ale też przedsiębiorców, dziennikarzy, naukowców, nauczycieli akademickich czy działaczy sportowych) publicznych oświadczeń, czy byli współpracownikami organów bezpieczeństwa totalitarnego państwa. Oświadczenia te miał weryfikować Instytut Pamięci Narodowej, a w przypadku wykrycia nieprawdy składający oświadczenie podlegać miał karze zakazu pełnienia danej funkcji (lub wykonywania zawodu) przez dziesięć lat. Taka sama sankcja miała dotknąć każdego, kto owego oświadczenia nie złożył w terminie. Niezależnie od oświadczeń lustracyjnych, urzędnicy IPN mieli opublikować listy z nazwiskami osób, które pojawiają się w archiwach esbeckich, klasyfikując je według ewentualnego stopnia współpracy. Towarzyszyć temu miało znacznie szersze niż dotychczas udostępnienie akt zgromadzonych w IPN.

Na pierwszy rzut oka model ten nie powinien budzić wątpliwości, może poza zbyt szerokim kręgiem osób zobowiązanych pod groźbą surowej kary do wystawienia sobie świadectwa moralności za okres życia w PRL-u. Podstawowym problemem okazała się jednak prawnicza nieudolność twórców nowych ustaw lustracyjnych oraz ignorowanie faktu, że w państwie prawnym nawet rewolucje moralne muszą przestrzegać minimalnych standardów konstytucyjnych. Wskazane przez Trybunał wady ustawy były zresztą doskonale znane już na etapie prac legislacyjnych - niestety posłowie pozostawali głusi na wszelką krytykę, co w ostateczności obróciło się przeciwko samej idei lustracji. Wyrugowanie z ustaw lustracyjnych niekonstytucyjnych przepisów spowodowało bowiem, że w praktyce ustawy te nie mogą być już stosowane. A innych nie ma.

Zemsta w państwie prawa

Wątpliwości dotyczyły przede wszystkim pojęcia "współpracy" z organami bezpieczeństwa totalitarnego państwa. Trybunał nie zgodził się na uproszczoną definicję, według której samo wyrażenie zgody ma być traktowane jako czyn wymagający publicznego potępienia. Ujawniane w ostatnich latach i miesiącach przypadki osób uwikłanych w kontakty z tajnymi służbami PRL wskazują, jak wielką ostrożność i rozwagę należy w tym przypadku zachować. Trybunał uznał więc, że ową współpracą mogą być wyłącznie konkretne i rzeczywiste działania podejmowane na rzecz organów bezpieczeństwa.

Kwestia owej definicji ma zresztą kluczowe znaczenie dla zrozumienia sensu wyroku Trybunału. Jeżeli bowiem ustawy lustracyjne w ostatecznym rozrachunku mają na celu rozliczenie z komunistyczną przeszłością, to precyzyjnie muszą opisywać te zachowania, które zasługują na sankcje prawne i społeczne potępienie. A ustalanie prawdy w takim przypadku nie może następować na skróty, z pominięciem podstawowych gwarancji procesowych. Tak też chyba należy rozumieć mocne słowa sędziego-sprawozdawcy wypowiedziane w trakcie uzasadniania wyroku - o państwie prawa, które nie może się kierować zemstą.

Z tego też powodu za niekonstytucyjne uznano: zakaz odwoływania się do Sądu Najwyższego w sprawach lustracyjnych, ograniczenia jawności rozprawy lustracyjnej czy dopuszczalność uchylania w każdym czasie prawomocnych orzeczeń sądowych potwierdzających prawdziwość oświadczeń lustracyjnych. Ustawa stwarzała bowiem stan permanentnej lustracji, w przypadku której, bez względu na wydane przez sąd orzeczenia, w każdej chwili osoba lustrowana mogła na powrót stać się podejrzana o kłamstwo lustracyjne tylko dlatego, że urzędnicy IPN właśnie otwarli kolejną teczkę z dokumentami. Trybunał Konstytucyjny zakwestionował także sposób określania sankcji grożących osobom, które nie złożyły na czas oświadczenia lustracyjnego lub złożyły oświadczenie nieprawdziwe. Skoro sankcje te ma wymierzać sąd, nie mogą być one orzekane mechanicznie. Tymczasem ustawa w każdym przypadku przewidywała po dziesięć lat zakazu pełnienia funkcji publicznych, nie przejmując się koniecznością dostosowania wysokości sankcji do indywidualnego przypadku.

Konsekwencją przyjętej przez Trybunał definicji współpracy było uznanie, że wzór oświadczenia lustracyjnego, stanowiący załącznik do ustawy, nie spełnia wymagań konstytucyjnych. Wzór ten narzucał bowiem obowiązek przyznania się do współpracy, która współpracą we właściwym znaczeniu tego słowa nie była. To rozstrzygnięcie pociąga za sobą daleko idące skutki. Podstawowy dokument postępowania lustracyjnego - z chwilą opublikowania wyroku Trybunału Konstytucyjnego w Dzienniku Ustaw - przestaje w sensie prawnym istnieć. Uniemożliwia to więc złożenie oświadczeń lustracyjnych tym, którzy jeszcze tego nie uczynili, ale także wyklucza możliwość wykorzystania oświadczeń już wypełnionych i przekazanych właściwym organom. Postępowanie lustracyjne za swój przedmiot może mieć bowiem wyłącznie oświadczenie złożone na właściwym wzorze. Skoro wzoru takiego w sensie prawnym nie ma (bo utraciły moc prawną przepisy, które go określały), sporządzone wcześniej oświadczenia stają się zwykłymi kartkami papieru, jakie z uwagi na zawarte w nich dane osobowe należy zwrócić tym, którzy je wypełnili.

Bez badań i list

Trybunał jednoznacznie poskromił zapędy ustawodawcy do lustrowania coraz to nowych grup społecznych, wskazując wyraźne granice lustracji - może ona obejmować wyłącznie osoby, które z uwagi na pełnioną funkcję uczestniczą w sprawowaniu władzy publicznej. Państwo, prawnymi środkami przymusu, nie może więc przeprowadzać moralnego rozliczania dowolnych grup społecznych. W konsekwencji, z lustracji wyłączono dziennikarzy, przedsiębiorców i wydawców społecznych, naukowców, nauczycieli akademickich, dyrektorów i rektorów szkół niepublicznych, działaczy sportowych, biegłych rewidentów i doradców podatkowych.

Odrębną kwestią jest stosunek Trybunału Konstytucyjnego do pomysłu opublikowania przez IPN list osób, które na różne sposoby pojawiały się w dokumentach organów bezpieczeństwa. Ustawa przewidywała, że to Instytut ma dokonywać kwalifikacji owych osób do jednej z grup współpracowników (w szczególności do "tajnych informatorów" lub "pomocników operacyjnych"). Trybunał uznał, że takiej klasyfikacji urzędnicy Instytutu na własną rękę robić nie mogą, groziłoby to bowiem niesłychaną arbitralnością. Ustawodawca jakby zapomniał, że wpisanie kogoś na stosowną listę w istocie oznacza przyznanie prawa do wydania bardzo istotnego sądu moralnego, narażającego te osoby na poważne konsekwencje społeczne. Sama możliwość następczego procesowania się z Instytutem o usunięcie z listy - w sytuacji, gdy nie wiadomo, na podstawie jakich dokumentów listy te sporządzono - przypominałaby obrazy z powieści Franza Kafki. Nic więc dziwnego, że Trybunał sporządzanie i publikowanie owych list uznał w znacznym zakresie za sprzeczne z Konstytucją.

Trybunał zakwestionował też prawo prezesa IPN do udostępniania dokumentów zgromadzonych w Instytucie dla celów badań naukowych oraz prowadzenia działalności dziennikarskiej. Ustawa nie wskazywała żadnych przesłanek wyrażania zgody na te badania, pozwalając w istocie działać prezesowi w sposób arbitralny - po uważaniu. Uznanie tego prawa za niekonstytucyjne pociąga za sobą nader istotne konsekwencje - od dnia wejścia w życie wyroku Trybunału Konstytucyjnego nie ma już prawnej możliwości prowadzenia badań naukowych czy dziennikarskich w archiwach IPN (oczywiście, nie dotyczy to przypadków już wcześniej uzyskanych zezwoleń na prowadzenie takich badań).

***

Mimo - jak to określono - chirurgicznej precyzji, z jaką Trybunał Konstytucyjny starał się oczyścić ustawy lustracyjne z niekonstytucyjnych przepisów, to, co z nich pozostało, wydaje się wręcz niemożliwe do stosowania. Z uwagi na uchylenie wzoru oświadczenia lustracyjnego muszą zostać umorzone wszystkie procedury lustracyjne, nie można też złożyć takiego oświadczenia. W tej sytuacji nie ma już większego znaczenia, że zniknęła przy okazji sankcja za niezłożenie oświadczenia w terminie. Praktycznie zamknięto dostęp do akt zgromadzonych w IPN, wstrzymano także prace nad sporządzeniem list osób współpracujących z organami bezpieczeństwa.

Ale jeżeli twórcy ustaw lustracyjnych chcieliby za ten stan rzeczy kogoś obwiniać, powinni zacząć przede wszystkim od samych siebie.

Dr hab. WŁODZIMIERZ WRÓBEL jest pracownikiem naukowym Katedry Prawa Karnego UJ, byłym członkiem Komisji Kodyfikacyjnej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 20/2007