Cały ten kicz

W „Wielkich oczach” Burton z właściwą sobie brawurą opowiada o meandrach kobiecej emancypacji i przeprowadza satyrę na rynek sztuki.

10.01.2015

Czyta się kilka minut

Amy Adams i Christoph Waltz w filmie „Wielkie oczy” / Fot. FORUMFILMPOLAND
Amy Adams i Christoph Waltz w filmie „Wielkie oczy” / Fot. FORUMFILMPOLAND

W malarstwie Margaret D.H. Keane kicz miał wielkie oczy – zupełnie jak strach, który kazał jej przez 10 lat podpisywać obrazy nazwiskiem męża. Dzięki temu Walter Keane stał się w latach 60. XX w. jednym z najdroższych malarzy na świecie.

Czego bała się autorka wielkookich portretów? Kiedy poznajemy ją na początku filmu, jest zdesperowaną samotną matką, która przybywa do San Francisco i próbuje związać koniec z końcem, ozdabiając malunkami dziecięce łóżka w fabryce mebli i sprzedając swoje obrazki po dolarze za sztukę. Najbardziej boi się pierwszego męża, który odgraża się, że zabierze jej córkę. Gdy poznaje Keane’a, czarującego przedsiębiorcę i niedzielnego malarza, czuje, jakby wygrała los na loterii – panicznie lęka się nawrotu samotności. Kiedy Walter zaczyna robić zawrotną karierę, jej strach przybiera jeszcze większe oczy: mistyfikacja może w każdej chwili się wydać, a w Margaret narasta poczucie winy i świadomość podrzędnej roli w interesie. Z kluczowego fragmentu jej biografii Tim Burton stworzył przewrotną opowieść o kobiecie, która wywalczyła sobie co prawda „własny pokój”, ale została w nim zamknięta na klucz i sprowadzona do roli figurantki.

Jest w „Wielkich oczach” zabawna scenka, w której Margaret podczas zakupów w hipermarkecie wrzuca do wózka puszkę zupy Campbell, po czym na stoisku obok dostrzega własne prace skopiowane w dziesiątkach posterów. Nie przypadkiem też film otwiera motto z Warhola, który mniej więcej w tym samym czasie bezczelnym gestem przesunął w sztuce granice kiczu i dowartościował pojęcie reprodukcji. Burton poprzez historię Keane’ów pokazuje karykaturalny wymiar tego konceptu, dworuje z mechanizmów kreowania mód i nakręcania komercyjnego sukcesu przez skandal. Stawia też pytania o uczciwość w sztuce, choć dziś, w dobie płynnych, zwielokrotnionych czy widmowych tożsamości brzmią one dość anachroniczne. W centrum tych pytań znajduje się jednak kobieta, która na każdym kroku umniejszała swój talent, aż wreszcie, pozbawiona marketingowych zdolności, została wykorzystana przez sprytnego, doskonale potrafiącego się sprzedać mężczyznę.

U Burtona podskórnie toczy się też dyskurs wokół kiczu. Sierotki, kotki i pieski z obrazów Margaret są idealnym wypełnieniem jego definicji, inaczej jednak funkcjonują w rękach wyrachowanego Waltera, inaczej zaś pod czułym spojrzeniem Margaret, która oddawała obrazkom kawałek duszy, traktując niemalże jak dzieci, w myśl zasady, że „sztuka jest zawsze osobista”. W tym sensie malarka wydaje się bliska samemu Burtonowi, który nigdy nie krył swojej słabości do kiczu. Więcej: twórca „Edwarda Nożycorękiego” potrafił przemienić tę podejrzaną materię w tworzywo najszlachetniejsze. Znana jest jego wielka miłość do twórczości Keane: przez lata kolekcjonował jej obrazki, a w filmach animowanych, np. „Gnijącej pannie młodej”, składał wyraźny hołd „wielkim oczom”.

Świat najnowszego filmu Burtona również naznaczony jest kiczowatym przegięciem. Ameryka przełomu lat 50. i 60. do złudzenia przypomina reklamy z tamtego okresu: jest przerysowana, krzycząca kolorem, przeładowana modnymi wówczas gadżetami. Amy Adams grająca Margaret (chodząca poczciwość przełamana nutką ironii), a zwłaszcza Christoph Waltz w roli Waltera, szarżują bezwstydnie i uroczo. Burton z właściwą sobie brawurą próbuje pomieścić w jednym opowieść o meandrach kobiecej emancypacji i satyrę na rynek sztuki, który obrazki wieszane przy knajpianej toalecie z dnia na dzień wywindował na nowojorską Wystawę Światową. Cała zaś opowieść została wzięta w cudzysłów: jest relacją pewnego dziennikarza, który prawdopodobnie trochę zmyśla, troszkę koloryzuje – wszak historia Keane’ów też musi się dobrze sprzedać.

„WIELKIE OCZY” (Big Eyes) – reż. Tim Burton, scen. Scott Alexander, Larry Karaszewski. zdj. Bruno Delbonnel, muz. Danny Elfman, wyst. Amy Adams, Christoph Waltz, Jason Schwartzman i inni. USA 2014.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 03/2015