Boy z perspektywy czasu

Ten obszerny wybór szkiców krytycznych Tadeusza Boya-Żeleńskiego miał się ukazać w 1941 roku w sowieckim Państwowym Wydawnictwie Mniejszości Narodowych.

20.06.2006

Czyta się kilka minut

Tadeusz Boy-Żeleński, fotografia z czasów lwowskich /
Tadeusz Boy-Żeleński, fotografia z czasów lwowskich /

Pisarz znajdował się wtedy we Lwowie, dokąd trafił po przymusowej ewakuacji z Warszawy we wrześniu 1939 roku. Brał udział w życiu literackim pod rządami sowieckimi, otrzymał nominację na profesora literatury francuskiej uniwersytetu lwowskiego, we wrześniu 1940 został członkiem Związku Radzieckich Pisarzy Ukrainy, publikował w "Czerwonym Sztandarze", a potem także w miesięczniku "Nowe Widnokręgi". Jego biograf Henryk Markiewicz podkreśla jednak, że autor "Słówek" stosował wówczas raczej taktykę uniku i wstrzemięźliwości. O ile to możliwe, nie angażował się w sprawy związane z wielką polityką.

Wybór szkiców "W perspektywie czasu" oddano do druku w czerwcu 1941 roku. Niecały miesiąc później Boy-Żeleński został rozstrzelany przez hitlerowców wraz z innymi profesorami lwowskich uczelni. Książka nie zdążyła się ukazać. Dopiero niedawno Wiesław Uchański, prezes Wydawnictwa Iskry, zakupił na aukcji antykwarycznej jej manuskrypt.

Lektura zawiedzie tych, którzy szukają dowodów kolaboracyjnej działalności pisarza; "W perspektywie czasu" to przede wszystkim ponownie zredagowane szkice przedwojenne. Dobór tematów i problemów jest bardzo różnorodny. Wiele miejsca poświęcono romantyzmowi; Boy wraca do swoich ulubionych dzieł, analizuje twórczość Mickiewicza, recenzuje sztuki Słowackiego, Fredry, Norwida i Wyspiańskiego. Żeby nie narazić się na zarzut zupełnej apolityczności, jednemu z rozdziałów nadaje tytuł "Drogi i zaułki szlachetczyzny". Umieszcza też w wyborze prześmiewczy artykuł o "Kodeksie honorowym" Boziewicza. "Zamieściłem tu ten artykulik - tłumaczy Boy - tak jak był pisany przed kilkunastu laty. Rzecz wydała mi się - z punktu widzenia historii literatury i obyczajów - interesująca jako ostatni manifest tej pogrobowej niejako ale jakże żywotnej ... [wyraz nieczytelny], którą bawiło się życie polskie w ciągu ubiegłego i obecnego stulecia". Zapewne tego typu "naciągane" komentarze były potrzebne, by książka w ogóle mogła się ukazać w sowieckim wydawnictwie. Jest ich więcej, ale na ogół mają charakter stonowanych wtrętów.

Wyraźną tendencyjnością razi za to opublikowana w "Nowych Widnokręgach" recenzja ze sztuki Wandy Wasilewskiej o Bartoszu Głowackim, wystawionej przez lwowski Teatr Polski. Można tu znaleźć następujące konstatacje: "Namiętne, czujne serce Wasilewskiej wzięło w siebie wszystką krzywdę, jaka spotkała tego chłopa, gorycz jaka musiała go zalewać; odczuła w jego osobie i w doli jego sponiewieranie, zmarnowanie tylu skarbów męstwa, dobrej woli, ufności, nadziei. Ta czarna karta z dziejów szlachetczyzny w Polsce musiała być utrwalona". Z drugiej strony - pochodzące także z "Nowych Widnokręgów" artykuły o twórczości Stendhala oraz o trylogii powieściowej związanego z Komuną Paryską Julesa Vall?sa czyta się znakomicie, przypominają przedwojenne szkice Boya poświęcone literaturze francuskiej.

Zbiór zawiera też dwa bloki tekstów wspomnieniowych na temat dzieciństwa i starego Krakowa. Janusz Tazbir pisze we wstępie, że w antologii Boya, gdyby została wydana w 1941 roku, "znajdowano by pełen sentymentu obraz dawnych epok oraz stylu życia ówczesnych elit kulturalnych". Stanowiłoby to zapewne kontrast wobec marnej literatury politycznej tamtego czasu.

Tak się jednak nie stało. Zresztą nie bardzo chce się wierzyć, by przed wydaniem książka nie została skrupulatnie okrojona przez komunistyczną cenzurę (Tazbir wskazuje choćby na recenzje z "Turonia" Żeromskiego, ze sztuk Wyspiańskiego i Karola Huberta Rostworowskiego). Jej ostateczny kształt różniłby się zapewne znacznie od autorskiego zamysłu. Dziś, po kilkudziesięciu latach, ostatnia książka Boya ujrzała wreszcie światło dzienne. Ukazuje się jednak w zupełnie odmiennej sytuacji historycznej, co trzeba wziąć pod uwagę podczas lektury.

Tadeusz Boy-Żeleński, "W perspektywie czasu". Wstęp: Janusz Tazbir. Nota redakcyjna: Sylwia Wójcikowa. Warszawa 2006, wydawnictwo Iskry.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 26/2006

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku (26/2006)

Podobne artykuły

Obraz tygodnia
"Bach stanowi pewnego rodzaju punkt odniesienia, gdyż był przedmiotem drobiazgowej analizy setek tysięcy inteligencji, setek tysięcy bliźnich przede mną. Cóż to właściwie znaczy, że klasyczne jest to, co przetrwało? W jaki sposób taka koncepcja klasyczności przejawia się w ludzkim życiu? Najpoważniejszą odpowiedź na to pytanie znajdujemy u wielkiego współczesnego poety klasyczności, Polaka Zbigniewa Herberta. Dla Herberta przeciwieństwem klasyka nie jest romantyk, lecz barbarzyńca. Co więcej, »klasyk kontra barbarzyńca« to nie tyle opozycja, ile konfrontacja. Herbert pisze z historycznej perspektywy Polski, kraju o zachodniej kulturze, która jest permanentnie zagrożona, osaczona przez popadających okresowo w barbarzyństwo sąsiadów. Tym, co pozwala klasykowi przetrwać szturm barbarzyństwa, nie jest w oczach Herberta żadna istotowa jakość. Klasyczne jest właśnie to, co przetrwało najgorsze barbarzyństwo, co ocalało, ponieważ pokolenia ludzi nie mogły o tym zapomnieć i trzymały się tego za wszelką cenę - mówił John Maxwell Coetzee w nawiązującym polemicznie do T.S. Eliota wykładzie "Kto to jest klasyk?", opublikowanym przez "Europę", dodatek do dziennika "Fakt". - Doszliśmy więc do pewnego paradoksu. Klasyczne jest to, co jest w stanie przetrwać. Toteż kwestionowanie klasyki, nieważne jak nieprzyjazne, jest częścią historii klasyki, czymś nieuchronnym, a nawet pożądanym. Dopóki bowiem klasyka potrzebuje ochrony przed atakiem, dopóty nie może udowodnić, że jest klasyką".