Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Tego jeszcze nie było: brytyjski książę Edward i jego żona Sophie zostali zmuszeni do odwołania wizyty w Grenadzie, i to zaledwie dzień przed jej rozpoczęciem. To nie tylko plotkarski news, lecz jeszcze jedno ostrzeżenie dla Londynu: narody Karaibów są o krok od zerwania więzów łączących je z dawną kolonialną metropolią.
Oficjalnie wizytę „przesunięto w czasie” po „konsultacjach” z władzami Grenady – niepodległego od 1974 r. kraju, który podobnie jak np. Kanada czy Australia za formalną głowę państwa uznaje wciąż brytyjską królową. W rzeczywistości chodziło m.in. o niedrażnienie miejscowej opozycji: centrolewicowy Demokratyczny Front Narodowy, choć obecnie poza 15-osobowym parlamentem, proponował już raz referendum w sprawie odebrania Elżbiecie II tej roli.
Swoje zrobiła też krytyka marcowej podróży na Karaiby książąt Cambridge, głównej wizerunkowej nadziei monarchii (na zdjęciu). Choć w Belize, na Bahamach i Jamajce William i Kate przykuwali uwagę mediów, a eksperci od ich wizerunku dwoili się i troili, aby ich „ofensywa wdzięku” przykryła tzw. skandal Windrush (politykę deportacji i pozbawiania praw obywatelskich imigrantów z Karaibów, stosowaną przez Wielką Brytanię od 2012 r.), książęcą parę przyjmowano chłodno. Premier Jamajki Andrew Holness zapowiedział Williamowi, że jego kraj także chce, aby królowa nie była już tytularną głową państwa; odwołana w ostatniej chwili wizyta na plantacji kakao przywodziła na myśl czasy niewolnictwa, podobnie jak pozdrawianie dzieci stłoczonych za drucianą siatką.
To już ostatnie takie wizyty. 21 kwietnia brytyjska królowa skończyła 96 lat. Jej następcy prawie na pewno stracą karaibskie tytuły. ©℗