Bóle fantomowe

Rząd Viktora Orbána zbija kapitał polityczny na poczuciu krzywdy i tęsknoty za utraconą potęgą, które wciąż tlą się w węgierskim społeczeństwie. A wszystko zaczęło się sto lat temu.
z Budapesztu

23.03.2020

Czyta się kilka minut

Delegacja węgierska wychodzi z pałacu Trianon kilka chwil po podpisaniu traktatu pokojowego, 4 czerwca 1920 r. / DOMENA PUBLICZNA / WIKIPEDIA.ORG
Delegacja węgierska wychodzi z pałacu Trianon kilka chwil po podpisaniu traktatu pokojowego, 4 czerwca 1920 r. / DOMENA PUBLICZNA / WIKIPEDIA.ORG

W jednym z najbardziej ruchliwych punktów Budapesztu, w przejściu podziemnym koło dworca Nyugati i galerii handlowej, wokół prowizorycznego, udekorowanego w barwy narodowe namiotu uwija się para starszych wolontariuszy. Nad nimi baner: „Zbiórka podpisów za unieważnieniem Trianon!”.

Do podpisywania nie garną się tłumy. Jednak co rusz ktoś podchodzi, zwabiony hasłami: „Trianon nie jest wieczne!” czy „Precz z Trianon – sprawiedliwość dla Węgier”. Jak twierdzą organizatorzy akcji, zebrano już ponad 300 tys. podpisów, a do końca tego roku – jubileuszowego – chcą dobić do miliona.

Nie jest natomiast jasne, jakie skutki miałaby nieść ta akcja. Bo nawet jej organizatorzy wydają się zdawać sobie sprawę, że oprócz symbolicznego wyrazu sprzeciwu wobec dawnej krzywdy węgierskiej nie mają na co liczyć. Daje ona jednak wyraz emocjom, rozbudzonym na Węgrzech w setną rocznicę wydarzenia, które do dziś porusza i rani.

Katastrofa największa

W ostatnich latach w wielu krajach Europy Środkowej radośnie obchodzono stulecie wyłonienia się nowego ładu politycznego po I wojnie światowej. Upadek dominujących w tym regionie mocarstw – imperiów Romanowów, Hohenzollernów i Habsburgów – pozwolił na powstanie konstelacji nowych państw. W 1918 r. niepodległość ogłosiły Polska, Litwa, Łotwa, Estonia, Czechosłowacja, a Rumunia zwiększyła dwukrotnie swój obszar. W pamięci zbiorowej tych narodów rok 1918 zapisał się jako moment narodowej satysfakcji, triumfu, przywróconej sprawiedliwości.

Tymczasem dla Węgier pamięć o tamtych wydarzeniach niesie zgoła odmienne skojarzenia. Wprawdzie uzyskały one w 1918 r. – po niemal czterech wiekach – pełną samodzielność państwową, jednak skutki wojny uważane są tam powszechnie za największą katastrofę w tysiącletnich dziejach państwa i narodu. Ówczesne Węgry okazały się bowiem Węgrami radykalnie okrojonymi: utraciły dwie trzecie przedwojennego terytorium, a 3 miliony Węgrów znalazły się poza nowymi granicami kraju.

Symbolem tej katastrofy stał się traktat pokojowy między zwycięskimi mocarstwami i Węgrami (traktowanymi jako jeden z pokonanych uczestników Wielkiej Wojny), podpisany 4 czerwca 1920 r. w Trianon, jednym z pałaców Wersalu.

Po stronie przegranych

Dlaczego skutki traktatu były tak dotkliwe? Przede wszystkim, jako podmiot współtworzący monarchię austro-węgierską, Węgry przegrały wojnę. Choć przez kilka stuleci podporządkowane były imperium Habsburgów, wobec którego wielokrotnie powstawały zbrojnie, to w 1867 r. uzyskały status niemal niezależnego państwa w ramach dualistycznej monarchii Austro-Węgier (cesarz Austrii stawał się zarazem królem Węgier). Niemal, gdyż obok polityki celnej i skarbu, także kwestie zagraniczne i wojskowe pozostały w gestii Wiednia. Mimo że węgierski rząd w 1914 r. niechętnie przystępował do wojny, to do samego jej końca pozostał wierny Wiedniowi i sojuszowi państw centralnych. I wyszedł z wojny jako państwo pokonane.

Głębszą przyczyną rozpadu Węgier były narastające przez cały wiek XIX dążenia mniejszości narodowych. Królestwo Węgier było bowiem państwem wieloetnicznym. Według spisu powszechnego z 1910 r. językiem węgierskim jako pierwszym posługiwało się tylko 54 proc. ludności (natomiast 16 proc. rumuńskim, po 10 proc. słowackim i niemieckim, po 2,5 proc. rusińskim i serbskim). Węgrzy stanowili większość w 30 z 63 komitatów (okręgów), na które kraj był podzielony.

Po uzyskaniu od Habsburgów niezależności w sprawach wewnętrznych Węgrzy nie mieli zamiaru dzielić się tą wolnością z innymi nacjami. Prowadzili politykę asymilacji, co dodatkowo radykalizowało mniejszości. Gdy więc jesienią 1918 r. monarchia Austro-Węgier chyliła się ku upadkowi, Słowacy zdecydowali o przyłączeniu się do powstającej Czechosłowacji (choć ziemie słowackie nigdy wcześniej nie były związane państwowo z ziemiami czeskimi), natomiast Rumunia i Serbia – należące do zwycięskiej koalicji, Ententy – zajęły tereny licznie zamieszkiwane przez swoich rodaków. Siedmiogród, który przejęła Rumunia, miał powierzchnię większą niż całe okrojone państwo węgierskie.

Ententa ustala nowy ład

Na kształt trianońskich granic Węgier wpływ miały także rachuby państw Ententy, kształtujących powojenny ład polityczny. Pierwsze skrzypce grała Francja, pragnąca mieć w Europie Środkowej pas państw sojuszniczych (Polskę, Czechosłowację i Rumunię), które z jednej strony byłyby zaporą przed ekspansją Niemiec na wschód, a z drugiej strony „kordonem sanitarnym” wobec bolszewickiej Rosji.

Choć przy ustalaniu nowych granic wiodąca miała być wilsonowska zasada etniczna, to w wypadku terenów o populacji mieszanej decydowano zwykle na korzyść narodów, które albo walczyły po stronie Ententy (Rumuni, Serbowie), albo których liderzy (jak czescy, pozostający na emigracji) dostatecznie wcześnie opowiedzieli się za Ententą.

Pozycji negocjacyjnej Węgier wobec Ententy nie pomogły turbulencje, w jakich kraj znalazł się po dezintegracji monarchii habsburskiej. Jesienią 1918 r. zamordowany został wojenny premier Węgier i powołana liberalno-demokratyczna republika, wiosną 1919 r. władzę przejęli węgierscy bolszewicy, a na jesieni doszło do restauracji monarchii, z tym że bez króla – regentem został ostatni admirał floty habsburskiej Miklós Horthy, wokół którego skupiły się przedwojenne elity arystokratyczno-ziemiańskie.

Rewizjonizm integralny

W dzień podpisania traktatu pokojowego, 4 czerwca 1920 r., w całym kraju zabiły dzwony, a flagi opuszczono. Węgrzy nie mogli się pogodzić z utratą ziem zamieszkanych przez kilka milionów ich rodaków oraz z degradacją – z pozycji współgospodarza jednego z największych europejskich mocarstw do roli niewielkiego państwa, bez dostępu do morza.

Winą za rozpad Węgier obciążano nacje, które – jak argumentowano – obróciły się przeciw państwu przez stulecia będącym ich domem. Oskarżano bezduszne mocarstwa. Szukano prostych wyjaśnień. Według jednego z nich rumuńska królowa Maria przywiozła ze sobą do Paryża kurtyzany, które miały jakoby odegrać decydującą rolę w „przekonaniu” delegatów konferencji pokojowej do werdyktu niekorzystnego dla Węgier.

Za głównego winowajcę rozpadu Królestwa Węgier uznawano francuskiego premiera Georges’a Clemenceau, gospodarza konferencji wersalskiej. Jego rzekoma niechęć do Węgrów miała wynikać z nieudanego małżeństwa jego syna z Węgierką. Rolę sprawczą przypisywano też wolnomularzom – ten mit okazał się najtrwalszy i do dziś znajduje zwolenników.

Rozpad Królestwa Węgier, przypieczętowany traktatem z Trianon, odrzucała cała klasa polityczna. Zresztą aż jedną trzecią posłów węgierskiego parlamentu, wybranego w 1920 r. (w tym połowę posłów partii rządzącej) stanowili ludzie urodzeni poza nowymi granicami. Co bardziej umiarkowani politycy postulowali więc korektę granic – tak, aby chociaż te tereny wróciły do macierzy, gdzie Węgrzy stanowili większość. Natomiast władze horthystowskie opowiadały się za rewizjonizmem integralnym, czyli powrotem Węgier w całości do przedwojennych, „tysiącletnich” granic.

Modlitwa o zmartwychwstanie

Rewizjonizm stał się nie tylko ideologią państwową okresu międzywojennego (reżim karmił obywateli iluzją powrotu do dawnej wielkości), ale wrósł też w codzienność. Uczniowie zaczynali i kończyli dzień szkolny modlitwą o „zmartwychwstanie Węgier”. Do końca lat 30. postawiono na Węgrzech ok. 700 rewizjonistycznych pomników. Utworzono Węgierską Ligę Rewizjonistyczną, która w kraju i na świecie prowadziła kampanię na rzecz zmiany granic. Do radykalizacji nastrojów przyczyniał się napływ ok. 350 tys. Węgrów z ziem utraconych. Nierzadko pozostawili tam majątki i pozycję społeczną – oni szczególnie głośno domagali się zmiany granic.

Węgierski rewizjonizm z jednej i dążenia państw sąsiedzkich do zachowania status quo z drugiej strony – w okresie międzywojennym te dwie tendencje wzajemnie się napędzały, określały relacje Budapesztu z sąsiadami. Na popularny slogan „Wszystko z powrotem!” Rumuni odpowiadali hasłem „Ani piędzi ziemi!”. Państwa sąsiednie na początku lat 20. zawiązały tzw. Małą Ententę: sojusz Czechosłowacji, Rumunii i Jugosławii, które obiecały sobie wzajemnie pomoc na wypadek węgierskich prób siłowego podważenia granic.


Czytaj także: Dominik Héjj: Jeszcze będziemy jednością


Ponieważ Węgry dysponowały niewielkim potencjałem militarnym, gospodarczym i demograficznym, zmiana granic mogła być dokonana jedynie przy poparciu rewizjonistycznych mocarstw. Początkowo Budapeszt głównego sojusznika upatrywał we Włoszech Mussoliniego, ale w latach 30. patronem węgierskiego rewizjonizmu stały się Niemcy – pod rządami Hitlera otwarcie dążące do rewizji „dyktatu wersalskiego”.

W końcu Węgrzy skorzystali na wywróceniu przez Niemcy ładu wersalskiego i w latach 1938-41 odzyskali połowę utraconych ziem: południową Słowację i północny Siedmiogród (na podstawie arbitrażów) oraz Zakarpacie i część Wojwodiny (w wyniku działań zbrojnych). Do Koszyc i Klużu triumfalnie wjechał konno Horthy. Jednak radość nie trwała długo: po klęsce Niemiec w II wojnie światowej Węgry ponownie utraciły te ziemie.

Wracająca kwestia mniejszości

Rewizjonistyczna polityka Węgier Horthyego skończyła się więc spektakularną klęską.

Za udział w II wojnie światowej po stronie Niemiec kraj zapłacił wysoką cenę: wykrwawieniem się węgierskiej 2. Armii na froncie wschodnim (w bitwie pod Stalingradem oraz w zakolu Donu straciła ona połowę stanu – ponad 100 tys. żołnierzy), znacznym zniszczeniem Budapesztu (w 1945 r., podczas jednego z najdłuższych oblężeń tamtej wojny) i moralną kompromitacją, ze względu na współudział w zagładzie żydowskich obywateli Węgier. Traktat paryski z 1947 r. potwierdził granice z Trianon, z drobną korektą na niekorzyść Węgier – trzy wioski koło Bratysławy przekazano Czechosłowacji.

Gdy po 1945 r. komuniści doszli do władzy, epoka Horthyego została potępiona, a „trianońskie” pomniki zburzone. W cenzurowanej przestrzeni publicznej nie było miejsca nie tylko dla haseł rewizjonistycznych, ale także dla upominania się o interesy mniejszości węgierskich w państwach ościennych.

Potem, w okresie liberalizacji systemu od lat 60., kwestia Węgrów poza granicami znów zaczęła być podnoszona. Wsparcie dla mniejszości węgierskich stało się jednym z głównych postulatów jednoczących różne nurty opozycji demokratycznej. Domagała się ona od władz reakcji na represje, jakie wobec Węgrów stosowały reżimy rumuński i czechosłowacki. Wreszcie konferencja helsińska z 1975 r., z jej naciskiem na prawa człowieka, dała opozycji język, za pomocą którego mogła upominać się o prawa mniejszości bez uciekania w przedwojenny rewizjonizm.

Gdy skończyła się dyktatura komunistyczna, pierwszy demokratyczny rząd potwierdził istniejące granice. Węgry szybko obrały kurs na członkostwo we Wspólnocie Europejskiej i NATO; w latach 90. wojny na Bałkanach były dodatkową przestrogą przed pomysłami roszczeń terytorialnych. Państwo skupiło się natomiast na wsparciu społeczności węgierskich, wciąż licznie zamieszkujących państwa sąsiednie – dziś jest to ok. 2,2 mln ludzi.

Od subkultury do polityki

Sentyment do dawnego Królestwa Węgier i przekonanie o niesprawiedliwości dziejowej, której symbolem jest Trianon, są wciąż silnie zakorzenione w społeczeństwie. Według badania opinii z 2018 r. aż 74 proc. Węgrów uznaje traktat z Trianon za największą katastrofę w historii państwa i narodu.

Jednak postulaty rewizji w ostatnich trzech dekadach były marginalne i ograniczały się do skrajnej prawicy. Powstała cała nacjonalistyczna subkultura, próbująca na różne sposoby wskrzeszać i eksploatować rewizjonistyczne hasła i emocje rodem z międzywojnia. Kapele rockowe śpiewają więc o tęsknocie za szczytami Karpat, przez które biegła dawna granica, kontur „wielkich Węgier” pojawia się na tatuażach, breloczkach czy nalepkach na samochody. Powstają pomniki Trianon, stawiane przez prawicowe samorządy lokalne lub finansowane przez prywatne inicjatywy.

Właśnie do tych sentymentów coraz śmielej zaczął nawiązywać Fidesz – partia rządząca Węgrami od roku 2010 r.

Formacja Viktora Orbána rywalizowała o elektorat z (do niedawna) skrajnie prawicowym Jobbikiem. Jednak zatrzymywała się zwykle w pół drogi, unikając otwarcie rewizjonistycznej retoryki, mogącej antagonizować i państwa sąsiedzkie, i umiarkowany węgierski elektorat. Dzień 4 czerwca, w którym podpisano traktat, jeszcze w 2010 r. ustanowiono świętem państwowym, jednak pod hasłem „Dnia Jedności Narodowej” (w domyśle: obejmującej Węgrów w kraju i poza granicami), a nie wprost pod hasłem „dyktatu z Trianon”. W wypowiedziach węgierskich oficjałów na próżno by szukać radykalnych haseł – choć już prorządowa prasa niekiedy wpuszcza na łamy rewizjonistów.

Historyczne ambiwalencje

Podobna ambiwalencja charakteryzuje tegoroczne obchody stulecia Trianon, z okazji których rząd ogłosił rok 2020 – Rokiem Jedności Narodowej. Sam premier Orbán nawołuje do rozsądku w upamiętnianiu rocznicy. W lutym tego roku argumentował, że należy się cieszyć, iż po stu latach od „wyroku śmierci” z Trianon Węgry wciąż żyją i są coraz silniejsze. Docenił, że Węgry nie są – jak kiedyś – otoczone kordonem nieprzyjaznych państw, lecz przeciwnie, współtworzą z nimi silny środkowoeuropejski sojusz.

Konflikt o historię z sąsiadami nie jest dziś bowiem na rękę Orbánowi. W polityce zagranicznej stawia on na Grupę Wyszehradzką, podczas gdy warunkiem jej funkcjonowania są stabilne stosunki węgiersko-słowackie. Na szerszym planie ideologicznym premier Węgier kreśli wizję zdroworozsądkowej Europy Środkowej, ostoi stabilności w niespokojnej Europie, oblężonej przez imigrantów i zatracającej swą tożsamość.

Do tego dochodzi pragmatyzm gospodarczy: Słowacja i Rumunia są, odpowiednio, drugim i czwartym najważniejszym rynkiem eksportowym dla Węgier. Dodatkowo członkostwo tych państw w Unii Europejskich zniwelowało bariery w kontaktach mniejszości z państwem węgierskim.

Po cienkim lodzie

Zarazem władze w Budapeszcie nie rezygnują ze zbijania kapitału politycznego na wciąż tlącym się w społeczeństwie poczuciu krzywdy i tęsknoty za utraconą potęgą.

We wspomnianym lutowym przemówieniu Orbán posłużył się cytatem z przedwojennej rewizjonistycznej modlitwy „O zmartwychwstanie Węgier”. Na facebookowym profilu Orbána ukazało się w grudniu 2019 r. zdjęcie posiedzenia kierownictwa partii na tle mapy „Wielkich Węgier”.

W styczniu do kanonu lektur szkolnych dołączono książki autorów rewizjonistycznych z międzywojnia. Przed parlamentem w Budapeszcie budowany jest pomnik, na którym wypisane zostaną wszystkie nazwy miejscowości przedtrianońskich Węgier. Orbán stąpa po cienkim lodzie, bo państwa sąsiedzkie są wyczulone na retorykę „Wielkich Węgier”. Szczególnie alergicznie reagują na to Rumunia i Ukraina.

Węgierskie sentymenty rewizjonistyczne łączą one z zacieśnianiem przez Budapeszt stosunków z Rosją Putina. Czyli z główną siłą, która podważa dzisiejszy ład w Europie. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 13/2020