Cena przyjaźni

Polityczne zbliżenie polsko-rosyjskie, jeśli ma trwać dłużej, musi mieć także swą cenę: Polska musiałaby zrezygnować z takiej wizji Europy Wschodniej, która przez Zachód bywa postrzegana jako przejaw idealizmu, lecz która z punktu widzenia Polski jest głęboko racjonalna. Czy warto ją zapłacić?

04.05.2010

Czyta się kilka minut

Liczba przyjaznych gestów uczynionych wobec Polski i ciepłych słów, jakie usłyszeliśmy od Rosjan po tragedii w Smoleńsku, jest bezprecedensowa. Jeszcze bardziej niezwykła wydaje się jednak reakcja, którą wywołały w Polsce te pozytywne sygnały z Moskwy: uruchomiły one wręcz lawinę nadzwyczaj emocjonalnych głosów, których wspólnym mianownikiem wydaje się jedno: pragnienie, aby relacje pomiędzy Polską a Rosją, pomiędzy naszymi narodami i krajami były inne niż dotychczas.

Nie tylko emocje

Ta potrzeba zbliżenia po części wynika z porywu serca w obliczu wręcz porażającej swą symboliką katastrofy, ale wiąże się także ze świadomością bardzo konkretnych korzyści. Przede wszystkim: zmniejszenie napięcia w stosunkach z największym sąsiadem i odwiecznym oponentem samo w sobie jest zjawiskiem pozytywnym, przynoszącym poczucie ulgi i politycznej satysfakcji. Odwilż w relacjach z Moskwą umacnia także pozycję Polski w Unii Europejskiej, sprzyjając wizerunkowi naszego kraju - jako wiarygodnego i odpowiedzialnego współtwórcy unijnej polityki wschodniej.

Pojawia się także szansa przekucia lepszych stosunków ludzkich i politycznych na korzyści w wymiarze ekonomicznym, gdyż Rosja ciągle jest krajem, w którym atmosfera polityczna w znacznym stopniu wpływa na możliwości działania na poziomie biznesowym.

Z tych wszystkich powodów zbliżenie polsko-rosyjskie jest procesem ważnym i wartościowym. Pielęgnując wzajemne relacje i to dobro, które się w nich pojawiło, powinniśmy być jednak świadomi faktu, że zbliżenie - jeśli ma trwać dłużej - ma też swoją cenę. Cenę, którą zgodziła się zapłacić większość współpracujących z Rosją krajów Unii Europejskiej.

Jest nią tzw. pragmatyzacja polityki wobec Rosji.

Stare oblicze nowego przyjaciela

Od kilku miesięcy obserwujemy wprawdzie narastające dystansowanie się władz rosyjskich od stalinizmu, nie zmienia to jednak istoty systemu rządów w Rosji.

Ostatnie dwa lata można uznać za czas, w którym doszło do utrwalenia w tym kraju systemu autorytarnego. "Sterowana demokracja" nie zachwiała się w obliczu kryzysu ekonomicznego, przetrwała także zmianę personalną na stanowisku prezydenta. Co więcej, coraz bardziej realna staje się perspektywa powrotu Władimira Putina - dziś premiera - na fotel prezydencki. Po dokonanych ostatnio zmianach konstytucyjnych, przedłużających kadencję głowy państwa do 6 lat, oznaczałoby to dlań kolejne 12 lat u władzy, a więc de facto nieomal dożywotnie przywództwo tego polityka.

Rosja coraz skuteczniej odbudowuje także swoją strefę wpływów na obszarze poradzieckim. Wojna w Gruzji w zasadzie wykreśliła z planów NATO kwestię rozszerzenia Sojuszu w tym regionie. Utrwaliła także rosyjską obecność militarną w separatystycznych republikach: Południowej Osetii i Abchazji.

Owoce przynosi również zapoczątkowana kilka lat temu polityka ekspansji ekonomicznej: Moskwa częściowo już przejęła i przybliża się do przejęcia kolejnych strategicznych aktywów na Białorusi. Systematycznie wzrasta też uzależnienie Ukrainy od Rosji. W zamian za rewizję niekorzystnych dla Kijowa porozumień gazowych podpisanych przez poprzedni ukraiński rząd w 2009 r., Kreml uzyskał właśnie zgodę na przedłużenie do 2042 r. stacjonowania na Krymie Floty Czarnomorskiej.

Europejska pragmatyka

Postawa zaprzyjaźnionych z Rosją krajów Unii opiera się na zrozumieniu, że trwałe zbliżenie z Moskwą nie jest możliwe bez zaakceptowania istoty panującego w tym kraju systemu władzy i prowadzonej przez niego polityki regionalnej. W praktyce oznacza to przymknięcie oka na autorytarny i neoimperialny charakter rosyjskiego reżimu. A także przyzwolenie na szczególne aspiracje geostrategiczne Rosji wobec Kaukazu i Europy Wschodniej, na prawo do obecności militarnej uzyskanej przez presję ekonomiczną lub nawet interwencję zbrojną. Wreszcie - uznanie tego obszaru za swoistą strefę przejściową, wobec której Unia prowadzi wprawdzie politykę przyjaznego i stabilizującego sąsiedztwa, ale granice tej polityki wyznacza obawa przed zbyt ostrą konfrontacją z Rosją.

Stając wobec realnej możliwości poprawy stosunków z Rosją, musimy zadać sobie pytanie: czy my również jesteśmy gotowi dołączyć do "głównego nurtu" europejskiego pragmatyzmu, ze wszystkimi tego skutkami? Jeszcze kilka lat temu większość Polaków bez wahania odrzuciłaby taką wizję polityki wschodniej. Dziś odpowiedź może wydawać się dużo trudniejsza.

Także dlatego, że do polityki wspierania demokratycznej i rynkowej transformacji Białorusi i Ukrainy nie zachęca sytuacja w tych krajach. Okazały się one niezdolne do realizacji reform ustrojowych, a ich władze bardziej zajęte są dbaniem o własne interesy polityczno-biznesowe niż rację stanu. Na tym tle Rosja jawi się jako stabilny i odpowiedzialny partner.

W rezultacie mówienie o perspektywach członkowskich dla Ukrainy i krytykowanie systemu władzy w Rosji wydaje się coraz bardziej anachroniczne. Dodatkowo, w ustach Polaków takie hasła zawsze wiązały się z ryzykiem, że zostaną odebrane jako dowód naszej genetycznej rusofobii, sprzężonej ze skłonnością do romantycznego idealizmu. Dziś, po 10 kwietnia, ryzyko to wydaje się jeszcze większe. Epatując hasłami przestrogi przed rosyjskim imperializmem, możemy stracić z nawiązką wszystko to, co udało się wypracować z Moskwą, narażając się nie tylko na kompletne niezrozumienie, ale nawet na śmieszność w swoim własnym europejskim obozie.

Polska strategia

Wszystko to stawia nas przed pokusą zmiany tego, co przez pierwsze dwie dekady III RP wydawało się fundamentem polskiej polityki wschodniej. Zmiana taka jest tym bardziej nęcąca, że może się dokonać w sposób niemal niezauważony, bez spektakularnych deklaracji, w łańcuszku pozornie nieznaczących decyzji, dyktowanych wizerunkową, polityczną i biznesową korzyścią dnia codziennego.

Na końcu tej drogi może się jednak okazać, że koszt "pragmatyzacji" polityki wobec Rosji jest dla Polski dużo większy niż dla Francji czy Niemiec. Wizja demokratycznej Rosji i unijnej Europy Wschodniej nie jest bowiem nad Wisłą przejawem politycznego idealizmu i romantycznej potrzeby walki "o wolność naszą i waszą". Wizja ta, z perspektywy tego akurat miejsca w Europie, jest w istocie głęboko racjonalna. Autorytarna i neoimperialna Rosja - a z taką mamy ciągle do czynienia - nie jest zdolna do prawdziwego historycznego pojednania z państwem, które było ofiarą stalinowskiego reżimu. Taka Rosja nie może zapewnić też modernizacji sąsiadujących z nami krajów wschodnioeuropejskich.

Wreszcie, co najważniejsze, taka Rosja konserwuje podział w Europie. Ten podział, który biegnie wzdłuż naszej wschodniej granicy i póki istnieje, jest i będzie źródłem największej dla Polski niepewności strategicznej. Rezygnując z obstawania przy wizji Europy bez podziałów, wizji Europy, w której Bug nie wyznacza granicy dwóch światów cywilizacyjnych i stref politycznych, rezygnujemy z własnej racji stanu. Co więcej, skazujemy na niebyt ten nurt myślenia w Europie.

Jest bowiem oczywiste - i świetnie wydają się to rozumieć Rosjanie - że Polska stanowi dziś kluczowe ogniwo wśród tych nielicznych państw UE, które spoglądając na Wschód starego kontynentu poszukują czegoś więcej niż tylko dobrych interesów z Moskwą.

KATARZYNA PEŁCZYŃSKA-NAŁĘCZ jest wicedyrektorem Ośrodka Studiów Wschodnich i członkiem Polsko-Rosyjskiej Grupy ds. Trudnych. Autorka opracowania "Dokąd sięgają granice Europy? Polsko-rosyjskie konflikty strategiczne 1990-2010", które ukazało się właśnie na stronie internetowej Ośrodka (www.osw.waw.pl).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 19/2010